25/06/2025
Czy "Seven Churches" jest pierwszą płytą death metalową? Zdania na ten temat są podzielone. Według mnie jest nie tylko pierwszą, ale też prawdopodobnie najlepiej oddającą istotę tego gatunku.
To własnie tutaj - co w pełni zrozumiałem po latach i bardzo wielu odsłuchach tej płyty - muzyka metalowa najbardziej zbliżyła się do najciemniejszych i najdzikszych rejonów duszy. Dotarła pod tym względem o krok dalej niż działo się to na najlepszych płytach Black Sabbath czy Venom.
W podobne nuty uderzały potem Morbid Angel, Necrovore czy Immolation, ale z czasem muzyka death metalowa zaczęła się coraz bardziej cywilizować, tracąc po drodze to, co jest w niej najbardziej atrakcyjne.
Jakiś czas temu miałem okazję oglądać koncert reaktywowanego Possessed w Poznaniu i choć był to udany występ, to niestety nikt nie potrafi odegrać tych riffów tak, jak robił to duet Mike Torrao - Larry LaLonde.
Teoretycznie najmniej uzdolnionym technicznie muzykiem spośród autorów "Seven Churches" był perkusista Mike Sus, jednak także jego styl gry nadawał tym utworom charakteru i tego wspaniałego posmaku chaosu, którego próżno szukać w dzisiejszych "deathmetalowych" płytach nagrywanych do metronomu i wyrównywanych do "siatki".
Na szczęście zawsze można wrócić do tej wspaniałej płyty i odkryć w niej coś, czego byc może nie dostrzegało się wcześniej.