Dorotka sobie gra

Dorotka sobie gra Najlepsze gry wszech czasów i spektakularne wtopy. Retro gaming w Polsce i poza nią. Sprzęt komputerowy marzeń. Scena gamingowa – Polska vs. reszta świata.

Prześwietlenie magazynów o grach. Kultowe polskie gry i komputery.

https://zrzutka.pl/wgm3pg #
09/06/2025

https://zrzutka.pl/wgm3pg #

Pomóż Lemurce znów jeść bez bólu – zbieramy na pilny zabieg stomatologiczny! 🐾💔Lemurka to nasza kochana, czarno-biała staruszka – 18 letnia kotka, która przez lata dawała nam miłość, ciepło i cichą obecność. Teraz to ona potrzebuje naszej pomocy.Od pewnego czasu Lemurka bar...

Hades vs Rogue Legacy – czyli pojedynek roguelike'owych legendWyobraź sobie galę walk, gdzie zamiast mięśniaków w klapka...
26/04/2025

Hades vs Rogue Legacy – czyli pojedynek roguelike'owych legend

Wyobraź sobie galę walk, gdzie zamiast mięśniaków w klapkach mamy dwie gry: jedną mitologiczną petardę i drugą – szalony generator nieudanych potomków.
W jednym rogu: Hades – syn boga, piękny jak grafika RTX-em malowana, z dramatami rodzinnymi grubszymi niż w "Grze o Tron".
W drugim: Rogue Legacy – pixelowe szaleństwo, gdzie twoje największe osiągnięcie to przetrwanie pięciu minut jako krótkowidz z gigantyzmem.

Najpierw Hades – to gra, która wciąga jak bagno. Wcielasz się w Zagreusa, który za wszelką cenę próbuje uciec z domu (czyli z piekła). Oczywiście, tata Hades rzuca mu kłody pod nogi szybciej niż politycy obietnice przed wyborami.
Walczysz jak dziki, giniesz, wracasz do domu, słuchasz zrzędzenia ojca... i zaczynasz od nowa.
Tu masz piękną grafikę – ręcznie rysowaną, pełną kolorów, a walka jest szybka i uzależniająca. Do tego każda porażka odsłania nowy fragment historii, więc nie wkurzasz się aż tak bardzo, jakbyś mógł.

A teraz Rogue Legacy – czyli gra, w której śmierć to dopiero początek twoich problemów. Po każdej zgonie twoje miejsce zajmuje potomek... z losowymi cechami. Może mieć gigantyzm, być daltonistą, mieć astmę albo nawet odwrotne sterowanie. (Tak, dokładnie – próbuj zrobić speedruna, kiedy twoja postać myli lewo z prawo).
Styl retro – pixel-art jak marzenie, a rozgrywka to szalona platformówka z budowaniem zamku, ulepszaniem wszystkiego co się da i przeklinaniem własnej genetyki.

Jeśli chodzi o klimat:
Hades stawia na mitologię, wielkie emocje, epicką ścieżkę dźwiękową i rozmowy z bogami, którzy albo ci pomagają, albo robią ci pod górkę.
Rogue Legacy to luźniejsze podejście – bardziej komediowe, z humorem w stylu "a co, jeśli mój bohater będzie miał zespół jelita drażliwego na polu bitwy?".

Walka?
Hades serwuje ci walkę szybką, płynną, gdzie kombinujesz stylem broni i mocami bogów, zmieniając taktykę co run.
W Rogue Legacy zasuwasz po zamku, skaczesz, walczysz i modlisz się, żeby twoje choroby genetyczne nie zabiły cię szybciej niż bossowie.

Rozwój postaci:
W Hadesie rozwijasz relacje, odblokowujesz nowe bronie, moce i fabularne sekrety.
W Rogue Legacy po prostu budujesz swój zamek, ulepszasz statystyki i liczysz na to, że twój następny rycerz nie okaże się totalnym memem.

Trudność?
Obie gry potrafią skopać ci tyłek, ale Hades robi to elegancko – możesz wybrać tryb z pomocą, jeśli bardzo się męczysz.
Rogue Legacy? Tu jest bardziej „przyjmij na klatę i próbuj znowu”, w stylu: „przetrwaj albo zgiń śmiesznie”.

Chcesz wejść w epicki świat pełen mitów, niesamowitej grafiki i klimatu, który wciągnie cię jak najlepszy serial? Wybierz Hadesa.
A jeśli wolisz się pośmiać, przeżywać totalny chaos i patrzeć, jak twoje geny znowu robią ci krzywdę – odpal Rogue Legacy.

Tak czy siak – przygotuj się na śmierć. Wielokrotnie. Ale przynajmniej będzie zabawnie.

Coś dla koneserów 🥸 Magnavox Odyssey – babcia wszystkich konsolDzisiaj zabieram Was w podróż do czasów, kiedy gry nie mi...
26/04/2025

Coś dla koneserów 🥸 Magnavox Odyssey – babcia wszystkich konsol

Dzisiaj zabieram Was w podróż do czasów, kiedy gry nie miały milionów pikseli, RTX-a ani DLC za pół wypłaty. Przed Wami Magnavox Odyssey – konsola tak stara, że pewnie pamięta dinozaury.

Kto to w ogóle wymyślił?
Wszystko zaczęło się w 1966 roku, kiedy pewien geniusz (Ralph H. Baer – znany też jako „Ojciec Gier Wideo”, ale równie dobrze mógłby być „Ojcem Wszystkich RAGE Quitów”) wpadł na pomysł, żeby zamiast oglądać nudne wiadomości w telewizji... POGRAĆ! Tak powstała „Brown Box”, czyli prototyp Magnavoxa. Nazwa idealna, bo wyglądała jak kawałek szafy.

Co to w ogóle potrafiło?
No, tu bez cudów:

Zero procesora, zero RAM-u. To było jak granie na kartonie z naklejonymi guzikami.

Gry? Aż 28! (ale spokojnie – większość to wariacje ping-ponga i... inne wariacje ping-ponga).

Grafika? Czarno-białe klocki biegające po ekranie. 4K? Pfft, 4 piksele!

Dźwięk? Coś ty. Twój telewizor wtedy robił więcej hałasu niż ta konsola.

Klimatyczne nakładki na ekran! Takie fajne folie, które przyklejałeś na telewizor, żeby twoje oczy miały o czym marzyć. (Tak, kiedyś DLC wyglądało jak naklejka.)

Jak się w to grało?
Dwa kontrolery z pokrętłami. Zero przycisków. Kręcisz, kręcisz, kręcisz... i modlisz się, żeby twoja postać nie zdechła od nudy.

Czy to w ogóle ktoś kupił?
O dziwo – TAK! Sprzedali około 350 000 sztuk do 1975 roku. Nieźle jak na sprzęt, który dzisiaj wygląda jak magnetowid po przejściach.
Co więcej, Magnavox Odyssey tak zaorał rynek, że inspirował m.in. Atari i ich legendarny „Pong” (tak, właśnie tak rodziły się wojny konsolowe, zanim to było modne).

Dlaczego to w ogóle ważne?
Bo bez Magnavoxa siedziałbyś teraz na kanapie, gapiąc się w ścianę, zamiast rage-quitować w Dark Souls albo wydawać całe oszczędności na nowe GPU, które "i tak będzie bottleneckowane".

Magnavox Odyssey = pierwsze levele świata gamingu. Respect dla tej staruszki!

Top 10 gier na Magnavox Odyssey, które zmieniały życie (albo przynajmniej dzień):

1. Table Tennis – pradziadek całego gamingu. Piłka, dwie paletki i ocean frustracji.

2. Ski – jazda po górze w 2D tempie... raczej jak spacer z babcią po lodowisku.

3. Simon Says – niby gra pamięciowa, ale bez podpowiedzi – czysty survival mode.

4. Roulette – hazard w wersji “domowej”, ale bez krzyków i ochroniarzy.

5. Football – niby sport, ale więcej w tym chaosu niż w meczu dzieci z podstawówki.

6. Haunted House – horror na miarę lat 70-tych, czyli musisz sobie wyobrazić, że się boisz.

7. Cat and Mouse – klasyczna gonitwa... klocka za klockiem.

8. Submarine – polowanie na niewidzialne okręty. Realizm level: „wierzę, że to działa”.

9. Analogic – gra logiczna, ale przy tempie rozgrywki zdążyłbyś wybudować domek na drzewie.

10. Tennis – tak, znowu tenis, ale na innej nakładce na ekran. Kreatywność na 100%.

Gdyby Magnavox Odyssey miała profil na Steamie, miałaby opis:
"Brak grafiki, brak dźwięku, 10/10 - zmieniła historię gamingu. A poza tym... jest poprostu piękna ♥️

5 gier, które uczą cierpliwości lepiej niż medytacjaSą takie gry, które spokojnie mogłyby być sprzedawane w aptece na re...
26/04/2025

5 gier, które uczą cierpliwości lepiej niż medytacja

Są takie gry, które spokojnie mogłyby być sprzedawane w aptece na receptę jako "lek na wybuchy agresji i chroniczny brak cierpliwości". Jeśli myślisz, że joga i medytacja są trudne – spróbuj przejść te tytuły. Oto 5 gier, które nauczą cię zen szybciej niż trzy tygodnie na odludziu bez Wi-Fi:

1. Dark Souls (cała seria)
Chciałeś zostać spokojnym człowiekiem? Proszę bardzo. Dark Souls nauczy cię, że śmierć to tylko... zaproszenie do próby numer 482. Każdy boss to mistrz w robieniu ci krzywdy, a twoje życie? Krótsze niż czas ładowania levelu.

2. Getting Over It with Bennett Foddy
Gra, w której skaczesz facetem w kotle i młotkiem próbujesz wspiąć się na górę. Brzmi głupio? Jest głupie. Ale po pierwszym upadku z samego szczytu na sam dół zrozumiesz, czym jest prawdziwe wybaczenie... samemu sobie.

3. Stardew Valley
Niby chill, niby farma, niby sielsko. A potem orientujesz się, że żeby zarobić na nową stodołę musisz sadzić kapustę przez 8 wirtualnych lat, a twoja ulubiona postać nadal cię traktuje jak powietrze. Cierpliwość w czystej postaci.

4. Cuphead
Styl jak z kreskówki z lat 30., poziom trudności jak w Dark Souls, tylko szybciej. Tu każdy boss to test nie tylko twoich palców, ale i twojej duszy. "Jeszcze jedna próba" – powiesz 100 razy, zanim rzucisz padem w kanapę.

5. Animal Crossing: New Horizons
"Gra na spokojnie", mówili. "Relaks", mówili. A potem czekasz trzy dni, aż ci się drzewo wyrośnie, i miesiąc realnego czasu na nowy event. Jeśli przeżyjesz to bez wyrwania sobie włosów, możesz oficjalnie prowadzić kursy mindfulness.

Gry to świetna szkoła cierpliwości. Uczą, że nie zawsze dostajesz to, czego chcesz, a czasami po prostu musisz... zacisnąć zęby, powtórzyć level i nie rzucać konsolą o ścianę.
Albo chociaż trafić w coś miękkiego.

A jakie gry Was nauczyły najwięcej cierpliwości? Dajcie znać – może dodamy kolejną listę i zrobimy własny kurs zen dla graczy!

Biblioteka gracza - Diablo: Księga Lorata – czyli Lore + Loot = MiłośćWyobraź sobie, że ostatni z Horadrimów, Lorath Nah...
25/04/2025

Biblioteka gracza - Diablo: Księga Lorata – czyli Lore + Loot = Miłość

Wyobraź sobie, że ostatni z Horadrimów, Lorath Nahr, po latach szlachtowania demonów, stwierdził: " może czas coś spisać zanim wszyscy zginiemy?". No i tak powstała ta książka.
"Diablo: Księga Lorata" to coś w rodzaju pamiętnika rasowego gracza – ale zamiast screenów z lootem, mamy tu opisy najpotężniejszych artefaktów w Sanktuarium. I jest epicko.

Co w środku?
Artefakty, relikwie, mityczne przedmioty – wszystko, co zawsze chciałeś znaleźć w grze, ale RNG mówiło "hehe, nie dziś".
Każdy opis przyprawiony jest komentarzem Lorata, który pisze z taką powagą, jakby opisywał ostatnią pizzę na świecie. Trochę historii, trochę lore, trochę narzekania – czyli dokładnie to, co kochamy w Diablo.

Wydanie? Sztos.
Książka wygląda, jakbyś sam ją wydropił po pokonaniu Uber Diablo. Grube kartki, klimatyczne ilustracje, zero "wstążek do zaznaczania" (bo prawdziwy gracz czyta wszystko za jednym podejściem).
Naprawdę jak położysz ją na półce, to +10 do respektu od wszystkich znajomych nerdów.

Dla kogo to jest?

Dla tych, którzy chcą wiedzieć, dlaczego ten topór +3 do siły wygląda jak zrobiony przez szalonego krasnoluda.

Dla tych, którzy lore Diablo kochają bardziej niż niektórzy swoich mainsów w LoLu.

Dla tych, którzy kiedyś krzyczeli "OMG LOOT DROP" o 3 w nocy.

Jeśli twoim marzeniem było wiedzieć więcej o magicznych świecidełkach niż postać z twojego builda pod WIr, to ta książka jest dla ciebie.

Diablo: Księga Lorata to nie tylko książka.
To artefakt.
To loot.
To +50 do wiedzy o Sanktuarium.
A do tego: świetna wymówka, żeby powiedzieć "czytam książki" i nadal mieć czyste sumienie przed znajomymi z pracy.

Kup. Przeczytaj. I uważaj na potwory czające się pod stołem.

Najlepszy sprzęt dla streamerów – czyli czym gadać i czym świecić w 2025Chcesz być legendą Twitcha, królem YouTube'a alb...
25/04/2025

Najlepszy sprzęt dla streamerów – czyli czym gadać i czym świecić w 2025

Chcesz być legendą Twitcha, królem YouTube'a albo po prostu nie brzmieć jakbyś nagrywał z kibla? No to patrz, jakie mikrofony i kamerki są teraz na topie, żebyś świecił jak boss na endgamie.

🎤 Najlepsze mikrofony dla streamerów (2025)

1. Krux Edis 1000 – dla tych, co chcą zacząć bez płaczu portfela

USB, bo życie jest za krótkie na kombinowanie z XLR.

Daje radę jak na cenę kawy w Starbucksie – dostajesz ramię, pop-filtry i jeszcze koszyk na mikrofon, żeby nie brzmieć jak trzęsący się telefon Nokia 3310.

Cena: około 170 zł – nawet burger z podwójnym serem jest dziś droższy.

2. HyperX QuadCast – jak chcesz świecić nie tylko głosem

USB i ładne LED-y, które zrobią z twojego streamu dyskotekę.

Regulacja czułości jednym ruchem i filtr pop wbudowany – idealne, żeby nie zabijać uszu widzów, gdy krzyczysz „NOOOOOO!” po przegranej.

Cena: ok. 399 zł – inwestycja w przyszłość, jak granie w Soulsy bez rage quitów.

3. Blue Yeti – stary wyjadacz

USB, kilka trybów nagrywania – idealne jak chcesz nagrać stream, podcast i jeszcze wywiad z własnym kotem.

Solidny, ciężki, jakbyś chciał nim w razie czego obronić dom przed zombie.

Cena: około 500 zł – ale to klasyk, jak Mario.

4. Shure SM7B – mikrofon bogów (i dużych kanałów)

XLR – czyli potrzebujesz jeszcze interfejsu audio, ale potem brzmisz jak profesjonalny narrator z Discovery Channel.

Cena: jakieś 1600 zł – ale jak cię usłyszą, to od razu podpisać umowę z Netflixem.

🎥 Najlepsze kamerki do streamowania (2025)

1. Logitech C920S Pro – stary, ale jary

Full HD, ładny obraz, wbudowany mikrofon (ale i tak go nie używaj, masz lepszy z listy powyżej).

Cena: około 449 zł – tyle co średnia paczka skinów w Apexie.

2. Razer Kiyo Pro – żeby było widać każdy twój rage face

Full HD w 60 fps-ach – każdy ragequit będzie w ultra płynności.

Cena: około 429 zł – taniej niż naprawa klawiatury po rzucie w ścianę.

3. Insta360 Link – kamerka przyszłości

4K, stabilizacja gimbalem, reaguje na twoje gesty – czyli możesz jej pokazać środkowy palec, a ona cię pięknie wyśrodkuje w kadrze.

Cena: około 1429 zł – ale chociaż raz to ty będziesz wyglądał lepiej niż twoja gra.

4. Creative Live! Cam Sync 1080P V2 – jak masz budżet wielkości kieszonkowego

Full HD za grosze – działa, nie marudzi, nie zjada twojego internetu jak TikTok.

Cena: około 123 zł – taniej chyba już tylko kupić banana i narysować na nim buzię.

Dla startujących w świat streamów: Krux Edis 1000 + Creative Live! Cam – budżetowe combo, idealne na pierwsze "Halo, słychać mnie?".

Dla średniozaawansowanych: HyperX QuadCast + Logitech C920S – żeby było i słychać, i widać, że masz to ogarnięte.

Dla tych, co idą po partnera na Twitchu: Shure SM7B + Insta360 Link – brzmienie i obraz jak z filmu Marvela.

Pamiętaj: Najlepszy sprzęt nie zrobi z ciebie streamera... ale przynajmniej będzie cię słychać i widać, kiedy rage'ujesz na widownię, że znowu focus na ciebie w LoLu.

Kartka z kalendarza 📅 ależ się dzieje! – Podsumowanie (prawie) pierwszej połowy 2025Jeśli 2025 miałby być grą, to byłby ...
25/04/2025

Kartka z kalendarza 📅 ależ się dzieje! – Podsumowanie (prawie) pierwszej połowy 2025

Jeśli 2025 miałby być grą, to byłby early access: niby grywalny, niby fajny, ale wiesz, że jeszcze trzy łatki przed nami. Ale zanim wleci DLC pod tytułem "Lato 2025", robimy szybkie podsumowanie!

1. GTA VI – świat oszalał
Trailer? Mamy. Premiera? Nooo... jeszcze chwilka. Ale internet już teraz pęka od analiz, teorii spiskowych i memów o Jasonie i Lucíi. Vice City wygląda przepięknie, ale... mikrotransakcje w singlu? Rockstar, pls.

2. Rise of the Ronin – samurajska bajka dla dorosłych
Team Ninja dowiózł. Świat ogromny, klimat ciężki jak katana na plecach.
Idealna gra, żeby zwolnić tempo i... umrzeć od przypadkowego strzału w głowę co pięć minut. Pięknie, brutalnie i wciągająco.

3. Helldivers 2 – nadal złoto w kooperacji
Jeśli nie krzyczysz do mikrofonu "OGIEŃ WSTRZYMAJ!!!", to czy w ogóle grasz?
Po trzech miesiącach od premiery Helldiversi nadal królują – a przyjacielski ogień zabija więcej graczy niż obcy.

4. Dragon’s Dogma 2 – gra, która uczy cierpliwości
Capcom oddał nam najlepsze fantasy od lat – ale też najlepsze lekcje pokory. Jak masz za dużo złota, to ci je ukradną. Jak idziesz nocą – potwory cię zjedzą. A Piony nadal gadają więcej niż narrator w Wiedźminie.

5. Nintendo Switch 2 – wreszcie w rękach graczy!
Debiut w marcu – i od razu hit. Lepszy ekran, mocniejszy sprzęt, nowe Mario, nowa Zelda. I nowy dylemat: "czy kupić, czy może najpierw spłacić kredyt za PS5 Pro?".

6. Sprzętowy zawrót głowy

NVIDIA RTX 50XX – nowy poziom "mam więcej fps-ów niż znajomych".

PlayStation 5 Pro – 4K, 8K, 240 fps, ray tracing na wąsy i paznokcie. Tylko jeszcze czekamy na gry, które to wykorzystają...

7. Hity indie – małe gry, wielkie serca

Animal Well – zagadki, piksele, dziwne stworzenia i klimat "co ja właśnie zobaczyłem?".

Crow Country – oldschoolowy horror, w którym bardziej boisz się swojej wyobraźni niż potworów.

8. Multiplayerowy hit – The Finals
Szybka akcja, zniszczalne mapy i chaos większy niż na promocji Steam Summer Sale. Idealna gra, żeby popisać się skillem... albo spektakularnie wysadzić samego siebie.

Końcówka kwietnia 2025, a już jest co wspominać. Graliśmy, narzekaliśmy, hype'owaliśmy i kupowaliśmy nowe sprzęty, żeby mieć "10% więcej fps-ów" w starych grach.

A najlepsze dopiero przed nami – lato 2025 zapowiada się napakowane premierami jak siłownia przed wakacjami!

Twój Game of the Year jak na razie?
Piszcie w komentarzach, ale pamiętajcie – kto spoileruje GTA VI, ten kończy w lochu z Jasonem!

Dlaczego każda sandboxowa gra MUSI mieć crafting? Czy to już jakaś klątwa?Kiedyś sandboxy były proste. Otwarty świat, pa...
25/04/2025

Dlaczego każda sandboxowa gra MUSI mieć crafting? Czy to już jakaś klątwa?

Kiedyś sandboxy były proste. Otwarty świat, parę questów, kupa błędów – klasyka. A dziś? Nie masz craftingu? Wypad z listy AAA, nie rozmawiamy.

co jest takiego magicznego w craftingu, że nie możemy się od niego oderwać?
W każdej grze: zbierz 20 patyków, 15 kamieni, 3 skóry jelenia i... masz miecz +2 do szpanu. Potem jeszcze musisz ulepszyć ten miecz, tworząc własną kuźnię, wytapiając rudę, ucząc się kowalstwa na poziomie inżyniera NASA.

I my to KOCHAMY.
Po godzinach klepania toporków, które się psują po trzech uderzeniach, czujemy satysfakcję większą niż po zdaniu matury.
Ba! Są momenty, że już zapominamy o fabule. Smok czeka na uratowanie świata, a ja? Ja buduję trzecią chatkę na narzędzia, bo "może się przydać".

Crafting to taka wersja "życia idealnego", tylko bez rachunków za prąd.
Możesz w 10 minut zebrać cały las, postawić dom większy niż pałac Buckingham i jeszcze mieć czas na uszycie sobie nowej tuniki z pancerza żółwia.

Czy to chore? Absolutnie. Czy chcemy więcej? NATYCHMIAST.

Sandbox bez craftingu to jak pizza bez sera. Technicznie istnieje, ale... kto by to chciał?

PS. Czekam na grę, w której będziemy craftować crafting... żeby móc craftować lepsze craftingi.

Biblioteka gracza: Recenzja: „Gamer” Angeliki Ogrockiej – czyli jak wytłumaczyć babci, że granie to też pracaJeśli kiedy...
21/04/2025

Biblioteka gracza: Recenzja: „Gamer” Angeliki Ogrockiej – czyli jak wytłumaczyć babci, że granie to też praca

Jeśli kiedyś próbowałeś wytłumaczyć komuś, że „nie marnujesz czasu przy komputerze, tylko rozwijasz karierę zawodową”, a w odpowiedzi usłyszałeś „idź na dwór, bo zarośniesz jak jaskiniowiec” – ta książka może być Twoim sprzymierzeńcem. Albo przynajmniej śmiesznym prezentem dla rodziny, żeby wiedzieli, że „ten cały e-sport” to nie jest sekta.

O czym to jest?

„Gamer” to książeczka, która tłumaczy, kim jest gracz, co to ten cały e-sport, jakie są plusy i minusy grania zawodowo, oraz że klikanie w klawiaturę 10 godzin dziennie to może być praca, a nie tylko próba wyparcia rzeczywistości.

Mocne strony:

Krótkie i na temat – 48 stron, czyli tyle, ile trwa loading w Cyberpunku na starym laptopie.

Ilustracje – dużo obrazków, więc jak komuś znudzi się czytanie, to zawsze może sobie pooglądać.

Dobra na start – idealna dla dzieciaków, początkujących gamerów i rodziców, którzy dalej myślą, że „Mario” to jakiś hydraulik z kanałów.

Słabsze strony:

Błędy językowe – zdarzają się literówki i dziwne odmiany, jakby książkę chwilami pisał NPC z bugiem dialogu.

Tylko liźnięte tematy – jakby gra miała świetny świat, ale zamknęła się po tutorialu.

Dla kogo to wszystko?

Dla młodych graczy, którzy chcą mieć argument w rozmowach z dorosłymi: „Patrz, mamo, książka napisana! To jest poważne!”
Dla osób, które nie wiedzą, czym różni się gracz od streamera, a konsola od tostera.
Dla każdego, kto chce z uśmiechem zacząć przygodę z gamingiem – i nie od razu dostawać headshota od życia.

„Gamer” to coś w stylu samouczka – prosty, kolorowy, z humorem i lekkim lagiem gramatycznym. Ale , każdy kiedyś zaczynał! Nawet Geralt najpierw uczył się, jak nie podpalić własnego konia.

Red Dead Redemption II vs The Last of Us – która gra fabularna wygrywa?Kiedy ktoś zadaje pytanie: "Red Dead Redemption I...
21/04/2025

Red Dead Redemption II vs The Last of Us – która gra fabularna wygrywa?

Kiedy ktoś zadaje pytanie: "Red Dead Redemption II czy The Last of Us?", to wiadomo, że nie będzie łatwo. To jak spytać: kawa czy sen, kotek czy piesek, czy lepiej płakać na Dzikim Zachodzie, czy w postapokaliptycznej dżungli emocji?

Ale dobra, podejmijmy wyzwanie.

Red Dead Redemption II – czyli "koń jaki jest, każdy widzi (ale twój ma większe jaja w zimie)"

Arthur Morgan – najtwardszy miękki facet w historii gier. Potrafi okraść pociąg, a potem oddać ostatniego dolara choremu dziecku.

Klimat westernu tak gęsty, że aż słychać "Ennio Morricone intensifies".

Można łowić ryby, jeździć konno, czesać konia, rozmawiać z koniem... serio, ten koń to twój najwierniejszy towarzysz.

Grafika taka, że nawet wiadro błota ma duszę.

Ale...

Gdy próbujesz przejść fabułę, a koń znowu wpada na kamień, zsuwa się ze skały i gubi pół ekwipunku.

Tempo narracji? Jakbyś czytał list miłosny pisany w slow motion.

The Last of Us – czyli „graj i cierp”

Joel i Ellie – duet tak emocjonalny, że po 15 minutach gry już wiesz, że twoje serce zostanie rozjechane jak zombie przez clickera.

Fabuła jak sezon Netflixa, który kończysz o 4 rano z mokra poduszką.

Klimat? Suchy chleb, zardzewiałe noże i dramaty rodzinne. Czyli idealnie.

Można zabić kogoś cegłą i poczuć się źle przez resztę dnia.

Ale...

Zero koni do głaskania. No dobra, są, ale nie twoje.

Poziom depresji: „Znowu muszę się ukrywać, żeby nikt mnie nie zjadł – ale tym razem z uczuciami.”

Więc kto wygrywa?

Jeśli chcesz stać się częścią epickiego westernu i płakać przy ognisku, kiedy Arthur mówi "I gave you all I had", to Red Dead jest dla Ciebie.

Ale jeśli wolisz emocjonalną rzeźnię z grzybowymi mutantami, szokującą fabułą i bohaterami, których pokochasz i znienawidzisz jednocześnie – The Last of Us zniszczy cię w najlepszy możliwy sposób.

A ty? Którą grę kochasz bardziej i dlaczego? I nie mów, że Cyberpunk – jeszcze nie jesteśmy gotowi na tę rozmowę.

Adres

Jelenia Góra

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Dorotka sobie gra umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Udostępnij