Into The Tomb zine

Into The Tomb zine Black & Death metal fanzine

The Relicts / GRÓB - Groźby Karalne / Żelazna Kurtyna (Putrid Cult)Obie kapele poruszają się w rejonach szeroko pojętego...
27/06/2025

The Relicts / GRÓB - Groźby Karalne / Żelazna Kurtyna (Putrid Cult)
Obie kapele poruszają się w rejonach szeroko pojętego black/punka, z tym że The Relicts są bardziej black, za to Grób bardziej punk. Może dlatego ci pierwsi bardziej przypadli mi do gustu, nie żeby materiał Grobu był jakiś kulawy. Po prostu „Grożby karalne” przemawiają do mnie wyraziściej, właśnie dlatego, że mocniej zagłębiają się w black metal. Z jednej strony surowo, bezpośrednio, z drugiej czuć i słychać ten skandynawski drive w tej muzyce, taką delikatną aurę szorstkiej melodyki unoszącej się w oparach bluźnierstwa. Z kolei „Żelazna kurtyna” jest bardziej bezpośrednia, bezczelna i dosadna. Grób ma bardziej anarchistyczny wydźwięk, że się tak wyrażę, a także mocno akcentuje thrashowe koneksje. Oba zespoły mają swój sposób na granie muzyki i ta różność temu splitowy wychodzi tylko „in plus”. Dostajemy ponad półgodziny szaleństwa, które nader przyjemnie dewastuje. Jest ostro, co do tego nie ma złudzeń.

ATHEOSOPHIA - How Dark the Heavens: Coronation in the Blood of the Innocent (Blood and Crescent Productions)Kompletnie m...
20/06/2025

ATHEOSOPHIA - How Dark the Heavens: Coronation in the Blood of the Innocent (Blood and Crescent Productions)
Kompletnie mnie zaskoczył ten album, tego się nie spodziewałem, ale po kolei… Zainteresował mnie ascetyzm okładki kiedy przeglądałem, co tam nowego pojawiło się w distro New Era Production. Kilka chwil z muzyką Atheosophia, a skojarzenia powędrowały w kierunku Graveland, Infernum, Kataxu. Sacrilegium i tego jaką wznieciły pożogę w latach 90tych na naszej ziemi. Nie mogę wręcz uwierzyć, że zespół z USA tak idealnie uchwycił feeling polskiego black metalu sprzed ponad 30 lat. Ta pierwotna siła, to nieokrzesanie, ten prymitywizm, ta szorstkość, ta bezkompromisowość poprzeplatane zimnym klimatem i surową aurą. Jestem zachwycony zawartością „How Dark the Heavens”, który wciągnął mnie bez reszty w otchłań czystego black metalu. Kompozycje są nieskalane nowoczesnością, stojące w opozycji do tego, co aktualnie dzieje się w black metalu, całkowicie oddane oldschoolowi. Może to będzie trochę na wyrost, ale dla mnie ten album to prawdziwe objawienie i czysta przyjemność z obcowania z rasowym czarnym metalem. Te dźwięki to taka trochę nostalgiczna podróż do lat szczenięcych, do czasów kiedy człowiek chłonął i nasiąkał tą piekielną czernią. Subiektywnie rzecz ujmując nie mam się tu do czego przyczepić, a starałem się wychwycić jakieś potknięcia czy niedociągnięcia. Wedle mojego gustu ta płyta jest kompletna, to ukoronowanie blackmetalowej estetyki lat 90tych XX wieku, nieskrępowanej poprawnością i nietkniętej mainstreamem, przepełnionej niepokalanym duchem.

Dormant Ordeal - Tooth and Nail (Willowtip Records)Tydzień kończymy z przytupem, a jak… Nowa płyta Dormant Ordeal zupełn...
14/06/2025

Dormant Ordeal - Tooth and Nail (Willowtip Records)
Tydzień kończymy z przytupem, a jak… Nowa płyta Dormant Ordeal zupełnie mnie nie zaskoczyła, spodziewałem się, że będzie to uczta dla uszu, album kompletny i intrygujący, a jednocześnie generujący srogi wpierdol. Nic, a nic się nie pomyliłem, to właśnie dostałem. Cieszy mnie to niesamowicie intensywnie "katując" się nim od kilku dni. Pierwsze, co rzuca się w uszy to bardzo szerokie spektrum barw jakie do kreacji „Tooth and Nail” zostało wykorzystane. Tu nie ma miejsca na przypadek, wszystko zapięte jest na ostatni guzik, dopracowane do perfekcji. Monumentalny ciężar jaki spadł na mnie przytłoczył mnie mrokiem i gęstą apokaliptyczna atmosferą. Bogactwo emocji i dźwięków zachwyca, album brzmi bardzo teatralnie, a sama atmosfera wypełniona jest dramaturgią. Połączono na nim dynamikę death metalu z wściekłością blacku, doprawiając wszystko szeroko pojętym groovem. Dormant Ordeal bardzo odważnie meandruje między stylami, podąża wieloma ścieżkami, czerpie z różnych źródeł, mimo swojej różnorodności „Tooth and Nail” jest bardzo spójny i skumulowany. To potężna muzyka, miażdżąca zarówno dźwiękiem jak i klimatem. Brzmiąca okrutnie i posępnie, snująca ponure wizje spowite w lepkich oparach koszmaru. Odmówić zespołu kreatywności nie można, skomponowali album, który żyje i ewoluuje za każdym razem odsłaniając coraz bardziej rąbka swojej tajemnicy.

GRAF VALTHRAKAR - Through Searing Skies And Glacial Abyss (Wolfspell Records)Mignęło mi na wallu, że to ma być materiał ...
01/06/2025

GRAF VALTHRAKAR - Through Searing Skies And Glacial Abyss (Wolfspell Records)
Mignęło mi na wallu, że to ma być materiał w stylu Satanic Warmaster, a że twórczość Werwolfa szanuję bardzo, z ochotą kliknąłem w link. Okładka od razu skojarzyła mi się z debiutem Ymir, który też jest niczego sobie. Jak się okazuje Graf Valthrakar bliżej jednak do Ymir niż do Satanic Warmaster, chociaż pewne podobieństwa do starszych materiałów tego drugiego można wyłapać. Skoro już przy porównaniach jesteśmy to tak na szybko wpadły mi do głowy jeszcze dwie nazwy: Faustain Pact i Vargrav. Generalnie mamy tu całkiem sprawnie odegrany surowy aczkolwiek bardzo melodyjny i dynamiczny black metal. Bez dwóch zdań zespół musi pochodzić z Finlandii, chociaż nigdzie takiego info nie znaglałem, ale to po prostu słychać. Wystarczy wsłuchać się w linie lodowatych gitar, które są typowe dla balck metalu lat 90tych… szorstkie i agresywne… ale jednocześnie kreują melancholijną aurę. „Through Searing Skies And Glacial Abyss” zbudowany jest z typowych elementów gatunkowych, co w niczym mu nie ujmuje, a wręcz zyskuje w moich oczach, tym bardziej, że słucha się go bardzo dobrze. Projekt czerpie z określonej formuły, ale robi to po swojemu. Ta płyta ma w sobie jakiś taki dryg, przepełnia ją intrygująca atmosfera, podkreślana dodatkowo przez subtelny keyboard. Można by powiedzieć, że jest nastrojowo, a zarazem intensywnie, muzyka jest żywa, niesie w sobie dramaturgię. Podoba mi się swego rodzaju nieokiełznanie, nuta szaleństwa i pokłady ognia jakie się tu znalazły. Podoba mi się wizja muzyki i to w jaki sposób jest ona przedstawiana słuchaczowi. Nie podoba mi się natomiast wokal, który uważam, za to totalną porażkę, bo miks mokrej dykcji Kaczora Donalda z sepleniącym Daffy Duck’em nie brzmi dobrze. Mimo tego mankamentu, który z czasem nie przeszkadza już tak bardzo, z czystym sumieniem, mogę napisać, ze to kolejne wydawnictwo Wolfspell Records warte polecenia.

ZDECHŁY ANIOŁ - Kurwomancer (Putrid Cult)Tyle, słodkich słów na temat debiutu to ja dawno nie czytałem w internecie, każ...
29/05/2025

ZDECHŁY ANIOŁ - Kurwomancer (Putrid Cult)
Tyle, słodkich słów na temat debiutu to ja dawno nie czytałem w internecie, każdy chwali, wzdycha i rozpływa się w zachwycie. No to sobie pomyślałem, że ni chuja, ja polecę pod prąd, anarchia i wywrócenie stoliczka… no i g***o z tego mojego bycia anty systemowym wyszło. No bo jak tu nie piać z zachwytu niczym rozhisteryzowana fanka na koncercie ulubionego boysbandu przy tych piewcach barbarzyństwa i zniszczenia. Pewnie powtórzę po innych, ale co tam… bardzo dobra nieokrzesana surowizna, mocno nacechowana pierwotnym feelingiem black metalu. Obok tak obrzydliwego, chorego, zgniłego i bezbożnego muzykowania nie można przejść obojętnie. Tu jest szybka piłka kochaj albo rzuć, nie ma innego rozwiązania. Ja rozumiem, że taka purystyczna forma wyciągająca na światło dzienne to, co najohydniejsze i wulgarne z oldschoolowego metalu w dzisiejszych czasach nie w każdego punkt „G” trafia. Mi się podoba, chociaż przyznam, że kiedy „Kurwomancer” poleciał pierwszy raz z głośników, to było raczej „mehh” niż „ahh”. Za kilka dni wróciłem i zupełnie inne odczucia, popłynąłem z nurtem tego bezeceństwa aż miło. Dobry rozpierdol i mocny bezpośredni przekaz...

Brüdny Skürwiel- Silesian Bastards (Old TempleUgh!! Lecimy z tym koksem… Debiutowi Skurwieli przyszło chwilkę poczekać, ...
24/05/2025

Brüdny Skürwiel- Silesian Bastards (Old Temple
Ugh!! Lecimy z tym koksem… Debiutowi Skurwieli przyszło chwilkę poczekać, aż wnikliwie go przeanalizuje, zbadam wszystkie jego niuanse, prześledzę wszelkie aspekty i wystawię obiektywną ocenę… sam nie wierzę w to, co bredzę w tej chwili ;) Dobra, wszyscy wiemy, że ta hałastra to nie byle diabłu spod ogona nie wypadła i jak już coś nagrają to wgniatają tym wszystkich w ziemię. Nie inaczej jest w przypadku „Silesian Bastards”… agresja, wkurw i łomot pierwsza klasa. Jadowicie, mega wściekle, z odpowiednią dozą brudu i lekką nutką dekadencji. Z tą dekadencją to się jednak lekko zagalopowałem, a może jednak nie ;) Chłopaki rzucają fanom surowy ochłap wulgarnego thrash metalu, bierzcie i żryjcie z tego wszyscy. Do tego wchodzi przebojowość, ale nie jakieś wesołkowate hiciarstwo tylko drapieżna szorstka energia na szybkich obrotach. Żaden kawałek nie odpuszcza, każdy niesie w sobie potężną dawkę uderzeniową, bezpośrednią i esencjonalną. Oni wiedzą jak dołożyć do pieca żeby rozhajcować piekielny ogień thrash/black metalu z punkowym posmakiem. Dobry to jest album jak jasny sk*****yn, tego nikt nie podważy choćby się obsrał na miętowo.

Lucille - Dawn of Destruction (Dying Victims Productions)Po raz pierwszy z zespołem miałem styczność podczas koncertu gd...
17/05/2025

Lucille - Dawn of Destruction (Dying Victims Productions)
Po raz pierwszy z zespołem miałem styczność podczas koncertu gdzie byli supportem dla Destroyers na ich trasie promującej powrót do życia. Całkiem spoko wtedy wypadli, później pojawił się demówka, też niczego sobie. Jakoś latem wychodzi pełniak, a że Lucille są z okolicy to trzeba im trochę w promocji pomoc ;) Die hardem thrashu nie jestem, lubię sobie czasem posłuchać czegoś innego niż black, dzisiaj trafiło na „Dawn of Destruction”. Chłopaki kontynuują to zaczęli na demówce, wiadomo demo to demo, w porównaniu do debiutu bardziej surowe i nieokrzesane. Tylko spokojnie, zespół nie poszedł w lajcik po prostu nowe kawałki są bardziej dojrzałe i dopracowane, jednocześnie nie straciły nic, a nic ze wściekłości i werwy. Szaleństwo i agresja jakie niesie w sobie muzyka całkiem fajnie i przyjemnie porywa słuchacza w swoje odmęty. Lucille jak dla mnie grają bardziej po amerykańsku niż po europejsku, ale może to tylko moje odczucie. Tak, czy siak jest ogień z głośników, który dobrze smali dupsko ;) Trochę na początku miałem zgryz z wokalem, a właściwie z tymi „wyciągnięciami” końcówek wchodzącymi w wysokie rejestry. OK, ja wiem klasyka, ale przy pierwszym kontakcie jakoś mnie tak to drażniło i wolałem to jak brzmiały wokale na demówce. Człowiek się osłuchał i problem zniknął samoistnie, bo jakby nie było to jest fajny album, z mocnymi kawałkami, które robią sympatyczne kuku. Lucille grają podręcznikowy thrash, nie wydziwiają, nie mącą, nie wydumują po prostu jadą ostro po bandzie na pełnej k...ie no i bardzo dobrze. „Dawn of Destruction” jest spójny, kawałki mają drive, słychać pełne zaangażowanie, czego chcieć więcej...

Monstraat – Death Upon This Bell (Fallen Temple)Ostatnia jak na razie płyta Szwedów przynosi nam blisko trzydzieści minu...
14/05/2025

Monstraat – Death Upon This Bell (Fallen Temple)
Ostatnia jak na razie płyta Szwedów przynosi nam blisko trzydzieści minut black metalu do jakiego zdążyli nas przyzwyczaić na swoich wcześniejszych albumach. Znaleźli swoją niszę i co jakiś czas plują bluźnierstwem ten padół łez i rozpaczy. Wściekle, bezpardonowo i wulgarnie... to jest znak rozpoznawczy Monstraat. Oni się nie patyczkują ze słuchaczem, atakują bezlitośnie obmierzłym szorstkim black metalem okraszonym thrashowym ornamentem. Ja tam lubię taką surową jatkę, która bez zbędnych ceregieli szerzy spustoszenie. Kawałki przepełnione są bestialstwem i złowrogą piekielną aurą. Mimo swojego barbarzyńskiego charakteru daleko tej muzyce do prymitywnego chaosu. Napierdalanie bez składu i ładu to nie tu. Monstraat z fanatyzmem oddaje się klasycznemu kanonowi black metalu, przekaz jest bezpośredni i jednoznaczny... mi to wystarcza.

MARTWA AURA – Lament (Malignant Voices)Debiut rozwalił mnie swoim smolistym, gęstym i lepkim klimatem, to było prawdziwe...
10/05/2025

MARTWA AURA – Lament (Malignant Voices)
Debiut rozwalił mnie swoim smolistym, gęstym i lepkim klimatem, to było prawdziwe piekielne bagno, które wciągało niemiłosiernie. Drugi album w ogóle mi nie podszedł, według moich odczuć to było takie blackmetalowe trelololo z chaosem nastrojów z nastawieniem na te bardziej melncholijno-smutno-płaczliwe. Widząc w wiadomościach link do promo nowego albumu z ironicznym uśmieszkiem na moim pięknym licu pomyślałem „może być ciekawie”, w sensie mało ciekawie dla zespołu, bo miałem w pamięci, co wyprawiali na „Morbus Animus”. Słucham „Lamentu” i jest zdecydowanie lepiej niż na poprzedniku, ufff, co za ulga. Martwa Aura niezaprzeczalnie nawiązuje do klasyki blackmetalwego bluźnierstwa, ale jednocześnie stara się uciekać pewnym schematom. Na moje ucho najnowsze kompozycje w porównaniu do wcześniejszych są bardziej brutalne, więcej tu nieokiełznanego bestialstwa i pierwotnego zdziczenia. Podoba mi się klimat, który znowu stał się cholernie duszny i zawiesisty, wręcz przytłacza swoim ciężarem, co w połączeniu z wcześniej wspomnianym barbarzyństwem daje piorunujący efekt. Słychać ewidentnie, że zespół bawi się w pewnym sensie stylistyką, stara się ją rozbudować i pogłębić, może nie wszystkie rozwiązania mi pasują, ale całościowo „Lament” wypada bardzo „in plus”. Cieszę się, ze Martwa Aura poszła w kierunku większej dynamiki niż na „Morbus Animus”, „Lament” jest po prostu przez to bardziej intensywny i ciekawszy, nie zamula jak poprzednik. Nieodłącznym elementem muzyki Poznaniaków jest melodyka, ta także znalazła swoje miejsce na nowej płycie, jak cała reszta mieni się rożnymi barwami, czasem hipnotyzuje, czasem wprowadza ponury nastrój, czasem przepełnia ją gorycz innym razem jest kontrapunktem dla antyludzkiej twarzy muzyki, a jeszcze innym razem go podsyca. „Lament” to płyta złożona, wykorzystująca szorki wachlarz emocji i środków stricte muzycznych, mimo wszystko przynajmniej dla mnie wydaje się mniej chaotyczna niż poprzednia. Opętany jest to album, nawiedzony przez zło… czy trzeba lepszej rekomendacji? Żeby nie było samych „achów” i „ochów” nadmienię, że nie za bardzo rozumiem intencji jaka stała za tym aby na płytę wrzucić kawałek „Morbus Animus II”, który w prostej linii kontynuuje to, co działo się na albumie „Morbus Animus”. Powiem szczerze, że nudzi mnie on strasznie i z premedytacją go pomijam za każdym razem, żeby nie psuł mi przyjemności podczas obcowania z „Lamentem”.

IÄTÖN -  Portit Pohjolan (Signal Rex)Przeglądając zapowiedzi wydawnicze Signal Rex trafiłem na Iätön, który jak się okaz...
03/05/2025

IÄTÖN - Portit Pohjolan (Signal Rex)
Przeglądając zapowiedzi wydawnicze Signal Rex trafiłem na Iätön, który jak się okazuje jest nowym zespołem ludzi grających niegdyś w Hatespirit i Serpentfyre, a te powinny być znane czytelnikom papierowych wersji ITT. Z notki promocyjnej dowiadujemy się, że Finowie hołdują black metalowi w stylu „First Spell” Gehenna, a że stare wydawnictwa Norwegów wielbię bezgranicznie… Debiutancki album to pierwotny black metal przesiąknięty mistyczną atmosferą jaka towarzyszyła temu gatunkowi w latach 90tych. Genialnie zbudowana atmosfera wypełniona po brzegi hipnotycznym mrokiem wzbogacona zimną epicką elegancją. Jestem zachwycony „Portit Pohjolan„ tym jak genialnie oddaje tradycyjny klimat black metalu, jego niepokalaną nowoczesnością aurę dawnych lat. Szorstkie riffy przeplatają się z melancholią i tajemnicą tworząc dynamiczny konglomerat. To prawdziwa feeria blackmetalowych barw, które w połączeniu z transowymi tempami i enigmatycznym nacechowanym ezoteryką feelingiem tworzą imponujący monolit. Obraz płyty uzupełnia zacięty, surowy i zimny riff oraz eskalujące tempa, nadając jej nieokrzesanego z lekka dzikiego charakteru. Świetny album, przywołujący emocje jakie towarzyszyły mi podczas poznawania black metalu w drugiej połowie lat 90tych ubiegłego wieku.

Helvitnir - Wolves of the Underworld (Dusktone)Ciągnie wilka do lasu, można by było rzec w przypadku tego zespołu. Weter...
17/04/2025

Helvitnir - Wolves of the Underworld (Dusktone)
Ciągnie wilka do lasu, można by było rzec w przypadku tego zespołu. Weterani norweskiej sceny black metal, postanowili pograć… kto by się spodziewał… black metal pod nową nazwą. Obligatoryjnie jestem trochę sceptycznie nastawiony do takich akcji, ale po przesłuchaniu „Wolves of the Underworld”, mogę jedynie napisać, że taką klasykę to ja lubię. Pod względem technicznym i aranżacyjnym nie można się na tej płycie do niczego przyczepić. Panowie bezbłędnie odnajdują się w grzaniu rasowego black metalu wiernego pierwotnym ideałom. To wściekłe bardzo rzetelne granie okraszone surowym brzmieniem wręcz idealne dla wielbicieli gatunku. Solidne riffy, intensywna sekcja rytmiczna, sugestywne melodie i klasyczny feeling. Czego chcieć więcej? Osobiście jestem bardzo zadowolony z muzyki jaka znajduje się na „Wolves of the Underworld”. Bezpośredni materiał, z odpowiednio wyważonym ciężarem i ładunkiem emocjonalnym. Im więcej go słucham tym bardziej przekonuje się do tezy, że to płyta łącząca przeszłość z teraźniejszością, siedząca głęboko w tradycji drugiej fali norweskiego blacku, w pewnym sensie staromodna, ale doskonale słychać, że nagrana teraz, a nie trzydzieści lat temu. Brzmienie jest mocne, intensyfikujące atmosferę, nadające głębi temu szaleństwu. To jest jeden z tych albumów, który niczego nowego do gatunku nie wnosi, ale jest tak cholernie dobrze zagrany, że chce się go słuchać i słuchać. Archaiczny black po aktualizacji do nowszych standardów, nie tracący nic ze swojego konserwatywnego charakteru. Helvitnir pokazuje, że tradycja „w narodzie” nie ginie, że ciągle można szerzyć bluźnierstwo czerpiąc garściami z klasyki, jednocześnie nie zjadając własnego ogona.

Napierdalać  – The State of Love and WarSerio, ktoś sobie wymyślił taką nazwę dla zespołu. Myślałem, że tylko rodacy maj...
09/04/2025

Napierdalać – The State of Love and War
Serio, ktoś sobie wymyślił taką nazwę dla zespołu. Myślałem, że tylko rodacy mają taką fantazję, a tu proszę Manchester w UK, język polski zaczyna podbijać świat. ;) Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby zaznajomić się z historią jaka stoi za konceptem lirycznym, tego już się nie da zapomnieć, a black metal nigdy już nie będzie taki sam ;) Napierdalać szumnie określa swoją twórczość jako metal symfoniczny, no cóż, jeden keyboard symfonii nie czynie, prawda? Dużo melodii, bardzo dużo, której fundamentem jest klawisz. Facet od tego instrumentu dwoi się i troi żeby nadać rozmachu kompozycjom, teatralności i dramaturgii. Takie trochę kulawe Cradle of Filth im z tego muzykowania wychodzi. Podobna motoryka kawałków, podobnie „pracujący” instrument klawiszowy i „szczekający” wokal. Gitary dodano tylko po to aby były jedynie tłem, takim dodatkiem, który ma podkręcić ostrość i nadać temu filigranowemu black metalowi bardziej charakternego sznytu. Czy to się udaje? Mnie nie przekonują. Brakuje mocy, a o bluźnierstwie, złu i mroku to już w ogóle można zapomnieć. Klawisz jest tu prosty, melodie infantylne, no nie mogę tego zespołu traktować poważnie. Napierdalać chciałby stworzyć wielkie dzieło, monumentalne i podniosłe, o szerokiej palecie orkiestracji… i na chęciach się kończy. „The State of Love and War” to po prostu oklepany melodyjny black metal z przewodnią rolą klawiszy, który nie wyróżnia się niczym szczególnym pośród innych słabiaków-przeciętniaków. Jak ktoś lubi taki niewyszukany, niezbyt skomplikowany, a wręcz przaśny klimat, który w jakimś tam stopniu stara się odwoływać do tradycji lat 90tych to na własne ryzyko może sięgnąć po ten album. Ja odpuszczam.

Adres

Monki

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Into The Tomb zine umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Firmę

Wyślij wiadomość do Into The Tomb zine:

Udostępnij

Kategoria