08/12/2022
- Kubuś kwa, utkniemy tu, nie jedź.
- A może nie, nie takie drogi robiliśmy, nie mam gdzie zawrócić.
Tak rozpoczęła się przygoda. Bo przeciwności losu zazwyczaj udaje się rozwiązać, a później wracamy do nich jednak z usmiechem. Że się udało.
Nie inaczej było i tym razem ale sytuacja w jakiej się znaleźliśmy była co najmniej - szitowa.
Że biegunek nie lubimy po taktycznym szlugu rozpoczęliśmy pracę, cały czas mając nad głową widmo zbliżającego się live a szukaliśmy ikry pstrągów osadzonej na kamieniach w rzece. Czemu akurat tego wyjaśnię w poniedziałek.
Auto służyło jedynie za magazyn na sprzęt gdyż chwilowo utraciło swoją główną funkcję - jazdy do przodu i do tyłu. Kuba wziął kamerę, zaczął kręcić obrazki a ja założyłem swoją ulubioną czapkę i głośno westchnąłem. Pora na 2 kilometrowy spacer przez piękne bagna Stobrawskiego Parku Krajobrazowego do najbliższej wioski.
Pierwszy dom nic, drugi nic. Trzeci. Sołtys. O tym dowiedziałem się później, ale zarówno małżonek Pani sołtys jak i sołtyska Nowych Budkowic ( feminatyw jak najbardziej na miejscu ), to przemili ludzie. Załatwili na telefon znajomego z traktorem, bo nawet SUV by się tam zakopał. Po pół godziny zza 3 wsi i 3 mostów przyjechał wybawiciel.
Wracając do owego małżeństwa w trakcie 30 minut czekania uświadczyłem, 3 przeuroczych kłótni o młode czasy i o to kto ma mówić pierwszy. Mimo jawnego charakteru sprzeczki mieli w sobie tyle czułości względem siebie, że bardzo mnie to urzekło. Można się czasem posprzeczać ale po wszystkim trzeba dać sobie buzi. Na tym polega odpowiedzialność.
No i kot. Podobno Klakierka nie cierpi obcych. Moja dłoń i przemoczona noga były jednak dla niej dziwnie przyjazne.
Po wejściu do traktora miałem okazję przeprowadzić 15 minutowy wywiad bez mikrofonu o czasach młodości kierowcy ze zdjęcia i o tym, że pstrągi tu zawsze były, Panie woda czysta, ja tu 40 lat jeżdżę. Poznałem lokalną geografię oraz kilka historii i opinii o temacie czyszczenia rzeki, które pozostawię sobie jako wiedzę operacyjną i ciekawostki dnia dzisiejszego.
Lubię rozmawiać z ludźmi. Zwłaszcza w niespodziewanych okolicznościach.
Po znalezieniu wyglądającego na nas Kuby i wkręceniu haka poszło łatwo. Łańcuchem zajął się Pan traktorzysta i sprawnie wyciągnął nas z czarnej jak błoto... Opresji.
W nagrodę a raczej w ramach koleżeńskiej wymiany usługi pomocy obdarowaliśmy Pana Zdzisława połóweczką silnie schłodzonej Saskiej zakupionej na lokalnej stacji.
To tematu wrócimy, choć podobno do tej samej rzeki 2 razy się wchodzić nie powinno. Tak czy owak nieco przemoczeni, bardzo brudni ale jednak w stanie dziwnej satysfakcji wróciliśmy do miasta.
Być dziennikarzem to przygoda.
Tak najogólniej.