04/05/2025
👉 Odpowiedź Marii Nikonorow na komentarz Jarosława Zalewskiego. 👇
Bardzo dziękuję za odniesienie się do mojej wypowiedzi. Widocznie mój tytuł magistra pozwala mi dyskutować wśród dużych chłopców. Ale do rzeczy.
Nie wiem, czemu w pierwszej kolejności wypomniane mi zostało podsumowanie mojego posta, gdzie na koniec stwierdziłam „No i c...”. Biorąc pod uwagę, że zarówno transmisja, jak i szacunek do środowiska wzięły w łeb tego pamiętnego dnia otwarcia sezonu na Partynicach, podsumowanie uznaję wciąż za słuszne. Jednocześnie, oceniając to stwierdzenie przez pryzmat wystąpienia dyrektora Sawki, który tegoż samego dnia kazał połowie środowiska wyścigowego wypierdalać, nie uważam, by moje stwierdzenie było wulgarne. Wiem, że podwójne standardy są ostatnio modne, ale ograniczajmy je do minimum, proszę.
Jeżeli chodzi o to, że transmisja jest dla graczy — no nie tylko.
Oceniać tę kwestię można przez porównanie z innymi sportami jeździeckimi, ale również sportem w ogóle, gdzie nie zawsze zakłady istnieją. Nie oszukujmy się — wyścigi konne w Polsce nie są ani próbą dzielności, ani tym bardziej wybitnym przychodem z zakładów, a mimo to transmisja zawsze była, nawet w dni, kiedy zakłady leżały, a kilka się takich zdarzyło. Wyścigi to nie jest inne uniwersum — działa tak jak każdy inny sport czy wydarzenie publiczne i tak je oceniajmy.
Wybitnie nie kleją mi się dwa akapity, gdzie najpierw pan stwierdza, że „organizatorzy powinni mieć swój udział w zyskach płynących z zakładów”, a jednocześnie, że „zgodnie ze zdrową ekonomiczną zasadą, koszty biznesu ponosi ten, kto na nim zarabia”. Brzmi, jakbyście chcieli zarabiać, ale jednak nie ponosić tych kosztów. W tym układzie uczciwą propozycją byłby podział kosztów transmisji, a nie zrzucanie wszystkiego na organizatora zakładów, czyż nie?
Dodam tu jedynie, że kładzenie takiego nacisku na zakłady w tej sytuacji jest raczej strzałem w stopę, bo to Wrocław wychodzi tutaj na tych, którym zależy tylko na pieniądzach. Bo właścicielom, którzy przez 95% czasu tracą pieniądze, nie zyskują, raczej na tym aż tak nie zależy. I ja rozumiem, że pieniądze są potrzebne, żeby obiekt istniał i prosperował, ale jeżeli na każde stwierdzenie odpowiedzią organizatorów są pieniądze, to chyba ktoś się potknął i wywinął niezłego orła na drodze do celu całego tego przedsięwzięcia.
Jednocześnie świat się rozwija. France Galop oferuje transmisję tylko po zalogowaniu, niemieckie tory często wrzucają transmisję nawet na Facebooka, Czechy zawsze mają transmisję na YouTube.
O tym też już wspominałam wcześniej — transmisja w naszych czasach to nie luksus. To podstawa. Kiedyś większość osób nie miała dostępu do czystej wody i jakoś nie uznajemy tego teraz za normalne, więc nie okłamujmy się — zaniedbanie transmisji to naprawdę słaba sprawa, a nie norma.
Jeżeli chodzi o przychody z gry, to tutaj nie mam prawa się wypowiadać, bo umowy nie czytałam, ale może ktoś podpisał zwyczajnie słabe warunki tej umowy. Służewiec był do tego zmuszony podczas zapaści, by umowa była średnio korzystna, ale skoro Wrocław tak świetnie prosperuje w innych dziedzinach, co zostało obtrąbione wielokrotnie, to prawdopodobnie stoi na lepszej płaszczyźnie do negocjacji. Więc... czemu przychód jest mały?
Stwierdzenie, że Tor Partynice nigdy nie ponosił kosztów transmisji, to... już nie sam strzał w stopę. To strzał w kolano, ale przez mózg. Czyli przyjmujecie przychody z Totalizatora (jakby małe nie były, ale przyjmujecie), a jednocześnie — zarabiając na obrotach — nie dokładacie się do tego nawet grosza? To chyba wbrew stwierdzeniu kilkanaście zdań wyżej, że ten, kto zarabia, ponosi koszta, a takie było pana stanowisko. Ponoć.
Naprawdę zawiewa głębokim konfliktem wewnętrznym, żeby nie powiedzieć, że hipokryzją. I ten jeden raz nie dostaliście nic darmo, więc olaliście sprawę i zrzucacie na Totalizator. Klasa sama w sobie. Jeżeli okazało się, iż większość osób stanęła po stronie przeciwnej, to może... mają rację?
Nadal nie ustosunkowaliście się natomiast do kwestii właścicieli.
Koszty organizacji mityngu opłacone są w kosztach zapisu koni do tego mityngu. Jeżeli pieniądze te nie wystarczają na opłacenie transmisji, to może należy podnieść koszt zapisu tak, by nie twierdzili panowie, że transmisja jest nieekonomiczna finansowo.
Bo — podkreślam ponownie — właściciele już opłacili te koszty. Jeżeli pan Marian Ziburske, który w ciągu kilku ostatnich lat wpompował tonę prywatnych pieniędzy w wyścigi w tym kraju, w pierwszej reakcji mówi, że nie ma dłużej powodu do trzymania koni we Wrocławiu i że to absolutnie niewiarygodne, co wydarzyło się na Partynicach, to może chociaż on, w waszych oczach, jest osobą wartą wysłuchania. No bo przecież spora część pracowników toru, trenerów i jeźdźców nie ma matury, więc — zgodnie ze zdaniem pana Sawki — nie ma prawa głosu w tej dyskusji.
Podsumowując: W ciągu kilkunastu godzin udało wam się zakopać głęboko jawność waszej spółki, nie poinformować opinii publicznej, że transmisji nie będzie, zwalić zaistniałą sytuację na inną spółkę, następnie wielokrotnie podkreślić, że ważne są tylko zakłady, a nie same wyścigi, i finalnie obrazić większość tego środowiska słowami dyrektora Sawki. I na koniec twierdzicie, że to wy jesteście w tej sytuacji szczerzy, a wręcz pokrzywdzeni. Błagam. Bujać to wszystkim, ale nie nam.
Mam naprawdę szczerą nadzieję, że konflikty na linii Totalizator–Partynice zostaną rozwiązane (przecież tak szanowni biznesmeni, którzy tak starannie liczą pieniądze, nie powinni mieć problemów pod względem organizacji), a osoby związane z wyścigami nie będą więcej olewane, obrażane i pomijane. Szczególnie ci, którzy dokładają się do tego grajdołka finansowo.
Zdjęcie: Iza Wolska Fotografia