Przewodnik po Warszawie Tomasz Dygała

Przewodnik po Warszawie Tomasz Dygała Najchętniej wyszłabym na ulicę i wszystkim dawała numer Tomka i wypychała ich na kurs. Chociaż nie umywa się do kursu Tomka oczywiście. A dlaczego najlepsza? Pff.

Dziwi mnie, że kursy na przewodnika nie są dla każdego obowiązkowe, tak jak matematyka na przykład! To była moja najlepsza inwestycja w życiu (niezbyt długim jeszcze), zaraz po nauce czytania, to w sumie też jest przydatne. Bo:

- Warszawa. Takie miasto na Mazowszu, pół roku temu myślałam, że je znam. Bo znałam nazwisko Corazzi i wiedziałam, gdzie mieszkał Tuwim. Wiadomo, że ta książkowa wiedza si

ę powiększyła, ale to nie ta wiedza jest najważniejsza. Sposób Tomka, czyli wrzucanie każdego od razu na głęboką wodę sprawia, że słuchając różnych osób, uczysz się naprawdę wiele. Uczysz, a nie tylko zapamiętujesz. Poznajesz opinie, myślisz! A wypowiedzi na tematy, z którymi ktoś był związany emocjonalnie, były po prostu bezcenne, czyt. Marek opowiadający o browarach warszawskich na przykład albo Piotrek o koncercie na Dziekance.

- Słuchanie innych, a nie tylko jednego przewodnika, było strzałem w dziesiątkę. To chyba najlepsza metoda dydaktyczna świata. Na egzaminie byliśmy po prostu profesjonalni.

- Ludzie, których się poznaje. Stworzyliśmy zgraną, wspaniałą grupę. Jak to powiedział Tomek, to my jesteśmy aktorami na tej scenie, ale zasługa Tomka jest ogromna! 20 osób w różnym wieku i po prostu różnych czasem o 180 stopni potrafiło się przed sobą otworzyć i być dla siebie kumplami jak równy z równym. Czasem w chwilach słabości tylko dla nich przychodziłam na wycieczki.

- Ale nie tylko poznaje się innych, ale poznaje się też siebie. Zabrzmiało jak motto jakiejś sekty, ale pół roku chodzenia po mrozie, braku czasu na wszystko i dążenie do tego jednego celu, zdania egzaminu, robi swoje.

- Wyzwanie. Powiem krótko: od wczoraj, tj. odkąd zdałam egzamin, jestem w takiej euforii, że mam wrażenie, że nigdy nie wygaśnie. Puenta jest taka: Warto! Warto! Trochę płaczę, że to już koniec. Martyna Mucha

09/11/2025
26/08/2025

Łosie w Kampinosie, czyli elegancki absurd na czterech nogach

Łoś (Alces alces)- ssak wielkoformatowy, król bagien, lord torfowisk, hrabia polano-błotnych nieużytków. Spotkać go to zawsze przeżycie, nawet jeśli wygląda jak wymiana spojrzeń z nieco zdziwionym gigantem w piżamie. W Polsce łoś jest zaraz po żubrze największym ssakiem, choć sam wcale o to nie prosił. Natura tak mu zaplanowała i już. W Kampinoskim Parku Narodowym łoś jest bardziej znany niż niejeden celebryta. Ludzie przyjeżdżają z lornetką, z aparatem, z termosikiem, by zobaczyć choćby kawałek tej majestatycznej sylwetki. A on? Potrafi wyjść z lasu na ścieżkę i spojrzeć tak, jakby mówił: „Naprawdę? Przez całą tę drogę, korki i szukanie parkingu tylko po to, żeby patrzeć na mnie? No dobrze, ale szybko, bo mech czeka.”

Samce, zwane bykami, ważą od 270 do 500 kilogramów. Samice- klępy -są mniejsze, ale to one trzymają rodzinę w ryzach. Wysokość w kłębie dochodzi do dwóch metrów. To znaczy, że gdyby łoś zechciał przejść przez twoją kuchnię, musiałbyś w drzwiach robić specjalne wycięcie w futrynie. Poroże? Jest powód do dumy, a przynajmniej wstydu nie ma. Byki występują w dwóch wersjach: badylarze i łopatacze (i formy pośrodku). Łopaty mogą ważyć 40 kilogramów, rozpiętością przypominać antenę satelitarną z bogatego domu lat 90. i działać jak wizytówka w czasie bukowiska. Łosie, w przeciwieństwie do jeleni, nie walczą jak szaleńcy z impetem średniowiecznych rycerzy, bo… są na to zbyt leniwe. Wolą po prostu zaprezentować się: kto ma większe łopaty i bardziej imponującą sylwetkę, ten zgarnia względy. Reszta odpada bez walki, bo nikt nie ryzykuje złamanego żebra w konkursie piękności.

Łoś jest wegetarianinem, choć potrafi przestraszyć, jak wyjrzy z zarośli jak małpa z pokrzywy. Zjada liście, pędy, korę, krzewy i rośliny wodne. Nurkuje na pięć metrów, pływa sześć kilometrów na godzinę, co daje surrealistyczny obraz- ogromny roślinożerca z porożem pod wodą, wynurzający się z rzęsą na pysku i rzęsami na powiekach trzepoczącymi jak u królewny z Disneya. Biega też szybciej niż niejeden biegacz- do 56 km/h, ku zdziwieniu samych łosi, które na co dzień sprawiają wrażenie zwolenników „slow life”. Uszy obraca o 180 stopni, wzrokiem nie grzeszy, ale węchem wykryje zarówno mech pod śniegiem, jak i Ciebie w Puszczy z kilometrów.

W Kampinosie żyje około 350 łosi. I to nie byle jakich; to pełnoprawni, certyfikowani mieszkańcy parku, którym człowiek powinien ustępować miejsca. Spotkanie z łosiem to zawsze trochę magia, trochę absurd. Ale uwaga: minimalny dystans między tobą a łosiem to 30 metrów. To nie jest wymysł urzędników, tylko kwestia bezpieczeństwa -twojego i jego. Bo łoś, choć wygląda na filozofa w futrze, kopnięciem potrafi zabić wilka. Wyobraź więc sobie, co może zrobić z niefrasobliwym turystą, który chciał „ładniejsze selfie”. A jeśli łoś kładzie uszy - to znak, że coś się dzieje. Parafrazując pewnego znanego księdza straszącego wiernych na YouTubie angielską literaturą: „Łoś kładzie uszy - to wiedz, że coś się dzieje!.”

Zagrożeń jednak nie brakuje. Ruch drogowy to jedno z najpoważniejszych; łosie giną w kolizjach z samochodami – i bywa, że życie traci nie tylko zwierzę, ale i człowiek.. Dlatego w Polsce prowadzi się akcje odsłaniania dróg, żeby kierowca miał szansę zauważyć zwierzę wcześniej. To proste, praktyczne rozwiązania, które pokazują, że nawet asfalt można w jakimś tam stopniu pogodzić z naturą, jeśli do równiania dodamy zdrowy rozsądek i empatię (te dwa ostatnie to u nas).
Łoś, który potrafi przeskoczyć dwa metry, nie ma problemu z płotem. Problem pojawia się wtedy, gdy na płocie są metalowe kolce. Wtedy tragedia jest nieunikniona, a śmierć – okrutna. To nie jest obrazek, który chcielibyśmy oglądać. A wracając do samego łosia- to mistrz niespodzianek. Raz majestatyczny, raz niezdarny, raz wygląda jak rzeźba z brązu, a chwilę później trochę potyka się o własne nogi. Czasem znika w chaszczach, zostawiając cię z pytaniem: „Czy naprawdę to widziałem, czy to się przyśniło?” Ale przecież na tym polega jego urok. Łoś jest pomnikiem przyrody, który nie zdaje sobie sprawy, że nim jest. Albo - mówiąc inaczej - zwierzęciem, które zawsze trochę udaje, że coś mu się zepsuło, a w rzeczywistości działa bez zarzutu.

A jeśli komuś wciąż mało, to kilka zupełnie poważnych faktów o łosiu (zupełnie poważnych, dopóki się ich nie przeczyta):
Łoś wodny morski to oczywiście łośmiornica,
łoś śródlądowy - łosioś,
na niegrzecznego łosia mówi się łosioł, a na mądrego- łoświecony,
ulubioną górską przekąską łosi jest łoścypek,
a kiedy chcą się pobrać, składają sobie łoświadczyny.
Specjaliści z łośrodków badań twierdzą też, że łosie żyją w stadach po łosiem sztuk, a najbardziej dystyngowany z nich nosi tytuł Łosiobistości.
I tyle w temacie, bo przy łosiach nawet najpoważniejsza nauka szybko robi się łośmieszna.
p.s. niedługo u nas Dzień Łosia. Bądźcie czujni!
✍️AG
📸Zdjęcie: Maciej Szajowski, czyli dowód, że nie tylko łosie mają cierpliwość do stania w zaroślach przez pół dnia.

Też bym chciał
18/08/2025

Też bym chciał

13/08/2025
11/08/2025
01/08/2025
29/07/2025

Adres

Warszawa

Telefon

601251856

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Przewodnik po Warszawie Tomasz Dygała umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Firmę

Wyślij wiadomość do Przewodnik po Warszawie Tomasz Dygała:

Udostępnij