Dziwi mnie, że kursy na przewodnika nie są dla każdego obowiązkowe, tak jak matematyka na przykład! To była moja najlepsza inwestycja w życiu (niezbyt długim jeszcze), zaraz po nauce czytania, to w sumie też jest przydatne. Bo:
- Warszawa. Takie miasto na Mazowszu, pół roku temu myślałam, że je znam. Bo znałam nazwisko Corazzi i wiedziałam, gdzie mieszkał Tuwim. Wiadomo, że ta książkowa wiedza si
ę powiększyła, ale to nie ta wiedza jest najważniejsza. Sposób Tomka, czyli wrzucanie każdego od razu na głęboką wodę sprawia, że słuchając różnych osób, uczysz się naprawdę wiele. Uczysz, a nie tylko zapamiętujesz. Poznajesz opinie, myślisz! A wypowiedzi na tematy, z którymi ktoś był związany emocjonalnie, były po prostu bezcenne, czyt. Marek opowiadający o browarach warszawskich na przykład albo Piotrek o koncercie na Dziekance.
- Słuchanie innych, a nie tylko jednego przewodnika, było strzałem w dziesiątkę. To chyba najlepsza metoda dydaktyczna świata. Na egzaminie byliśmy po prostu profesjonalni.
- Ludzie, których się poznaje. Stworzyliśmy zgraną, wspaniałą grupę. Jak to powiedział Tomek, to my jesteśmy aktorami na tej scenie, ale zasługa Tomka jest ogromna! 20 osób w różnym wieku i po prostu różnych czasem o 180 stopni potrafiło się przed sobą otworzyć i być dla siebie kumplami jak równy z równym. Czasem w chwilach słabości tylko dla nich przychodziłam na wycieczki.
- Ale nie tylko poznaje się innych, ale poznaje się też siebie. Zabrzmiało jak motto jakiejś sekty, ale pół roku chodzenia po mrozie, braku czasu na wszystko i dążenie do tego jednego celu, zdania egzaminu, robi swoje.
- Wyzwanie. Powiem krótko: od wczoraj, tj. odkąd zdałam egzamin, jestem w takiej euforii, że mam wrażenie, że nigdy nie wygaśnie. Puenta jest taka: Warto! Warto! Trochę płaczę, że to już koniec. Martyna Mucha