Warto Warto! 🌟 Bądź po swojej stronie, jak Bóg. Jestem Przemysław Zamojski – kapłan, student psychologii, praktyk TSR. Oferuję wsparcie duchowe i konkretną pomoc.

Potrzebujesz rozmowy? Napisz! ➡️
Możesz postawić mi kawę☕️

https://buycoffee.to/warto

20/08/2025

Sens jest bezkresem, przekracza czas, rozrywa zasłonę przybytku w świątyni i sprawia, że możemy zobaczyć Twarz Boga.

Jezus mówi o ogniu, który chce rozpalić na świecie, a jednocześnie tęskni za chrztem, który dokonuje się przez zanurzeni...
16/08/2025

Jezus mówi o ogniu, który chce rozpalić na świecie, a jednocześnie tęskni za chrztem, który dokonuje się przez zanurzenie w wodzie. Mówi o pokoju, który niesie ze sobą rozłam. To sprzeczności, które zdają się z pozoru wykluczać, a jednak splatają się ze sobą w przesłaniu Jezusa.

Jesteśmy świadkami, jak świat płonie. Niektórzy drwią z ekologów, mówiących, że "płonie planeta", ale prawda jest taka, że świat jest w gorączce ludzkich namiętności: chciwości, nienawiści, pożądania i żądzy władzy. Ten stan zapalny podsycany jest przez zatrutą wodę nieufności, której każdy z nas choć raz się napił.

Jezus, będąc ogniem miłości, zanurzył się w odmętach śmierci. Zszedł na samo dno, niczym Jeremiasz wrzucony do błotnistej cysterny. Taki był Jego chrzest. Wydawało się, że zło Go "zgasiło" jak niedopałek papierosa. Umarł na krzyżu jak zbrodniarz, przyjaciele się rozeszli, grób został zapieczętowany. Nic już nie zapowiadało zwycięstwa.

A jednak… "wody wielkie nie zdołają ugasić miłości."

„bo jak śmierć potężna jest miłość,
a zazdrość jej nieprzejednana jak Szeol,
żar jej to żar ognia,
płomień Pański.” (Pnp)

Płonąć jak Maksymilian Kolbe

Jutro będę głosił kazanie w Szczecinkach z okazji odpustu ku czci świętego Maksymiliana Marii Kolbego. Zazwyczaj podkreśla się jego heroiczny czyn — pójście do bunkra głodowego, by uratować nieznanego mu ojca rodziny. Niektórzy widzą w tym heroizm, inni desperację, a nawet maskowane samobójstwo.

Niezależnie od oceny, nie jesteśmy w stanie naśladować go w tym czynie. To, co mnie w nim fascynuje, to całe jego życie. Płonęło w nim życie Jezusa i nie dał się zgasić. Spłonął (dosłownie) i na zawsze pozostał w świetle. To, jak umarł, upodobniło go do Chrystusa, ale to jego życie stanowi prawdziwe źródło inspiracji.

Życie Maksymiliana Kolbego wcale nie było łatwe. Ani z nim nie było łatwo. Jego rodzice chcieli, by został rzemieślnikiem, a księdzem miał być jego starszy brat. Kiedy Rajmund (jego imię świeckie) powiedział, że chce iść do gimnazjum, usłyszał od rodziców, że prędzej "mama zostanie księżniczką, a ojciec biskupem." Miał umysł ścisły, ale to nie przeszkodziło mu w rozwinięciu się w wielu dziedzinach humanistycznych. Jako wykładowca był nazywany przez kleryków "mamałygą", bo jego wykłady były nudne i rozwlekłe. Przez pewien czas miał też zakaz głoszenia kazań ze względu na cichy głos.

Był niezwykle kreatywny i zasłynął jako genialny organizator (wystarczy wspomnieć założony przez niego Niepokalanów). Potrafił jednak posługiwać się palcem, a wykonawcami i realizatorami jego licznych pomysłów często byli inni.

Był pionierem w wielu dziedzinach:

Bezpośrednio po objawieniach fatimskich założył Rycerstwo Niepokalanej.

Pismo "Rycerz Niepokalanej" pobiło rekordy popularności i w szczytowym momencie było wydawane w milionowym nakładzie.

Wydawał jedyny przed wojną katolicki dziennik.

Marzył o założeniu rozgłośni radiowej.

Chciał reformować swoje zgromadzenie. Powiedzieć, że reformatorzy w Kościele mają pod górkę, to nic nie powiedzieć. Przełożeni franciszkanów zgodzili się jedynie na bardziej radykalne formy życia zakonnego w ramach klasztoru w Niepokalanowie. W swojej gorliwości często nie uwzględniał słabości ludzkiej natury u współbraci i stawiał im wyższe wymagania, niż przewidywało prawo kościelne. Ratowało go jedynie posłuszeństwo wyższym przełożonym, którzy musieli studzić jego zapał.

Jak zauważył Tomasz Terlikowski, niektóre teksty świętego Maksymiliana nosiły znamiona antysemityzmu. Nie oznacza to jednak, że był antysemitą. Były one oparte na fałszywych założeniach, które z czasem skorygował. Na pewno nie był rasistą, o czym świadczy fakt, że nie zgodził się na publikację agresywnych antyżydowskich tekstów księdza profesora Stanisława Trzeciaka na łamach swoich pism. Niektórzy współbracia odmówili zeznawania na jego procesie beatyfikacyjnym ze względu na trudne relacje, jakie z nim mieli.

Można powiedzieć, że płonął całe życie, został spopielony... a jego światło wciąż rzuca blask. Dał się podpalić i nie pozwolił, by ktokolwiek go zgasił.

Kiedy czuję, że gasnę, idę do Ognia. Wiem, że nawet jeśli spłonę, będę świecił Jego światłem.

Victor Frankl, twórca logoterapii, dostrzegł, że w przemijaniu ukryta jest piękna prawda. To, co przeżyliśmy, jest niepo...
15/08/2025

Victor Frankl, twórca logoterapii, dostrzegł, że w przemijaniu ukryta jest piękna prawda. To, co przeżyliśmy, jest niepowtarzalne i już należy do wieczności. Nic nie jest w stanie wymazać tych pięknych chwil, a wdzięczne wspominanie zarówno wielkich zwycięstw, jak i drobnych, codziennych radości uruchamia w nas dobroczynne moce.

Sięgamy do zasobów duchowych i otwieramy się na Ducha Boga Życia, który ponownie działa cuda, tak jak w dniu naszego szczęścia. Cała liturgia polega na wspominaniu i wzywaniu mocy Ducha Świętego, który sprawia, że wydarzenia z ziemskiego życia Jezusa stają się naszym udziałem. Podczas Eucharystii faktycznie jesteśmy obecni w tajemnicy Ostatniej Wieczerzy i z Chrystusem przechodzimy od śmierci do życia.

Dzisiaj widzimy Maryję, która z duszą i ciałem została wzięta do nieba. Aby rozważyć tę tajemnicę, Kościół otwiera przed nami tekst o spotkaniu dwóch kobiet, które doświadczyły mocy Boga. Maryja pod wpływem Ducha wspomina cuda, które Bóg zdziałał w minionych pokoleniach. Ta modlitwa, pełna nadziei, zapewnia ją o szczęśliwym i pełnym życiu, które spełni się w Bogu. Ten sam Bóg, który okazał swoją potęgę w dramatycznych sytuacjach naszych przodków, da mi szczęście i spełnienie – nawet większe, niż się spodziewam. Kościół zdaje się zachęcać: wspominaj moc Boga, a osiągniesz niebo jak Maryja!

Wielu osobom jedynie dusza kojarzy się z boskością. Dzisiejsze święto pokazuje, że także ciało jest święte, tak jak całe życie. Ciało jest kształtem miłości, bo każda jego komórka jest cudem, zawiera w sobie życie. Kiedy mówimy „kocham”, myślimy o codziennym trudzie relacji, o jedzeniu, dotyku, pocałunku, obecności, uważności i bliskości. Miłość jest konkretna i wyraża się w decyzjach. Ciało rozpoznaje Ducha, dzięki któremu żyje, co widać w słowach: „Oto bowiem, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie.” Ciało pamięta Tego, który je stworzył, i przechowuje nadzieję, że ta miłość zachowa to, co jest tak cenne, na zawsze. „Nie byłem dla Ciebie tajemnicą, kiedy w ukryciu nabierałem kształtów, utkany we wnętrzu ziemi.”

O tym jest Boże Narodzenie, Zmartwychwstanie, Wniebowstąpienie, Eucharystia i Wniebowzięcie. Wszystkie te święta i uroczystości czynią nieśmiertelnymi chwile naszego szczęścia.

Dlatego, kiedy wspominamy ważne wydarzenia z naszej historii, wzywajmy mocy Boga, która nas zmartwychwstanie, tak jak czyniła nieśmiertelnymi naszych przodków.

Ps. Możesz postawić mi kawę :) Link w komentarzu 👇👇👇

„Odpoczywaj, jedz, pij i używaj” - ta słowa brzmią jak wakacje. Po to się trudzimy w ciągu roku, by móc cieszyć się owoc...
02/08/2025

„Odpoczywaj, jedz, pij i używaj” - ta słowa brzmią jak wakacje. Po to się trudzimy w ciągu roku, by móc cieszyć się owocami wysiłku w czasie wolnym. Co jest więc nie tak? Kiedy to staje się celem samym w sobie.
Można mówić o przemyśle odpoczynku – kiedy pomyślimy o całej organizacji, wyspecjalizowanych strukturach, łańcuchu usług. Ten przemysł czasem przekształca się w „przemoc wypoczynku.” Potrzeba ta coraz częściej jest realizowana ze szkodą dla całego otoczenia. Przejawy przemocy wypoczynku widziałem w szpitalu w Rzymie – wyjazd na upragnione wakacje stawał się tak ważny, że starszego człowieka nieraz „parkowano” w szpitalu bez wyraźnej medycznej konieczności. Porzucano go jak czasami ktoś kto wyjeżdża na urlop porzuca psa lub kota, lub co gorsza przywiązuje go do drzewa w lesie.
Przemoc zawiera w sobie posesywność – muszę to mieć! To jest moje prawo i nikt mi go nie odbierze.
Tą spiralę przemocy nakręcają oczekiwania, które de facto tą moc odbierają.

Bo jeżeli oczekuję nie wiadomo jakiego odprężenia – zwykłe leżenie na hamaku już mnie nie cieszy.
Kiedy oczekuję niesamowitej zabawy – nie potrafię docenić uśmiechu, uścisku dłoni, czyjejś obecności.

Nasze natarczywe oczekiwania zabijają w nas otwartość i przyjmowanie.

Otwartość pozwala dostrzec coś więcej - prowadzi od odkrycia, że jestem kimś więcej niż to, co posiadam. Uzdalnia do przyjęcia tego, co dzięki otwartości zobaczę.

Jestem Kimś więcej – tu jest ślad Boga. Boga nie mogę posiadać – Boga mogę przyjąć. Przyjąć Jego miłość: czas, dar obecności innych ludzi, dobra.

Dobrej niedzieli!

Bliskość: Między lękiem a potrzebąWielu boi się bliskości, a jednocześnie tragicznie jej potrzebuje. Wtedy pojawiają się...
26/07/2025

Bliskość: Między lękiem a potrzebą

Wielu boi się bliskości, a jednocześnie tragicznie jej potrzebuje. Wtedy pojawiają się jej imitacje lub znieczulacze. Człowieka stworzyła, stwarza i buduje bliskość. O tym jest dzisiejsza liturgia.

Dygresja Młynarskiego: Bóg jako Modlący się

Zanim o niej – dygresja. Nie zgadzałem się w niektórych kwestiach z Wojciechem Młynarskim. Bardzo lubię jego poczucie humoru i wrażliwość. Ogromne wrażenie sprawił na mnie jeden z jego ostatnich tekstów napisanych na zamówienie Stanisławy Celińskiej.

„W życiu co boli, serca niedoli głos często słyszę.
Czy świt na niebie, czy mrok na niebie jak skrzydło kruka.
Ja kocham ciebie, ja wierzę w ciebie i ciebie szukam.
Na złe i dobre niech nas połączy jedna współrzędna.
Wierzę w twą dobroć, a czułość twoja jest mi niezbędna.
Więc mnie wysłuchaj, serca niepokój w nadzieję przekuj.
To ma modlitwa o ciebie i twa na wieki wieków…”

Podmiot liryczny modli się o bliskość. Bardzo jej potrzebuje. Wierzy, że jest ktoś, kto może mu ją dać w sposób dobry i piękny. Ma nadzieję. „Ludzi dobrej woli jest więcej” – chciałoby się dodać słowami Niemena. Zdumienie pojawia się, gdy okazuje się, że tym, który się modli, owemu „ja” lirycznemu, okazuje się Bóg:

„Myśl gorejąca, myśl współczująca przed drzwi twych progiem.
Więc drzwi odemknij, jesteś człowiekiem, ja jestem Bogiem.
Gdy północ bije, nim noc mnie skryje i w sen i w ciszę.
W życiu co boli, serca niedoli głos często słyszę.
Noc błękitnieje, przed małą chmurką księżyc ucieka.
I głos ten słyszę, to Bóg mój modli się do człowieka.
Myśl gorejąca, myśl współczująca przed drzwi twych progiem.
Więc drzwi odemknij, jesteś człowiekiem, ja jestem Bogiem.
Myśl gorejąca, myśl współczująca przed drzwi twych progiem.
Więc drzwi odemknij, jesteś człowiekiem, ja jestem Bogiem…”

Bóg „potrzebuje” bliskości! To wybrzmiewa w dzisiejszych tekstach:
„Moja bliskość jest bezpieczniejsza od bliskości waszych krzywdzicieli. Moja bliskość widzi w Tobie tę iskrę, która sprawiła, że zapłonęło w Tobie życie. Ja Jestem Twórcą tej iskry.”

Boża walka o człowieka: Lekcja Abrahama

Zadziwia mnie, jak Bóg walczy o człowieka. Nie z człowiekiem, a o człowieka.
Najpierw postać Abrahama, który widzi w mieszkańcach So**my dobro. Chce ocalić każdy przejaw dobra. Przedstawia to Bogu.

Przychodzą mi na myśl sytuacje, w których umiera człowiek, którego śmierć przynosi ulgę bliskim: alkoholik, furiat, przemocowiec. Po ludzku chciałoby się „być cicho nad trumną”, ograniczyć formę pożegnania. Często rodzina w takich sytuacjach próbuje przedstawić jakieś dobro… Ci sami, którzy nieraz płakali mi do rękawa, opowiadając o kolejnych upokorzeniach. Jakże inaczej wyglądałaby nasza modlitwa, gdybyśmy o współczesnych „sodomitach” mówili i myśleli przynajmniej jak Abraham! Nawet jeśli za nic w świecie nie potrafimy zobaczyć czegoś pozytywnego, bo brzydzimy się ich grzechem… to niewątpliwym dobrem jest ich życie!

Modlitwie Abrahama zabrakło tego, co tylko Jezus mógł zrobić: modlić się z otchłani opuszczenia! „Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił?” – On nie tylko modli się za grzeszników, modli się razem z nimi i w nich. Modli się z poziomu ich deficytu bliskości. Ich krzykowi, naszemu krzykowi nadaje siłę. „Nie bądź z dala ode mnie, bo klęska jest blisko.” Ps 22.

Bliskość i miłosierdzie: Ewangelia i grzech

Kolejny punkt to: kilka razy dyskutowałem z niektórymi osobami, które ubolewały, że w niektórych krajach zmieniono słowa konsekracji – zamiast „za wielu” będzie wylana przetłumaczono, że Krew Jezusa „za wszystkich” będzie wylana. Oczywiście, ściśle według Ewangelii Jezus mówi o wielu. Jednak pod spodem tej dyskusji jest lęk przed bliskością z tymi, którzy są tak bardzo różni od nas. Wbrew pozorom nie tak bardzo. „Nie oceniaj nikogo dlatego, że grzeszy inaczej niż Ty.”
Jeśli się przyjrzeć – to każdy grzech wynika z braku bliskości lub złego jej rozumienia.

Ojciec z nieba: Doskonała bliskość
Wreszcie najgłębszy poziom dzisiejszej liturgii: „Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, to o ileż bardziej Ojciec z nieba udzieli Ducha Świętego tym, którzy Go proszą.”
Jeśli nawet niedoskonale potrafimy być blisko i widzieć dobro nawet w niewdzięcznych dzieciach – co dopiero Bóg?

https://youtu.be/5PSjsGTpTag?si=LcskSX89R6ZOqyBc

Wielki niepokój, mały pokójW niepokoju wszystko wydaje się ogromne: piętrzące się zmartwienia, burzliwe wydarzenia, wzru...
19/07/2025

Wielki niepokój, mały pokój

W niepokoju wszystko wydaje się ogromne: piętrzące się zmartwienia, burzliwe wydarzenia, wzruszające spotkania i bolesne pożegnania. Niepokój gna nas z miejsca na miejsce – z salonu do kuchni, z kuchni do sypialni, z sypialni do najgłębszych zakamarków piwnicy. Popędza do sklepu, do kościoła, wszędzie tam, gdzie uciekamy przed tą wszechogarniającą wielkością, czując się jedynie marnym, niewystarczającym człowiekiem. Marta jest przepełniona niepokojem.

Maria zaś znajduje ukojenie w prostocie. Uznaje, że wystarczy to, kim jest, i że jej obecność jest darem dla Tego, który do niej przychodzi. Smakuje każdą chwilę, ulotny moment istnienia. I choćby nawet krzątała się wśród gości, pozostaje w swoim wewnętrznym pokoju – w świątyni ukojenia, przy Sercu Jezusa.

08/07/2025

"Terapia nie zmienia ludzi, lecz pomaga im odkryć własne zasoby, aby sami mogli dokonać zmian."

Pamiętacie Jacka i Placka? Wybrali się ukraść księżyc, a wrócili zupełnie inni: "już nie leniwi, już nie głupi, ale mądr...
28/06/2025

Pamiętacie Jacka i Placka? Wybrali się ukraść księżyc, a wrócili zupełnie inni: "już nie leniwi, już nie głupi, ale mądrzy i pracowici." Ich "księżyc" miał być symbolem złota i obfitości, utopią, gdzie znikają wszelkie problemy, a życie płynie w nieustannej przyjemności. To była jednak iluzja, która prędko zderzyła się z brutalną rzeczywistością. A jednak… gdyby nie te "absurdalne" marzenia, być może nigdy nie opuściliby swojego Zapiecka. To pragnienie czegoś więcej wyrwało ich z rutyny i pchnęło w ramiona doświadczeń, które nadały smak ich istnieniu. Od wieśniaków nauczyli się ciężkiej pracy, od kowala – wytrwałości. Te spotkania stały się fundamentem, dzięki któremu zdołali odrzucić kuszącą pokusę dorabiania się na ludzkiej krzywdzie. Spotkanie z "Ciemnymi Typami", którzy proponowali im życie, z którego dopiero co zrezygnowali, było jak spojrzenie w lustro przeszłości. Musieli wybrać: życie na koszt innych, bez odpowiedzialności, czy budowanie pięknych relacji w oparciu o wspólny wysiłek. Zdecydowanie wybrali to drugie.

Piotr i Paweł mieli swój własny "Zapiecek" i też pragnęli posiąść swój "księżyc" – gwarancję życia na własnych warunkach. Piotr, zręczny rybak, specjalista od wydobywania pokarmu z tego, co niewidoczne, rutynowo zarzucał sieci. Jezus wykorzystał tę jego zdolność, ale w zupełnie nowy sposób. Z czasem galilejski rybak zaczął odkrywać, że na głębinach ducha ukryty jest pokarm, który zaspokoi każdy, nawet największy głód – i to nie tylko ten ziemski. Początki bywały trudne. "Zarwałem noc... i nic nie złowiłem" – żalił się Jezusowi, zmęczony i wypalony.
Paweł, z kolei, w imię Boga, w którego gorliwie wierzył, nie wahał się przed prześladowaniem innowierców. Jezusowi jednak potrzebna była właśnie ta jego niepohamowana gorliwość, niezachwiana wiara i przenikliwa inteligencja. Oślepił go blask, który później Paweł niósł na cały świat.
Obaj szukali swojego "księżyca". Z czasem jednak odkryli, że nie świeci on własnym światłem, lecz jedynie odbija blask Słońca. Podobnie Kościół. Świeci blaskiem Chrystusa. Sam w sobie bywa ciemny, tak jak mroczne potrafi być wnętrze człowieka. Pomyślmy też o fazach księżyca. W nowiu, niewidoczny z Ziemi, schowany w cieniu słońca. Czyż nie tak bywa czasem z Kościołem?

"Piotr jako pierwszy wyznał wiarę w Chrystusa i z nawróconych Izraelitów założył pierwszy Kościół. Paweł otrzymał łaskę jasnego rozumienia prawd wiary i stał się nauczycielem narodów pogańskich. Obdarzeni różnymi darami zgromadzili w jednym Kościele wyznawców Chrystusa i zjednoczeni w chwale niebieskiej wspólnie odbierają cześć na ziemi."
Byli tak różni. Nierzadko się spierali. Pismo Święte nie ukrywa ich konfliktów, jak ten w Antiochii:
"Gdy następnie Kefas przybył do Antiochii, otwarcie mu się sprzeciwiłem, bo na to zasłużył. Zanim jeszcze nadeszli niektórzy z otoczenia Jakuba, brał udział w posiłkach z tymi, którzy pochodzili z pogaństwa. Kiedy jednak oni się zjawili, począł się usuwać i trzymać się z dala, bojąc się tych, którzy pochodzili z obrzezania. To jego nieszczere postępowanie podjęli też inni pochodzenia żydowskiego, tak że wciągnięto w to udawanie nawet Barnabę. Gdy więc spostrzegłem, że nie idą słuszną drogą, zgodną z prawdą Ewangelii, powiedziałem Kefasowi wobec wszystkich: «Jeżeli ty, choć jesteś Żydem, żyjesz według obyczajów przyjętych wśród pogan, a nie wśród Żydów, jak możesz zmuszać pogan do przyjmowania zwyczajów żydowskich?»” (Ga 2,11 – 14)
Dzisiaj nazwalibyśmy to "dwiema różnymi wrażliwościami". Ale jedna wrażliwość ich połączyła, stopiła w jedno: wrażliwość na Jezusa. Prawdziwa światłoczułość. Bądźmy więc czuli na to światło – wtedy świat zobaczy w nas żywy Kościół.

Dzisiejsza liturgia,  skrywa w sobie modlitwę doskonale znaną uczestnikom adoracji Najświętszego Sakramentu. To kolekta,...
19/06/2025

Dzisiejsza liturgia, skrywa w sobie modlitwę doskonale znaną uczestnikom adoracji Najświętszego Sakramentu. To kolekta, która w swej treści zawiera esencję naszej wiary:
-Wyznanie wiary w Eucharystię: uznajemy w niej obecność Chrystusa.
- Prośba o ducha czci: prosimy o Boży dar prawdziwej, głębokiej adoracji.
- Prośba o owoce odkupienia: tęsknimy za pełnią życia, którą Chrystus nam ofiaruje.

Zatrzymajmy się na chwilę nad prośbami, które niesie ta modlitwa. Kościół dzisiaj prosi o szczególny rodzaj czci – taki, który nie jest wynikiem naszych ludzkich starań, lecz Bożym darem. Chodzi o tę wyjątkową otwartość serca, która pozwala nam w pełni skorzystać z daru, jakim jest wydarzenie Jezusa Chrystusa.

Być może zastanawiasz się: "Wydarzenie Jezusa Chrystusa?". Są ludzie, którzy nie tylko pojawiają się w naszej przestrzeni; oni są przestrzenią. Wypełniają ją sobą i pozostają w niej, niezależnie od upływu czasu czy fizycznej nieobecności. W tym właśnie sensie Jezus jest wydarzeniem. Jego obecność przekracza czas i miejsce, napełniając nas swoim duchem.

Czego więc dokładnie prosimy w tej modlitwie? Jakie są te „owoce odkupienia”?

Najprościej mówiąc, prosimy o wchodzenie w przestrzeń wolności. To nic innego jak poszerzanie naszej strefy komfortu. Kilka dni temu rozmawiałem z Agnieszką Marudą, ekspertką rozwoju osobistego, która wyjaśniła mi kluczową różnicę między opuszczaniem strefy komfortu a jej poszerzaniem.
Opuszczanie strefy komfortu często kojarzy się ze skokiem do lodowatej wody – brrr, nieprzyjemne i ryzykowne! Osobiście lubię takie wyzwania, ale ze względu na kruchość organizmu, wolę do lodowatej wody wchodzić stopniowo, zanurzając się centymetr po centymetrze. Morsowanie zaczynam od kilku sekund, sukcesywnie wydłużając czas. To jest właśnie poszerzanie komfortu. Komfort to przecież sytuacja, w której czujemy się bezpiecznie, w warunkach w miarę przewidywalnych.

Odkupienie i zbawienie to wielkie słowa naszej wiary, streszczające całe dzieło Jezusa. Odkupiciel i Zbawiciel to Jego imiona. O ile zbawienie mówi o pokonaniu śmierci, o tyle odkupienie dotyczy wolności.

Idea odkupienia wywodzi się ze Starego Testamentu. Goel – odkupiciel – to najbliższy krewny osoby, która znalazła się w potrzasku. To ktoś, kto zobowiązuje się poruszyć niebo i ziemię, aby ją ocalić. Najczęściej chodziło o długi, niewolę lub usunięcie hańby ciążącej na rodzinie. Określenie kogoś mianem Goela było powodem do dumy, choć często oznaczało misję niemal niemożliwą.
Jezus staje się naszym najbliższym krewnym, biorąc na siebie zobowiązanie ofiarowania nam wolności. Porusza niebo i ziemię! W Wielką Sobotę słyszymy przejmujące słowa: „Aby wykupić niewolnika wydałeś swego Syna!”

Owoce odkupienia to nic innego jak owoce przyniesione nam z Raju. Jeśli owocem nieposłuszeństwa Bogu jest niewola, strach przed Nim i traktowanie Go jak surowego policjanta, który nie lubi, kiedy Jego dzieci są szczęśliwe i bezpieczne – to owocem odkupienia jest wolność. Wolność ta daje nam coraz większą śmiałość w korzystaniu z darów z Domu Ojca. Pamiętasz słowa marnotrawnego ojca do syna, przerażonego jego dobrocią? „Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko, co moje, do ciebie należy”.

Owoce odkupienia to pojednanie, pokój, radość i nadzieja, która spełni się, kiedy wreszcie zasiądziemy razem jak rodzina przy stole. Pojednana ludzkość – to jest marzenie Boga, a ono nosi imię Eucharystia. Spełnia się ono w nas, choćby w minimalnym stopniu, gdy budzi się w nas ta tęsknota: „aby rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno”.

„Daj nam taką czcią otaczać święte tajemnice Ciała i Krwi Twojej...” – to znaczy: pozwól nam rozsmakować się w Tobie. To zakłada stopniowalność. Nie opuszczamy strefy komfortu, ale poznajemy coraz głębiej, czym ona jest – Jej głębię, smak, zapach, rozmiar. Niebo to komfort, który już przeczuwamy, dlatego czasem po omacku idziemy w tym kierunku. Raz czujemy tylko zapach, innym razem słyszymy dźwięki, a innym razem dotykamy.

Dziś, słysząc w Ewangeliach przy czterech ołtarzach słowa Jezusa: „Nie lekceważ tego, co już masz. Nie lekceważ tej dzisiejszej małej, nikłej nadziei, bo ona właśnie cię prowadzi do doświadczenia cudu…”, uświadamiam sobie coś niezwykłego. Te pięć chlebów i dwie ryby wystarczą, by działy się cuda. Jesteś wystarczający… oh, jakie to piękne!

Powołany – to ten, który słucha. Dzisiaj przeżywam 23 rocznicę święceń. Przedwczoraj, w piątek w pierwszym czytaniu z Dz...
11/05/2025

Powołany – to ten, który słucha.

Dzisiaj przeżywam 23 rocznicę święceń. Przedwczoraj, w piątek w pierwszym czytaniu z Dziejów Apostolskich, usłyszałem opowiadanie o nawróceniu Pawła. Ten, który biegł jak oszalały – przekonany, że służy Bogu, w końcu usłyszał głos, który zmienił całkowicie jego życie. Przecież on zabijał uczniów Jezusa dla Boga.

Słowo, które zmieniło sposób patrzenia na świat, padło też do serc tych, którzy byli innymi „aktorami” tego dramatu. Świadkowie upadku Szawła „nie widzieli nikogo,” ale słyszeli głos.
Ananiasz, którego posyła Jezus do modlącego się prześladowcy chrześcijan, słyszy zdumiewające dla niego słowa, że właśnie ten, który wyrządził wiele zła, został wybrany za narzędzie.

Bardzo mocno to we mnie rezonuje w kontekście Niedzieli Dobrego Pasterza i ostatnich wydarzeń związanych z konklawe. Kiedy kardynałowie zjeżdżali się do Rzymu na wybór papieża, kardynał z Dżakarty zapytany o to, czy następny papież powinien być „z ducha Franciszka,” odpowiedział że wolałby, aby był z Ducha Świętego.
Kiedy się zatrzasnęły drzwi Kaplicy Sykstyńskiej i usłyszeliśmy słynne „extra omnes” - kardynałowie, podobnie jak towarzysze Pawła, „słyszeli głos, lecz nie widzieli nikogo.” Musieli zamknąć oczy (czyli oddzielić się od świata zewnętrznego), aby usłyszeć głos i być może „byli zdumieni,” jak ci z drogi do Damaszku.
W hałasie medialnym, który nosimy w sobie, rozgrywa się dyskusja – Leon XIV będzie kontynuował dzieło Franciszka, czy kogoś innego? Jest progresywny, konserwatywny, czy reprezentuje centrum? Dyskusja ta odzwierciedla kryteria tego podzielonego świata. Każde „plemię” chce zagospodarować nawet Boga i to co On robi na własną korzyść. Chcemy, by Ojciec Święty robił coś dla Boga tak, jak my to rozumiemy.

„Wybrałem sobie tego człowieka jako narzędzie. On zaniesie imię moje do pogan i królów, i do synów Izraela. I ukażę mu, jak wiele będzie musiał wycierpieć dla mego imienia.”
Dz 9

Kibicowaliśmy temu, czy innemu kardynałowi – Bóg wybrał kardynała z Chicago. Bóg dobiera sobie narzędzia. Nieraz wydaje się, że się myli. Tymczasem On wie, kim się chce posłużyć, aby zrealizować własne dzieło.

„Wybrałem sobie tego człowieka jako narzędzie.” Te słowa mnie pokrzepiają. W ciągu prawie ćwierćwiecza bycia księdzem wykonywałem wiele „dzieł dla Boga,” Jezus jednak posługuje się, tym co we mnie jest najsłabsze, bym realizować Jego dzieło. Czuję, że bardzo mocno posługuje się gorszącym wielu faktem, że odszedłem na rok od kapłaństwa. Posługuje się też moimi problemami psychicznymi i zdrowotnymi. Tym, od czego uciekam i po ludzku nie mam się czym chwalić.
Dostaję o tym zwrotne informacje od wielu osób.

Być powołanym oznacza być tym, który słucha jak owca. Być w kondycji tego, który jest narzędziem – czyli nie tego, który używa, ale jest używanym. Nie dokonuje się to, bez naszej zgody - trzeba pozwolić Jezusowi, by nas trzymał w dłoni, jak narzędzia. Wtedy nikt nas nie jest w stanie wyrwać z tego miłosnego uścisku.

Trzymaj mnie Jezu mocno!

Trudno dzisiaj nie szukać analogii do śmierci i pogrzebu Papieża Franciszka. Uwagę moją zwróciło zdanie z pierwszego czy...
26/04/2025

Trudno dzisiaj nie szukać analogii do śmierci i pogrzebu Papieża Franciszka.

Uwagę moją zwróciło zdanie z pierwszego czytania dzisiejszej liturgii, w którym czytamy, że „uzdrawiał cień przechodzącego Piotra.” Tego Piotra, który całkiem niedawno okazał się tym, który zaparł się Chrystusa. Tego Piotra, który świadomy swojej nędzy, kiedy zobaczył na brzegu jeziora zmartwychwstałego Pana, rzucił się w do wody. Podobnie było w dniu jego powołania - „Odejdź ode mnie Panie, bo jestem człowiek grzeszny” (Łk 5,8) – mówił.

To nie Piotr uzdrawiał. Niósł w sobie moc Boga.

Ostatnie tygodnie nad Kościołem unosił się cień przechodzącego papieża Franciszka. Ojciec Święty gasł na oczach świata. Przez jednych podziwiany, przez innych krytykowany, a nawet odsądzany od czci i wiary. Podobnie jak Piotr niósł w sobie moc Boga.

Benedykt XVI tak zinterpretował to zdanie z Dziejów Apostolskich: „Piotr był człowiekiem — miał wszelkie słabości właściwe istocie ludzkiej, lecz przede wszystkim był człowiekiem gorliwie wierzącym w Chrystusa, pełnym miłości do Niego. Pomimo całej słabości Piotra poprzez jego wiarę i miłość docierała do ludzi uzdrawiająca moc Chrystusa, Jego moc jednocząca. Szukajmy także dzisiaj cienia Piotra, byśmy żyli w świetle Chrystusa!”

Na tym polega Boże Miłosierdzie, że Jezus wykorzystuje nas niedoskonałych, by Jego miłość promieniowała, zataczała coraz większe kręgi w świecie, w którym żyjemy.
Taki jest Bóg, który kocha nas takimi, jakimi jesteśmy teraz: nieznośnie nieidealni, wystarczający byśmy byli kochani.

Po Wigilii Paschalnej w Kowalach Oleckich wróciłem na plebanię, gdzie młodzi z Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży spę...
20/04/2025

Po Wigilii Paschalnej w Kowalach Oleckich wróciłem na plebanię, gdzie młodzi z Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży spędzali wspólnie czas, przy okazji warty trzymanej przy Grobie Pańskim. Proboszcz – ks. Krzysiek (mój kolega z roku) zachęcił mnie, bym spędził ten czas z nimi. Jedliśmy pizzę, frytki, było dużo śmiechu, rozmowy poważne przeplatały się z żartami. W tym czasie zastanawiałem się, co powiedzieć podczas homilii w Święto Zmartwychwstania.
Zerkając w międzyczasie w aplikację z czytaniami, miałem przynaglenie, aby opowiedzieć właśnie o tym, co się tam działo.

Nic nadzwyczajnego.

Zdałem sobie sprawę, że tu jest Jezus. Tu jest celebracja zmartwychwstania i Kongres Eucharystyczny. Wielkimi, patetycznymi hasłami my księża komplikujemy sprawy, które są banalnie proste, a jednocześnie głębokie.

O tym jest dzisiejsza Ewangelia.
Droga do wiary w zmartwychwstanie prowadzi od oglądania oczami ciała pustego grobu, do przekonania, że Chrystus zmartwychwstał. Dużo w tym opisie biegania: Maria Magdalena zobaczyła odsunięty kamień i biegnie do uczniów powiadomić ich o tym. Oni biegną do grobu. Najpierw Jan zagląda do grobu, ale wpuszcza Piotra.

Zupełnie jak młodzi, którzy się zmieniają na czuwaniu przy grobie. Oczywiście w odpowiednich proporcjach. Też nie rozumieją jeszcze Pism, ale czują, że uczestniczą w czymś bardzo ważnym.
Grób jest pusty, Jezus zmartwychwstał w ciele, nie jest to mistyczne przeżycie, a Jezus nie jest zjawą.

Znajdzie to swoje odzwierciedlenie w wydarzeniach, które nastąpią potem. Jezus Zmartwychwstały przychodzi do swoich przyjaciół i prosi o coś do jedzenia. Kiedy posilili się – „zaczyna się jazda.”
Piotrze, powiedz mi, co do mnie czujesz? Kochasz mnie?

Pokarm staje się pożywieniem, kiedy to, co zewnętrzne porusza najczulsze struny serca. To jest Eucharystia. Ona ma się spełniać/dopełniać przy stołach w naszych domach. Wspólne spożywanie świątecznego posiłku jest autentyczne, jeśli karmi wnętrze. Jeśli siedzącym przy stole nie są obojętne uczucia uczestników spotkania.

O tym pisał św. Paweł w liście do Koryntian, którego krótki fragment czytamy dzisiaj: „Czyż nie wiecie, że odrobina kwasu całe ciasto zakwasza? Wyrzućcie więc stary kwas, abyście się stali nowym ciastem, bo przecież przaśni jesteście. Chrystus bowiem został złożony w ofierze jako nasza Pascha. Tak przeto odprawiajmy święto nasze, nie przy użyciu starego kwasu złości i przewrotności, lecz na przaśnym chlebie czystości i prawdy.”

Adres

Ulica Sejneńska 31
Wizajny
16-407

Telefon

+48515172003

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Warto umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Firmę

Wyślij wiadomość do Warto:

Udostępnij

Kategoria