Warto Warto! Bo jesteś wartością. 🌟 Bądź po swojej stronie, jak Bóg. Jestem Przemysław Zamojski – kapłan, student psychologii, praktyk TSR. Potrzebujesz rozmowy?

Oferuję wsparcie duchowe i konkretną pomoc. Napisz! ➡️

Pamiętacie Jacka i Placka? Wybrali się ukraść księżyc, a wrócili zupełnie inni: "już nie leniwi, już nie głupi, ale mądr...
28/06/2025

Pamiętacie Jacka i Placka? Wybrali się ukraść księżyc, a wrócili zupełnie inni: "już nie leniwi, już nie głupi, ale mądrzy i pracowici." Ich "księżyc" miał być symbolem złota i obfitości, utopią, gdzie znikają wszelkie problemy, a życie płynie w nieustannej przyjemności. To była jednak iluzja, która prędko zderzyła się z brutalną rzeczywistością. A jednak… gdyby nie te "absurdalne" marzenia, być może nigdy nie opuściliby swojego Zapiecka. To pragnienie czegoś więcej wyrwało ich z rutyny i pchnęło w ramiona doświadczeń, które nadały smak ich istnieniu. Od wieśniaków nauczyli się ciężkiej pracy, od kowala – wytrwałości. Te spotkania stały się fundamentem, dzięki któremu zdołali odrzucić kuszącą pokusę dorabiania się na ludzkiej krzywdzie. Spotkanie z "Ciemnymi Typami", którzy proponowali im życie, z którego dopiero co zrezygnowali, było jak spojrzenie w lustro przeszłości. Musieli wybrać: życie na koszt innych, bez odpowiedzialności, czy budowanie pięknych relacji w oparciu o wspólny wysiłek. Zdecydowanie wybrali to drugie.

Piotr i Paweł mieli swój własny "Zapiecek" i też pragnęli posiąść swój "księżyc" – gwarancję życia na własnych warunkach. Piotr, zręczny rybak, specjalista od wydobywania pokarmu z tego, co niewidoczne, rutynowo zarzucał sieci. Jezus wykorzystał tę jego zdolność, ale w zupełnie nowy sposób. Z czasem galilejski rybak zaczął odkrywać, że na głębinach ducha ukryty jest pokarm, który zaspokoi każdy, nawet największy głód – i to nie tylko ten ziemski. Początki bywały trudne. "Zarwałem noc... i nic nie złowiłem" – żalił się Jezusowi, zmęczony i wypalony.
Paweł, z kolei, w imię Boga, w którego gorliwie wierzył, nie wahał się przed prześladowaniem innowierców. Jezusowi jednak potrzebna była właśnie ta jego niepohamowana gorliwość, niezachwiana wiara i przenikliwa inteligencja. Oślepił go blask, który później Paweł niósł na cały świat.
Obaj szukali swojego "księżyca". Z czasem jednak odkryli, że nie świeci on własnym światłem, lecz jedynie odbija blask Słońca. Podobnie Kościół. Świeci blaskiem Chrystusa. Sam w sobie bywa ciemny, tak jak mroczne potrafi być wnętrze człowieka. Pomyślmy też o fazach księżyca. W nowiu, niewidoczny z Ziemi, schowany w cieniu słońca. Czyż nie tak bywa czasem z Kościołem?

"Piotr jako pierwszy wyznał wiarę w Chrystusa i z nawróconych Izraelitów założył pierwszy Kościół. Paweł otrzymał łaskę jasnego rozumienia prawd wiary i stał się nauczycielem narodów pogańskich. Obdarzeni różnymi darami zgromadzili w jednym Kościele wyznawców Chrystusa i zjednoczeni w chwale niebieskiej wspólnie odbierają cześć na ziemi."
Byli tak różni. Nierzadko się spierali. Pismo Święte nie ukrywa ich konfliktów, jak ten w Antiochii:
"Gdy następnie Kefas przybył do Antiochii, otwarcie mu się sprzeciwiłem, bo na to zasłużył. Zanim jeszcze nadeszli niektórzy z otoczenia Jakuba, brał udział w posiłkach z tymi, którzy pochodzili z pogaństwa. Kiedy jednak oni się zjawili, począł się usuwać i trzymać się z dala, bojąc się tych, którzy pochodzili z obrzezania. To jego nieszczere postępowanie podjęli też inni pochodzenia żydowskiego, tak że wciągnięto w to udawanie nawet Barnabę. Gdy więc spostrzegłem, że nie idą słuszną drogą, zgodną z prawdą Ewangelii, powiedziałem Kefasowi wobec wszystkich: «Jeżeli ty, choć jesteś Żydem, żyjesz według obyczajów przyjętych wśród pogan, a nie wśród Żydów, jak możesz zmuszać pogan do przyjmowania zwyczajów żydowskich?»” (Ga 2,11 – 14)
Dzisiaj nazwalibyśmy to "dwiema różnymi wrażliwościami". Ale jedna wrażliwość ich połączyła, stopiła w jedno: wrażliwość na Jezusa. Prawdziwa światłoczułość. Bądźmy więc czuli na to światło – wtedy świat zobaczy w nas żywy Kościół.

Dzisiejsza liturgia,  skrywa w sobie modlitwę doskonale znaną uczestnikom adoracji Najświętszego Sakramentu. To kolekta,...
19/06/2025

Dzisiejsza liturgia, skrywa w sobie modlitwę doskonale znaną uczestnikom adoracji Najświętszego Sakramentu. To kolekta, która w swej treści zawiera esencję naszej wiary:
-Wyznanie wiary w Eucharystię: uznajemy w niej obecność Chrystusa.
- Prośba o ducha czci: prosimy o Boży dar prawdziwej, głębokiej adoracji.
- Prośba o owoce odkupienia: tęsknimy za pełnią życia, którą Chrystus nam ofiaruje.

Zatrzymajmy się na chwilę nad prośbami, które niesie ta modlitwa. Kościół dzisiaj prosi o szczególny rodzaj czci – taki, który nie jest wynikiem naszych ludzkich starań, lecz Bożym darem. Chodzi o tę wyjątkową otwartość serca, która pozwala nam w pełni skorzystać z daru, jakim jest wydarzenie Jezusa Chrystusa.

Być może zastanawiasz się: "Wydarzenie Jezusa Chrystusa?". Są ludzie, którzy nie tylko pojawiają się w naszej przestrzeni; oni są przestrzenią. Wypełniają ją sobą i pozostają w niej, niezależnie od upływu czasu czy fizycznej nieobecności. W tym właśnie sensie Jezus jest wydarzeniem. Jego obecność przekracza czas i miejsce, napełniając nas swoim duchem.

Czego więc dokładnie prosimy w tej modlitwie? Jakie są te „owoce odkupienia”?

Najprościej mówiąc, prosimy o wchodzenie w przestrzeń wolności. To nic innego jak poszerzanie naszej strefy komfortu. Kilka dni temu rozmawiałem z Agnieszką Marudą, ekspertką rozwoju osobistego, która wyjaśniła mi kluczową różnicę między opuszczaniem strefy komfortu a jej poszerzaniem.
Opuszczanie strefy komfortu często kojarzy się ze skokiem do lodowatej wody – brrr, nieprzyjemne i ryzykowne! Osobiście lubię takie wyzwania, ale ze względu na kruchość organizmu, wolę do lodowatej wody wchodzić stopniowo, zanurzając się centymetr po centymetrze. Morsowanie zaczynam od kilku sekund, sukcesywnie wydłużając czas. To jest właśnie poszerzanie komfortu. Komfort to przecież sytuacja, w której czujemy się bezpiecznie, w warunkach w miarę przewidywalnych.

Odkupienie i zbawienie to wielkie słowa naszej wiary, streszczające całe dzieło Jezusa. Odkupiciel i Zbawiciel to Jego imiona. O ile zbawienie mówi o pokonaniu śmierci, o tyle odkupienie dotyczy wolności.

Idea odkupienia wywodzi się ze Starego Testamentu. Goel – odkupiciel – to najbliższy krewny osoby, która znalazła się w potrzasku. To ktoś, kto zobowiązuje się poruszyć niebo i ziemię, aby ją ocalić. Najczęściej chodziło o długi, niewolę lub usunięcie hańby ciążącej na rodzinie. Określenie kogoś mianem Goela było powodem do dumy, choć często oznaczało misję niemal niemożliwą.
Jezus staje się naszym najbliższym krewnym, biorąc na siebie zobowiązanie ofiarowania nam wolności. Porusza niebo i ziemię! W Wielką Sobotę słyszymy przejmujące słowa: „Aby wykupić niewolnika wydałeś swego Syna!”

Owoce odkupienia to nic innego jak owoce przyniesione nam z Raju. Jeśli owocem nieposłuszeństwa Bogu jest niewola, strach przed Nim i traktowanie Go jak surowego policjanta, który nie lubi, kiedy Jego dzieci są szczęśliwe i bezpieczne – to owocem odkupienia jest wolność. Wolność ta daje nam coraz większą śmiałość w korzystaniu z darów z Domu Ojca. Pamiętasz słowa marnotrawnego ojca do syna, przerażonego jego dobrocią? „Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko, co moje, do ciebie należy”.

Owoce odkupienia to pojednanie, pokój, radość i nadzieja, która spełni się, kiedy wreszcie zasiądziemy razem jak rodzina przy stole. Pojednana ludzkość – to jest marzenie Boga, a ono nosi imię Eucharystia. Spełnia się ono w nas, choćby w minimalnym stopniu, gdy budzi się w nas ta tęsknota: „aby rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno”.

„Daj nam taką czcią otaczać święte tajemnice Ciała i Krwi Twojej...” – to znaczy: pozwól nam rozsmakować się w Tobie. To zakłada stopniowalność. Nie opuszczamy strefy komfortu, ale poznajemy coraz głębiej, czym ona jest – Jej głębię, smak, zapach, rozmiar. Niebo to komfort, który już przeczuwamy, dlatego czasem po omacku idziemy w tym kierunku. Raz czujemy tylko zapach, innym razem słyszymy dźwięki, a innym razem dotykamy.

Dziś, słysząc w Ewangeliach przy czterech ołtarzach słowa Jezusa: „Nie lekceważ tego, co już masz. Nie lekceważ tej dzisiejszej małej, nikłej nadziei, bo ona właśnie cię prowadzi do doświadczenia cudu…”, uświadamiam sobie coś niezwykłego. Te pięć chlebów i dwie ryby wystarczą, by działy się cuda. Jesteś wystarczający… oh, jakie to piękne!

Powołany – to ten, który słucha. Dzisiaj przeżywam 23 rocznicę święceń. Przedwczoraj, w piątek w pierwszym czytaniu z Dz...
11/05/2025

Powołany – to ten, który słucha.

Dzisiaj przeżywam 23 rocznicę święceń. Przedwczoraj, w piątek w pierwszym czytaniu z Dziejów Apostolskich, usłyszałem opowiadanie o nawróceniu Pawła. Ten, który biegł jak oszalały – przekonany, że służy Bogu, w końcu usłyszał głos, który zmienił całkowicie jego życie. Przecież on zabijał uczniów Jezusa dla Boga.

Słowo, które zmieniło sposób patrzenia na świat, padło też do serc tych, którzy byli innymi „aktorami” tego dramatu. Świadkowie upadku Szawła „nie widzieli nikogo,” ale słyszeli głos.
Ananiasz, którego posyła Jezus do modlącego się prześladowcy chrześcijan, słyszy zdumiewające dla niego słowa, że właśnie ten, który wyrządził wiele zła, został wybrany za narzędzie.

Bardzo mocno to we mnie rezonuje w kontekście Niedzieli Dobrego Pasterza i ostatnich wydarzeń związanych z konklawe. Kiedy kardynałowie zjeżdżali się do Rzymu na wybór papieża, kardynał z Dżakarty zapytany o to, czy następny papież powinien być „z ducha Franciszka,” odpowiedział że wolałby, aby był z Ducha Świętego.
Kiedy się zatrzasnęły drzwi Kaplicy Sykstyńskiej i usłyszeliśmy słynne „extra omnes” - kardynałowie, podobnie jak towarzysze Pawła, „słyszeli głos, lecz nie widzieli nikogo.” Musieli zamknąć oczy (czyli oddzielić się od świata zewnętrznego), aby usłyszeć głos i być może „byli zdumieni,” jak ci z drogi do Damaszku.
W hałasie medialnym, który nosimy w sobie, rozgrywa się dyskusja – Leon XIV będzie kontynuował dzieło Franciszka, czy kogoś innego? Jest progresywny, konserwatywny, czy reprezentuje centrum? Dyskusja ta odzwierciedla kryteria tego podzielonego świata. Każde „plemię” chce zagospodarować nawet Boga i to co On robi na własną korzyść. Chcemy, by Ojciec Święty robił coś dla Boga tak, jak my to rozumiemy.

„Wybrałem sobie tego człowieka jako narzędzie. On zaniesie imię moje do pogan i królów, i do synów Izraela. I ukażę mu, jak wiele będzie musiał wycierpieć dla mego imienia.”
Dz 9

Kibicowaliśmy temu, czy innemu kardynałowi – Bóg wybrał kardynała z Chicago. Bóg dobiera sobie narzędzia. Nieraz wydaje się, że się myli. Tymczasem On wie, kim się chce posłużyć, aby zrealizować własne dzieło.

„Wybrałem sobie tego człowieka jako narzędzie.” Te słowa mnie pokrzepiają. W ciągu prawie ćwierćwiecza bycia księdzem wykonywałem wiele „dzieł dla Boga,” Jezus jednak posługuje się, tym co we mnie jest najsłabsze, bym realizować Jego dzieło. Czuję, że bardzo mocno posługuje się gorszącym wielu faktem, że odszedłem na rok od kapłaństwa. Posługuje się też moimi problemami psychicznymi i zdrowotnymi. Tym, od czego uciekam i po ludzku nie mam się czym chwalić.
Dostaję o tym zwrotne informacje od wielu osób.

Być powołanym oznacza być tym, który słucha jak owca. Być w kondycji tego, który jest narzędziem – czyli nie tego, który używa, ale jest używanym. Nie dokonuje się to, bez naszej zgody - trzeba pozwolić Jezusowi, by nas trzymał w dłoni, jak narzędzia. Wtedy nikt nas nie jest w stanie wyrwać z tego miłosnego uścisku.

Trzymaj mnie Jezu mocno!

Trudno dzisiaj nie szukać analogii do śmierci i pogrzebu Papieża Franciszka. Uwagę moją zwróciło zdanie z pierwszego czy...
26/04/2025

Trudno dzisiaj nie szukać analogii do śmierci i pogrzebu Papieża Franciszka.

Uwagę moją zwróciło zdanie z pierwszego czytania dzisiejszej liturgii, w którym czytamy, że „uzdrawiał cień przechodzącego Piotra.” Tego Piotra, który całkiem niedawno okazał się tym, który zaparł się Chrystusa. Tego Piotra, który świadomy swojej nędzy, kiedy zobaczył na brzegu jeziora zmartwychwstałego Pana, rzucił się w do wody. Podobnie było w dniu jego powołania - „Odejdź ode mnie Panie, bo jestem człowiek grzeszny” (Łk 5,8) – mówił.

To nie Piotr uzdrawiał. Niósł w sobie moc Boga.

Ostatnie tygodnie nad Kościołem unosił się cień przechodzącego papieża Franciszka. Ojciec Święty gasł na oczach świata. Przez jednych podziwiany, przez innych krytykowany, a nawet odsądzany od czci i wiary. Podobnie jak Piotr niósł w sobie moc Boga.

Benedykt XVI tak zinterpretował to zdanie z Dziejów Apostolskich: „Piotr był człowiekiem — miał wszelkie słabości właściwe istocie ludzkiej, lecz przede wszystkim był człowiekiem gorliwie wierzącym w Chrystusa, pełnym miłości do Niego. Pomimo całej słabości Piotra poprzez jego wiarę i miłość docierała do ludzi uzdrawiająca moc Chrystusa, Jego moc jednocząca. Szukajmy także dzisiaj cienia Piotra, byśmy żyli w świetle Chrystusa!”

Na tym polega Boże Miłosierdzie, że Jezus wykorzystuje nas niedoskonałych, by Jego miłość promieniowała, zataczała coraz większe kręgi w świecie, w którym żyjemy.
Taki jest Bóg, który kocha nas takimi, jakimi jesteśmy teraz: nieznośnie nieidealni, wystarczający byśmy byli kochani.

Po Wigilii Paschalnej w Kowalach Oleckich wróciłem na plebanię, gdzie młodzi z Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży spę...
20/04/2025

Po Wigilii Paschalnej w Kowalach Oleckich wróciłem na plebanię, gdzie młodzi z Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży spędzali wspólnie czas, przy okazji warty trzymanej przy Grobie Pańskim. Proboszcz – ks. Krzysiek (mój kolega z roku) zachęcił mnie, bym spędził ten czas z nimi. Jedliśmy pizzę, frytki, było dużo śmiechu, rozmowy poważne przeplatały się z żartami. W tym czasie zastanawiałem się, co powiedzieć podczas homilii w Święto Zmartwychwstania.
Zerkając w międzyczasie w aplikację z czytaniami, miałem przynaglenie, aby opowiedzieć właśnie o tym, co się tam działo.

Nic nadzwyczajnego.

Zdałem sobie sprawę, że tu jest Jezus. Tu jest celebracja zmartwychwstania i Kongres Eucharystyczny. Wielkimi, patetycznymi hasłami my księża komplikujemy sprawy, które są banalnie proste, a jednocześnie głębokie.

O tym jest dzisiejsza Ewangelia.
Droga do wiary w zmartwychwstanie prowadzi od oglądania oczami ciała pustego grobu, do przekonania, że Chrystus zmartwychwstał. Dużo w tym opisie biegania: Maria Magdalena zobaczyła odsunięty kamień i biegnie do uczniów powiadomić ich o tym. Oni biegną do grobu. Najpierw Jan zagląda do grobu, ale wpuszcza Piotra.

Zupełnie jak młodzi, którzy się zmieniają na czuwaniu przy grobie. Oczywiście w odpowiednich proporcjach. Też nie rozumieją jeszcze Pism, ale czują, że uczestniczą w czymś bardzo ważnym.
Grób jest pusty, Jezus zmartwychwstał w ciele, nie jest to mistyczne przeżycie, a Jezus nie jest zjawą.

Znajdzie to swoje odzwierciedlenie w wydarzeniach, które nastąpią potem. Jezus Zmartwychwstały przychodzi do swoich przyjaciół i prosi o coś do jedzenia. Kiedy posilili się – „zaczyna się jazda.”
Piotrze, powiedz mi, co do mnie czujesz? Kochasz mnie?

Pokarm staje się pożywieniem, kiedy to, co zewnętrzne porusza najczulsze struny serca. To jest Eucharystia. Ona ma się spełniać/dopełniać przy stołach w naszych domach. Wspólne spożywanie świątecznego posiłku jest autentyczne, jeśli karmi wnętrze. Jeśli siedzącym przy stole nie są obojętne uczucia uczestników spotkania.

O tym pisał św. Paweł w liście do Koryntian, którego krótki fragment czytamy dzisiaj: „Czyż nie wiecie, że odrobina kwasu całe ciasto zakwasza? Wyrzućcie więc stary kwas, abyście się stali nowym ciastem, bo przecież przaśni jesteście. Chrystus bowiem został złożony w ofierze jako nasza Pascha. Tak przeto odprawiajmy święto nasze, nie przy użyciu starego kwasu złości i przewrotności, lecz na przaśnym chlebie czystości i prawdy.”

Coś tu nie teges – pomyślałem czytając Ewangelię dzisiejszej liturgii. Jakby ten, kto wybierał tekst na rok C pomylił si...
19/04/2025

Coś tu nie teges – pomyślałem czytając Ewangelię dzisiejszej liturgii. Jakby ten, kto wybierał tekst na rok C pomylił się i przyciął opowiadanie w niewłaściwym miejscu.

„Jednakże Piotr wybrał się i przybiegł do grobu; schyliwszy się, ujrzał same tylko płótna. I wrócił do siebie, dziwiąc się temu, co się stało” - kropka postawiona w tym miejscu jest dziwna. Jakby rozpędzony pociąg nagle utracił prędkość. Pospadały bagaże, poprzewracali się niektórzy stojący podróżni. Zamieszanie, chaos, dezorganizacja.

Każde czytanie Wigilii Paschalnej zawiera w sobie pełne napięcia oczekiwanie ludzkości na wybawienie od zła i śmierci. Wczoraj byliśmy pod krzyżem… dzisiaj w modlitewnej zadumie patrzyliśmy na umęczone Ciało Zbawiciela. A teraz słyszymy, że zdziwiony Piotr poszedł do domu. Ujrzał tylko płótna. Nawet i to zostało mu zabrane – nie może oddać czci umęczonemu Mistrzowi. Rozczarowanie. Rozczarowanie sobą po zaparciu się, rozczarowanie się Bogiem, rozczarowanie się Jezusem.

Rozważanie tego Słowa przywołały mi w pamięci sceny z katastrofy pod Smoleńskiem w 2010 roku. Wszystko było przygotowane do uroczystości upamiętniających bohaterską ofiarę tysięcy ludzi zamordowanych przez Rosję Sowiecką. Licznie zgromadzeni ludzie, delegacje, poczty sztandarowe – wszystko dopięte na ostatni guzik. Brakuje tylko oficjalnej delegacji przedstawicieli najwyższych władz z prezydentem na czele. Nagle sprzeczne informacje. Jeden komunikaty mówią, że samolot uległ awarii i część osób przeżyła, inne, że to katastrofa i nikt nie przeżył. W przekazach telewizyjnych z miejsca, gdzie miały odbyć się uroczystości widać było dezorganizację, niedowierzanie ludzi, którzy nerwowo trzymali smartfony. Eucharystia, którą sprawowano jakiś czas później, kiedy trwały jeszcze wstrząsy po tym „trzęsieniu ziemi,” też była naznaczona jakimś zamętem – modlić się za rannych i ofiary katastrofy, czy już tylko za zmarłych? Wiadomości, które spływały, wydawały się nieprawdopodobne i nieraz wykluczające się.
Później cała smutna historia z ciałami zabitych. Długie oczekiwanie bliskich na szczątki kochanych osób. Kolejna trauma – okazywało się, że w niektórych trumnach były ciała innych osób niż te, które zostały złożone do grobu. Padały cyniczne nieraz pytania - czy to jest ważne czyje ciało zostało pochowane? Tak postawione pytanie zadaje ogromny ból.

Właśnie dlatego Józef z Arymatei podjął ryzyko odzyskania Ciała Jezusa, bo inaczej, by zostało wrzucone do fosy, w której kończyły ciała skazańców. Ból Piotra był tym większy, że nawet najdroższe Ciało Pana zostało zabrane. Ciało – pamiątka chwil przeżytych razem: połowu ryb, wspólnych posiłków, cudów, wędrówek. Ciało – kształt miłości. Chociaż uczniowie Jezusa wiele razy słyszeli o tym, że zmartwychwstanie, to jednak kiedy nie można się już przytulić do osoby, którą się kocha – można zapomnieć o najświętszych obietnicach.

Mówiąc, że wierzymy w zmartwychwstanie myślimy o zbawieniu i życiu duszy, bo ciała bliskich zmarłych osób niszczeją, albo zostały zniszczone i znikły nam z oczu. „Zostają po nich buty i telefon głuchy” - zauważył ks. Jan Twardowski. Jesteśmy wierzący – więc nie możemy rozpaczać - powtarzamy sobie i innym jak zaklęcie. Tylko po pogrzebie ta przeklęta cisza w pustym domu, który pamięta życie zmarłego...Dom pamięta życie naszych bliskich zmarłych – pamięta przez zdjęcia oprawione w ramki, fotel w którym siedział, telewizor i ulubione programy, smaki, specyficzne skrzypienie podłogi… Wszystko, czego dotykał zmarły jest dla kochających osób relikwią. Musi być coś jeszcze!

Dzisiejsza liturgia obiecuje nam coś jeszcze! Życie nieśmiertelne duszy to nie jest ostatnie słowo Boga. Bóg obiecuje nam, że przyjdzie moment, kiedy znowu będziesz mógł przytulić przyjaciela, pogłaskać po głowie swoje dziecko, śmiać się z bliskimi, ucałować żonę, uścisnąć dłoń sąsiada, a nawet zasiąść z nimi do stołu. Dzieło Jezusa spełni się – wszystkie skutki grzechu zostaną usunięte. Spełni się marzenie Boga, by Jego dzieci zasiadły do wspólnego stołu. Eucharystia spełni się.

Homilia z Wielkiego Piątku
19/04/2025

Homilia z Wielkiego Piątku

Quintilian napisał wstrząsającą instrukcję dotyczącą egzekucji przez śmierć na krzyżu: „kiedykolwiek krzyżujecie winnego...
18/04/2025

Quintilian napisał wstrząsającą instrukcję dotyczącą egzekucji przez śmierć na krzyżu: „kiedykolwiek krzyżujecie winnego, w większości wybierajcie zatłoczone drogi, gdzie wielu ludzi może zobaczyć i być poruszonym przez strach.”

Także dzisiaj poruszają nas krwawe obrazy okrucieństwa, do jakiego jest zdolny człowiek.
To jest także o mnie.

Pokusa oddziaływania przez strach, przez demonstrację siły, drzemie w każdym z nas. Rodzice przemocą chcą osiągnąć posłuszeństwo u dzieci. Kiedy kogoś się lękamy – podnosimy głos, aby go wystraszyć. W ten sposób przełożeni wywierają presję na pracownikach.
Używamy drugiego człowieka przedstawiając go jako zagrożenie.

Podobnie dzieje się w Kościele. W przepowiadaniu o nawróceniu, czasami dominuje wizja kary doczesnej i wiecznej. Wielu boi się Boga.
Jest to religijność podszyta lękiem.

Żal podszyty lękiem jest mało skuteczny. Katechizm Kościoła Katolickiego rozróżnia dwa rodzaje żalu za grzechy: żal z lęku przed karą oraz żal doskonały, wypływający z doświadczenia miłości. Lęk przed karą ogranicza, mówi odtąd dotąd jest grzech. Jest wystarczający do otrzymania rozgrzeszenia.
Żal doskonały jest skuteczny nawet wtedy, kiedy rozgrzeszenie nie jest możliwe – z braku kapłana, lub w innej sytuacji.

Żal niedoskonały trzyma Boga na dystans. Opowiada o wykonanej powinności, lub powstrzymaniu się od czegoś zakazanego. Zrobiłem, co kazałeś – dalej wstępu nie ma. Żyję jak dotąd.

Żal doskonały, to żal dobrego łotra, celnika Zacheusza – rzucenie się Bogu w ramiona, bez lęku, że coś zniszczy, że zabierze mi radość i będę musiał cały czas się modlić, albo się umartwiać. Żal doskonały widzi w Bogu Ojca i rozbraja.

Milton Erickson, słynny twórca psychoterapii ericksonowskiej, podzielił się ze studentami poruszającą opowieścią.

W ramach interwencji terapeutycznej odwiedził kiedyś bogatą, starszą kobietę u kresu życia. Miała zaledwie 53 lata, lecz była samotna, bezdzietna i bez przyjaciół, a przy tym "nieprzyzwoicie bogata".

Była osobą wierzącą, lecz od czasu choroby rzadko uczestniczyła w nabożeństwach. A nawet gdy już się na nich pojawiała, z nikim nie rozmawiała.

Jej jedynymi towarzyszkami były gospodyni i pokojówka.

Podczas gdy Erickson przyglądał się jej mieszkaniu, by zrozumieć jej funkcjonowanie, zauważył zasłonięte rolety, ciemne ściany i panujący w domu mrok oraz zaduch.

Jednak jedno pomieszczenie wyróżniało się. Na stole stały cztery bujne doniczki z fiołkami afrykańskimi.

Terapeuta spojrzał na chorą kobietę i stwierdził, że jest złą chrześcijanką. Przygnębiona pacjentka z oburzeniem zapytała o powód tej opinii. „Masz tyle pieniędzy i czasu… a wszystko to się zmarnuje.”

Jako terapię zalecił jej proste zadanie: miała kupić setki doniczek, ziemię i posadzić fiołki afrykańskie we wszystkich możliwych odcieniach. Następnie miała obdarowywać tymi wymagającymi pielęgnacji kwiatami każdego członka swojej wspólnoty, który przyjmie chrzest, zachoruje, weźmie ślub, straci bliską osobę – krótko mówiąc, każdego, kto będzie przeżywał ważne wydarzenie.

Dwadzieścia lat po tej niezwykłej wizycie, mentor opowiadając tę historię, wyjął pożółkły wycinek z lokalnej gazety. Nagłówek artykułu brzmiał: „Królowa fiołków afrykańskich z Milwaukee umiera… Opłakiwana przez tysiące.”

Zapytany przez studentów, dlaczego zamiast leczyć depresję, kazał kobiecie zajmować się kwiatami, Erickson wyjaśnił: „Rozejrzałem się po jej domu i jedynym znakiem życia, jaki tam dostrzegłem, były te fiołki afrykańskie. Pomyślałem, że łatwiej będzie zasiać fiołki afrykańskie w jej życiu, niż wykorzenić depresję.”

Jezus, który woła z krzyża: „Pragnę!” wyraża największe ludzkie pragnienie, bezpieczeństwa wynikającego z doświadczenia miłości. On nie grzebie się w naszych grzechach, ale dostrzega w nas „afrykańskie fiołki,” przejawy życia, które są zalążkiem wieczności.

Izraelici w pośpiechu spożywali baranka, by mieć moc wyrwać się z niewoli Faraona, ze szponów śmierci. Dokładnie w dniu ...
16/04/2025

Izraelici w pośpiechu spożywali baranka, by mieć moc wyrwać się z niewoli Faraona, ze szponów śmierci.
Dokładnie w dniu celebracji tego wydarzenia, na krzyżu zawisł Baranek Boży, by dać każdemu moc, by pokonał zło, by mógł wyrwać się z pułapki, przekleństwa cierpienia i śmierci.
Spożywamy Baranka, który jest zmiażdżony cierpieniem jak chleb i wino, które się stały Jego Ciałem i Krwią. Spożywamy pokarm nadziei, bo Eucharystia spełnia się.

Kiedy Eucharystia spełnia się?

Kiedy w naszym życiu stają się widoczne Jej owoce: zjednoczenie z Chrystusem i naśladowanie Go w ofiarnej miłości. Jedno nie może istnieć bez drugiego. Zjednoczenie z Chrystusem jest pozorne, kiedy nie napędza nas ono do służby. „Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? Wy Mnie nazywacie „Nauczycielem” i „Panem”, i dobrze mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wy powinniście sobie nawzajem umywać nogi.” J 13
Kiedy jednak relacja z Jezusem będzie tylko tłem naszego działania, wówczas staniemy się być może sprawnie działającą organizacją charytatywną, grupą wsparcia, przyjaciół – jednym słowem jakąś społecznością zorientowaną na wspólny cel, jednak całkowicie pozbawioną wymiaru ofiary.

Ofiarowanie nie ma dzisiaj dobrej prasy. Na myśl przychodzi frazeologizm „ofiara losu” - ktoś kto jest zdany na łaskę i niełaskę różnych sytuacji, oferma, niedorajda.

Tymczasem ofiarowanie to jest dar bezinteresowny. W tym spełnia się Eucharystia. Chrystus wielkodusznie daje nam Siebie, jak uboga wdowa, która siebie wrzuciła do skarbony. Kiedy autentycznie Go przyjmujemy, odkrywamy, że jesteśmy darem.

To jest kapłaństwo – stawać się darem. Można dać wiele rzeczy, nie dając siebie. Wtedy czas spędzony z taką osobą też jest pusty – fizycznie jest, ale „jakby jej nie było.”

Eucharystia spełnia się, kiedy nawet to, co jest przeklęte – cierpienie, staje się drogą przejścia od lęku przed nim, do przyjęcia miłości Boga. Od „Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich!” (Mt 22,39) do „Ojcze mój, jeśli nie może ominąć Mnie ten kielich, i muszę go wypić, niech się stanie wola Twoja!”

W Wielki Czwartek celebrujemy kapłaństwo, czyli dar Jezusa. On jest w ten dzień najważniejszy, a Jego słudzy niech w pokorze pozwolą Mu obmyć brudne, ubłocone stopy.

W miastach, przy śmietnikach można spotkać młodych ludzi grzebiących w nich. Młodzi ludzie mogący pracować, założyć rodz...
29/03/2025

W miastach, przy śmietnikach można spotkać młodych ludzi grzebiących w nich. Młodzi ludzie mogący pracować, założyć rodzinę, studiować szukają odrobiny pożywienia w śmieciach. Do tego stanu prawdopodobnie doprowadził ich alkohol, narkotyki, może hazard, może jakieś kłopoty, albo ból życia. Umierają z łaknienia fizycznego, bo inny ich głód nie był zaopiekowany. Być może był to głód uwagi, akceptacji, poczucia bezpieczeństwa …
Sięgali po znieczulenie trudnych emocji, z którymi jako młodzi ludzie nie mogli poradzić. Nikt ich tego nie nauczył. Wielu młodych ludzi się okalecza, bo fizyczny ból jest bardziej znośny od cierpienia ducha.

My też grzebiemy po śmietnikach, żeby na chwilę znieczulić nasz wewnętrzny głód, by przez moment o nim zapomnieć. Tymi śmieciami, którymi się trujemy jest jedzenie, które przestaje być odżywianiem, tik – toki, inne social media – w których godzinami spędzamy czas, narkotyki, alkohol, podejrzane relacje, zakupy… cały szeroki wachlarz regulatorów naszego stanu, w zależności od potrzeb, które próbujemy zagłuszyć.

A gdyby tak przeżyć to, co nas tak boli? Może nie umrzemy… może będziemy wyć do księżyca, płakać. Może ogarnie nas wściekłość, bezsilność, bo nie otrzymaliśmy w odpowiednim czasie tego, co jako dzieci powinniśmy otrzymać. Może w tym bólu spotkamy się z Kimś, kto będzie obok i da nadzieję, że otrzymamy to, czego tak rozpaczliwie szukamy.

Jesteśmy podobni do dwóch braci z przypowieści o miłosiernym ojcu, albo o synu marnotrawnym. Różnica między nimi jest taka, że jeden z nich miał odwagę opuścić dom, być może z powodu nudy, której doświadczał. Drugi zaś, ten starszy mimo iż dom mu uwierał, i też by chętnie zasmakował rozkoszy życia – wolał pozostać na miejscu, bo to dawało mu względne poczucie bezpieczeństwa i benefity, które wynikały z bycia na ojcowiźnie.

Bóg naprawia grzech, który popełnił młodszy syn poszukujący szczęścia poza Nim i tłumaczy starszemu jakim szczęściem jest z Nim mieszkać.

Jakim synem Jesteś – tym młodszym, czy starszym?

17/03/2025

Oglądaj, obserwuj i odkrywaj więcej popularnych treści.

Adres

Ulica Sejneńska 31
Wizajny
16-407

Telefon

+48515172003

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Warto umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Firmę

Wyślij wiadomość do Warto:

Udostępnij

Kategoria