04/06/2023
Spokojny, niedzielny poranek. Przed piątą obudziło mnie słońce. Leżę i delektuję się chwilą. Leżeniem i nicnierobieniem. Bardzo przyjemne. Polecam tym, dla których to nowość, jak dla mnie. Słońce, ptaki już gadają, jest czas na przemyślenia. Wczesne wieści od przyjaciół. I tak myśli ogniskują się wokół kryzysu wieku średniego. No to dopiero paskudztwo. Jak się przypałęta, to nie chce się odczepić. Tylko myśli zatruwa. Te w stylu: i co ja osiągnąłem? Co ja mam z tego życia? Tylko praca i dom. Jaki sens? I czyja to twarz w tym lustrze? Bo na pewno nie moja. Ciało też doskwiera, co chwilę jakieś skrzypiące nowości wymagające konsultacji lekarskiej. A poza tym, gdzie jest pasja, miłość, szaleństwo? I tak dalej. Kto doświadczył, ten wie. Na zasadnicze pytania o sens nie ma odpowiedzi. Nie ma co się oszukiwać. Niejeden filozof próbował i poległ. Niektórzy zaczynają te dywagacje po trzydziestce, inni po czterdziestce, a jeszcze inni później. Ciekawe czy kogoś to omija?
Jest jednak jedna rzecz, która niszczy wszystkim dorosłym samopoczucie. To miłość fizyczna, seks. A raczej jego brak. W jakimś momencie wpadamy w tryb praca-obowiązki-praca. Zarabianie pieniędzy, spłata kredytu mieszkaniowego, stawianie domu, urządzanie domu, sprzątanie domu, opieka nad dziećmi. Praca, praca, praca i pieniądze. Czy ich brak. Tak rozpadają się najlepsze małżeństwa. Pary tracą zainteresowanie sobą, a skupiają się na gromadzeniu dóbr. Dla dobra dzieci, dla dobra rodziny, dla dobra partnera. Bla bla bla. Rezultat jest taki, że zamiast spędzać czas razem, dorośli w średnim wieku uważają, że muszą coś tam. Bardzo ważnego, oczywiście. I związek usycha. Nie ma czasu na intymność albo nie ma siły, bo dni wypełnione są gonitwą za tym, co sami ustawiliśmy, jako priorytet.
Przestajemy się znać, rozpoznawać nawzajem swoje potrzeby, przestajemy o nich rozmawiać. A przecież, gdy zaczynaliśmy, gdy poznawaliśmy naszego partnera, dawno lub niedawno, sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. To na nim (na partnerze) nam zależało, to czas z nim (z partnerem) liczył się najbardziej. Wspólne plany, wspólny śmiech i wspólne łóżko, gdziekolwiek by nie było, nawet pod chmurką w piękny, letni dzień. Marzenia o dzieciach. I gdzie to jest teraz? Ano nigdzie. Poszło, bo na to pozwoliliśmy. Czy na zawsze? Niekoniecznie. Zawsze warto próbować. Wcale nie z powodu materialnego zabezpieczenia, na pewno nie z powodu presji społecznej. Ale z powodu miłości. Bo od niej się wszystko zaczęło.
Łatwiej niszczyć niż budować, to jasne. Tylko czy naprawdę warto dekady wspólnego życia spuszczać w kanał, bo nam akurat źle? A kto powiedział, że zawsze będzie kolorowo? Trzeba zakasać rękawy, przestać narzekać, że żona nas nie rozumie, nie kocha, nie dba i zacząć się tą żoną zajmować. Poświęcić jej czas, zabrać na randkę, zapalić jakieś cholerne świece, gdy dzieci nie ma i zacząć żyć. I znowu uprawiać seks. To naprawdę "game changer". Zamiast siedzieć z założonymi rękami i biadolić, jacy to jesteśmy nieszczęśliwi, zmęczeni, niespełnieni, pora się wziąć z życiem za bary. Bursa pisał: zacznij od własnej żony. Coś w tym jest.
Niniejszym życzę panom w średnim wieku nowej, ekscytującej przygody z żoną, a panie niech wyciągają podwiązki!
̇eństwo ̨zek ́ć