Szymon Kapturkiewicz

Szymon Kapturkiewicz Przedsiębiorca
Ekspert ds. Transformacji Cyfrowej
Ekspert ds.

Cyberbezpieczeństwa
Facylitator / Moderator Design Sprint
Programista / Architekt IT

https://www.intersynergy.pl
https://www.synergylab.pl
https://www.kapturkiewicz.eu

Największą barierą w skalowaniu AI nie jest technologia, ale energia, której zaczyna brakowaćRaport Deloitte z lipca 202...
25/08/2025

Największą barierą w skalowaniu AI nie jest technologia, ale energia, której zaczyna brakować

Raport Deloitte z lipca 2025 pokazuje skalę wyzwania: zapotrzebowanie na energię w centrach danych AI w USA wzrośnie z 4 GW do 123 GW w ciągu dekady. Ponad trzydziestokrotny skok. Do 2035 r. aż 70% energii zużywanej w data centers ma przypadać na AI.

To nie jest tylko amerykański problem. To trend globalny. I dotyczy również Polski, bo bez względu na to, czy AI działa w centrach danych w USA, w izolowanych środowiskach chmurowych w Europie, czy na serwerach lokalnych, koszt energii zawsze ostatecznie wraca do przedsiębiorcy.

Każde zapytanie do modelu, każdy proces automatyzowany przez AI, oznacza realne zużycie prądu. Jeśli ceny energii będą rosły szybciej niż efektywność infrastruktury, skalowanie rozwiązań stanie się piorunująco drogie. Na najbardziej zaawansowane modele i usługi będą mogły pozwolić sobie głównie firmy z dużym kapitałem. Dostawcy będą więc musieli rozwijać rozwiązania bardziej energooszczędne i to one staną się popularniejsze wśród mniejszych przedsiębiorstw. Oczywiście z czasem technologia zacznie się zmieniać i optymalizować, ale bariera wejścia pozostanie wysoka.

A teraz spójrzmy na Polskę... Myślimy o gospodarce AI, a jednocześnie pożyczamy prąd z Ukrainy i nadal w dużej mierze opieramy się na węglu. Chcemy dołączyć do krajów rozwijających sztuczną inteligencję, a nie potrafimy zaspokoić podstawowych potrzeb energetycznych.

To brzmi jak utopia.

Podobno posty z pociągu działają najlepiej i zbierają wiele lajków... więc wrzucam.To ja - na oko 3-4 lata. Obok mnie mó...
24/08/2025

Podobno posty z pociągu działają najlepiej i zbierają wiele lajków... więc wrzucam.

To ja - na oko 3-4 lata. Obok mnie mój tato,
a zdjęcie najprawdopodobniej robi mama.

Jedziemy pociągiem, pewnie w stronę Ostrowca Świętokrzyskiego. Skajowe siedzenia, stukot torów, papierowy bilet w dłoni. Proste chwile, które pamięta się najdłużej.

Dziś jeżdżę pociągiem rzadko, ale to właśnie te dawne przejazdy nauczyły mnie, że podróż to przede wszystkim bycie obok. Rozmowa i wspólnie spędzany czas.

Tata zmarł 8 września 2003 roku. Za parę dni minie 22 lata, odkąd go nie ma. A ja wciąż wracam do tamtych obrazów... i do momentów, w których jego brak był najbardziej wyraźny.

Kiedy zdawałem prawo jazdy.
Kiedy miałem się oświadczyć.
Kiedy brałem ślub.
Kiedy zakładałem pierwszy biznes.
Kiedy rodziła się moja córka.
Kiedy podejmowałem decyzje,
które zmieniały moje życie.

W takich chwilach najbardziej brakowało mi jego obecności, jego mądrości i spokoju. Znał się na wszystkim - od elektryki, przez elektronikę, po prawo i politykę. W naszym domu nie było rzeczy nie do zrobienia.

A ja? Często się buntowałem. Nie zawsze chciałem słuchać. Nie zawsze chciałem patrzeć i uczyć się tego, co próbował mi pokazać. Dziś wiem, że właśnie tych niewykorzystanych lekcji żałuję najbardziej.

W przeddzień swojej śmierci zapytał mnie o Justynę.
- Czy to ta kobieta, z którą chcę spędzić życie?

Odpowiedziałem, że tak. Zdążył ją poznać i polubić, a zadał to pytanie nie bez powodu. Po prostu czuł, że naprawdę się kochamy. I miał rację. Dziś jesteśmy razem. Od tamtej pory, przez wszystkie ważne momenty mojego życia. Choć jego nie było już przy oświadczynach, przy ślubie, przy kolejnych krokach w dorosłość - to wiem, jak bardzo by tego chciał.

Jeśli macie bliskich obok - przytulcie.

Zadzwońcie.
Powiedzcie - dziękuję.

Zróbcie dziś jedno wspólne zdjęcie i jedną wspólną chwilę.

Jutro może być już inną stacją...

21/08/2025

Mały Szymonek, lat 7. Słodki chłopiec, uśmiechnięty tak, że pewnie oczarował niejedną dziewczynę i niejednej złamał serce.

Jednak wtedy nie wiedział jeszcze, że wyrośnie na „zimnego drania”. Nie takiego z tytułowej piosenek, tylko takiego, który romansuje z elektroniką i sztuczną inteligencją.

Wtedy nie miałem pojęcia, że pewnego dnia będę mógł zaanimować własne zdjęcie z dzieciństwa, podłożyć pod nie cover kultowej piosenki i opublikować to jako post, a wszystko dzięki AI.

Tekst piosenki napisał Jerzy Nel (Jerzy Petersburski junior, znany też jako Jerzy Nel-Hewelke). Rozsławił ją Eugeniusz Bodo w filmie „Pieśniarz Warszawy” z 1934 roku.

Dziś prawa do tekstu wygasły i wraca on do życia w wersji stworzonej przez Suno. - Prawda, że byłem uroczy? 😆

 #1 w kategorii AI Education & Productivity na LinkedIn #4 wśród wszystkich twórców w Polsce tej kategorii #16 w kategor...
21/08/2025

#1 w kategorii AI Education & Productivity na LinkedIn
#4 wśród wszystkich twórców w Polsce tej kategorii
#16 w kategorii IT & Tech na LinkedIn
#47 w rankingu wszystkich twórców LinkedIn Polska
#86 w kategorii IT & Tech na wszystkich social mediach

To moje najlepsze wyniki dotychczas. Niby tylko cyfry i statystyki, a jednak mają znaczenie, bo przekładają się na widoczność, rozmowy, propozycje i wspólne projekty. I za to warto tu być.

Ogromne gratulacje dla wszystkich co znaleźli się w tym rankingu.

Bartek Pucek / Ariel Zgorski / Krzysztof Wojewodzic / Jaroslaw Krolewski/ Aleksander Molak / Maja Schaefer / Piotr Bombol / Karol Stryja / Daniel P. Ura, PhD / Przemyslaw Biecek / Diana Zdybel 🍋 / Adam Gospodarczyk / Bartosz Sokolinski / Krystyna Jarek, MBA / Bartosz Bańkowski / Piotr Karwatka / Dominika Bucholc / Michał Mroczkiewicz / Jakub Polec

To ludzie, których warto obserwować - każdy z nich wnosi coś unikalnego do rozmowy o AI, technologii i biznesie.

Liczby potrafią cieszyć, ale rozmowy i wspólne pomysły cieszą jeszcze bardziej. A miejsce w rankingu? Nie zrobi strategii, nie napisze kodu i nie zamknie projektu. Dlatego zostawiam cyfry, a wracam do pracy.

Od kilku miesięcy mam wrażenie, że świat AI porusza się w dwóch rytmach. To tak, jakbyśmy jedną nogą biegli sprintem, a ...
20/08/2025

Od kilku miesięcy mam wrażenie, że świat AI porusza się w dwóch rytmach. To tak, jakbyśmy jedną nogą biegli sprintem, a drugą tkwili w miejscu.

Pierwszy rytm: Medialny i inwestorski, pełen zachwytu, obietnic i wielkich pieniędzy.

Drugi rytm: Naukowy, ostrożny, pełen zastrzeżeń i coraz częściej stawiający pytanie: czy to możliwe, że osiągnęliśmy już granice obecnych technologii?

Z jednej strony widzimy nieustanny hype. Kolejne konferencje, obietnice multimodalności, coraz sprawniejsze generowanie tekstu, obrazu czy dźwięku. Z drugiej, fakty są twarde. Ilość danych do trenowania nie jest nieskończona. Moc obliczeniowa rośnie wolniej niż oczekiwania. A efekt diminishing returns pokazuje, że każdy kolejny model wymaga coraz więcej, a oferuje coraz mniej w zamian.

GPT-5 zredukował halucynacje, lepiej rozumie, potrafi przyznać, że „nie wie” (choć w praktyce rzadko to słyszymy). Ale czy to naprawdę przełom? To raczej staranna kosmetyka niż nowy paradygmat. Zamiast efektu WOW mamy ewolucję małymi kroczkami.

Największą innowacją nie jest już kolejny rekord liczby parametrów, ale zdolność maszyny do uczciwego wyznaczenia własnych granic.

No to, gdzie w tym wszystkim jest miejsce na AGI? - Na tę maszynę, która nie tylko mówi i generuje, ale potrafi podjąć działania zgodne z naszymi wyobrażeniami o inteligencji ogólnej.

Czy obietnica AGI to realny horyzont… czy tylko rytm inwestorski, który karmi się wizją przyszłości, by nie zatrzymać biegu pieniędzy?

Zawsze wydawało mi się, że największe startupy powstają w Dolinie Krzemowej, Berlinie albo Tel Awiwie. A jednak lista fi...
20/08/2025

Zawsze wydawało mi się, że największe startupy powstają w Dolinie Krzemowej, Berlinie albo Tel Awiwie. A jednak lista firm, z których korzystamy na co dzień, pokazuje coś zupełnie innego.

Z Ukrainy: Grammarly, Preply, Jooble, Reface, Ajax Systems, MacPaw (Setapp).

Z Rosji: Telegram, JetBrains (Kotlin), NGINX, Miro, Prisma Labs (Lensa AI), FaceApp, Semrush.

Programowałem w JetBrains. Hostowałem w NGINX. Korzystałem z Telegrama i Preply. Komputer mam od lat odciążony CleanMyMac i Setapp. I dopiero po czasie uświadomiłem sobie, że wszystkie te narzędzia nie pochodzą z Kalifornii, tylko z Kijowa, Moskwy czy Petersburga.

W Polsce często patrzymy na Ukrainę i Rosję jak na regiony zacofane technologicznie. Tymczasem właśnie stamtąd wyszły produkty, które zdefiniowały sposób, w jaki dziś pracujemy, uczymy się czy komunikujemy. To startupy, które od pierwszego dnia były zmuszone działać globalnie. Lokalny rynek był za mały i zbyt trudny. Jeśli chcieli przetrwać, musieli mierzyć w świat.

Ułatwiał im to ekosystem. Świetne szkoły matematyki i informatyki, rynki wewnętrzne pozwalające testować rozwiązania na milionach użytkowników i kultura, która nie rozpieszczała kapitałem, tylko wymuszała globalne myślenie od samego początku.

A my w Polsce? Zbyt często zaczynamy od pomysłu... „najpierw Polska, potem się zobaczy”. I tu pojawia się problem... Kiedy wreszcie decydujemy się wyjść globalnie, okazuje się, że świat jest już zajęty. Gdy my jeszcze kalkulujemy, inni po prostu działają i zdobywają kolejne rynki.

To prowadzi mnie do pytania, które często wraca w rozmowach. Czego nam brakuje? Czy to kwestia odwagi i większej pewności siebie? Czy raczej kultury inwestycyjnej, która wciąż premiuje bezpieczeństwo zamiast globalnych ambicji? A może po prostu brakuje nam przekonania, że możemy rywalizować na równi z najlepszymi?

Chyba warto w końcu przestać patrzeć na Wschód i Zachód przez pryzmat stereotypów i zobaczyć, że prawdziwa różnica tkwi nie w geografii, tylko w mentalności.

Który startup był dla Ciebie największym zaskoczeniem? Może znasz jeszcze jakieś inne?

Wspominając mojego Tatę i historyczne powiązania mojej rodziny z Ukrainą i Rosją, nie sposób nie przywołać historii moje...
19/08/2025

Wspominając mojego Tatę i historyczne powiązania mojej rodziny z Ukrainą i Rosją, nie sposób nie przywołać historii mojego stryjka, ks. Edmunda Kapturkiewicza.

Urodził się w Wiśniówku, niedaleko Krępy Kościelnej, w okolicach Lipska nad Wisłą. Kochał tę ziemię i korzenie, z których wyrósł. Rodzinna historia była dla niego cennym skarbem, noszonym głęboko w sercu.

Na początku lat 90-tych z woli prymasa Polski Józefa Glempa, wyjechał do Związku Radzieckiego jako pierwszy polski ksiądz z misją odrodzenia katolickiego życia po dekadach komunizmu. W Petersburgu (dawniej Leningrad) wspominano go słowami: „Przyjechał on… otwierać kościoły” bo wiele świątyń stało pustych, zamkniętych lub zamienionych na coś, czym nigdy nie powinny być.

I rzeczywiście - nie tylko je otwierał, ale przede wszystkim umiał otwierać serca. Był kapelanem, wykładowcą prawa kanonicznego, filozofem i poliglotą. Człowiekiem, który potrafił rozmawiać z każdym, ale nade wszystko z szacunkiem.

Był rozpoznawalny w środowiskach polonijnych, szanowany przez wielu — także na najwyższych szczeblach państwa. Zawsze podkreślał jednak, że jego misja nie miała charakteru politycznego. Był niezwykle skromnym człowiekiem, poświęconym ludziom i ich duchowym potrzebom.

Za swoje poświęcenie otrzymał Krzyż Oficerski Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej. Wyróżnienie państwowe przyznawane tym „którzy swoją działalnością wnieśli wybitny wkład we współpracę międzynarodową oraz współpracę łączącą RP z innymi państwami i narodami”. Był to symbol uznania dla jego misji budowania mostów i umacniania tożsamości.

Dla mnie jednak pozostanie przede wszystkim stryjkiem, członkiem naszej rodziny. Bardzo ciepło wspominam jego wizyty w Łodzi. Przyjeżdżał z radością i energią, pełen humoru i mądrości. To on udzielał ślubów i żegnał zmarłych - w tym również mojego Tatę. O rodzicach mówił z czułością: „tatuś”, „mamusia”. Jego obecność dawała poczucie ciepła i autentycznego szacunku.

Zmarł w 2016 roku. Jego pogrzeb odbył się najpierw w Petersburgu, w kościele, który odbudował duchowo, a potem w rodzinnych stronach w Polsce. Celebrował go nuncjusz apostolski, abp Paolo Pezzi, który przyjechał z Rzymu na znak, że życie mojego stryja miało istotny wymiar międzynarodowy.

Dziś, kiedy relacje pomiędzy narodami, ale również między Kościołem katolickim a prawosławnym w Rosji przeżywają trudne czasy, a świat ogarnia kolejna fala podziałów, myślę o nim z tęsknotą i nadzieją - że rozpoczęta przez niego misja ad fontes nie zostanie zmarnowana.

Takich osób nie można zapomnieć. Nawet w najcięższych czasach można otwierać nie tylko kościoły, ale przede wszystkim serca. On sam był tego świadectwem. Nie trzeba być kimś wielkim, by zmieniać świat ponad podziałami.

Wczoraj w rodzinnym albumie znalazłem zdjęcia mojego taty z Kijowa, z końcówki lat 60-tych. Most nad Dnieprem. Ławra Pec...
18/08/2025

Wczoraj w rodzinnym albumie znalazłem zdjęcia mojego taty z Kijowa, z końcówki lat 60-tych.

Most nad Dnieprem. Ławra Peczerska. Niby zwykłe kadry z wizyty u rodziny, a jednak pod tymi obrazami kryje się cała historia, w której odbija się los mojego rodu i losy tysięcy Polaków.

Moja prababcia przeniosła się do Kijowa około 1912 roku. Sprzedała dość spory majątek i wyruszyła na Wschód, w podróż za lepszym życiem, zabierając córkę i dwóch synów. Wierzyła, że tam znajdzie przyszłość dla swoich dzieci.

Rzeczywistość okazała się brutalna. W 1917 roku, gdy wybuchła rewolucja, mój dziadek - jeszcze bardzo młody - uciekł do Polski przez zieloną granicę, w obawie przed wciągnięciem w konflikt. Prababcia została w Kijowie z córką i jej mężem. Kilkanaście lat później los wydał na nich wyrok. Podczas "Operacji Polskiej" NKWD (1937–1938) zostali aresztowani i stracili życie. Zostawili po sobie dzieci, którymi zaopiekowała się prababcia.

Po wojnie, dopiero po 1949 roku, zdecydowała się wrócić do Polski. Wracała z niczym... Dom i ziemia zajęte przez państwo sowieckie. Zmęczona, osierocona, ale z jednym pragnieniem - umrzeć w ojczyźnie, na własnej ziemi.

Część rodziny jednak została w Kijowie. I właśnie do nich, po latach stalinizmu, po czystkach, jeździł mój tato. Jego zdjęcia są czymś więcej niż pamiątką. Są dowodem, że więzi rodzinne, choć przeorane przez historię, nie zniknęły. Przeciwnie - w wolnej Polsce były przez lata pielęgnowane przez moich rodziców i całą rodzinę, która jeździła „to tu, to tam”, podtrzymując to, co ktoś usilnie chciał niszczyć.

Dziś, gdy patrzę na te fotografie, nie sposób nie myśleć o Ukrainie teraz.

O tysiącach rodzin na wschodzie, które - tak jak kiedyś moja - tracą swoje domy, swoje ulice, swoje życie. Historia zatacza bolesne koło.

I pojawia się pytanie: jaki pokój nadejdzie? Taki, który pozwoli wrócić i odbudować życie? Czy taki, który - jak kiedyś - przyniesie rusyfikację, strach i kolejne tragedie? Bo oddanie terytoriów w zamian za iluzję pokoju byłoby niczym innym jak nową formą wojny.

Zdjęcia mojego taty uczą mnie jednego - historia nigdy się nie kończy. Wraca, zmieniając tylko imiona i twarze bohaterów. A w jej tle zawsze pozostają ci sami: zwykli ludzie, nasze rodziny, ich cierpienie i pamięć, której nie można odebrać.

Czy pokój bez sprawiedliwości to w ogóle pokój?

Czasem najbardziej wymowne obrazy rodzą się przypadkiem.Amerykańscy żołnierze na kolanach, poprawiający czerwony dywan p...
16/08/2025

Czasem najbardziej wymowne obrazy rodzą się przypadkiem.

Amerykańscy żołnierze na kolanach, poprawiający czerwony dywan przed trapem rosyjskiego samolotu, tworzą kadr, który sam układa narrację. Niezależnie od tego, jaka była intencja.

Obraz potrafi być silniejszy niż tysiąc słów.

Najłatwiej oszukać kogoś, kto chce być oszukany. Wystarczy, że Twój umysł sam podsunie Ci odpowiednio ładny obrazek.Zacz...
15/08/2025

Najłatwiej oszukać kogoś, kto chce być oszukany. Wystarczy, że Twój umysł sam podsunie Ci odpowiednio ładny obrazek.

Zaczyna się od efektu potwierdzenia. Widzisz tylko te informacje, które pasują do Twojej wizji. Reszta? Jest tłem, które ignorujesz...

Potem wchodzi efekt aureoli. Jeden zachwycający element przykrywa wszystkie inne braki. To może być charyzma osoby, idealna prezentacja, obietnica zysków.

Gdy zaczynasz się wahać, pojawia się FOMO. Strach, że to jedyna szansa. - Jak nie teraz, to kiedy? I wtedy już przestajesz analizować, zaczynasz działać.

Po drodze czujesz złudzenie kontroli. Jesteś przekonany, że panujesz nad sytuacją, choć faktycznie wszystko zależy od zmiennych, na które nie masz wpływu.

Kiedy pierwsze pęknięcia stają się widoczne, przychodzi efekt pewności wstecznej. Myślisz - od początku wiedziałem, że tak będzie, ale i tak brniesz dalej. Z nadzieją...

I na końcu zostają koszty utopione. Skoro już tyle energii w to włożyłeś, nie możesz teraz odpuścić. Idziesz jeszcze kawałek… aż w końcu ściana odbija w Twoją stronę dokładnie ten sam obrazek, w który tak bardzo chciałeś wierzyć.

Iluzje rodzą się w naszej głowie. Ich moc polega na tym, że wyglądają jak nasze własne marzenia.

Nawet uzbrojenie w tę wiedzę będziemy się na nie nabierać.

Oszustwa rzadko zaczynają się od ciemnych zaułków. Najczęściej od jasnych scen, na których wszystko wygląda perfekcyjnie...
14/08/2025

Oszustwa rzadko zaczynają się od ciemnych zaułków. Najczęściej od jasnych scen, na których wszystko wygląda perfekcyjnie…

Na początku jest zachwyt. Wyniki jak z podręcznika sukcesu. Media powtarzają te same historie. Inwestorzy milczą, bo nikt nie chce psuć nastroju.

GetBack - miliardy strat i spirala zadłużenia.
SKOK Wołomin - pranie brudnych pieniędzy w kasie.
Amber Gold - piramida finansowa w złotym opakowaniu.
Colloseum - imperium inwestycji, które było wielkim oszustwem.
…i dziesiątki innych przykładów.

Czasem te sceny są zaplanowane od początku... Z pełną świadomością, że to gra. Jednak równie często rodzą się z mieszanki optymizmu, braku kontroli i nadziei, że jakoś to się uda. Jeden dobry rok wyników potrafi przykryć całe dekady ukrytych problemów.

Skoro wygląda dobrze i wszyscy biją brawo, to musi być prawda...
I właśnie wtedy powinny zapalić się czerwone lampki.

Zanim wejdziesz w taki "jasny" korytarz, zatrzymaj się i rozejrzyj. Blask okazji może prowadzić… ale nie zawsze tam, gdzie myślisz.

Wystarczyła kropla krwi, żeby zbudować firmę wartą 9 miliardów dolarów. Tak wygląda rekordowa wycena za coś, czego nie m...
13/08/2025

Wystarczyła kropla krwi, żeby zbudować firmę wartą 9 miliardów dolarów. Tak wygląda rekordowa wycena za coś, czego nie ma...

Nie miała działającej technologii.
Nie miała doświadczenia w medycynie.
Nie miała nawet zespołu, który wierzyłby, że to możliwe.

Miała tylko czarny golf,
niski ton głosu i prezentację,
która brzmiała jak przyszłość.
No... prawie tylko 😉

Elizabeth Holmes zbudowała narrację o rewolucji w diagnostyce krwi. Zamiast pełnych fiolek - kropla z palca. Zamiast laboratoriów - mała maszyna w aptece. Szybciej, taniej, bezpieczniej.

Było jednak "jedno ale"...
to nigdy nie działało.

Pokazy w laboratorium wyglądały imponująco… dopóki nie zajrzało się do środka. Maszyny częściej się psuły, niż działały. Wyników nikt nie widział. W zamian za to prezentacje, wizualizacje i obietnice były gotowe zawsze. Inwestorzy nie dopytywali. Woleli wierzyć.

Holmes nie sprzedała produktu.
Sprzedała przyszłość, której ludzie chcieli.

Zadziałały te same mechanizmy,
które w startupach prowadzą do sukcesu…
i do katastrofy:

hype → pieniądze → i na końcu…
produkt, który nie działa tak, jak obiecywano.

Historia może być tak dobrze opowiedziana, że przestajesz pytać, czy jest prawdziwa. A wtedy łatwo pomylić inspirację z iluzją.

Skutek? - Chyba każdy zna...

Adres

Łódź

Telefon

+48429422080

Strona Internetowa

https://www.intersynergy.pl/, https://www.kapturkiewicz.eu/

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Szymon Kapturkiewicz umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Firmę

Wyślij wiadomość do Szymon Kapturkiewicz:

Wyróżnij

Udostępnij

Kategoria