Broadcast - Wieczór Nie Tylko Rockowy Pawła Michaliszyna

Broadcast - Wieczór Nie Tylko Rockowy Pawła Michaliszyna Every Wednesday at 11 PM Listen online! www.rc.fm

Archiwa:23.10.2024 Wieczór Nie Tylko Rockowy by Pawel Michaliszyn - In Loving Memory Of Lynyrd SkynyrdRadio Centrum Kali...
25/10/2024

Archiwa:
23.10.2024 Wieczór Nie Tylko Rockowy by Pawel Michaliszyn - In Loving Memory Of Lynyrd Skynyrd
Radio Centrum Kalisz 106,4 FM
Poland................
Lynyrd Skynyrd Live at Knebworth
-Travelin' Man
-Call Me The Breeze
-T For Texas
Gov't Mule
-Simple Man
Gregg Allman
-Tuesday's Gone
Molly Hatchet Double Trouble
-Freebird

23.10.2024 Wieczór Nie Tylko Rockowy by Pawel Michaliszyn - In Loving Memory Of Lynyrd Skynyrd Radio Centrum Kalisz 106,4 FM Poland ................. Lynyrd Skynyrd Live at Knebworth -Travelin' Man -Call Me The Breeze -T For Texas Gov't Mule -Simple Man Gregg Allman -Tuesday's Gone Molly Hatchet Do...

16.10.2024 godz 23:00Wieczór Nie Tylko Rockowy Pawła Michaliszyna - Where did you go blue radio?ZapraszamyRadio Centrum ...
15/10/2024

16.10.2024 godz 23:00
Wieczór Nie Tylko Rockowy Pawła Michaliszyna - Where did you go blue radio?
Zapraszamy
Radio Centrum Kalisz 106,4 FM / Poland
Warsaw time
również online
https://rc.fm/stream.html
https://onlineradio.pl/centrum/......................
Więc gdzie jesteś, błękitne radio?
Co z tymi, których kolory były prawdziwe?
Dlaczego te złoty sny musiały odejść
Teraz są tylko samotnymi krzykami, umierającymi by ukryć prawdę
Próbujemy wskrzesić odległy odgłos grzmotu
Ale to już nie to samo
Może już nigdy nie będzie tak samo
Nocny pociąg z Georgii
A w nim Big O. Ray i Dziki Richard
I znów ta sama rzecz, która rozwaliła twoją chwałę
Zabrała Jimiego i Janis, by zapłacić diabłu jego należność
Gdzie jesteś, błękitne radio? ......................

18.09.2024 o godzinie 23:00Wieczór Nie Tylko Rockowy Pawła MichaliszynaRadio Centrum Kalisz 106,4 FMrównież onlineZapras...
18/09/2024

18.09.2024 o godzinie 23:00
Wieczór Nie Tylko Rockowy Pawła Michaliszyna

Radio Centrum Kalisz 106,4 FM
również online
Zapraszamy
Radio Centrum Kalisz 106,4 FM / Poland
Warsaw time
również online
https://rc.fm/stream.html
https://onlineradio.pl/centrum/

Wieczór Nie Tylko Rockowy Pawla Freebirda Michaliszyna - My radio programme

11/09/2024

Nobody Knows.
poeci przychodzą i odchodzą
politycy i kaznodzieje udają, że wiedzą
lecz z biegiem lat wyblakną zapisane słowa
wyblakną zagrane melodie
oceany wciąż poruszają się wraz z niebem i księżycem
a trawa wciąż przecież rośnie na wzgórzu...

Moja nota z 2003 roku dla kwartalnika Twój Blues w cyklu Magia Białego Południa.WIDESPREAD PANIC Ja i diabelski blues......
05/09/2024

Moja nota z 2003 roku dla kwartalnika Twój Blues w cyklu Magia Białego Południa.

WIDESPREAD PANIC
Ja i diabelski blues... i Niebo. WIDESPREAD PANIC. Bardziej Niebo i ja. Jedna z moich ukochanych kapel. Od pierwszego poznania. Pełna to miłość, bo uwieńczona zdradą. Pełna miłość. Od pierwszego do ostatniego krążka. Od Space Wrangler po Ball. Czymże jest dla mnie Widespread Panic? Patrzę za okno i widzę rodzącą się zieleń na drzewach. Taka jest ta muzyka? Dobrze brzmi? Może być. Widespread Panic kumuluje w sobie wszystkie tak bardzo pożądane cechy southern rocka. A jednak to inny zespół. Wyjątkowy. Czy najlepszy? To nie jest sport, ale w drugim pokoleniu kapel z Południa Widespread Panic jest najbardziej oryginalny. A więc chyba jednak najlepszy. Trudno określić tę muzykę. Jest taka nieprzewidywalna. Jak wiosenna lekka bryza przeradzająca się w niszczący wicher. Powstali w 1985 roku i dzięki Bogu grają do dzisiaj. Podstawowy skład to: John Bell – śpiew i gitary, Michael Houser – gitary i śpiew, John Hermann – instr. klawiszowe i śpiew, Todd Nance – perkusja i śpiew, David Schools – bass i śpiew i Domingo Sunny Ortiz – instr. perk. i śpiew. Nie będę wam opowiadał całej historii grupy. Jest tego zbyt dużo. Zajrzyjcie na www.widespreadpanic.com Tam jest wszystko. Leżą przede mną wszystkie płyty tego wybornego zespołu. Wszystkie piękne. Porażające wspaniale zaaranżowanymi utworami, świetnym warsztatem muzycznym i niepowtarzalnym klimatem. Wierzcie mi, żaden zespół nie gra w TEN sposób. Są absolutnie wyjątkowi. Cóż mam z tego stosu płyt wybrać? Til’ The Medicine Takes, podwójny japoński Light Fuse Get Away, Bombs And Butterfies (piękny tytuł), Everyday, Ain’t Life Ground, Space Wrangler czy może genialny potrójny koncert Live In The Classic City – ten również w wersji DVD. A nie wymieniłem jeszcze wszystkich z podstawowej dyskografii. Co z resztą? Choćby z tymi nagranymi pod szyldem Brute z Vickiem Chesnuttem. Godziny cudownej muzyki. Wybieram dwie. Przede wszystkim sztandarowy studyjny debiut Space Wrangler i zarejestrowany w kwietniu 2000 roku Live In The Classic City. Wszystko co powiem o tych dwu możecie odnieść do pozostałych. Sprawdzi się w stu procentach.
Space Wrangler to u mnie najwyższa półka. Płyta której słuchać się chce zawsze. Wiele lat temu trafiła do mnie jeszcze w analogowej postaci. Chyba nie do końca doceniona. Była jak pamiętam za bardzo progresywna. Southern rock kojarzył mi się wtedy z czymś zupełnie innym. Choć przecież taki Whippin’ Post, Mountain Jam czy In Memory Of Elizabeth Reed to czysta blues rockowa progresja. Teraz tak to czuję – bogatszy o dwadzieścia lat. Do pewnych rzeczy trzeba dorosnąć, ot co. Wymieniłem ten analog na wrocławskiej giełdzie za jakiś bootleg Zeppelinów i na wiele lat zapomniałem, że coś takiego za wielką wodą istnieje. Dużo później, gdzieś około 1992 roku Space Wrangler ponownie do mnie trafił. Widać byłem skazany na tę płytę. CD wydała znana skądinąd Capricorn Rec. No i to był strzał w dziesiątkę. Zachłysnąłem się tą muzyką. W tym samym czasie w Stanach pojawiła się bogatsza wersja tego albumu. Bogatsza o trzy kompozycje: Holden Oversoul, Contentment Blues i nagrany na setkę podczas pierwszej sesji nagraniowej Panic – Me And The Devil Blues/Heaven. Właśnie za sprawą genialnie zaadoptowanego utworu Roberta Johnsona Me And The Devil Blues przeradzającego się w kolejną jammową adaptację piosenki Davida Byrne’a Heaven, Widespread Panic powędrował u mnie na najwyższą półkę. W owym czasie ten zespół przyniósł mi prawdziwy powiew świeżości w zatęchłym już nieco rockowym świecie mego pokoju. Dziś płyty Black Sabbath przejął mój syn a Uriah Heep, Budgie czy UFO nikt już nie chce w moim domu słuchać. Widespread Panic ciągle tchnie świeżością... ciągle zachwyca. Jak Led Zeppelin, King Crimson, Pink Floyd, ABB czy Lynyrd Skynyrd. Któż by się spodziewał? Przesiąknięty psychodelią Chilly Water, prościuteńki Travelin’ Light JJ Cale’a, jammowy, jękliwy Space Wrangler, transowy Coconut (widać Dave Matthews słuchał tego na okrągło), śpiewny The Take Out czy nostalgicznie kołyszący Driving Song zostają w pamięci na zawsze. Cóż takiego stanowi o sile, o nieprzemijalności tych pieśni? Wszystko co w nich jest. Wszystko co w nich słyszymy i ... nie słyszymy. To mistyczna muzyka. Opisać jej się nie da. Nazwać ją nie sposób. Wszystko stanowi o jej wyjątkowości. Dźwięki pełne przestrzeni, genialni instrumentaliści (wszyscy bez wyjątku), zmiany metrum i tempa, spokój, harmonia, umiejętne korzystanie z przebogatego instrumentarium, lekkość podania całości i ta przecudowna skłonność do ucieczek w jammowe podróże i łatwość przechodzenia z jednego tematu w drugi. TO PRAWDZIWY ZESPÓŁ. Monolit. Każda płyta jest swoistym jammowo rockowym misterium. No i ten głos Johna Bella. Wysoki, nieco histeryczny i rozpoznawalny natychmiast. Nawet najbardziej zakręcone utwory Panic – w jego śpiewie jawią się jako proste, cudne piosenki. Niebotyczne wyżyny osiągnął John w Me And The Devil Blues/Heaven. To arcydzieło wokalnego kunsztu. A on po prostu zwyczajnie śpiewa. Śpiewa a czujemy się jakbyśmy słuchali płaczu i płaczemy z nim. Heaven. Zespół daje nam tę chwilę smutku na dłuższy czas, byśmy się do niej przyzwyczaili, uznali ją za swoją. Pojawia się więc hammond (a jakże) w jednej z najbardziej uroczych partii jakie słyszałem. I prowadzi nas przez parę minut od ciszy do totalnego chaosu. Zdezorientowani gubimy się w tym wszystkim; czekamy przerażeni ostatecznego wybrzmienia. Gitara Housera prowadzi nas jeszcze dalej, do miejsc zupełnie nieznanych... i nagle ciemne chmury rozchodzą się, a wzburzona woda łagodnieje. Przecudna melodia śpiewu wokalisty kołysze nas do snu. Trawy znowuż spokojnie się kołyszą, słońce świeci w twarz i wędrujemy do rockowego nieba Widespread Panic, z którego już nie chce się wracać. Czujemy się jak dzieci w wesołym miasteczku z dzieciństwa; znowuż jesteśmy w drewnianym domku nieżyjących dziadków... wiosenna bryza łagodnie kołysze trzciny nad zarośniętym stawem z wakacji sprzed wielu lat. Space Wrangler – Widespread Panic- muzyczne Sto lat samotności. Southern rock? – a jakże i dużo, dużo więcej.
Uff. Czuję się jak po przerzuceniu sześciu ton węgla. Miały pojawić się jeszcze inne kapele. Już się nie pojawią w tej Magii. Przyjdzie i na nie czas. Może jeszcze słów parę o koncercie Widespread Panic. Krótko, bo właściwie wszystko już o tym zespole napisałem. Trzypłytowy Live In The Classic City to Space Wrangler do trzeciej potęgi. To muzyczna historia Widespread Panic. Na scenie lśnią pełnym blaskiem. To trzy płyty wypełnione po brzegi fantastyczną, rozimprowizowaną muzyką. Zespół poza wszelką konkurencją. Jeśli kochacie długie koncerty Gov’t Mule, pokochacie tę sceniczną maestrię Widespread Panic. Grają oczywiście delikatniej i zwiewniej aniżeli Gov’t Mule. To jakby drugi biegun tej samej przecież stylistyki. Kiedy zmarł Allen Woody wybór Warrena i Matta nie przypadkowo padł na basistę Panic Davida Schoolsa. Jego zespół również nie ominęły życiowe tragedie. W ubiegłym roku zmarł gitarzysta Michael Houser. Na Live In The Classic City można jeszcze usłyszeć jego fantastyczną grę. Po raz ostatni. Jest to też więc płyta epitafium. Dla kogoś kto zna tę twórczość, jedna z najpiękniejszych.

Paweł Freebird Michaliszyn
TWÓJ BLUES NR 13 LATO 2003

Widespread Panic Me And The Devil Blues (Robert Johnson) / Heaven (David Byrne & Jerry Harrison)Incluida como Bonus Track en Space Wrangler (1988)Produced by...

Archiwa04.09.2024    Wieczór Nie Tylko Rockowy Pawła Michaliszyna - Secrets You Got Over MeRadio Centrum Kalisz 106,4 FM...
04/09/2024

Archiwa
04.09.2024 Wieczór Nie Tylko Rockowy Pawła Michaliszyna - Secrets You Got Over Me
Radio Centrum Kalisz 106,4 FM
Poland
Setlist:

Taz Taylor Band - Rossington Collins Band ( Live ) - Gov't Mule - The Allman Brothers band ( Live )

04.09.2024 Wieczór Nie Tylko Rockowy Pawła Michaliszyna - Secrets You Got Over Me Radio Centrum Kalisz 106,4 FM Poland Setlist: Taz Taylor Band - Rossington Collins Band ( Live ) - Gov't Mule - The Allman Brothers band ( Live )

04/09/2024
Moja nota z 2002 roku.  GOV’T MULE – THE DEEP END IIWarren Haynes –śpiew, gitara, Matt Abts – perkusja, instrumenty perk...
03/09/2024

Moja nota z 2002 roku. GOV’T MULE – THE DEEP END II
Warren Haynes –śpiew, gitara, Matt Abts – perkusja, instrumenty perkusyjne
basiści: Jack Casady, Les Claypool, Billy Cox, Alphonso Johnson, Phil Lesh, Tony Levin, Meshell Ndegeocello, Jason Newsted, George Porter Jr., Rocco Prestia, Dave Schools, Chris Squire,
goście: Rob Barraco, David Grisman, Chuck Leavell, Danny Louis, Gary Lucas, John Medeski, Johnny Neel, Art Neville, Pete Sears, Bernie Worrell.
Ato Records 2002
Ten zespół fani obdarzyli ogromnym zaufaniem. Czegokolwiek by nie nagrał, wszystko spotyka się z powszechnym uwielbieniem. Fenomenem trzeba nazwać fakt, że przy paru tylko studyjnych albumach Gov’t Mule zyskał tak ogromny szacunek wśród słuchaczy, muzyków i krytyków. Nie wymyślili niczego nowego, a jednak ich muzyka, a może raczej koncepcja jaką przyjęli przy jej tworzeniu zyskała tylu zwolenników. Ciągle uparcie przekładam to na początek twórczości Led Zeppelin. Podobieństwo jest zasadnicze. Był Presley, byli The Beatles, The Rolling Stones, Cream, Hendrix, Vanilla Fudge, a przecież to Led Zeppelin nadał muzyce owego czasu nowy, nieznany dotąd wymiar. Gov’t Mule, chyba trochę instynktownie ale idealnie wpisał się w nowy czas. W okres, gdy dorasta pokolenie naszych dzieci – dzisiejszych 16-17 latków. To oni właśnie wynoszą z rodzinnego domu pewne kulturowe tradycje, świadomie zaczynają odcinać się od tego czym zalewają nas zewsząd media. Myślę, mam taką nadzieję, że nadchodzi w muzyce nowa epoka i zespoły w rodzaju Gov’t Mule, Deep Banana Blackout czy Tool tworzą forpocztę tego co nadciąga. Problemem są natomiast ludzie zasiadający za mikrofonami stacji radiowych. Dla nich klasyką rocka są zespoły w rodzaju Bon Jovi czy Def Leppard – w najlepszym przypadku. A najprościej przecież zarabiać na życie wciskając palec w klawiaturę komputera, w którego pamięć zapisano parę tysięcy bezwartościowych, „muzycznych” gniotów; karmią nimi tysiące niewinnych ludzi, oprawiając wszystko antyintelektualnym bełkotem. To sprawdzona formuła – im częściej na antenie tym „lepsze”. Wybaczcie mi ten gorzki i przydługi wstęp. Bo na cóż moje zachwyty nad kolejnym muzycznym diamentem, skoro do większości normalnych zjadaczy chleba ta muzyka niestety nie dotrze. Na oczach milionów Polaków w takim np. Idolu dokonuje się masowej eksterminacji pojęcia MUZYKA.
Wróćmy jednak to Deep End Vol.II Gov’t Mule. Wielką presję czuję pisząc o tej płycie. Jak zachęcić Was do sięgnięcia po ten album? We wszystkich prestiżowych amerykańskich pismach dominują słowa zachwytu. Wszyscy są jednomyślni – powstało kolejne, muzyczne arcydzieło. Nie umiem beznamiętnie pisać o zespole, który jest dla mnie tak ważny. Po odsłuchaniu całości niemal natychmiast nasuwa się pytanie – co dalej? Co teraz zrobią Warren i Matt? Bo trzeciej części na pewno już nie będzie. Nie może być. Myślę, że koncepcja zatrudniania kolejnych gwiazd basu została definitywnie wyczerpana. Bo czyż jest to prawdziwy Gov’t Mule? Ten z Dose czy Life Before Insanity? Trudno znaleźć właściwą odpowiedź. W przypadku Deep End Vol. II bardziej niż kiedykolwiek. Niewątpliwie to album bardziej zamulony aniżeli jego poprzednik. Więcej w nim naturalnej energii jaka cechowała starego Muła okrytego amerykańską flagą. Ale też jeszcze bardziej brakuje tu trzeciego elementu tej układanki – Allena Woodego. Wydaje się jednak, że prorocze okazały się napisane przeze mnie kiedyś słowa, że Gov’t Mule w postaci klasycznego power jam trio już nie powróci. Jakże ważny i twórczy był dla tego zespołu Allen. Teraz słychać to jeszcze dotkliwiej. Cokolwiek nagrają Warren i Matt zawsze oceniane będzie przez pryzmat Allena. To nieuniknione. Smutne... bo niezmienne. Cóż więc jeszcze mam napisać o tej płycie? O kolejnym albumie Gov’t Mule, który zachwyca od początku do końca. Mam się ciągle powtarzać? To brylant. W najczystszej postaci. Takie określenie ciśnie mi się do głowy. I tylko takie. Zatrzymywanie się przy każdym utworze to działanie przypominające układanie klocków Lego. Z tych samych elementów zawsze można złożyć coś zupełnie innego. Każdy z tych muzycznych smakołyków słuchany ponownie przynosi nową dawkę emocji. Słyszany przeze mnie jedyny zarzut, że zatrudnienie tylu basowych gwiazdorów miało podnieść rangę tej muzyki uważam za wierutną bzdurę. W tej chwili główną siłą napędową Gov’t Mule jest Warren Haynes. On i nikt inny. Wszystko pozostałe jest tylko dodatkiem. Niezwykle wartościowym, twórczym i efektownym, ale dodatkiem. Jednak. Inaczej to wyglądało gdy zamykali się w studio w trójkę. Teraz pojawili się zastępcy, których Allen uwielbiał. Każdy z nich wniósł oczywiście do tej muzyki coś swojego i coś zasadniczo innego. Wypadkową tych różnych stylistyk w genialny i naturalny sposób łączy sam Warren. Jego głos i jego gitara. On w istocie zachował brzmienie Gov’t Mule. To dzięki niemu ta elektryzująca nazwa może widnieć na okładce tej płyty. Kocham ten album. Wszystko co na nim zarejestrowano jest przepiękne. Po prostu. Znajdziecie tu wszystko co kochacie w dobrej muzyce: heavy rock, funky, blues, soul, folk i jazz. Włożone do jednego tygla i przyprawione mułowskim klimatem zachwyca. Zachwyca chyba bardziej aniżeli Deep End Vol.I. I nie umiem powiedzieć dlaczego, bo przecież ten album jest naturalną konsekwencją poprzedniego, a część tych kompozycji powstawała w tym samym czasie. O jakości tej płyty zadecydował chyba dobór utworów; tak różnych a zarazem tak bardzo spójnych. O każdym z nich można by napisać oddzielny artykuł. Ale po co? Stojąc przed obrazem nie zastanawiamy się nad techniką jego tworzenia. Podziwiamy piękno. Tu wszystko jest piękne; po cóż więc to oceniać. Ale jak to zwykle w życiu bywa są też utwory o których człowiek myśli, że zostały stworzone właśnie dla niego. Paradoksalnie mógłbym wymienić wszystkie. Ale wybrałem pięć - kolejny pakunek na wyspę bezludną: Time To Confess – niczym kontynuacja Banks Of The Deep End – równie dostojnie i wzruszająco, What Is Hip?, World Of Confusion obdarzone klasyczną mułowską energią, Lay Of The Sunflower „...dbaj o siebie i nie płacz za mną, zmów tylko czasami za mnie modlitwę, teraz muszę iść już przez wzgórza i doliny do lasów Fennario...” - ascetyczne arcydzieło z genialnym tekstem i ten piąty, klasycznie bluesowy w swej formule Catfish Blues; ciężar tego ostatniego wręcz przytłacza no i jeszcze oczywiste skojarzenia z You Shock Me Led Zeppelin... tylko ciężej, ostrzej, brutalniej. I ponowne skojarzenie z Led Zeppelin. To samo postrzeganie muzyki, ten sam nieograniczony, nieskrępowany feeling. Zagrać można wszystko a i tak będzie to stylowe, właściwe dla ducha własnej twórczości. Jeśli jeszcze debiutancki album Gov’t Mule można było od biedy zdefiniować tak wszystkie pozostałe trudne są do ogarnięcia. Ich twórczość wymyka się wszystkim utartym schematom. Mogą zagrać cokolwiek, a przecież ciągle będą tym jedynym w swoim rodzaju, niepowtarzalnym zespołem. No właśnie; znowóż rodzi się pytanie – czy będą? The Deep End Vol. II to dla mnie płyta roku. A mimo wszystko niczego nie rozwiązała. Strach pozostał. Co dalej...?
Paweł Freebird Michaliszyn
GRUDZIEŃ 2002

Provided to YouTube by ATO RecordsCatfish Blues · Gov't MuleThe Deep End Vol. 2℗ 2002 ATO Records, LLCReleased on: 2002-10-08Main Artist: Gov't MuleAuto-gen...

Stareńka nota.ŚPIEW KTÓRY PORAŻA NIEPOKOJEM„...Jeff odłożył gitarę i spojrzał kumplowi w oczy. Popływamy? – spytał i ści...
29/08/2024

Stareńka nota.

ŚPIEW KTÓRY PORAŻA NIEPOKOJEM
„...Jeff odłożył gitarę i spojrzał kumplowi w oczy. Popływamy? – spytał i ściągnął koszulę. Nucąc Whole Lotta Love zeppelinów zanurzył się w wodach Mississippi...”

Właśnie ukazała się jego nowa płyta Mystery White Boy – Live’ 95-’96. Zawiera dwanaście rockowych (i nie tylko) arcydzieł wykonanych przed publicznością Niemiec, Francji, Australii i Stanów Zjednoczonych.
I wszystkie te niesamowite opowieści, które słyszałem o koncertach Jeffa Buckleya potwierdziły się co do joty. Każda z tych dwunastu kompozycji zwala z nóg niesamowitym klimatem. Chwilami jest to nerwowe, niemal transowe granie, a kiedy indziej znowuż akompaniament zespołu jest niemal niesłyszalny. A do tego dodać jeszcze trzeba ŚPIEW. Wyobraźcie sobie śpiew, który poraża niepokojem; który aż wykręca z bólu uszy, a chwilami urzeka niespotykanym pięknem i wzrusza do łez. Falset, kantylena, krzyk, szept i jęk... Wszystko to jest tu obecne za sprawą jednego człowieka, który uwielbiał Led Zeppelin i Edith Piaf. I jedno i drugie słychać w tej genialnej muzyce. Buckley nadał temu oczywiście zupełnie inny wymiar. Środek ciężkości przeniósł niemal w całości na swój głos. Zespół istnieje i owszem, ale istnieje właściwie tylko po to by niezwykle inteligentnie wypełniać tło za nieziemskim śpiewem swego lidera. Długo czekałem na taką płytę. Czekałem z niedowierzaniem, bo przecież wcale nie musiała się ukazać...
Urodził się w 1966 roku w Los Angeles. Swego ojca spotkał tylko raz w życiu, a że był wtedy jeszcze malcem, nie bardzo interesowało go, kim był jego tato. A tato nazywał się Tim Buckley. Był niezwykłym poetą, świetnym kompozytorem i pięknie śpiewał. W dwa miesiące po spotkaniu z synem Tim umarl. Zabiły go narkotyki i alkohol. Muzyki uczyła Jeffa matka. Pokochał „dwójkę” Zeppelinów i debiut Crosby, Stills and Nash; równie często sięgał do twórczości Sly and The Family Stone i Edith Piaf. A potem były własne zespoły. I choć uwielbiał heavy metal swą przyszłość wiązał raczej z rzeczami w stylu Vana Morrisona i Patti Smith. A jeszcze później był klub Sin-e i pierwszy koncertowy mini album, w Europie nieosiągalny.
I w 1994 roku w sklepach pojawiła się Grace. Jedna z najpiękniejszych płyt lat dziewięćdziesiątych. To na Grace znajdziecie perełki w rodzaju Lilac Wine, Last Goodbye, Corpus Christi Carol i Hallelujah Leonarda Cohena. Ten ostatni zaśpiewany tak, że nie ma siły, ściska za gardło. Część z tych utworów pojawiła się również na Mystery White Boy. I na żywo zachwycają jeszcze bardziej. To właśnie Hallelujah, niemal w absolutnej ciszy kończy ten album i kiedy wybrzmiewa ostatni akord, straszliwie boleśnie dociera do człowieka fakt, że Jeff Buckley już nigdy nic więcej nie zaśpiewa.

29 maja 1997 roku utonął w wodach Mississipi.

Paweł Freebird Michaliszyn

Music video by Jeff Buckley performing Lover, You Should've Come Over (Audio). (C) 2017 Columbia Records, a division of Sony Music Entertainmenthttp://vevo.l...

Adres

Częstochowska
Kalisz

Godziny Otwarcia

Poniedziałek 23:00 - 01:00
Wtorek 23:00 - 01:00
Czwartek 23:00 - 01:00
Piątek 23:00 - 01:00
Sobota 23:00 - 01:00
Niedziela 23:00 - 01:00

Strona Internetowa

http://www.tangerinemusic.com.pl/

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Broadcast - Wieczór Nie Tylko Rockowy Pawła Michaliszyna umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Udostępnij

Kategoria

Wieczór Nie Tylko Rockowy by Pawel Freebird Michaliszyn Radio Centrum Kalisz 106,4 FM

zapraszam