Laboratorium Muzycznych Fuzji

Laboratorium Muzycznych Fuzji Serwis lepszej strony dźwięku! Wspieraj nas 👉 https://buycoffee.to/laboratoriummf Najświeższe informacje ze świata dobrej muzyki. Nie zwlekaj!

Poszerz swoje muzyczne horyzonty!

21 sierpnia 2025 roku zamilkł jeden z najważniejszych głosów polskiej muzyki – Stanisław Soyka. Miał 66 lat. Jego odejśc...
21/08/2025

21 sierpnia 2025 roku zamilkł jeden z najważniejszych głosów polskiej muzyki – Stanisław Soyka. Miał 66 lat. Jego odejście zostawia w sercach fanów pustkę, ale też ogromny dorobek, który pozostanie z nami na zawsze.

Soyka był artystą niezwykłym – pianistą, skrzypkiem, kompozytorem, wokalistą, a przede wszystkim interpretatorem, który potrafił nadać znanym słowom i dźwiękom nową, głęboką treść. Od dzieciństwa związany z muzyką, zaczynał w chórze katedralnym w Gliwicach, później kształcił się w Katowicach. Jego debiut w Filharmonii Narodowej w 1978 roku otworzył drzwi do kariery, którą sam konsekwentnie kształtował.

Początkowo zwrócił się ku jazzowi. Album Blublula z 1981 roku do dziś uchodzi za jedno z najważniejszych nagrań w historii polskiego jazzu. Jednak Soyka nigdy nie zamykał się w jednym gatunku. Z równą pasją sięgał po pop, soul, gospel, muzykę sakralną i poezję śpiewaną. Z czasem jego twórczość zaczęła oscylować wokół poszukiwań duchowych – komponował do tekstów Shakespeare’a, Miłosza, Leśmiana czy Jana Pawła II.

Na przełomie lat 80. i 90. zdobył serca szerokiej publiczności. To wtedy powstały jego największe przeboje – Cud niepamięci czy ponadczasowa Tolerancja, utwór, który stał się nieformalnym hymnem pojednania i wrażliwości. Soyka potrafił łączyć prostotę słów z emocjonalną głębią muzyki, tworząc utwory ponadczasowe.

Jego kariera obfitowała w nagrody i wyróżnienia – zdobywał Fryderyki, otrzymał Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Ale dla niego samego najważniejsze było co innego: niezależność i wolność twórcza. W wywiadach powtarzał, że muzyka ma sens tylko wtedy, gdy płynie prosto z serca.

W ostatnich latach otwarcie mówił o chorobie i przemianie, jaką wymusiła. Schudł, zmienił styl życia, wrócił na scenę z nową energią. Wciąż koncertował, nagrywał i inspirował. Nie potrzebował fajerwerków – wystarczył fortepian i głos, by poruszyć najczulsze struny w słuchaczach.

Stanisław Soyka pozostawił po sobie spuściznę, którą trudno zamknąć w słowach. Był poetą dźwięku, który uczył, że muzyka to nie dekoracja, lecz sposób, by żyć głębiej i pełniej. Jego piosenki zostaną z nami – jak echo dobrego, pięknego życia.

Dziś żegnamy artystę, którego głos wciąż brzmi. Odszedł człowiek, którego muzyka nigdy nie zamilknie.

„The Last Ship” – Sting wraca do korzeni w swoim musicaluSting – legenda muzyki, były lider The Police i zdobywca 17 nag...
21/08/2025

„The Last Ship” – Sting wraca do korzeni w swoim musicalu

Sting – legenda muzyki, były lider The Police i zdobywca 17 nagród Grammy – powraca na scenę w wyjątkowej roli. Jego musical The Last Ship to poruszająca opowieść o społeczności stoczniowej, która na zawsze ukształtowała jego tożsamość. W 2026 roku artysta nie tylko zaśpiewa, ale także wystąpi na scenie jako aktor, wcielając się w jedną z głównych postaci.

Opowieść o świecie, który odszedł

Inspiracją dla musicalu stało się dzieciństwo Stinga spędzone w Wallsend, w północno-wschodniej Anglii, gdzie całe życie miasta koncentrowało się wokół pracy w stoczni. Historia The Last Ship nawiązuje do albumu The Soul Cages z 1991 roku – muzycznego hołdu dla tamtego świata. Na scenie zobaczymy dramat społeczności, która staje wobec upadku przemysłu, ale także uniwersalną historię o miłości, stracie i nadziei. Sting wciela się w postać Jackie’ego White’a, doświadczonego stoczniowca stojącego na czele protestu w obliczu zamknięcia zakładu.

Od Broadwayu do Australii

Pierwsze czytania musicalu odbyły się już w 2011 roku, a pełna premiera miała miejsce w 2014 roku w Chicago, po czym spektakl trafił na Broadway. W tym samym czasie Sting wydał album The Last Ship z piosenkami napisanymi specjalnie do tego projektu. Mimo że musical nie utrzymał się długo na nowojorskiej scenie, zdobył uznanie publiczności i doczekał się kolejnych inscenizacji w Europie i Ameryce Północnej.

Teraz czas na nowy rozdział. W 2026 roku The Last Ship trafi do Australii – do nowo otwartego Glasshouse Theatre w Brisbane. W dniach od 9 kwietnia do 3 maja publiczność zobaczy 29 przedstawień, w których Sting ponownie stanie na scenie jako Jackie White. Ta wersja musicalu będzie wzbogacona o nowe sceny i elementy muzyczne, dostosowane do międzynarodowego tournée obejmującego także Amsterdam i Paryż.

Historia lokalna, emocje uniwersalne

Australijska odsłona spektaklu zyskuje dodatkowy wymiar symboliczny. Brisbane, podobnie jak Wallsend, miało swoją stocznię Evans Deakin, zamkniętą w 1976 roku. Ten lokalny kontekst sprawia, że historia opowiedziana w musicalu zyskuje uniwersalne znaczenie – to nie tylko opowieść o jednym mieście w Anglii, ale o każdej społeczności, która musiała zmierzyć się z końcem epoki przemysłu.

Sting w nowej roli

Dla publiczności będzie to wyjątkowa okazja, by zobaczyć Stinga w zupełnie innym wydaniu. Zamiast stadionowej energii – intymna opowieść, w której artysta wciela się w bohatera i prowadzi widzów przez własne wspomnienia. Jak podkreślają organizatorzy, to „Sting, którego jeszcze nie widzieliśmy” – nie gwiazda rocka, lecz narrator, aktor i świadek historii.

Powrót do siebie

The Last Ship to więcej niż musical. To hołd dla ludzi i miejsc, które ukształtowały Stinga. Artysta, który uciekł z rodzinnego miasta, by zdobyć świat, dziś wraca do niego poprzez muzykę i teatr. Opowiada historię, która – choć zakorzeniona w konkretnej społeczności – jest uniwersalna i wciąż aktualna.

I’ll be…
20/08/2025

I’ll be…

Charles Lloyd szykuje kolejny majstersztyk dla Blue Note – „Figure In Blue”Świat jazzu odlicza dni do kolejnej odsłony g...
19/08/2025

Charles Lloyd szykuje kolejny majstersztyk dla Blue Note – „Figure In Blue”

Świat jazzu odlicza dni do kolejnej odsłony geniuszu Charlesa Lloyda. Legendarny saksofonista i flecista ogłosił właśnie premierę swojego nadchodzącego, dwupłytowego albumu studyjnego zatytułowanego Figure In Blue, który ukaże się już 10 października 2025 roku nakładem prestiżowej wytwórni Blue Note.

Trio marzeń – wspólny język dźwięków

Na płycie towarzyszy mu zupełnie nowy zespół: pianista Jason Moran i gitarzysta Marvin Sewell. To właśnie ich trio, zainicjowane podczas koncertu na 87. urodzinach Lloyda w Santa Barbarze, przenosi do studia ducha wzajemnego słuchania i muzycznego zrozumienia.

Rozmach, sentyment i hołd dla legend

Figure In Blue to mowa ciszą i przestrzenią: od lirycznych ballad po surowy blues z Delty. Wśród tematów pojawiają się wzruszające hołdy dla Duke’a Ellingtona, Billie Holiday i Zakira Hussaina. Lloyd tworzy swoistą opowieść–memoir pełną muzycznych odwołań, w której jego rozpoznawalny, eteryczny ton i technika grają pierwsze skrzypce.

Kariera nieustannie w rozkwicie

To już dwunasty album Lloyda dla Blue Note, które stało się kluczowym etapem jego twórczej kariery od czasu podpisania kontraktu w 2015 roku. Po latach współpracy z ECM, które przyniosły mu powrót na artystyczne szczyty, Blue Note otworzyło kolejny rozdział w jego historii.

Tło – poprzedni rozdział: „The Sky Will Still Be There Tomorrow”

W marcu 2024 roku Lloyd wydał swój jedenasty album dla Blue Note – monumentalny The Sky Will Still Be There Tomorrow – także dwupłytowy, nagrany z kwartetem Jasona Morana, Larry’ego Grenadiera i Briana Blade’a. Album spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem krytyków, którzy podkreślali zarówno jego liryzm, jak i intensywność. Była to muzyczna refleksja nad czasami pandemii, ludzkim doświadczeniem i duchowością – pełna tęsknoty, piękna i nadziei

Charles Lloyd szykuje powrót w wielkim stylu. Jego najnowszy album Figure In Blue to kolejny krok w artystycznej metamorfozie mistrza saksofonu i fletu. Po sukcesie poprzedniego projektu artysta nie przestaje zadziwiać – nadchodząca premiera zapowiada się jako triumfalna wyprawa w głąb dźwiękowych możliwości i ludzkiego ducha.

„Purple Rain” wraca jako musical. Prince znów na scenie.Minneapolis szykuje się na wielkie muzyczne wydarzenie. Już jesi...
18/08/2025

„Purple Rain” wraca jako musical. Prince znów na scenie.

Minneapolis szykuje się na wielkie muzyczne wydarzenie. Już jesienią 2025 roku na deskach State Theatre odbędzie się przedpremierowy pokaz musicalu Purple Rain – nowej odsłony kultowej historii, która w latach 80. uczyniła Prince’a ikoną światowej muzyki.

Od 16 października do 16 listopada 2025 roku publiczność będzie mogła zobaczyć półautobiograficzną opowieść o młodym artyście z Minneapolis, znanym jako The Kid. Historia, która pierwotnie zdobyła serca kinomanów i słuchaczy w 1984 roku, teraz zyska teatralny wymiar.

Debiutant w roli Prince’a

W główną rolę wcieli się Kris Kollins – muzyk i tekściarz pochodzący z Waszyngtonu, obecnie mieszkający w Miami. Choć będzie to jego debiut sceniczny, producentów przekonała jego naturalna charyzma i umiejętność „kanalizowania” energii Prince’a. Obok niego na scenie zobaczymy Rachel Webb, znaną z musicalu „& Juliet”, która zagra Apollonię – partnerkę artystyczną i miłosną bohatera.

Za reżyserię odpowiada Lileana Blain-Cruz, a choreografię przygotowuje Ebony Williams. Libretto stworzył Branden Jacobs-Jenkins, dwukrotny finalista Nagrody Pulitzera. To nazwiska, które gwarantują wysoką jakość i świeże podejście do klasycznego materiału.

Muzyka, która zmieniła popkulturę

„Purple Rain” w wersji scenicznej pozostaje wierne oryginalnym piosenkom Prince’a – w spektaklu zabrzmią m.in. „When Doves Cry”, „Let’s Go Crazy” czy tytułowy „Purple Rain”. Nad brzmieniem czuwają dawni współpracownicy artysty, m.in. Bobby Z i Morris Hayes, a muzycznym nadzorcą został Jason Michael Webb.

Scenografia i kostiumy – za które odpowiadają David Zinn i Montana Levi Blanco – mają odtworzyć zarówno klimat klubowej sceny Minneapolis lat 80., jak i pełne emocji, intymne momenty z życia bohatera.

Film, który stał się legendą

Oryginalny film „Purple Rain” z 1984 roku był czymś więcej niż muzycznym obrazem. To opowieść o młodym muzyku, który walczy o miejsce na scenie, zmaga się z demonami rodziny i odkrywa siłę miłości. Film zdobył Oscara za muzykę, a soundtrack stał się jednym z najlepiej sprzedających się albumów w historii, na zawsze wpisując Prince’a w panteon artystów wszech czasów.

Co dalej?

Na razie wiadomo, że spektakl będzie można zobaczyć w Minneapolis – od połowy października do połowy listopada 2025 roku. Choć plany przeniesienia musicalu na Broadway jeszcze nie zostały oficjalnie ogłoszone, nie ma wątpliwości, że to właśnie taki kierunek jest celem producentów.

Dlaczego warto?

Nowa odsłona Purple Rain to nie tylko hołd dla Prince’a, ale i próba ponownego opowiedzenia historii, która wciąż inspiruje kolejne pokolenia. Świeża obsada, mocna ekipa twórcza i ponadczasowa muzyka sprawiają, że jesienią w Minneapolis narodzi się widowisko, które może stać się jednym z najgłośniejszych musicalowych wydarzeń dekady.

✨ Prince śpiewał: „Let’s go crazy”. Jesienią 2025 roku publiczność w Minneapolis będzie mogła zrobić dokładnie to – dać się ponieść muzyce, która od czterech dekad wywołuje dreszcze.

Wish You Weren’t Here
17/08/2025

Wish You Weren’t Here

Madonna obchodzi dziś swoje urodziny. 16 sierpnia 1958 roku w Bay City w stanie Michigan urodziła się dziewczyna, która ...
16/08/2025

Madonna obchodzi dziś swoje urodziny. 16 sierpnia 1958 roku w Bay City w stanie Michigan urodziła się dziewczyna, która miała zmienić oblicze muzyki popularnej i stać się jedną z największych ikon popkultury XX i XXI wieku. Od ponad czterech dekad nie znika z czołówek gazet, list przebojów i scen koncertowych, wciąż prowokując, inspirując i wymykając się wszelkim definicjom.

Kiedy w latach 80. świat poznał jej „Like a Virgin”, narodziła się nie tylko popowa gwiazda, ale i symbol kobiecej niezależności. Madonna od początku kariery udowadniała, że sama decyduje o swoim wizerunku i artystycznych wyborach. Tam, gdzie inni widzieli skandal, ona dostrzegała szansę na otwarcie dyskusji o seksualności, religii czy granicach sztuki.

Jej siłą zawsze była zdolność metamorfozy. Raz była buntowniczką z kokardami we włosach i krzyżykami na szyi, innym razem prowokatorką balansującą na granicy tabu. Potrafiła nagrywać jednocześnie klubowe hity i intymne ballady, a każde jej wcielenie stawało się manifestem. Krytycy zarzucali jej przesadę, ale miliony fanów widziały w niej uosobienie wolności i odwagi.

Wpływ Madonny wykracza daleko poza muzykę. To ona przetarła drogę kolejnym pokoleniom artystek – od Lady Gagi, przez Beyoncé, po Taylor Swift. Pokazała, że kobieta na scenie nie musi być tylko wykonawczynią piosenek, ale może stać się reżyserką własnej kariery, prowokować rozmowę i zmieniać społeczne normy.

Dziś Madonna wciąż występuje, nagrywa i zaskakuje. Bywa wyśmiewana za obsesję na punkcie młodości czy kontrowersyjne stylizacje, ale trudno zaprzeczyć, że jej obecność jest wciąż potrzebna. Muzyka bez niej byłaby uboższa, a popkultura pozbawiona jednej ze swoich najodważniejszych bohaterek.

Świętując jej urodziny, warto więc pamiętać, że Madonna to nie tylko piosenkarka. To artystka, która nauczyła świat, że prowokacja może iść w parze z talentem, a bunt – z sukcesem. Bez niej historia muzyki pop wyglądałaby zupełnie inaczej.

Orkiestra Wolności – muzyczna tarcza  w czasie wojnyMamy lato 2025 roku. Za oknem – słońce, festiwale, wakacyjne emocje....
15/08/2025

Orkiestra Wolności – muzyczna tarcza w czasie wojny

Mamy lato 2025 roku. Za oknem – słońce, festiwale, wakacyjne emocje. A gdzieś nad brzegiem Bałtyku w Jūrmali, przez sale koncertowe w Wilnie i Amsterdamie, aż po energetyczny finał w Londynie – rozbrzmiewa dźwięk orkiestry, która nie gra tylko dla przyjemności. Ukrainian Freedom Orchestra, prowadzona przez Keri-Lynn Wilson, jest dziś czymś więcej niż zespołem symfonicznym. Jest muzycznym orężem w obliczu wojny.

Muzyka jako statement polityczny

W obliczu rosyjskiej inwazji w 2022 roku Wilson zebrała muzyków z całego świata – tych, którzy pozostali w oblężonej Ukrainie, i tych, którzy znaleźli schronienie jako uchodźcy, a także Ukraińców grających w europejskich orkiestrach. Ta kreatywna siła, zjednoczona przez pasję i talent, nie mogła się zadowolić ciszą.

Już wcześniej orkiestra udowodniła, że muzyka może być aktem oporu – choćby wtedy, gdy IX Symfonia Beethovena zabrzmiała z ukraińskim „Slava” zamiast „Freude”. To było jak wykrzyknięcie do świata: „My tu jesteśmy, nadal walczymy”.

2025: Trasa “Resilience Tour” – triumf odwagi

Tegoroczna trasa “Resilience Tour” prowadzi przez kluczowe miejsca Europy – Warszawę, Wrocław, Lucernę, Wilno, Jūrmalę, Bukareszt, Amsterdam i Londyn. W programie znalazły się utwory o niezwykłym ładunku emocjonalnym i symbolicznym:
• Beethoven – V Symfonia – klasyka, która od lat jest muzycznym symbolem oporu.
• Suita z opery „The Mothers of Kherson” Maksyma Kołomijca – opowieść o ukraińskich matkach ratujących porwane przez okupantów dzieci.
• „Bucha Lacrimosa” Victorii Polevej – wzruszający hołd dla ofiar rosyjskich zbrodni.
• Wagner, Strauss i Dvořák – obecni w programie obok ukraińskiego repertuaru, jako przypomnienie, że kultura jest wspólnym językiem pokoju.

Wpływ artystycznego sygnału w czasie wojny

To nie jest tylko trasa koncertowa. To misja. Keri-Lynn Wilson nazywa swoich muzyków „żołnierzami Ukrainy” – i w tym nie ma przesady. W dzisiejszym świecie kultura jest kolejnym frontem, a artyści biorą na siebie odpowiedzialność za utrzymanie uwagi świata na tragedii, która trwa.

W miastach ogarniętych wojną muzyka jest jak promień światła – w Odessie czy Charkowie wciąż organizuje się koncerty, nawet w warunkach ciągłego zagrożenia. To dowód, że sztuka potrafi przetrwać nawet w najciemniejszych czasach.

Czwarte lato, ta sama misja

To już czwarta letnia trasa Ukrainian Freedom Orchestra. Z roku na rok artyści pokazują, że wsparcie kulturowe nie słabnie – wręcz przeciwnie, nabiera mocy. Wilson nie tylko dyryguje, ale także dba o to, by każdy koncert był przesycony ukraińską tożsamością – nawet poprzez detale, jak tradycyjne haftowane koszule wyshyvanki, które często zakłada na scenę.

Kiedy świat zdaje się zapominać, Ukrainian Freedom Orchestra przypomina. W barwach, dźwiękach, gestach – triumfuje. Nie tylko nad ciszą, ale też nad zapomnieniem. Gra Beethovenem dla oporu, Polevą dla pamięci, Kołomijcem dla przyszłości.

Bo kultura to most – między cierpieniem a nadzieją. A oni ten most budują. Raz takt po takcie. Slava Ukraini!

Radiohead zaskakują nowym albumem – Hail to the Thief (Live Recordings 2003–2009)Radiohead niespodziewanie wypuścili now...
13/08/2025

Radiohead zaskakują nowym albumem – Hail to the Thief (Live Recordings 2003–2009)

Radiohead niespodziewanie wypuścili nowy album koncertowy zatytułowany Hail to the Thief (Live Recordings 2003–2009), dostępny od 13 sierpnia 2025 w wersji cyfrowej. Fizyczne wydanie, w tym limitowany winyl, ukaże się 31 października tego roku.

Skąd pomysł na ten album?

Impuls pojawił się, gdy Thom Yorke pracował nad teatralną adaptacją Hamleta, inspirowaną twórczością z okresu Hail to the Thief. Podczas odsłuchiwania archiwalnych nagrań koncertowych uderzyła go energia, której nie czuł od lat. Yorke uznał, że zachowanie tych nagrań w zamkniętym archiwum byłoby marnotrawstwem i postanowił je udostępnić.

Zawartość nowej płyty

Na płycie znalazło się 12 nagrań koncertowych z lat 2003–2009, zarejestrowanych w Londynie, Amsterdamie, Buenos Aires i Dublinie. Usłyszymy tam wszystkie utwory z oryginalnego Hail to the Thief, w tym “2 + 2 = 5”, “Sit Down. Stand Up”, “Sail to the Moon”, “Go to Sleep”, “Where I End and You Begin”, “We Suck Young Blood”, “The Gloaming”, “There, There”, “I Will”, “Myxomatosis”, “Scatterbrain” oraz “A Wolf at the Door”. Nagrania zostały na nowo zremiksowane i zmasterowane, aby oddać pełnię koncertowej dynamiki zespołu.

Dlaczego teraz?

Dla Radiohead to wydawnictwo jest rodzajem katharsis. Hail to the Thief od początku miało status płyty „trudnej” – jedni doceniali jej rozmach, inni twierdzili, że brakowało jej dyscypliny i spójności. Wersja koncertowa pokazuje jednak inny wymiar tego materiału: surową energię, nieprzewidywalność i atmosferę wspólnego przeżywania muzyki.

Kontekst historyczny

Oryginalny album ukazał się w czerwcu 2003 roku. Nagrywany w Los Angeles i Didcot, powstawał w szybkim tempie, niemal na żywo, bez długiego szlifowania w studiu. Tematycznie odnosił się do napięć politycznych początku XXI wieku, a jego tytuł był aluzją do kontrowersji wokół wyborów prezydenckich w USA w 2000 roku. W kolejnych latach Hail to the Thief było reinterpretowane i ponownie wydawane w edycjach specjalnych, ale dopiero teraz fani dostają pełny, koncertowy zapis tamtej epoki.

Znaczenie dla fanów

Nowy album to nie tylko archiwum, ale świeże spojrzenie na twórczość z początku wieku. Koncertowe wersje przypominają, jak potężną siłą jest Radiohead na scenie i jak wiele ich muzyka zyskuje w bezpośrednim kontakcie z publicznością.

Wet Leg „Moisturizer” – od groteski do dojrzałościDwa lata po błyskawicznej karierze wywołanej viralowym Chaise Longue, ...
06/08/2025

Wet Leg „Moisturizer” – od groteski do dojrzałości

Dwa lata po błyskawicznej karierze wywołanej viralowym Chaise Longue, Wet Leg wracają z drugim albumem. Moisturizer to krok naprzód – bardziej emocjonalny, głębszy i dojrzalszy niż debiut, ale wciąż z charakterystycznym pazurem i przewrotnym humorem.

Zespół, który już nie tylko żartuje

Choć duet z Isle of Wight zasłynął dzięki absurdalnemu poczuciu humoru, dziś pokazują, że potrafią opowiedzieć o czymś więcej niż tylko niechcianych randkach i meblach z katalogu. Nowa płyta to rozwinięcie ich brzmienia i przekazu. Miłość nie jest tu już tylko powodem do żartów – bywa nagła, bolesna, czasem wręcz przerażająca. Emocje buzują, a teksty stają się bardziej bezpośrednie i cielesne.

Nowe brzmienie, nowa siła

Wet Leg nie są już tylko duetem – to teraz pełnoprawny zespół z pięcioosobowym składem. Brzmienie nabrało przestrzeni i głębi, aranżacje są bardziej dopracowane, a produkcja pozwala każdemu z utworów wybrzmieć w pełni. Gitary, syntezatory, delikatne instrumenty klawiszowe, nawet flet – wszystko to składa się na bogatszy, bardziej dojrzały krajobraz dźwiękowy.

Kontrast: satyra kontra szczerość

Płyta gra na napięciu pomiędzy ironią a wrażliwością. Z jednej strony dostajemy błyskotliwe teksty o mizoginii i toksycznej męskości, wypowiadane z kąśliwym uśmiechem. Z drugiej – intymne, niemal wycofane piosenki o miłości, tęsknocie i potrzebie bliskości. Wet Leg potrafią śmiać się i płakać jednocześnie – i to sprawia, że Moisturizer nie jest tylko zbiorem piosenek, ale pełnoprawnym albumem emocjonalnym.

Nowe wcielenie Wet Leg

Rhian Teasdale jawi się dziś jako silna, pewna siebie postać – charyzmatyczna liderka, która dominuje scenę. Zmienił się nie tylko jej styl, ale też ton – mniej jest w niej niedojrzałego przekomarzania, więcej mocy i przekonania. Hester Chambers, choć mniej eksponowana, pozostaje istotnym filarem, szczególnie pod względem instrumentalnym i kompozycyjnym.

Album bez drugiego syndromu

W przeciwieństwie do wielu zespołów, które potykają się przy drugim albumie, Wet Leg idą do przodu. Moisturizer to płyta, która nie próbuje powtórzyć sukcesu debiutu – ona go przekształca. Jest odważniejsza, bardziej zróżnicowana i emocjonalnie uczciwa. Mniej tu łatwych hooków i memicznych refrenów, ale więcej utworów, które zostają z nami na dłużej.

Wet Leg udowadniają, że nie są jednorazowym żartem z TikToka, ale zespołem, który potrafi mówić o współczesnym świecie z humorem, szczerością i autentycznym talentem. Moisturizer to nie tylko płyta do śmiechu – to album, który zostawia ślad.

„Zobacz Tadziu, znalazłam swój stary instrument i wciąż na mnie pasuje!”
03/08/2025

„Zobacz Tadziu, znalazłam swój stary instrument i wciąż na mnie pasuje!”

Edinburgh Fringe Festival rozpoczęty! Sierpień w Edynburgu nie należy do ludzi ceniących ciszę. Stolica Szkocji, zwykle ...
02/08/2025

Edinburgh Fringe Festival rozpoczęty! Sierpień w Edynburgu nie należy do ludzi ceniących ciszę. Stolica Szkocji, zwykle poważna i surowa jak kamienna twarz jej zamku, raz w roku zamienia się w tygiel absurdu, kreatywności i kontrolowanego chaosu. Właśnie rozpoczął się Edinburgh Festival Fringe – największe na świecie święto sztuki, które raz jeszcze udowodni, że kultura nie potrzebuje marmurów ani czerwonych dywanów, by być wielka. Wystarczy kawałek chodnika i ktoś, kto ma coś do powiedzenia.

Fringe, czyli margines. To słowo nie bez powodu znalazło się w nazwie. Festiwal narodził się z buntu – w 1947 roku, kiedy do Edynburga przybyli artyści, których nie zaproszono na oficjalny International Festival. Zamiast się obrażać, zrobili swoje – wystąpili w bocznych salach, pubach i na ulicach. Od tamtej pory „Fringe” oznacza nie tylko estetykę alternatywną, ale też postawę – ducha niezależności, uporu i wiary w sztukę poza instytucją.

Dziś to, co było na marginesie, stało się centrum. Do Edynburga przyjeżdżają artyści z całego świata – od debiutantów z walizką i pomysłem po uznanych twórców testujących nowe formy. Statystyki są nie do ogarnięcia: tysiące przedstawień, setki miejsc, dziesiątki tysięcy widzów dziennie. A jednak – wciąż można tu zobaczyć teatr robiony z niczego, stand-up z życia, taniec z ciała i uliczny performance z samego powietrza.

Fringe to laboratorium, ale i lustro. Odbija lęki, nadzieje, obsesje i absurdy współczesności. Na scenach i chodnikach spotykają się historie o zmianach klimatu, tożsamości, seksualności, migracji, wojnie i samotności w epoce aplikacji. To, co gdzie indziej byłoby uznane za zbyt trudne, dziwne albo niewygodne – tu znajduje swój głos.

Ale Fringe to też pytanie o granice. Czy wszystko można nazwać sztuką? Czy wystarczy mieć ukulele i manifest, by zaistnieć? Czy zalew wydarzeń nie zabija uważności? Być może. Ale lepiej zadać te pytania na festiwalu, który wciąż wierzy, że scena należy do każdego.

Edinburgh Fringe to nie tylko impreza kulturalna – to stan umysłu. Miasto na miesiąc staje się żywym organizmem, który oddycha sztuką, mówi językami świata i przypomina, że kreatywność to jedna z ostatnich dziedzin, gdzie nie obowiązuje paszport ani konto w banku. Wystarczy mieć coś do pokazania – i odwagę, by to zrobić.

W czasach, gdy kultura coraz częściej zamyka się w paywallowych gettach i sponsorowanych bańkach, Fringe przypomina o sile sztuki wolnej, niewygodnej, czasem nieporadnej, ale zawsze szczerej. A to więcej warte niż perfekcyjnie oświetlona scena.

Zatem – kurtyna w górę. A raczej: niech się podniesie, jeśli ktoś ją ma. Bo na Fringe, jak w życiu, nikt nie da ci roli. Trzeba ją sobie zagrać samemu.

Adres

Ulica Gen. Wł. Sikorskiego 10/29
Kolno
18-500

Telefon

00393661447350

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Laboratorium Muzycznych Fuzji umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Firmę

Wyślij wiadomość do Laboratorium Muzycznych Fuzji:

Udostępnij

Lepsza strona dźwięku!

Zgodnie z powszechną opinią krytykować potrafi każdy. Dużo rzadszą umiejętnością jest głębsza refleksja i wnikliwa ocena zjawiska. Jeszcze rzadziej zdarza się formułować własne, oryginalne sądy w taki sposób, by swą atrakcyjnością same przyciągnęły odbiorcę. Wierzymy, że rzetelna krytyka muzyczna może, i powinna być, prawdziwą sztuką, dlatego stworzyliśmy serwis Laboratorium Muzycznych Fuzji.

UWAGA!

Jeżeli kochasz muzykę i nie jest Ci obojętna - zgłoś się do nas! Poszukujemy redaktorów do współtworzenia naszego serwisu i tworzenia opiniotwórczej strony Internetu.

Zajmujemy się promowaniem świeżych zespołów z całego świata. Relacjonujemy koncerty, recenzujemy najnowsze wydawnictwa, piszemy felietony, przeprowadzamy wywiady. Współpracujemy z wieloma agencjami artystycznymi i wytwórniami.