Piękna Pani

Piękna Pani Portal informacyjny. Codziennie kilkadziesiąt najświeższych, najciekawszych informacji specjalnie dla Was!

«Na jedzeniu można oszczędzać, byleby głodnym nie chodzić» - powiedział mąż. Teraz ma pretensje, że cały tydzień je maka...
13/06/2025

«Na jedzeniu można oszczędzać, byleby głodnym nie chodzić» - powiedział mąż. Teraz ma pretensje, że cały tydzień je makaron.

Mąż uznał, że zbyt wiele wydaję jak na jego pensję, więc wypowiedział zdanie, które na pewno podsunęła mu jego kochająca i mądra matka. Była bardzo zaniepokojona tym, że arogancka przyszła synowa ośmieliła się zostać na urlopie macierzyńskim, podczas gdy jej kochane dziecko zarabia na życie. Ja przecież nie urodziłam dziecka, tylko znalazłam pretekst, żeby nie chodzić do pracy.

Po moim urlopie macierzyńskim okazało się nagle, że pensja męża nie wystarcza na nasze utrzymanie. Przed moim urlopem macierzyńskim zarabiałam trochę mniej niż mąż. Ale wielki pan domu zawsze uważał się za głównego żywiciela, a moją wypłatę, która była tylko o tysiąc złotych mniejsza, za dodatek na drobnostki.

Takie urocze drobnostki, jak opłata za mieszkanie, zakup jedzenia i leków. To zaledwie drobiazgi, jeśli się nad tym zastanowić. Szkoda gadać. A teraz nagle ten główny żywiciel został sam na polu utrzymania rodziny i okazało się, że pieniędzy jest mało. Jednak z łatwością znalazł usprawiedliwienie u swojej mamusi.

To nie on ma niskie zarobki, to ja za dużo wydaję, i to na różne bzdury. A wszystko dlatego, że nie umiem i nie chcę oszczędzać. Zapytałam, na czym dokładnie powinnam oszczędzać. Nie chodzę po salonach, nie kupuję sobie ubrań, wszystkie pieniądze idą na dziecko, opłacenie rachunków i jedzenie.

Mąż nie odważył się powiedzieć, że trzeba oszczędzać na dziecku, widocznie ma jeszcze jakieś granice. O rachunkach i własnych potrzebach też nie wspomniał. A ma zwyczaj zostawiać włączone światło w całym mieszkaniu, nawet jeśli w pokoju nie ma nikogo.

Wpadł na genialny pomysł, żeby oszczędzać na jedzeniu. Chwycił się tego pomysłu i był z siebie taki dumny.

- Nie ma sensu wydawać tyle na jedzenie, ważne, żeby nie chodzić głodnym. Wystarczy się najeść, a czym to już inna sprawa.

Skrytykował to, że zawsze mamy coś mięsnego, toż to marnotrawstwo, w lodówce mnóstwo sosów, a ser jest przecież drogi, chociaż to normalny ser, te tańsze smakują jak plastelina. I ogólnie to jestem rozrzutną kobietą.

No cóż, jak chcesz, kochany. I tak mam specjalną dietę, bo karmię piersią, nie mogę jeść tłustego, słonego, pikantnego i słodkiego. Ale mąż lubi gęste zupy, kotlety i słodycze. W ogóle lubi najeść się do syta, ale skoro sam zdecydował, że można oszczędzać na jedzeniu, to kim jestem, żeby to kwestionować?

Poszłam do sklepu, kupiłam dużo makaronu, akurat był na promocji i tak zaczęłam gotować. Na śniadanie owsianka, tania, mąż jadł obiad w pracy, a na kolację makaron z ketchupem. Chciał to ma.

Najadł się? Najadł. A jak się nie najadł, to niech zagryza makaron chlebem. W końcu wszystko jest tanie, tak jak chciał. No oczywiście bez kurczaka czy kotleta. Ale mięso jest przecież drogie, a my oszczędzamy.

Mąż najpierw z zapałem pochłaniał makaron i owsiankę, ale już trzeciego dnia takiej diety zrobił się przygnębiony. Powiedział, że jedzenie musi być różnorodne, więc zaczęłam na zmianę robić makaron-kaszę-ryż.

Teściowa zaczęła mieć pretensje, że głodzę jej synka, ale grzecznie odesłaliśmy ją do domu. Powiedzieli mi, żebym oszczędzała, to oszczędzam. Nie będę kupować parówek, które nawet koło mięsa nie leżały.

Jeśli męża nie zadowala jedzenie, zawsze może pójść zjeść u mamy. Uszczęśliwi tym i mamę i rodzinny budżet. Albo niech w końcu zrozumie, że na takim oszczędzaniu daleko nie zajdziemy.

Teściowa wszystko oddawała najmłodszemu synowi, przez co musieliśmy głodować. Musieliśmy przeprowadzić się do pustego mi...
13/06/2025

Teściowa wszystko oddawała najmłodszemu synowi, przez co musieliśmy głodować. Musieliśmy przeprowadzić się do pustego mieszkania bez remontu. Chciałabym przytoczyć następujące przysłowie - głupia teściowa córki nie zyska, a syna może stracić. Kiedy pojawiłam się w ich życiu, teściowa straciła syna. Zaczęli mniej ze sobą rozmawiać, syn przestał pytać o zdrowie, jeść jedzenia, które przygotowywała. Codziennie musiałam wysłuchiwać narzekań, gdy wprowadziłam się do jej mieszkania.

Moi rodzice podarowali nam jednopokojowe mieszkanie należące do mojej babci. Wymagało ono remontu, ponieważ było wynajmowane od prawie piętnastu lat. Wszystkie weekendy spędzaliśmy w naszym mieszkaniu. Bartek nie mógł już zawozić mamy do domku na wieś, więc teściowa musiała jeździć pociągiem.

Kiedy wracaliśmy zmęczeni i kładliśmy się do łóżka, ona potrafiła wejść do naszej sypialni i zacząć narzekać na to, że ktoś na nią kichnął albo nie ustąpił jej miejsca.

Warto zaznaczyć, że jedliśmy wtedy paluszki rybne, które podgrzewaliśmy w mikrofalówce. Teściowa powiedziała, że skoro syn przestał dawać pieniądze, to może ugotować jedynie zupę bez mięsa.

To prawda, Bartek przestał dawać pieniądze, ale zawsze kupowaliśmy jedzenie. Jednak rzadko kiedy udawało nam się coś z tego zjeść. Mieszkał z nami młodszy brat Bartka, Antek. To właśnie on wszystko zjadał.

- Pani Natalio, kupowałam kotlety mrożone. Chciałam je teraz usmażyć, gdzie one są?

- Przecież już usmażyłam! - powiedziała teściowa. - Antek powiedział, że są pyszne, więc zjadł wszystkie.

Zdarzało się to dość często. Dochodziło nawet do absurdów.

- Nie kupuj tych pierogów, Antkowi lepiej smakuje wieprzowina z wołowiną.

- Pani Natalio, - nie mogłam tego znieść. - Dlaczego Pani się nie martwi o to, że Bartek będzie głodny gdy wróci po pracy? Dlaczego Pani się martwi tylko Antkiem?

- Przecież Bartek ma Ciebie - wyjaśniła teściowa. - Antek jest sam, nie ma nikogo, kto by się nim zaopiekował!

Zaczęliśmy jeść dania gotowe, kupowane w supermarketach. Po pracy kupowałam coś w sklepie i podgrzewałam w mikrofalówce. Tak, to sporo kosztowało, ale mój mąż był najedzony. Zdarzało się, że kupowaliśmy konserwy i chowaliśmy je w szafce nocnej. To było bardzo upokarzające, ale po pracy naprawdę chciało nam się jeść!

Pewnego dnia wróciliśmy do domu po pracy i okazało się, że szuflady w szafkach nocnych są pootwierane, gdyż zamki były wyłamane.

- O co tyle hałasu? - zdziwiła się teściowa. - Antek chciał coś zjeść, więc powiedziałam mu, żeby poszukał w waszym pokoju. Zawsze coś chowacie.

Zdaliśmy sobie sprawę, że nie wytrzymamy tego dłużej. Następnego dnia kupiliśmy materac dmuchany i poprosiliśmy przyjaciela, aby pomógł nam przewieźć rzeczy.

Mieszkanie było częściowo wyremontowane, podłoga była położona i łazienka zrobiona. Nie było kuchni jako takiej, ani żadnych mebli. Spaliśmy na tym materacu przez prawie rok. Po pracy robiliśmy remont. Cieszyliśmy się ciszą i byliśmy szczęśliwi. Może niektórym odpowiada mieszkanie z rodzicami, ale teraz wiemy na pewno, że młoda rodzina powinna mieszkać osobno.

Tydzień później teściowa zaczęła dzwonić do nas i prosić o pieniądze. Powiedzieliśmy jej, że nie mamy pieniędzy, ponieważ robimy remont w mieszkaniu. Narzekała, że ciężko jej wyżywić siebie i syna mając tylko emeryturę. Powiedziała, że Antek nie otrzymuje w terminie wynagrodzenia i często potrącane są kary pieniężne. Bartek poradził bratu, by zmienił pracę. Jeśli chodzi o mamę, to powiedział jej, żeby robiła częściej zupy. Jednak nic się nie zmieniło. Teściowa ciągle dzwoni, ale bez skutku

Córka z dzieckiem wróciła do rodziców. Jest w drugiej ciąży i nie chce powiedzieć o tym mężowi.-...Miesiąc temu, gdy ogl...
12/06/2025

Córka z dzieckiem wróciła do rodziców. Jest w drugiej ciąży i nie chce powiedzieć o tym mężowi.

-...Miesiąc temu, gdy oglądaliśmy wieczorem telewizję, nagle ktoś zadzwonił do drzwi! - opowiada sześćdziesięcioletnia Pani Klaudia. - Gdy otworzyliśmy, to zobaczyliśmy Martę, z dzieckiem i torbą. Pytam, córcia, dlaczego nie zadzwoniłaś, przecież spotkalibyśmy was! A ona do mnie: „Mamo, rozwodzę się, Aleksander ma inną kobietę. Czy możemy z Laurką zamieszkać u was?”.
..Pani Klaudia i jej mąż są emerytami i od ośmiu i pół roku, po ślubie córki, mieszkają razem w dwupokojowym mieszkaniu w stolicy. Jej córka Marta i jej mąż Aleksander przeprowadzili się do innego miasta wkrótce po ślubie, kupili tam mieszkanie, a dwa lata temu urodziło się dziecko - długo wyczekiwana córka.

- Gdy tylko urodziła się wnuczka, często do nich jeździłam, aby im pomóc! - opowiada Pani Klaudia. - Byłam tam chyba z pięć razy w ciągu dwóch lat, swatka również do nich jeździła... Wszystko było u nich w porządku! Od samego początku bardzo polubiłam mojego zięcia. Człowiek sukcesu, pracowity, ambitny! Kupił mieszkanie, utrzymywał rodzinę... I bardzo kochał swoje dziecko!

Marta przez przypadek o wszystkim się dowiedziała - natknęła się na laptopie na wiadomości z jego koleżanką. Wyglądało na to, że od dawna się spotykają. Marta zrobiła screenshot i wysłała go mężowi. Przyjechał samochodem z pracy, najpierw zaczął się tłumaczyć - źle to zrozumiałaś, musisz mnie zaufać. Potem próbował ją oskarżać - dlaczego grzebie w jego laptopie.

Marta nie krzyczała i nie usprawiedliwiała się, po prostu spakowała do torby zarówno swoje, jak i córki rzeczy. Następnie wezwała taksówkę, wzięła torbę z dzieckiem i pojechała na dworzec.

Od miesiąca Marta z córką mieszkają z rodzicami, natomiast Aleksander codziennie do niej dzwoni i pisze wiadomości. Przyznał się do winy, choć nie do końca, i próbuje przekonać żonę, by mu wybaczyła i dała jeszcze jedną szansę.

- Mówię do Marty - może zastanowisz się jeszcze raz? Wybaczysz mu ze względu na dziecko... Moja wnuczka ciągle biega po mieszkaniu i woła tatusia, szuka go, pokazuje na telefon - tatusiu, tatusiu. Serce mi pęka! Mówię do córki, wychowywanie dziecka w pojedynkę to nie jest łatwe zadanie! Nikt nie chce cudzego dziecka, będziesz zdana tylko na siebie. Będziesz musiała teraz rzucić pracę i poszukać czegoś w stolicy. Nie jest to łatwe zadanie po urlopie macierzyńskim, gdy masz małe dziecko!

Pani Kaludia współczuje córce - nie ma wątpliwości, że zięć znajdzie sobie kogoś w mgnieniu oka, czy to będzie ta kobieta, przez którą doszło do kłótni, czy inna, to nie ma znaczenia, mężczyzna i tak nie zostanie długo sam. Zwłaszcza pozytywny i rozwiedziony mężczyzna, który pracuje i ma nowy, drogi samochód.

Ale Marta nawet nie chce rozmawiać o tym, by spróbować wszystko od nowa. Złożyła pozew o rozwód, podział majątku i alimenty. Powiedziała, że nie może wybaczyć, nie będzie tego tolerować.

- Ale to nie wszystko! - wzdycha Pani Klaudia. - Tydzień temu dowiedzieliśmy się o tym, że Marta jest w ciąży. Zrobiła kilka testów, wszystkie pozytywne. Umówiła się na wizytę u lekarza, ale nie ma wątpliwości - spodziewa się dziecka. Okazuje się, że planowali drugie, zanim wszystko się wydarzyło... Cóż, powiedziałam do niej - dobrze, że tak się stało, zadzwoń do Aleksandra i powiadom go, niech przyjedzie po Ciebie i Laurkę. To nie jest już śmieszne. Powiedziała mi, że nie zamierza informować o tym Aleksandra aż do rozwodu! Dziecko to dziecko, ale rozwód to rozwód. Nie zamierza zmienić swojej decyzji!

Marta nie zamierza informować o tym męża, rodzicom również zabroniła to robić. Przynajmniej na razie. Bliżej porodu, być może, będzie musiała go poinformować, gdyż ojciec musi uznać dziecko.

- Zastanawiam się nad tym, by zadzwonić do zięcia i przekazać mu nowiny. - mówi Pani Klaudia. - Niech wie, że wkrótce znów będzie tatą....

Marta jest dorosła, czy jej matka powinna zostawić ją w spokoju i nie wtrącać się w jej życie? Pozwolić jej działać tak, jak sama zdecyduje? A może głupotą jest nie mówić mężowi o ciąży? Jeśli zdecydowała się urodzić dziecko, ojciec powinien o tym wiedzieć, aby mógł w jakiś sposób zaplanować swoje życie i podjąć decyzje...
Panią Klaudię można zrozumieć: mieszkanie w piątkę w małym dwupokojowym mieszkaniu, z rozwiedzioną córką i dwójką małych dzieci, nie jest zbyt przyjemne i komfortowe. Może naprawdę powinna zadzwonić do zięcia?

Postawiłem żonie ultimatum - albo wróci do mieszkania do końca tygodnia, albo rozwód. Nagle pojawiły się problemy, które...
12/06/2025

Postawiłem żonie ultimatum - albo wróci do mieszkania do końca tygodnia, albo rozwód. Nagle pojawiły się problemy, które mi się nawet nigdy nie śniły. Wydawać by się mogło, że życie pod jednym dachem z teściową będzie trudne, ale nie w tym rzecz. Moja żona zaczęła się dziwnie zachowywać.

Musieliśmy przenieść się do domu mamy mojej żony po tragedii w sąsiednim mieszkaniu. Silny pożar, który dotknął także nasze mieszkanie. Póki sprawy z ubezpieczeniem i innymi rzeczami się nie wyjaśnią, postanowiliśmy tu pomieszkać.

Teściowa sama nam to zaproponowała. Moi rodzice też chcieli pomóc, ale mieszkają daleko od mojej pracy. Mama Kasi była bardzo miła. Oddała nam drugi pokój, nigdy nie wchodziła bez pukania, nie wtrącała się, a my staraliśmy się pomagać.

Oczywiście, kupowaliśmy jedzenie, płaciliśmy za rachunki, choć mówiła, że nic nie potrzebuje. Nie chcieliśmy, żeby starsza kobieta utrzymywała dwójkę dorosłych ludzi. Pracowała mniej więcej do południa, więc różne obowiązki domowe wzięła na siebie. My z żoną też pomagaliśmy, ale większość rzeczy spoczywała na niej.

- Nie martw się, to dla mnie nie problem - uśmiechała się mama Kasi - jeśli coś, zawsze poproszę o pomoc.

Wygląda na to, że moja żona zbyt dosłownie odebrała te słowa, bo całkowicie spoczęła na laurach. To nie włączy prania, to nie może podgrzać obiadu, za każdym razem czeka na mamę. Pomyślałem, że same poradzą sobie z tymi sprawami, ale taka sytuacja mi się nie podobała.

Zacząłem zauważać małe rzeczy, że zaraz po posiłku od razu zmywam naczynia, a moja żona zostawia talerz w zlewie i wraca do swoich zajęć. Zdejmuje swoje ubrania, zostawia je, gdzie popadnie.

Oczywiście, ja sam nie jestem ideałem w tej kwestii. W domu też mogłem rzucić sweter na fotel, zamiast włożyć go do szafy. Ale przecież nie jesteśmy u siebie. Próbowałem z nią o tym porozmawiać, ale nie mogłem pozbyć się wrażenia, że ona rzeczywiście czuje się tu jak w domu u mamy, a to ja jestem gościem.

W troje mieszkaliśmy około 6 miesięcy. W naszym mieszkaniu skończyły się prace remontowe, meble dotarły z dostawy. Gdy wszystko już było gotowe i wyjaśnione, zacząłem podnosić temat przeprowadzki.

Z teściową mieszkało mi się super, nie mam nic do zarzucenia. To wspaniała osoba, jestem jej ogromnie wdzięczny za całą opiekę. Ale mamy swoją rodzinę, swoje mieszkanie i planujemy dzieci. Chciałbym je wychować po swojemu.

Powiedziałem żonie, żeby zaczęła się przygotowywać, powoli pakować rzeczy, a ja zajmę się przewozem. I właśnie od tego momentu zaczyna się kulminacja historii. Żona zaczęła się wykręcać, szukać powodów, żeby pozostać u mamy. To jeszcze coś trzeba wyremontować, tu śrubkę przykręcić, tu coś tam. Drobiazgi.

Zrozumiałem, dlaczego to odkładała. Tutaj nie musiała się niczym martwić, nic robić. A w domu będzie musiała wrócić do obowiązków. I tu nawet nie chodzi o to, że musi wszystko robić sama. Wszystkie obowiązki zawsze dzieliliśmy na pół. Ale tu czuje się jak na wakacjach w hotelu.

Chciałem ten temat przedyskutować z teściową. Żeby porozmawiała z Kasią.

- Przecież zachowuje się teraz jak pasożyt. Wykorzystuje cię. A teraz wymyśla pomysły, żeby nie wracać do domu. Jeśli ja jeszcze raz spróbuję ją przekonać, to nie skończy się pokojowo. Zaczną się awantury. Może ty spróbujesz jej to wytłumaczyć?

- No i co mam jej powiedzieć? Żeby wyniosła się z mojego domu? Nie mogę tego zrobić - powiedziała teściowa.

Chwilę się nad tym zastanowiłem, po czym postanowiłem zabrać swoje rzeczy i wrócić do domu. I postawiłem żonie ultimatum - albo wróci do mieszkania do końca tygodnia, albo rozwód. Nie widzę innego wyjścia z tej sytuacji.

"Nie potrzebuję syna, który spokojnie patrzy, jak mnie poniżają - oznajmiła teściowa": Chociaż nikt jej nie poniżał. Sły...
12/06/2025

"Nie potrzebuję syna, który spokojnie patrzy, jak mnie poniżają - oznajmiła teściowa": Chociaż nikt jej nie poniżał. Słyszałam, że teściowe odmawiają kontaktu z synowymi, ale żeby odmawiały synom ze względu na jakieś wymyślone powody - to pierwsze słyszę To właśnie przytrafiło się mojemu mężu. „Nie potrzebuję syna, który spokojnie patrzy, jak mnie poniżają” - tak mu powiedziała. Chociaż nikt jej nie poniżał.

Kiedyś mąż, wtedy jeszcze młody mężczyzna, długo mnie nie przedstawiał swojej mamie. Byłam nawet zadowolona, ponieważ bardzo trudno mi jest rozmawiać z nowymi ludźmi, plątam się, rumienię, pocę, jąkam, generalnie jestem raczej skrępowana.

To akurat ten moment, kiedy chcesz zrobić wszystko idealnie, a wychodzi tylko gorzej. Potem wszystko się układa, ale pierwsze parę razy to prawdziwy koszmar.

Ale po zaręczynach musiałam w końcu się z nimi zapoznać. Teściowa od razu mnie zawołała do kuchni - pokroić kiełbasę i ser, umyć owoce, przepłukać i wytrzeć naczynia, no i takie drobnostki.

Nic skomplikowanego, ale ja się trochę wstydziłam, wciąż byłam skrępowana, a ona była taka głośna i zdecydowana, przyzwyczajona do wydawania poleceń. Dlatego trzęsły mi się ręce, kawałki były nierówne, prawie rozbiłam filiżankę, ogólnie rzecz biorąc, od samego początku był to prawdziwy stres.

Teściowa szybko zrozumiała, że nie będę się z nią sprzeczać, mylnie uznała mnie za osobę bez charakteru i zaczęła mnie pouczać o życiu. Dotyczyło to zarówno tamtej pamiętnej wieczornej sytuacji, jak i kolejnych lat życia rodzinnego. Problem w tym, że się myliła.

Przy pierwszym spotkaniu owszem, jestem niepewna, ale kiedy przyzwyczajam się do osoby, jest już wszystko normalnie. Po prostu w pierwszych kilku latach nie chciałam sprzeczać się z mamą męża.

No i w pierwsze lata małżeństwa pojawiała się u nas co dwa tygodnie. Wtedy jeszcze pracowała, więc czasu miała mało.

Ale w ciągu swoich krótkich wizyt przeprowadzała rewizję domu: sprawdzała, co gotuję, czym się odżywiamy, skrupulatnie oglądała mieszkanie pod kątem kurzu i plam na szkle, oceniała wygląd męża. Na szczęście nie wchodziła do szafy, ale na to bym już nie pozwoliła.

Takie zachowanie mnie nie cieszyło, ale zgodnie z radą mojej mądrej mamy postanowiłam to znieść. Raz na dwa-trzy tygodnie można było to wytrzymać. Mnie to w niczym nie szkodzi, a teściowa wygada się, podzieli się cennymi wskazówkami i zadowolona pójdzie do domu. Nikt się nie kłóci i nie złości.

Sytuacja i moje zdanie zmieniły się, gdy urodziło się dziecko, a teściowa przeszła na emeryturę. Bardzo nieszczęśliwie te dwa wydarzenia się zbiegły w czasie. Ja uczyłam się życia z dzieckiem, a teściowa zaczęła przyjeżdżać codziennie. Oczywiście w jej planach nie było cichego pomagania mi przy dziecku. Musiała mi wykłaszać kazania.

Cierpliwości starczyło mi prawie na miesiąc takich codziennych wizyt. Nie przestawała mi powtarzać, że zaniedbałam dom, podczas gdy ona kiedyś codziennie myła podłogi, aby dziecko rosło w czystości.

Mówiła, że źle karmię, trzymam i zajmuję się dzieckiem. Dziwiła się, że mamy pustą lodówkę, skoro głodny mąż wróci z pracy i trzeba go nakarmić. A ona też nie spieszyła się z utrzymaniem porządku i gotowaniem dla głodującego syna. Siedziała i wydawała polecenia. Kiedy powiedziała, że jestem złą matką, bo zakładam dziecku pieluchy, a to zdeformuje mu stawy, nie wytrzymałam.

Powiedziałam, że w swoim domu sama sobie poradzę, wiem, jak karmić męża i syna, kiedy mam sprzątać i jaki proszek wybrać do prania. A jeśli jeszcze raz odważy się nazwać mnie złą matką, to nie będzie miała kontaktu z wnukiem.

Mąż był świadkiem tej rozmowy i w pełni był po mojej stronie. Długo planował jej wszystko wyjaśnić, ale wcześniej przekonywałam go, żeby nie urządzał awantury.

- A ty jej nic nie powiesz? - Zdziwiona teściowa kiwnęła na mnie głową.

- A co mam powiedzieć? Ma rację - mąż podszedł i objął mnie ramieniem.

Teściowa zaczęła chwytać powietrze ustami, a potem w końcu była w stanie powiedzieć, że nie potrzebuje syna, który spokojnie patrzy, jak ją poniżają.
Jeszcze się z nią zgadzasz - już jakby szepnęła na wydechu teściowa, po czym się zebrała i wybiegła z mieszkania. Już od dwóch tygodni się nie pokazuje i nawet nie dzwoni. Wczoraj były jej urodziny. Mąż rano chciał zadzwonić, złożyć życzenia, a wieczorem pojechać z prezentem i kwiatami.

Ale nie odebrała telefonu, na SMS odpowiedziała, że nie potrzebuje niczego od nas, włącznie z życzeniami. Moja mama uważa, że przesadziłam z tym brakiem kontaktu z wnukiem, ale my, mąż i ja, uważamy, że postąpiliśmy właściwie.

Nie widzę powodu, żebyśmy mieli przepraszać i płaszczyć się przed teściową. Może to był jej kubeł zimnej wody i w końcu się opamięta.

Moja córka mówi, że jestem złą babcią. Ostatnio pokłóciłam się z nią o to, że nie chcę niańczyć moich wnuków.W życiu nie...
11/06/2025

Moja córka mówi, że jestem złą babcią. Ostatnio pokłóciłam się z nią o to, że nie chcę niańczyć moich wnuków.

W życiu nie miałam lekko, ale jestem szczęśliwa. Mam 55 lat. Nadal pracuję, a mój mąż jest na emeryturze i jest bardzo chory. Mam dwoje wnucząt w wieku 5 i 7 lat. Córkę urodziłam w wieku dwudziestu lat i wychowywałam ją bez pomocy dziadków. Moi rodzice i rodzice męża mieszkali daleko. Mój mąż był w wojsku, więc często się przeprowadzaliśmy. Ja sama zawsze miałam wystarczająco dużo czasu dla dzieci, męża i pracy. Jakoś udawało mi się wszystko robić, mimo że byłam bardzo zmęczona.

Teraz moja córka ma 35 lat i nie ma pracy. Nigdy nie odmawiałam pomocy przy wnukach, to była czysta przyjemność. Często jeździli do znajomych bez dzieci albo wyjeżdżali na wakacje, a wieczorami dzieci zostawały u mnie. I nikt nie brał pod uwagę tego, że ja jestem po pracy i też się męczę. Mam nadciśnienie, chorego męża w domu i obowiązki, jak każdy człowiek. Czasami nie mam sił dojść do kuchni. A teraz córka postawiła mnie przed faktem dokonanym: wyjeżdżają na dwa tygodnie na wakacje i wnuki zostają u nas. Nawet nie skonsultowała tego wcześniej ze mną! Przez całe życie nikt nie zwracał na mnie uwagi i mam tego dość.

Rodzice mojego zięcia mieszkają w tym samym mieście co my, ale z jakiegoś powodu bardzo rzadko zabierają do siebie wnuków. Powiedziałam, że jestem zmęczona i że powinni sami załatwić tę sprawę. Moja córka obraziła się i powiedziała, że jestem egoistką. W czym niby jestem egoistką? Jako matka dawałam jej wszystko, co mogłam, starałam się nie odmawiać jej niczego, oczywiście w granicach zdrowego rozsądku. Nie chciałam, żeby czuła się gorsza od innych dzieci.

Nigdy wcześniej nie odmówiłam prośbie o opiekę nad dzieckiem. Raz powiedziałam „nie”, bo potrzebuję odpocząć i teraz ja jestem tym złym. Czuję coś w rodzaju wyrzutów sumienia, ale nadal nie chcę tym razem niańczyć moich wnuków. Wiek już robi swoje, boli mnie dolna część pleców, ciśnienie krwi skacze, a wokół biegają małe, głośne dzieci, które potrzebują uwagi.

Jestem bardzo zmęczona, potrzebuję też zrobić coś dla siebie. Ale moja córka najwyraźniej tak nie uważa. Chciałam z nią usiąść i normalnie porozmawiać, może by mnie po ludzku zrozumiała. Ale teraz nawet nie chce nic słyszeć. Mój mąż niby mnie rozumie i wspiera, ale w tym konflikcie postanowił być neutralny i nie chce się angażować. Myślę, że z czasem moja córka zrozumie. Chcę jej jednak wytłumaczyć, dlaczego tym razem odmówiłam. Chcę, żeby mnie zrozumiała teraz, a nie wtedy, gdy będzie miała dorosłe dzieci i wnuki.

Czy to źle, że uważam, że dałam już wszystko, co powinnam dać swojemu dziecku? Rozumiem wszystko, ale są pewne granice. Dlaczego moja córka nie chce zrozumieć, że ten okres z dziećmi jest najważniejszy, a ona się od nich odwraca?

Razem też mogliby zrobić coś fajnego, gdzieś pojechać, a nie przywozić dzieciaki za każdym razem do mnie. Później będzie tego żałowała, ale będzie już za późno. Kiedy patrzę na zdjęcia, na których moja córka była mała, przedszkole, szkoła, często płaczę za przegapionymi chwilami. Ja byłam cały czas zajęta, ale ona ma szansę spędzić z dziećmi więcej czasu.

Chciałabym poznać zdanie innych babć. Nie chcę się czuć jak najgorsza babcia na świecie.

Mama nie zgodziła się, żebyśmy zamieszkali z nią. To znaczy, mogliśmy przyjeżdżać w odwiedziny, ale to byłoby na tyle. P...
11/06/2025

Mama nie zgodziła się, żebyśmy zamieszkali z nią. To znaczy, mogliśmy przyjeżdżać w odwiedziny, ale to byłoby na tyle. Powiedziała, że nie ma zamiaru mieszkać z nami pod jednym dachem, nawet jeśli to ma być tymczasowe rozwiązanie. Ma swoje przyzwyczajenia, więc przeprowadzka do niej zmieniłaby wszystko.

Dopiero co pobraliśmy się z mężem i zaczęliśmy oszczędzać na własne mieszkanie. Bardzo trudno jest to zrobić wynajmując mieszkanie. Musielibyśmy albo głodować, albo niezbyt dużo odkładać. Moja mama ma trzypokojowe mieszkanie, w którym mieszka sama. Kiedy miałam siedemnaście lat, wyprowadziłam się z domu i zaczęłam studiować.

Przyjeżdżałam do domu tylko od czasu do czasu, gdy miałam wakacje bądź przerwę semestralną. Sześć lat temu zmarł mój tata i mama została sama. Ponieważ to mieszkanie dostała w spadku, nie mam do niego żadnych praw.

Nie potrzebowałam tego mieszkania, gdyż od zawsze byłam nastawiona na to, że powinnam kupić sobie własne mieszkanie, żeby nie być od nikogo zależną i nie liczyć na spadek, którego może nawet nie być.

Moja mama zgadzała się ze mną, dlatego nie proponowała przeprowadzić się do niej. Natomiast kiedy poprosiłam ją, aby pozwoliła nam z mężem wprowadzić się do niej na jakiś czas, aby zaoszczędzić na wkład własny, by kupić dwupokojowe mieszkanie, odmówiła.

- Zbyt długo mieszkałam sama. Przyzwyczaiłam się do tego, mam swoją codzienną rutynę, ciszę i spokój. Jeśli wprowadzicie się do mnie, wszystko się zmieni. Codziennie będziemy spierać się o drobiazgi. Nikt z nas tego nie potrzebuje.

To, co powiedziała mama, nie brzmiało zbyt przekonująco. Przychodzilibyśmy z mężem późnym wieczorem, nawet w weekendy, ponieważ pracowaliśmy na półtora etatu. W jaki sposób przeszkadzalibyśmy mamie? Nie próbowaliśmy jej przekonywać, skoro już odmówiła, miała do tego prawo, gdyż mieszkanie należało do niej. Wynajmowaliśmy mieszkanie, mimo że nie bardzo nam to odpowiadało.

Teściowie zaproponowali wprowadzić się do nich, ale oni mają dwupokojowe mieszkanie, w którym mieszka jeszcze młodszy brat męża, który jeszcze studiuje. Teściowa powiedziała, że brat męża będzie spał w kuchni, a my zajmiemy jego pokój. Postanowiliśmy odmówić. Takie rozwiązanie sprawiłoby, że czulibyśmy niekomfortowo.

Poradziliśmy sobie. Zaoszczędziliśmy na wkład własny, oczywiście decydując się na kredyt hipoteczny, a następnie przeprowadziliśmy się. Urodziła nam się dwójka dzieci. Udało nam się zamienić nasze dwupokojowe mieszkanie na większe, trzypokojowe.

Przez jakiś czas nie utrzymywałam kontaktu z matką po tym, jak odmówiła, ale z czasem zaczęłyśmy z nią rozmawiać, przecież to moja matka. Przyjeżdżała odwiedzać wnuki, czasami zabierała je do siebie, a ja czasami jeździłam do niej. Mój mąż nie jeździł do niej, nie chciał z nią utrzymywać kontaktów, gdyż nie potrafił jej wybaczyć.

Ostatnio mama zaczęła mówić dziwne rzeczy. Jest już w starszym wieku, od zeszłego roku jest na emeryturze, a w domu czuje się samotnie i jakoś nieswojo. Jest szczęśliwa, kiedy odwiedzają ją wnuki. Natomiast kiedy wracają do domu, mama znów czuje się samotna.

Szczerze mówiąc nie rozumiałam dokąd zmierza, więc mama powiedziała wprost, że chce się przeprowadzić do nas. Powodem tego była nie tylko samotność. Jej emerytura jest zbyt mała, by mogła prowadzić zwykłe życie, a nie chce zaczynać oszczędzać. Pomyślała więc o wynajęciu swojego trzypokojowego mieszkania i zamieszkaniu z nami.

Od razu byłam temu przeciwna, ale obiecałam porozmawiać o tym z mężem. Jak można było się spodziewać, mój mąż kategorycznie sprzeciwił się przeprowadzce teściowej.

- Nie choruje, potrafi zadbać o siebie i od lat ma się dobrze. Nie ma wystarczająco dużo pieniędzy? Niech idzie do pracy albo nauczy się oszczędzać, ale z nami nie zamieszka. Kiedy nie mieliśmy gdzie mieszkać, nie wpuściła nas do siebie, jej samotność była dla niej cenniejsza, więc pozwólmy jej się nią cieszyć.

Byłam tego samego zdania i powiedziałam o tym mamie. Moja mama odparła, że nie spodziewała się tego i że daje mi szansę na przemyślenie tej kwestii, gdyż w przeciwnym razie pozostanę bez spadku.
Pogodziłam się z tym, że nie otrzymam spadku, więc w ogóle się tym nie przejmuję

- Martusia, czy pamiętasz, że Władek nie może jeść wieprzowiny? Jest za tłusta! - Pani Ewelina zadzwoniła pół godziny pr...
11/06/2025

- Martusia, czy pamiętasz, że Władek nie może jeść wieprzowiny? Jest za tłusta! - Pani Ewelina zadzwoniła pół godziny przed końcem pracy.

- Co wieprzowina ma z tym wspólnego? - Starałam się skończyć wszystkie zadania, żeby następnego dnia nie przejmować się tym, że muszę pilnie coś zrobić.

- Pewnie nic nie ugotowałaś rano na kolację. Znając życie, po pracy pójdziesz do najbliższego sklepu, gdzie mają wieprzowinę na wyprzedaży. Założę się, że będziesz chciała ją kupić!

Przez chwilę pozazdrościłam mojej teściowej zdolności dedukcyjnych.

- Możesz kupić kurczaka. Jest świeży z 20 sierpnia. Jest w niebieskim opakowaniu. Co prawda nie zdążysz go zamarynować, ale zrób go według tego przepisu, który ci kiedyś podałam - upierała się Pani Ewelina.

- Mogę najpierw skończyć pracę? - byłam już zła.

- No dobrze, - pozwoliła teściowa. - Zadzwoń do mnie, kiedy już będziesz w sklepie. Powiem ci, jaki twaróg musisz kupić.

Nawiasem mówiąc, mieszkaliśmy z Władkiem od trzech lat. Pani Ewelina niemal codziennie pojawiała się w moim domu lub dzwoniła do mnie. Ciągle próbowała doradzać, natomiast Władka prosiła o pomoc.

- Chcę wyczyścić ozdoby świąteczne, ale boję się wejść na drabinę!

Od razu po pracy Władek szedł do mamy, by pomóc jej z pudełkiem z ozdobami świątecznymi, które znajdowało się na górnej półce w szafie. Kto w ogóle czyści ozdoby świąteczne?

Mogła zadzwonić o dwudziestej trzeciej i zacząć opowiadać Władkowi o tym, że odwiedziła przyjaciółkę. Opowiadała historie z życia przyjaciółki z ostatnich dziesięciu lat. Władek nie mógł jej odmówić!

- Jak to możliwe? - oburzyłam się. - Przecież musisz wstać do pracy o szóstej rano! Dlaczego nie mogłeś jej powiedzieć, że zadzwonisz rano?

- Marto, przecież to mama... - sennie odpowiedział mój partner, nalewając sobie kawy. - Nie można powiedzieć coś takiego mamie!

Pani Ewelina przychodziła na wszystkie święta. Nie zapraszałam jej. Po prostu było mówione, że przyjdzie. Do tego musiałam ugotować różne dania. Sushi i pizza nie były akceptowane. Zaczęłam nienawidzić świąt!

Moja koleżanka z pracy miała wypadek. Trafiła do szpitala. Niestety nie było wiadomo, jak długo tam będzie. Jej pięcioletnia córka Ania została sama. Miała tylko babcię w starszym wieku. Znałam tę dziewczynkę od urodzenia, więc od razu zgłosiłam się pomóc i zaopiekować się nią.

Tak się złożyło, że tego samego wieczoru przyprowadziłam Anię do domu. Uprzedziłam o tym Władka przez telefon. Oczywiście bardzo się martwiłam, że w domu będzie jeszcze jedna osoba. Władek wrócił do domu z dużym pluszowym misiem i workiem słodyczy. Był przyjazny i miły dla dziewczynki.

Kilka dni później teściowa dowiedziała się o dziewczynce. Zrobiła aferę. Nie wiem dokładnie co powiedziała Władkowi. Ale chodziło o to, że on nie ma prawa mieć dzieci za jej życia, gdyż ona potrzebuje jego pomocy. Teraz jest młoda i pełna energii, ale może nagle zachorować. Czy zostawi ją w takiej sytuacji? Czy wybierze dzieci?

- A więc - powiedział smutno Władek. - Ania jest oczywiście cudownym dzieckiem, ale mama kazała umieścić ją w domu dziecka.

Tego samego wieczoru poprosiłam Władysława, żeby wrócił do swojej mamy. Na szczęście nie byliśmy w związku małżeńskim i mieszkaliśmy w moim mieszkaniu.

Następnego dnia zadzwoniła do mnie Pani Ewelina:

- Dobrze, że tak wyszło. Nie pasujecie do siebie, - powiedziała. - Chłopak potrzebuje żony, która wyglądałaby jak jego matka.

- Dobrze - zgodziłam się z nią. - Cieszę się, że nie jestem podobna do Pani.

Na razie mieszkamy z Anią. Czasami odwiedza nas jej babcia. Władysław dzwoni i proponuje się spotkać. W tajemnicy przed mamą. Śmieję się z tego i odmawiam. Nadal coś do niego czuję, ale nie chcę już konkurować z teściową. Może pewnego dnia w końcu przestanie mówić to, co każe mu jego mamy. Byle nie było za późno

Adres

Kraków

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Piękna Pani umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Udostępnij

Kategoria