
15/09/2025
Postkulturowy wybrał Znój jako jeden z polskich albumów, który wywarł nań największe wrażenie w tym stuleciu!
Pięknie dziękujemy i dołożymy wszelkich starań, by przez następne 25 lat jeszcze kilka dobroci światu ujawnić.
Zainspirowany wpisem Człowiek kultury, który zwrócił uwagę na plebiscyt GW z głosowaniem na polskie płyty 25-lecia przycupnąłem i zastanowiłem się nad swoimi najbardziej cenionymi. Może niekoniecznie takimi, które słucham notorycznie do dziś, ale takimi, które wywarły na mnie swego czasu bardzo silne wrażenie i dlatego z wielką mocą nadal je wspominam.
Jednocześnie drobna refleksja - no mamy sporo tej bardzo dobrej muzyki, ale z jej eksportem za granicę idzie często średnio, gdzie jakieś mid powiedzmy belgijskie rzeczy potrafią się lepiej przebić choćby festiwalowo. Na pewno jedną z barier jest język, bo taka Armia jest zespołem wyjątkowym w swoim brzmieniu od swoich początków i odkrywana w jakichś niszach wzbudza zachwyt do dziś, ale trudno powiedzieć żeby poza Polską była zespołem kultowym, bo jest raczej zwyczajnie nieznana. To ofkoz luźna myśl, która wymagałaby pogłębionej analizy, a pewnie bardziej zaangażowane głowy już nad tym myślały.
Natomiast moja dziesiątka płyt ostatniego 25-lecia w Polsce jest jak niżej, w kolejności alfabetycznej wg wykonawców:
ARMIA – Der Prozess (2009)
Blindead - Affliction XXIX II MXMVI (2010)
Brodka – Granda (2010)
Furia – Księżyc Milczy Luty (2016)
Myslovitz – Korova Milky Bar (2002)
Obscure Sphinx – Void Mother (2013)
Pejzaż - Ostatni Dzień Lata (2018)
Riverside – Anno Domini High Definition (2009)
Stara Rzeka – Cień Chmury nad Ukrytym Polem (2013)
Zguba – Znój (2022)
Trudno było wybrać te płyty kosztem pojedynczych dokonań wykonawców, których chciałbym jeszcze dodatkowo wyróżnić dalszą wzmianką, że o nich myślałem: Syny, Entropia, Lonker See, Stefan Wesołowski, Rimbaud, Niechęć, Kriegsmaschine (wolę od Mgły tbh :v ), Indukti, Hey, Reni Jusis, Łona/Konieczny/Krupa, Skalpel, Ptaki, Hania Rani, PRO8L3M, Ćpaj Stajl.
I tak z tych wybranych przeze mnie albumów Armia może miała w latach 90ych istotniejsze albumy, była najlepsza i przełomowa 'Legenda', ale 'Der Prozess' był właśnie dla mnie powrotem do tamtej formy. Propos ostatniego koncertu HANL z Offa i wiadomego albumu to też jest jedna z tych płyt, które niosą za sobą wielki wyrzut negatywnej energii, choć w bardzo wyzwalający sposób. Nic dziwnego, że Budzy twierdzi, że tak jak ceni ten album, tak na żywo stanowi dla niego duże emocjonalne wyzwanie i wyczerpuje go mentalnie. Faktycznie udało się przenieść Kafkę na język muzyki, zwłaszcza w 'Przed prawem', w zasadzie adaptacji kafkowskiego opowiadania o tym tytule.
Blindead i Obscure Sphinx zepnę klamrą, tym bardziej, że niedawno koncertowali wspólnie. Dawno przestałem mieć jakieś ulubione gatunki czy podgatunki, ale na pewno wśród tych częściej przeze mnie słuchanych są rzeczy około szeroko pojętego post-metalu. I wymienione krążki dla mnie niewiele odstępują od klasyków gatunku swoją słuchalnością i emocjonalnością nawet, gdy nie wymyślają koła na nowo. Wystarczy, że dodają swoje bardzo mocne elementy, w tym wokale Zwolińskiego czy Wielebnej. Kocham te albumy.
Brodka to dla mnie najjaśniejsza postać polskiego popu dzięki temu albumowi. Z gwiazdy telewizyjnego show muzycznego poszła w coś swojego z alternatywnymi elementami i w takim zderzeniu powstała 'Granda', która zdefiniowała brzmienie polskiej muzyki stojącej pomiędzy popem a alternatywą. Może właśnie dzięki 'Grandzie' potem swój sukces mógł odnieść Dawid Podsiadło, gdy wcześniej Bodka odmieniła mainstreamowy pop.
Polska black metalem silna, a Furia na tej scenie zdaje się pozostawać zespołem najbardziej wyjątkowym ze swoimi folkowymi naleciałościami. Te słychać najlepiej na 'Księżyć Milczy Luty' i do tego też ich albumu wracam najczęściej. Ma w sobie silny pierwiastek psychodeliczny i magiczny, absolutnie niesztampowa metalowa płyta, która tylko może obrastać kultem.
Myslovitz - niby jestem team 'Długość dźwięku samotności' (to jeszcze wiek XX!), ale no 'Korova' też wyborna. Myslovitz był jednym z pierwszych świadomie słuchanych przeze mnie zespołów jeszcze w czasach podstawówki i nie miałem wtedy pojęcia, że to będzie tak ważny zespół w Polsce do dziś, a sam Artur Rojek stworzy ulubiony festiwal muzyczny w Polsce.
W alternatywie do Pejzażu rozważałem jeszcze duet Ptaki z 'Przelotem', który też tworzył Bartosz Kruczyński z Jaromirem Kamińskim. Jednak większym uczuciem darzę 'Ostatni Dzień Lata', które wywołuje niesamowite poczucie nostalgii, melancholii i paradoksalnie w tym samym czasie dużo ciepła na sercu. Najpiękniejsza rzecz z jaką się zetknąłem w polskiej szeroko pojętej elektronice.
Riverside już obecnie w sumie za wiele nie słucham, ale przez lata był to dla mnie bardzo ważny zespół i odpalając ponownie słucham z przyjemnością. Pierwsze cztery albumy zespołu były według mnie bezbłędne z peakiem właśnie na ADHD. Progresywny album, który nie został przeszarżowany długością, bo ledwo 44:44 minuty muzyki, a dzięki może właśnie temu konceptowi udało się wycisnąć esencję z możliwości zespołu. Wspominałem z początku o muzyce jako polskim towarze eksportowym i Riverside nie są obce sukcesy z trasami za granicą.
Debiut Starej Rzeki to mój ulubiony album z bogatej twórczości Kuby Ziołka. Niesamowicie eklektyczny materiał łączący black metal z folkiem, a także elementami drone czy ambientu. Choć jako solowy projekt bardzo niedomagał niestety potem w wersji live. Ale to tutaj nieistotne, bo wskazuję na samą zawartość albumową, a jest to materiał, który mocno mnie swego czasu otworzył na nowe brzmienia, gdy wzbraniałem się raczej przed black metalem i nie sięgałem też jeszcze tak głęboko w liczne nisze. Jak wspominam tamte czasy to między dzięki hajpowi albumu na takich profilach jak Są na świecie płyty, o których nie śniło się młodym klerykom (przy okazji - chętnie bym poczytał topkę Weltrowskiego!) ta polska alternatywa w duchu Ziołka i nagrań Instant Classic nabrała wtedy potężnie wiatru w żagle na dobrych kilka lat.
Zguba to już mocno niszowy wybór, a pozostanie w mojej pamięci jako pamiątka egzystencjonalnych kryzysów doby pandemii, gdy grobowa atmosfera zamknięcia w domach mocno mi się udzielała i zdawała się nie mieć końca. 'Znój' brzmiał mi jak prawdziwy soundtrack apokalipsy i zapewne tak brzmi nadal, co będę sobie chciał przypomnieć po pewnej przerwie w odsłuchach.
A Wy jakie polskie płyty z ostatnich 25 lat cenicie najbardziej i za co?