16/10/2025
                                            A oto na scenę literatury wkracza z uśmiechem Don Juana Damian Koryl i „Stenty”! 
- O czym jest Twoja książka?
Książka porusza trzy zasadnicze kwestie:
1. Starości i jej odcieni, gdy czułość ukryta w człowieku może pojawić się w najtrudniejszym, najmniej spodziewanym momencie.
2. Stopniowego rozpadu relacji rodzinnych.
3. Bezbronności wobec uczuć, które wymuszają na nas reakcję lub przeciwnie – bierność. Bezbronności wobec technologii i świata oszustw, w które niekiedy rzuca nas samotność.
Powieść ukazuje świat z perspektywy paradoksów, wydarzeń nieoczywistych, często nierealnych. Narracja bywa przewrotna, jest rodzajem gry na emocjach czytelnika i bohaterów, a ten rodzaj gry bywa słodko-gorzki. Jak absurd. Jak opisać fascynację dojrzałego mężczyzny zafascynowanego własną synową. Czy jego świat o prostych liniach nie zaokrągli się na widok kobiecych piersi? Mieszkanie nie nabierze miękkości, a on sam w obliczu pragnień nie poczuje się skołowany?
 
- Jak wyglądał proces powstawania utworu?
Najlepsza jest zabawa wstydem. Sytuacjami, które niejeden wolałby zakopać w ogrodzie. Opisywanie kontrastów pomiędzy ludźmi i nierzadko idiotyzmów, których dokonują pod wpływem chwili. Groteska leży wszędzie – miło jest ją znaleźć i rozpostrzeć, w całości obnażyć.
Pomysł na książkę pojawił się, gdy 12 lat temu odwiedziłem dziadków w rodzinnym domu. Babcia siedziała w kuchni a dziadek smażył dla niej omlet. Wówczas w ich relacji zjawisko zapewne częste, choć dla mnie „do rozdziawienia gęby” niespodziewane. Potem pokazywałem im na aplikacji, następnie na niebie przelatującą Międzynarodową Stację Kosmiczną ISS. Byliśmy na balkonie tylko my w trójkę, a refleksyjność tamtej chwili do dziś wprawia mnie w zdumienie.
Nie pamiętam, jak długo pisałem. Pewnie dobre 2,5 roku. Połowę tego czasu zajęła mi redakcja i okiełznywanie chaosu. Do gotowości książka musi odleżeć swoje. Trzeba piec po to, aby jeść ze smakiem, a nie po to, żeby się poparzyć.
(większa część na fb)
- Jak wygląda Twój warsztat pisarski?
Składa się z biurka lub brzucha. Względnie nieduży brzuch umożliwia stabilność laptopa i niezbędny przepływ powietrza. Muzyka gra przeróżna, choć bez słów – słowa plączą się z tymi, które powinny znaleźć się w dziele. Piszę gdy tego potrzebuję, gdy ma to sens. Najlepiej przed południem, choć to nie reguła.
Dużo zapisuję w telefonie: pomysły, frazy, zdania. Jeśli fabuła wymaga zebrania materiału, czytam. Treści notatek rozrastają się, a wtedy trudno o poczucie kontroli. Myślę, że to co ma zostać w głowie, zostanie i wyjdzie podświadomie we właściwej chwili.
 
- Dla kogo jest ta książka?
Do wszystkich, którymi kieruje elementarna potrzeba czułości i zrozumienia.
 
- Co Cię inspiruje?
Absurd i komizm świata. Książki, artykuły, wydarzenia widziane na co dzień. Często rzeczy najbardziej błahe, których wagę odkrywamy po czasie. Detale, które potrafią przyćmić zdarzenia największego kalibru – śmierć, rozpacz, rozstanie. Podczas jednego pogrzebów, na których byłem cudowna była nieporadność grabarzy, a jeszcze cudowniejsza eksplozja tubki z pianką PUR przeznaczoną do uszczelnienia szczelin Tartaru.
 
- Skąd pomysł na tytuł książki?
Stenty to klucz do swobodnego przepływu. To redukcja ciśnienia, niwelowanie zatorów. To słowo implikuje także istnienie nieprawidłowości, choroby. Jeśli stent to rodzaj zbrojenia, który do czasu utrzymuje ciało w zdrowiu, w przypadku bloku/budynku/konstrukcji będzie to żelbeton. Woda przenika mury jak krew ciało. Życie/konstrukcja trwa, dopóki przez bohaterów przepływa czułość.
 
- Jak w „Przygotowaniu do powieści” pisze francuski teoretyk literatury Roland Barthes: „Każdy z nas, piszących, bezwarunkowo obiera sobie jakiegoś pisarza bądź pisarzy za ideał pisarki”. Idąc tym tropem zdradź, jakich Ty masz pisarskich idoli, o których myślisz albo którymi się inspirujesz? Co sprawia, że właśnie tych pisarzy wybierasz?  Które dzieła literatury – klasycznej bądź współczesnej – korespondują z Twoim stylem czy charakterem pisma? 
W moim przypadku przypomina to nawiązywanie relacji, kontaktów towarzyskich. Istnieją starzy przyjaciele, lecz pojawiają się na drodze fascynujące indywidua, przelotne romanse; pozbawione barier, quasi-przyjaźnie z biur, uliczne pozdrowienia czy konwenanse w sklepach. Przyjaciółmi są Hrabal, Topor, Nabokov. Dalecy, a gdy trzeba – bliscy. Nie można na nich poprzestać, trzeba poznawać ludzi. Lubię, gdy Portnoy Roth’a zabiera mnie na orgie, innym razem siedzę w pudełku z The Box Man Kōbō Abe i obserwuję. Mniej istotne znajomości szybko zapominam.
 
- Jakie znaczenie mają dla Ciebie opinie czytelników? Piszesz dla czytelników, dla jakiegoś „czytelnika wzorcowego”, by posłużyć się ideą Umberto Eco, czy nie myślisz o tym, piszesz dla siebie? A może dla kilku wybranych osób?
Z pewnością opinie mają ogromne znaczenie, lecz nie mam żadnego wzorca osobowego. Piszę, gdy uważam, że coś jest fascynujące, potrzebne i ważne. Piszę, żeby zaskoczyć samego siebie. Gdy w nakładających się na siebie, ścierających ze sobą zdarzeniach zauważam uśmiech, kiełkującą groteskę. To trzeba wtedy pokazać. Zdanie odbiorców zawsze wpływa na człowieka, ale nie może zmieniać tego, co chce się powiedzieć.
 
- Możesz przytoczyć jakieś anegdoty związane z tworzeniem tej książki?
Choćby sam fakt otrzymania „zeszytu wypróżnień” pisanego przez moją babcię. Od moich narodzin najbliższe tygodnie spędziła na wnikliwej obserwacji mojego małego ciała, wydawanych przez niego zapachów i dźwięków. Wszystko to zapisywała hasłowo, dzień po dniu. Widzę w tym rodzaj troski i zaangażowania. Ta krótka i fascynująca lektura miała w sobie taki ładunek emocji i lingwistycznych smaczków, że po prostu musiała zaistnieć w książce. Powstał w ten sposób krótki strumień świadomości. Taki niemy krzyk z drugiego końca istnienia 😉
 
- Odnosząc się do hasła reklamowego naszego wydawnictwa: Wydajemy mocne książki!, które jest parafrazą z Nietzschego, czym jest dla Ciebie „mocna” literatura, co stanowi i „mocy” literatury?
 
Siła literatury pojawia się po przeczytaniu pierwszej, frazy, zdania, akapitu. Jeśli wchodzimy w opowieść, ta chwila jest naszym zwycięstwem. Jeśli ta chwila pojawia się później i trwa, zwycięstwa rosną wykładniczo.
 
- Dlaczego chciałaś_eś wziąć udział w Nagrodzie Lierackiej Złotej Magdalence?
Z przyczyn oczywistych – jestem debiutantem i szukam swojego miejsca. To świetna rzecz, że pojawił się konkurs, w którym jury czyta manuskrypty. Pomijając pewną zabawną chaotyczność pierwszej edycji nagrody i przyjmowania wszystkiego – form, gatunków – braku (przynajmniej na razie) miejsc na podium czy wyróżnień, można popatrzeć na tę nagrodę, jak na obiecujący start z bloków nowego podmiotu na rynku. Podmiotu, który honoruje mniej znanych lub wcale nieznanych artystów.
A i owszem, 50 tysięcy, rzecz jasna, brzmi smacznie.
 .com.pl    .mr0z