24/09/2025
Tej recenzji nie można pominąć, jeśli nie chce się pominąć jednej z najważniejszych polskich książek SF tego roku a może i nie tylko tego? 🛰
"Bajki Pilotów" Andrzeja Miszczaka czytałem tak, jak należy, czyli w podróży. Co oznacza też, że czytałem je długo, otwierałem bowiem książkę gdy wsiadałem do pociągu i tylko wtedy. A choć we wrześniu, za sprawą nagromadzenia w tym miesiącu konwentów, podróżowałem sporo, to przecież zdarzało mi się wyjeżdżać o piątej rano i przysnąć, albo zwyczajnie zagapić za okno. W efekcie czytałem tę książkę długo. Niemniej i tak uważam, że czytanie o przygodach gwiezdnych pilotów w podróży to niezły pomysł, nawet jeśli za oknem śmigają mi drzewa a nie gwiazdy.
Wbrew pozorom Andrzej nie porwał się z motyką na Słońce umieszczając swoją opowieść w tym samym uniwersum, w którym powołał do życia Pirxa Lem. Jasne, "Bajki Pilotów" mogą być potraktowane jako wyraz hołdu dla mistrza, oddanie sprawiedliwości pisarzowi, na którym wychowało się więcej niż jedno pokolenie autorów i który jest dla naszej fantastyki możliwe, że aż nad-ważny (nie wiem, czy jest jakimś innym kraju autor fantastyki który, sam jeden, miałby aż takie znaczenie dla rodzimych twórców). Miszczak nie próbuje wchodzić w skórę Lema, ani powtarzać po nim, nawet jeśli pewne wydarzenia z "Opowieści o pilocie Pirxie" stanowią fundament "Bajek...". Szacunek wobec mistrza nie przeszkadza przy tym Miszczakowi czasem zażartować. Przede wszystkim zaś książka Andrzeja powstała w znacząco innych czasach i odbicie dzisiejszych niepokojów widać w niej wyraźniej, nawet jeśli i w nich autor sięgnął do tropów podrzuconych, dawno temu, przez Lema. Lem jednak pewne rzeczy dopiero prognozował, Miszczak zaś żyje w czasach, gdy są one dotykalne, namacalne. Co więcej są to też czasy, gdy nie trzeba obawiać się cenzury. Z jednej więc strony bohaterowie "Bajek Pilotów" posługują się lemowskim retrofuturystycznym instrumentarium, z drugiej żyją w świecie korporacyjnych rywalizacji, Chin ściśle strzegących swoich tajemnic i SI zdolnej, być może, do wygryzania ludzi z posad. Lem był w swoich poszukiwaniach bardziej filozoficzny, Miszczak, nie rezygnując zupełnie z takich tropów, mocniej czasem zauważa kwestie społeczne - albo po prostu, nie musi pilnować się, by nie powiedzieć za dużo w świecie wszechobecnych i wszechwładnych tropicieli odstępstw od Jedynej Słuszności.
Już tytuł "Opowieści o pilocie Pirxie" sugerował, że SF będzie igrać z klasycznymi formami literackimi. Andrzej poszedł o krok dalej i napisał wprost: "Bajki pilotów". Jasne, być może to przede wszystkim gra tytułami, ale przecież wiemy, że kosmiczni piloci, podobnie jak marynarze, uwielbiają opowiadać niestworzone historie. U Miszczaka w dodatku nawet sami bohaterowie nie mogą być zawsze pewni, co właściwie im się przydarzyło, czasem obserwujemy opowieści o ich przygodach z perspektywy kolegów, którzy słyszeli głównie plotki, albo do których docierały ledwie strzępy informacji. Od czasu do czasu możemy zobaczyć samego Pirxa, znów nie do końca rozumianego, trochę legendę, trochę zagubionego człowieka. A może "Bajki.." to tytuł pesymistyczny, stworzony przez autora, który tak naprawdę w możliwość ludzkich wędrówek po kosmosie nie wierzy?
Pirx sprawia, że książka Andrzeja daje się czytać na jeszcze jednym poziomie. Otóż Pirx, którego imię nie pada ani razu (samo słowo pojawia się, jednak w innym kontekście), jest w tej książce wszechobecny. Tak poprzez nawiązania do opowiadań Lema, przez wspomniane fundamenty fabuł, przez swoją wagę dla uniwersum wreszcie. Pozostali kadeci i piloci, czy tego chcą, czy nie, świadomie i nieświadomie istnieją w książce wobec Pirxa, w odniesieniu do Pirxa. Mogą się czasem z niego naśmiewać, nadawać mu prześmiewcze przezwiska, może nawet starać się bagatelizować jego dokonania, ale on jest dla nich ważny, tak czy owak. I trudno mi - było nie było pisarzowi fantastyki dorastającemu w tych samych czasach i na tych samych lekturach, co Andrzej - nie zapytać, czy "Bajki pilotów" nie są równocześnie opowieścią o nas, o tym, jak bardzo twórczość Lema zaważyła na naszym pisaniu, postrzeganiu i rozumieniu fantastyki. Nawet gdy tego Lema do końca nie rozumiemy, nawet gdy czasem się na niego pogniewamy, spróbujemy przed nim uciec.
Czytajcie tę książkę, niekoniecznie w pociągach, ale czytajcie. Jest czymś więcej niż "zabawą z Lemem", ale oczywiście wyłapywanie nawiązań (nie tylko do Pirxa) sprawi przyjemność tym, którzy twórczość Lema znają. Nie jest to jednak tylko zabawa, czy pomnik stawiany mistrzowi, to retrofuturystyczna a przecież współczesna i współczesne poruszająca problemy książka napisana przez jednego z najciekawszych współczesnych pisarzy fantastyki. Który nareszcie, po latach przerwy, zaczął pisać i wydawać więcej. To równocześnie, mimo wszystko, książka nieco lżejsza (tak wagowo, jak i prozatorsko) od "Impneurium", a także krótsza. Co nie znaczy, że nie zmarszczymy nad jej lekturą brwi zaniepokojeni pytaniami stawianymi przez autora. Miszczak pisze klasyczną SF, bo do klasyki się odwołuje. Ale równocześnie pisze ją nowocześnie, wszak żyje tu i teraz. Udało mu się znakomicie połączyć tę klasykę z nowoczesnością. Czytajcie więc "Bajki..." nawet jeśli Pirxa nie pamiętacie albo wcale nie znacie. Kto wie, może w tym drugim przypadku poprzez Miszczaka sięgniecie do Lema?
Obawiam się, że jest to także książka, której znów nie będą miały okazji docenić nasze fantastyczne nagrody, bo znów zacznie się wydziwianie, że to nie powieść napisana tradycyjnie, lecz poukładana z opowiadań, które wprawdzie łączy postać bohatera i w których wydarzenia mają swoje następstwa w kolejnych tekstach, ale... Tak już nam przepadło "Impneurium" jak i "Olvido" Krzysztofa Rewiuka. Ze szkodą tak dla znakomitych autorów, jak i dla polskiej fantastyki, która nie umie najwyraźniej nadążyć za nowymi trendami i wije się w "tak, ale..." przegapiając w imię przyzwyczajeń i procedur to, co wartościowe.
"Bajki pilotów" wydało, dopiero co, Wydawnictwo IX, które wyrasta na bodaj najważniejszego obecnie wydawcę polskiej SF (nie ujmując w niczym wydawcy zasług na polu grozy).
(pm)