04/08/2025
To nie KOBIETY prowadzą nas na skraj, tylko nasza męska DUMA, która nie pozwala nam przyznać, że potrzebujemy pomocy.
Często słyszę od mężczyzn argument, że skoro większość rozwodów inicjują kobiety, a liczba męskich samobójstw rośnie, to „wina kobiet”. Że ich wymagania są zbyt wysokie, że ich odejścia są powodem depresji i poczucia bezsensu.
Tylko wiesz, co widzę, kiedy zaglądam głębiej?
Widzę facetów, którzy przez lata lekceważą emocje, zarówno swoje, jak i partnerki. Widzę mężczyzn, którzy zamiast szukać pomocy, wsparcia, terapii, mówią „ja sobie sam poradzę”, bojąc się uznać, że coś jest nie tak. Widzę desperacką próbę utrzymania maski „twardziela”, nawet za cenę zdrowia psychicznego.
Samobójstwa to nie efekt „odrzucenia przez kobietę”. To efekt wieloletniego wypierania problemów, tłumienia emocji, ignorowania sygnałów ostrzegawczych. Kobieta, która odchodzi, nie robi tego nagle, ona przez lata dawała Ci znaki, prosiła, czekała. Jej odejście jest efektem, a nie przyczyną.
Rozwód nie jest łatwy. Ani dla kobiety, ani dla mężczyzny. Kobieta nie budzi się rano z myślą: „odejdę dziś i zniszczę mu życie”. Ona odchodzi wtedy, gdy wie, że sama już dłużej nie jest w stanie dźwigać związku, w którym nie czuje się zauważona, doceniona, wysłuchana. Nie chodzi o to, że kobiety są bez winy, one też popełniają błędy, ale ten post nie jest o tym. Jest o odpowiedzialności mężczyzn za swoje życie, za swoje zdrowie psychiczne, za swoje decyzje.
Przerzucając winę na kobietę, przerzucasz na nią ciężar, który nie powinien należeć do niej. To nie ona w całości decyduje o Twoim szczęściu, wartości, sensie życia, to należy w dużej mierze do Ciebie.
I wiesz, jak może się czuć kobieta, która słyszy, że „to przez nią” mężczyzna odebrał sobie życie? Czuje, że jest karana za to, że odważyła się zadbać o siebie, że odważyła się odejść od tego, co ją niszczyło. Zastanów się przez chwilę, czy na pewno chcesz obarczać ją takim ciężarem?
Jeśli czujesz, że coś Cię przerasta, szukaj pomocy. Psychologa, terapeuty, kogoś, kto Cię wysłucha. To nie wstyd. To właśnie oznacza być prawdziwie silnym.
Bo największą słabością nie jest proszenie o pomoc.
Największą słabością jest udawanie, że wszystko jest w porządku, gdy w środku od dawna jesteś na krawędzi.