15/09/2025
NA TLE KRYZYSU SCHYŁKOWGO MODELU KAPITALIZMU
Niezależnie od tego, co sądzimy o kompetencjach prof. Wielomskiego w dziedzinie marksizmu, to jego poglądy zasługują na uwagę z innego powodu. Badania małżonków Wielomskich w kwestii narodowej doprowadziły ich do wniosku zaskakującego nawet dla nich samych, a mianowicie do tego, że Kościół katolicki bynajmniej nie stoi na straży interesu narodowego Polaków. Wręcz przeciwnie, wbrew naszej narodowej świadomości zbiorowej idącej od czasów rozbiorów, poprzez Feliksa Konecznego aż do PRL, aksjomatem było to, że polskość przechowała się dzięki przywiązaniu Polaków do katolicyzmu. W pewnym sensie, można powiedzieć (wychodząc poza to, co twierdzi Wielomski), że to raczej katolicyzm przetrwał w postawie Polaków dzięki powiązaniu go z kształtowaniem się naszej tożsamości narodowej w opozycji do świata niekatolickiego. Całkowicie inną sprawą jest stosunek Kościoła katolickiego do kwestii narodowej odrębności ludów wchodzących w skład wspólnoty zachodniego chrześcijaństwa.
W szczególności Wielomscy solidnie argumentują tezę, że projekt zjednoczonej Europy trudno wywodzić od Spinellego (czy tym bardziej Trockiego), a bardziej z koncepcji Kościoła katolickiego dążącego do konstrukcji państwa teologicznego. Paradoksem jest współczesna próba wcielania tej koncepcji w Unii Europejskiej.
https://youtu.be/s4vQD62oyOY?si=yWTpr1dDy27lmDvK
W rzeczywistości sprawa wyzbywa się charakteru paradoksu, jeśli przyjąć marksistowskie kryterium, że o rzeczywistych ruchach decydują konkretne, materialne interesy, a nie ideologiczne projekty typu „państwo wyznaniowe”. Współczesne zjednoczenie Europy jest odległe od oparcia na zasadzie wyznaniowej. Społeczeństwa zachodnie odeszły od religijności tradycyjnego typu, związanego z całkowitym uzależnieniem od struktury instytucjonalnej Kościoła. Jednak, jak to dziś obserwujemy szczególnie wyraźnie w społeczeństwie polskim, które od transformacji przeszło spodziewany skądinąd proces laicyzacji, karykaturalnie radykalne odejście od instytucji Kościoła połowy Polaków nie ma nic wspólnego z odejściem od religijności. Polacy, którzy odwrócili się od instytucji kościelnej, nadal w większości pozostają ludźmi wierzącymi. Co więcej, opuszczając mniej lub bardziej radykalnie szeregi praktykujących katolików, wynieśli ze swojej instytucji mentalność inkwizytorską, mentalność nakazującą widzieć wszystko w kategoriach czarno-białych.
Jest to mentalność kibolska w swym faktycznym kształcie – za albo przeciw, bez włączania samodzielnego myślenia. Tak więc, radykalizm postaw tej połowy Polaków w stosunku do Kościoła ma niezwykle kruche podstawy, a jednocześnie wyzwala niezwykły fanatyzm.
Ta połowa Polaków jest złapana w sieć własnych sprzeczności, ponieważ pozostaje najczęściej nadal religijna, a ta religijność budzi problem, na jakim opiera się w ogóle religijność: kogo Bóg zbawi, a kogo potępi. Ten bunt przeciwko instytucji jest skazany na niepowodzenie, ponieważ katolicy wyrośli w głębokim, najgłębszym przekonaniu, że nie ma zbawienia poza Kościołem, więc ostatecznie cały ten bunt okazuje się tylko infantylnym odruchem, oczarowaniem swobodą indywidualną, jak na Zachodzie. Tam również ten bunt nie poparty solidną ideologią wolną od religijnego zniewolenia zakazującego oparcia moralności i etyki na podstawach społecznych, fundamentach z tego świata jest tylko naskórkowy.
Wynika z tego, że laicyzm Europy jest równie powierzchowny.
Z drugiej strony, państwo wyznaniowe kształtowało się w okresie średniowiecza, a w okresie nowożytności trwało w postaci potencjalnej w dążeniu Niemiec do utrzymania Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Wydaje się, że jest to płodna interpretacja przedstawiana przez Wielomskich, dająca odpowiedź na różne pytania historyczne.
I tak, można się zastanawiać nad tym, dlaczego Niemcy tak długo nie osiągnęły stadium zjednoczonego państwa. W przeciwieństwie do innych państw zachodnioeuropejskich szukających możliwości ekspansji na zewnątrz, uwaga Niemców była skoncentrowana na starym kontynencie. Prof. Wielomski uważa, że państwa narodowe wynikły z walki między papiestwem a cesarstwem o to, kto sprawuje najwyższą władzę, gwarantowaną boskim autorytetem. Papiestwo w tej walce musiało się odwoływać do lokalnych królów i książąt dysponujących siłą militarną zdolną przeciwstawić się wojskom cesarskim. W ten sposób papiestwo wzmacniało państwa narodowe (dopiero się kształtujące na fundamencie raczej sztucznego podziału ludności zamieszkującej Europę), jednocześnie osłabiając ideę jednolitego państwa wyznaniowego.
Dlatego też można dziś obserwować odrodzenie tradycji konserwatywnych na tle kryzysu modelu schyłkowego kapitalizmu. W wyniku tej ewolucji, społeczeństwa podzieliły się na dwie części, które mają odmienny stosunek do ukształtowanego się modelu. Elity i warstwy (grupy) w jakimś sensie uprzywilejowane dążą do zachowania tego modelu, ponieważ realizuje on ich interesy. Istnieje jednak część społeczeństwa, która wyraźnie traci na rozkładzie modelu kapitalizmu. Ta część wspiera przekształcenie się owego modelu w model społeczny przedkapitalistyczny, model zrównoważony, gdzie każdy miał swoje miejsce i nie pozostawał bez uwagi wspólnoty, nawet jeśli rozwiązania były dla niego wyjątkowo trudne i niekorzystne. Ten model wymagał silnej struktury instytucjonalnej, która panowałaby nad zachowaniami grup interesów. W modelach azjatyckich taką rolę pełnił np. konfucjanizm, który również narzucał sztywny porządek i wyznaczał każdej klasie i warstwie społecznej własne miejsce. Religia lub tradycja (w przypadku konfucjanizmu) działały w momentach kryzysu.
Kapitalizm jest modelem, który kryzysy ma wpisane w swoje DNA, a to ze względu na jego dynamikę jako cechę konstytutywną. Kapitalizm, póki może stosuje sposób polegający na ucieczce do przodu, aż do momentu, kiedy natrafia na sprzeczności, których nie potrafi rozwiązać w ten sposób. Ale nie to jest obecnie przedmiotem naszych rozważań.
Wraz z utratą przez projekt lewicowy swej atrakcyjności, odnawiają się stare schematy. Mówi się często, że „komunizm” tylko zamroził pewne konflikty. Dzięki temu sloganowi można starać się przypisać winę za rozmrożenie owych konfliktów byłemu ZSRR. Nie bierze się pod uwagę faktu, że nawet jeśli te konflikty zostały tylko zamrożone (co niekoniecznie pokrywa się z prawdą, o czym świadczą postawy społeczeństw, np. byłej Jugosławii, zsabotowane przez dążące do realizacji własnych interesów przez zachodni kapitał), to odpowiedzialne za ich powstanie są struktury świata przedsocjalistycznego. Trwanie modelu zamrażającego konflikt nie kończyło podejścia do konfliktu, ale znajdowało przedłużenie w budowaniu podstaw do jego stopniowego przezwyciężenia, zahamowane przez transformację ustrojową,
Ważne, że odmrożenie sprzeczności i konfliktów prowadzi nas wstecz do rozwiązań, jakie proponowały przedsocjalistyczne mechanizmy polityczne. W tym staje się zrozumiałe, dlaczego projekt zjednoczeniowy dla Europy przybiera i przybierać będzie coraz bardziej charakter modelów znanych nam z przeszłości. Jeżeli lewica przychylna jest modelowi UE, to wynika to z przekonania, że w tym modelu będzie się realizowała „nieutopijna” wersja przechodzenia kapitalizmu w postkapitalizm, czyli właśnie w nieutopijną wersję socjalizmu (w odróżnieniu od marksizmu, który nie ucieka przed koniecznością zmierzenia się z kapitalizmem, a nie tylko proponuje przechytrzenie lub przegłosowanie kapitalistów).
Jednym słowem, w przypadku prawicy suwerenistycznej i nacjonalistycznej, mamy do czynienia z paradoksem polegającym na tym, że katolicko-instytucjonalna siła będzie dążyła do powrotu do wspólnoty europejskiej (zachodnia cywilizacja) zorganizowanej wokół idei zwierzchności instytucji religijnej nad władzą świecką, czyli do odrzucenia kapitalistycznego sposobu jako takiego. Prawica niekoniecznie zdaje sobie z tego sprawę i swój program powrotu do społeczeństwa stanowego de facto, ubiera w ideologiczny program powrotu do „prawdziwego” kapitalizmu, do „prawdziwego” wolnego rynku. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że „prawdziwy” wolny rynek zakłada spotkanie się na nim podmiotów ekonomicznych, to rynek kapitalistyczny w żadnym wypadku nie może być prawdziwie wolnym rynkiem. Siła robocza nie jest podmiotem ekonomicznym, posiada jedynie wirtualną podmiotowość obywatelską, która bez podmiotowości ekonomicznej jest zwyczajnie niczym.
Rozwiązaniem dla społeczeństwa stanowego jest uznanie tej smutnej prawdy i uzgodnienie świadomości z rzeczywistością. A więc odebranie sile roboczej fikcyjnej podmiotowości obywatelskiej i wykluczenie jej z „wolnego rynku”, gdzie nie ma dla niej miejsca. To wykluczenie jest warunkiem przyznania klasie producentów bezpośrednich określonego, stabilnego miejsca w społeczności, a raczej we wspólnocie typu korporacyjnego. Czyli takiej, gdzie nie ma miejsca na konflikty klasowe (bo istnieją „tylko” stanowe).
Wracając do naszego pierwszego wątku, biorąc pod uwagę to, co twierdzą Wielomscy, papiestwo miało bardziej dwuznaczną politykę państwową niż ortodoksyjna Cerkiew prawosławna. Rozwój państw narodowych miał jako efekt dynamizację rozwoju gospodarczego zachodniej Europy, podczas gdy prawosławie miało silniejszą tendencję do spajania narodów na zasadzie wyznaniowej. Paradoksalnie, siła ortodoksyjnej spójności wynikała z podporządkowania Cerkwi władzy świeckiej i z jednoznacznego podziału pracy wewnątrz tej struktury społecznej.
Można stąd wyciągać bardzo różnorodne i ciekawe wnioski prowadzące do możliwych efektów w przyszłości. Na przykład, przyciąganie między Niemcami a Rosją w różnych momentach historycznych, oddzielanych okresami niepohamowanej wrogości, można – być może – tłumaczyć tym, że Niemcy w gruncie rzeczy chcą stworzyć cesarstwo na wzór ruskiego miru, z jasnym podporządkowaniem władzy kościelnej władzy świeckiej. Z drugiej strony, dążenie do rozbicia ruskiego miru jest niewyczerpaną ambicją Europy państw narodowych, ponieważ legitymizowałoby to model zachodni powszechnej cywilizacji chrześcijańskiej.
Papiestwo to dążenie do stworzenia repliki ruskiego miru, tyle że z odwrotnym podporządkowaniem. W tym kontekście, przewaga ruskiego miru od razu rzuca się w oczy – autorytet kościelny w ruskim mirze ma do dyspozycji siłę militarną władzy świeckiej. W ruskim mirze nie było więc atmosfery sprzyjającej podziałom narodowościowym, a więc i rozwojowi kapitalistycznego sposobu produkcji. Poza innymi czynnikami, rzecz jasna; niemniej badacze burżuazyjni jak najbardziej wiążą rozwój kapitalizmu z czynnikami podziałów religijnych, więc tu raczej nie ma rozbieżności. Trudno więc dziwić się, że prawica suwerenistyczno-narodowa intuicyjnie odczuwa pociąg do Rosji, choć nie bezgraniczny.
Jeżeli prawica narodowa ma tendencję do brania strony Rosji (oczywiście, bardzo umownie) w obecnym konflikcie z Zachodem, to dlatego, że Rosja jest jednocześnie modelem państwa w jakimś sensie narodowego (wieloetnicznego, ale jednolitego narodowo, a naród w europejskim pojmowaniu jest – jak widać z historii – sztucznym tworem, sztucznym podziałem ludności zamieszkującej dane terytorium). Ta przewaga narodowego charakteru wynika ze wskazanej wyżej hierarchii struktury władzy: władza polityczna ma przewagę nad władzą religijną i dlatego może utrzymać naród jako sensowne pojęcie polityczne. Klasom panującym epoki przedkapitalistycznej religia jest potrzebna jako spoiwo społeczne, jako narzędzie powstrzymujące klasy podporządkowane przed buntem. Religia jest więc wynoszona na piedestał po to tylko, aby ukryć jej bardzo instrumentalną, służebną rolę w strukturze klasowego państwa. Dlatego model relacji między Cerkwią a władzą świecką w Rosji jest tak atrakcyjny dla prawicy narodowo-suwerenistycznej.
Jeśli rzecz o ambicjach niemieckich i powiązanych z nimi ruchami politycznymi w XX w., to ciekawe jest to, że tok myślenia prof. Wielomskiego styka się z tokiem myślenia bardzo ciekawej (a przede wszystkim bardzo dociekliwej i spędzającej połowę życia w archiwach) badaczki historii (skądinąd nurtu maoistowskiego), Annie Lacroix-Riz. Prof. Lacroix-Riz analizuje dzieje tendencji zjednoczeniowych Europy w ubiegłym stuleciu. Podkreśla przy tym znaczenie Niemiec w tym procesie, a w szczególności roli, jaką USA przydawały Niemcom nie tylko po II wojnie światowej. Słabe po I wojnie światowej Niemcy stały się orędownikiem idei zjednoczenia Europy, tym razem poprzez powiązania wielkiego kapitału i struktury bankowe. Te tendencje, które były na rękę Stanom Zjednoczonym (by nie rzec przez nie inspirowane) prowadziły do faktycznego podporządkowania Europy tendencjom unitarnym. Klasy panujące zachodniej Europy pokazały, że nie są zainteresowane walką z Niemcami. Znaczenie Niemiec dla potęgi USA obrazuje najlepiej fakt, że te nie dopuściły nigdy do wymuszenia na Niemczech reparacji wojennych. Europejskie klasy panujące miały bowiem już zbyt wiele powiązań gospodarczych i finansowych, schodzących się w Niemczech, by traktować ambicje hitlerowskich Niemiec w kategoriach narodowego sentymentu. Zasadnicze znaczenie miała tu Francja, której poddanie się faktycznie bez oporu w 1940 r. (kampania francuska trwała od 10 maja do 22 czerwca 1940 r.) miało korzenie w tych właśnie interesach. Europejskie kolonie w Afryce i w Azji były zabezpieczeniem dla rozwijającego się przemysłu amerykańskiego, ale aby spełniać skutecznie tę rolę, Europa musiała być ekonomicznie zjednoczona. Te tendencje unitarne w dziedzinie produkcji stali, które nawiązały się już po I wojnie, i które dawały Niemcom faktyczną rolę koordynatora, miały swoją kontynuację po II wojnie. Tu też jednoczenie się Europy odbywało się na bazie jednoczenia produkcji zasadniczych dla rozwoju ekonomicznego surowców i produktów.
Jeżeli więc dzisiaj przywódcy UE lubią się odwoływać do socjalistycznych (by nie rzec – komunistycznych) korzeni zjednoczonej Europy, to fałszują historię w tym sensie, w jakim ma słuszność znane powiedzenie: „kiedy dwoje chce tego samego, to nie to to samo”.
Prof. Wielomski zwraca uwagę, znowu słusznie, że przywoływany przez samą Ursulę von der Leyen „Manifest z Ventotene” nie daje podstaw do stwierdzenia, że UE opiera się na jego postulatach. Koncepcja zjednoczonej Europy zrodzona na lewicy jest sprzeciwem wobec imperialistycznej koncepcji służącej interesom kolejnego etapu kapitalizmu. Istota koncepcji zjednoczonej Europy na bazie interesów imperialistycznych ujawnia się dziś otwarcie jako służalczość przywódców europejskich wobec politycznej i ekonomicznej hegemonii USA. To, na co zwracali uwagę przywódcy nacjonalistyczni typu gen. de Gaulle'a, a więc interes narodowy konkretnego społeczeństwa, jest w polityce unijnej całkowicie pomijany. Wraz z narastaniem trudności związanych z kryzysem zachodniej hegemonii intensywności nabierają ruchy mające na celu przyspieszenie europejskiej integracji.
Wielomscy łączą to przyspieszenie procesu integracji z przewagą ekonomiczną Niemiec i z ich dążeniem do uzupełnienia tej przewagi o przewagę polityczną.
Mamy więc tu do czynienia ze splotem różnorodnych tendencji. Dla klas panujących Europy, proces rozdrobnienia narodowego jest pozbawiony sensu, ponieważ współcześnie przechwytywanie bogactwa odbywa się nie poprzez produkcję krajową, ale poprzez spekulacje na światowym rynku finansowym. Mamy więc w pewnym sensie rywalizację Europy z Niemcami o to, aby Niemcy nie skupiły funkcji przywódcy gospodarczego i politycznego naraz. Dlatego sabotaż surowcowy (wysadzenie Nord Stream) jest na rękę Europie. Jednocześnie Niemcy są niekwestionowanym narzędziem USA w Europie od zakończenia II wojny. Nie mogą więc zrobić ruchu wbrew swemu suzerenowi. Podobnie w przypadku pozostałych państw europejskich, których przywódcy w dużej mierze są zwyczajnie lobbystami interesów amerykańskich na ziemi europejskiej.
Należy więc dostrzegać różnicę między tendencją do jednoczenia Europy pod egidą Niemiec jako pionka amerykańskiej polityki na starym kontynencie, a ambicjami poszczególnych koterii w biurokracji unijnej. Państwa narodowe są uzasadnieniem dla władzy poszczególnych biurokratów stojących na czele państw europejskich, przede wszystkim we Francji. Ale nie narusza to w żadnym stopniu władzy głównego kapłana, który jest w USA. Przewaga Niemiec w Europie zabezpiecza jedność kontynentu jako wspólnoty gotowej na przyjęcie modelu papieskiego, czyli odtworzenia wspólnoty wyznaniowej spajającej całe terytorium. Wspólnota wyznaniowa jest warunkiem odtworzenia formacji przedkapitalistycznej, o której marzy prawica suwerenistyczna. Jednocześnie, jest to koncepcja uderzająca w państwo narodowe. Dlatego prawicę czeka duże rozczarowanie na końcu tej drogi odtwarzania tradycyjnego układu społecznego. Prawica jest ślepa póki co na ten fakt, ponieważ tkwi ona w oparach fałszywej świadomości, że wspólnotę wyznaniową można pogodzić z kapitalizmem. Historycznie, sprzeczności wewnątrz średniowiecznego cesarstwa wyznaniowego doprowadziły do jego rozkładu i przejścia do kapitalizmu.
Rozpad tego układu, który jednak stale wisi nad Europą w przypadku upadku amerykańskiej hegemonii, spowoduje wstrząs tektoniczny związany z całkowicie nowym urządzeniem starego kontynentu. Nie będą tu miały znaczenia dotychczasowe granice państwowe. Utrzymanie amerykańskiej hegemonii pozwala utrzymać status quo, ale za cenę federalizacji w obrębie Unii. To znaczy, brak rozpadu niektórych państw (w tym możliwie, że i polskiego) będzie można osiągnąć za cenę zniesienia granic w ogóle. Można na to patrzeć jako na swoiste odtworzenie Świętego Cesarstwa, niekoniecznie Narodu Niemieckiego, jako że Niemcy tracą swoją przewagę ekonomiczną, a zatem i polityczną w sensie realnym, funkcjonalnym. Z drugiej strony, kotłujące się pod europejskim dywanem tendencje narodowe i suwerenistyczne tylko czekają na okazję, aby się ujawnić. Wówczas mamy możliwość zwrotu akcji jak u Hitchcocka i zobaczyć, jak Niemcy działają w kierunku odtworzenia swego potencjału ekonomicznego, do czego będzie im niezbędna przyjaźń z Rosją. Zrozumiałe jest, że w takim przypadku los Polski i w ogóle państw w jakimś sensie buforowych będzie nie do pozazdroszczenia.
Okres Zimnej Wojny był szczególny z tej perspektywy, ponieważ istniała ostra granica między umownymi Europą Zachodnią a Wschodnią, co sprawiało, że nie mogło być mowy o niemieckiej ekspansji na Polskę. Chociaż obie chrześcijańskie, cywilizacje – katolicka i prawosławna – są wobec siebie konkurencyjne. W sensie ideologicznym. Zimna Wojna była o tyle specyficzna w dziejach, że strona zachodnia sama z siebie powstrzymywała naturalnie ekspansywną swoją naturę przed kontaktami gospodarczymi z ZSRR. Oczywiście, nie było to konsekwentne, szczególnie po II wojnie światowej, ale izolacja i sankcje wobec ZSRR i potem tzw. bloku wschodniego tworzyły naturalne środowisko dla nienormalnego okresu pokoju i spokoju dla państw buforowych.
Ale ten zrównoważony schemat, dodajmy – korzystny dla Zachodu, został zniszczony.
Problem dla naszego obszaru geograficznego (Europa Środkowo-Wschodnia) polega na tym, że postawiliśmy się w opozycji do pozostałości po ZSRR, a jednocześnie po 30 latach okazuje się, że wciąż nie zostaliśmy w pełni przyjęci do cywilizacji zachodniej. Z perspektywy nacjonalistycznej, ludy Europy Wschodniej i Południowej są podgatunkiem, gorszym sortem, by nie rzec fauną zamieszkującą obszary naturalnej ekspansji Cesarstwa Rzymskiego i jego spadkobierców. Właśnie w perspektywie narodowej, etnicznej, nie jesteśmy jako Polacy dostatecznie europejscy, aby wejść do zachodniej cywilizacji jako tacy. Pech chce, że jako Słowianie jesteśmy jedną nogą w tzw. ruskim mirze, nawet jeśli samym nam to nawet nie przychodzi do głowy. Od czasów starożytności jednak jesteśmy barbarzyńcami, ludem podbitym, który tak czy inaczej nie odnajdzie się w gronie godnych spadkobierców owej cywilizacji. Wiarę przyjęliśmy w ramach podlegania ekspansji, jak różne ludy Afryki i Azji, czy obu Ameryk. I nie czeka nas tu nic lepszego.
Na marginesie, warto zauważyć, że w ramach swojego ideologicznego parcia ku Zachodowi, współczesny reżym ukraiński podkreśla obcość Rosjan jako nacji, która zasadniczo jest azjatycka, a nie europejska, słowiańska. W ten sposób usiłuje się ideologicznie i demagogicznie uzasadnić odrębność Słowian (w tym i Ukraińców) od azjatyckich Rosjan. Problem w tym, że to się niespecjalnie może udać ze względu na czynnik chrześcijaństwa. Jeśli nawet w sensie etnicznym nacjonalistycznym historykom ukraińskim powiedzie się sztuczka z niesłowiańskością Rosjan, to trzeba jeszcze przeciwstawić Kościół katolicki Cerkwi prawosławnej. Co skądinąd dziś na naszych oczach się dzieje. Najlepiej uznać, że prawosławie stanowi tak dalece posuniętą herezję katolicyzmu, że jest zasadniczo antychrześcijaństwem.
Święte Cesarstwo składa się z trzonu oraz z ziemi podbitych, gdzie dopuszcza się własny kult i własne obyczaje. Jednak z ludności podbitej tylko klasa panująca może zostać nobilitowana ze względu na konieczność kontrolowania i zarządzania podbitymi prowincjami. Podobnie jak na skolonizowanych obszarach na innych kontynentach.
Współcześnie, Europa Zachodnia nie stawia na integrację otoczenia w swoich ramach. Może integrować ludzi migrujących do Centrum, ale Peryferie integrowane nie będą ze względu na konieczność ograniczania grup uprzywilejowanych w warunkach prawdziwego lub sztucznego stanu niedoboru (w tym ekologicznego).
Zwraca się często uwagę na różnicę między kolonizacją w sensie europejskim a tą stosowaną przez carską Rosję. Ta druga prowadzi ekspansję wokół siebie, wchłaniając kulturowo podbite tereny, chociaż pozwalając im zachować własne tradycje. Podobnie jak kolonizacja europejska, wchłanianie kulturowe obejmuje grupy uprzywilejowane, elity, reszta żyje tradycyjnie. Pod tym względem różnica jest minimalna. Jednak ekspansja na otoczenie bezpośrednie prowadzi do wchłonięcia i zintegrowania, podczas gdy ekspansja na inne kontynenty pozwala zachować pierwotne jądro, które zawsze będzie czuło wyższość nad resztą wspólnoty cywilizacyjnej. Europa Zachodnia broni się przed zintegrowaniem swoich kontynentalnych peryferii, ponieważ pozostają one dla niej wciąż barbarzyńskie. Z drugiej strony, peryferie zachodniej cywilizacji pozostają upośledzone, ponieważ nie są w stanie zdobyć się na samodzielność, na próbę ukucia własnej tożsamości w opozycji do kraju podbijającego, ponieważ ludność postrzega państwo podbijające jako wyższe, bliższe stanowi boskości. Tym samym się rozbraja świadomościowo. W tym sensie, w przeciwieństwie do krajów położonych daleko i które mają możliwość wykształcenia swojej tożsamości w opozycji do odrzucającej je kultury zachodniej, takie kraje jak Polska, jeśli same nie zajmą miejsca Niemiec jako wschodnich rubieży cywilizacji zachodniej z ambicjami na kierowanie Cesarstwem, to nie mają racji bytu w ogóle. Co zresztą historia nowożytna, kiedy to Rzeczpospolita straciła swą szansę historyczną, wydatnie wykazała.
W pewnym sensie więc, Polska ma szansę na miejsce w ramach Cesarstwa z niemiecką hegemonią, ale nie będzie to miejsce szczególnie zaszczytne. A już na pewno polska etniczność ma szansę rozmyć się w ramach tej sytuacji. Będzie to korzystne, ponieważ tylko tak skończy się rozróżnienie na ludy przynależne do starożytnej cywilizacji łacińskiej i te, które się przyłączyły późno i są wciąż barbarzyńskie. Jednak tego rozwiązania nie chcę intelektualne elity polskie, uważające – niezależnie od przynależności kibolskiej – że należy utrzymać polską tożsamość narodową. Nie zauważają jednak, że tkwią w ten sposób w nieusuwalnej, wewnętrznej sprzeczności.
Europa Zachodnia traci więc swą uprzywilejowaną pozycję Centrum, z którego zarządza się światem. Poszczególne państwa narodowe są terenem wpływów wyżej rozwiniętych gospodarczo państw, a rozwój i dynamika są nierozłącznie związane z rozwojem przemysłowym. Utrata potencjału ekonomicznego z chwilą, kiedy Europa wycofała się ze współpracy z Rosją, mając jednocześnie utracone ekskluzywne pozycje w byłych koloniach, skazuje Europę na walkę wprost o przetrwanie, a więc na walkę zbrojną. Tylko utrzymanie chaosu na świecie pozwala przedłużyć iluzję wielkości i daje szansę, że jeśli coś się zmieni na korzyść, to wykorzystamy tę szansę.
Europa państw narodowych jest cofnięciem się do ubiegłego stulecia, a nawet wcześniej, ponieważ te państwa nie dadzą rady samodzielnie odtworzyć dynamiki gospodarczej. Tylko hegemonia kulturowa i ideologiczna może być ratunkiem. Rzecz w tym, że jedyną ideologią, która ma szansę zaproponować wyjście dla wszystkich stron konfliktu jest konstrukcja społeczeństwa bezklasowego. A do tego Europa nie jest gotowa.
Lewica popiera globalizację, która bez odpowiedniego fundamentu gospodarczego pozostaje utopią i to szkodliwą utopią, ponieważ uzasadnia wykluczenie większości ludzkości, albowiem jej model ekonomiczny jest nastawiony na ograniczenia z różnych powodów. Marks łączył szansę na społeczeństwo bezklasowe z wykorzystaniem kapitalistycznej zdolności do stworzenia wystarczającej nadwyżki, która pozwala na względnie pokojowe przejście do nowego ustroju. Obecnie kapitalizm załamał się w swojej dynamice i ta opcja też się gwałtownie skomplikowała.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
15 września 2025 r.
Wesprzyj nasz Instytut Badawczy Pro Vita Bona/ Rozumieć, by dobrze żyć: http://provitabona.pl/ BGŻ BNP PARIBAS, Warszawa Nr konta: 79 1600 1462 1841 4950 000...