Instytut Mikołowski im. Rafała Wojaczka

Instytut Mikołowski im. Rafała Wojaczka Instytut Mikołowski utworzony został w 1997 r. w Mikołowie jako samorządowa instytucja kultury i uzyskał statut prawny placówki miejskiej w 1999 r. Do 2018 r.

mieścił się w rodzinnym mieszkaniu poety Rafała Wojaczka w Mikołowie.

W oczekiwaniu na jutrzejsze spotkanie wokół tychże tomów Macieja Meleckiego i Bogdana Prejsa.
13/02/2025

W oczekiwaniu na jutrzejsze spotkanie wokół tychże tomów Macieja Meleckiego i Bogdana Prejsa.

13/02/2025
Instytut Mikołowski zaprasza na spotkanie autorskie związane z promocją najnowszych tomów poetyckich: Maciej Melecki "Pr...
10/02/2025

Instytut Mikołowski zaprasza na spotkanie autorskie związane z promocją najnowszych tomów poetyckich: Maciej Melecki "Przeciwujęcia" (wyd. WBPiCAK, 2024) i Bogdan Prejs "Gdy goniliśmy z Wojtkiem trójkę, nie wiedzieliśmy, że przeskakujemy cały świat" (wyd. Instytut Mikołowski, 2024) Prowadzenie: Marian Kisiel

14. 02. - godz. 18

O tomach:

"Przeciwujęcia" to dwunasty tom wierszy Macieja Meleckiego, generujący rozwidloną tematykę metamorficznego nadwidzenia, której upostaciowieniem jest stan wzmożonego podejrzenia wszelkich pętających jednostkę form współczesnego życia. Elementem dynamizującym każdy wiersz jest pojmowany metaforodnie kontrplan. To właśnie dzięki nieustannej kontrze, wymierzanej danym umiejscowieniom, pojęciom zamgławiającym obraz rzeczywistości oraz wikłających w jej nierozstrzygalność, a także mentalnym postaciom bieżących osaczeń, możliwe są - swoiście pojmowane - odbicia jednostki, zawłaszczanej i anektowanej przez opresyjne sploty najrozmaitszych, dotkliwie macerujących i galwanizujących, aspektów cywilizacyjnych, przekształcanych w skuteczne narzędzia przez sprawujących nad nią kontrolę. W poszczególnych wierszach zostały uwypuklone oraz prześwietlone mechanizmy, które starają się czynić zeń - dzięki różnorakim zabiegom - istotę podległą wobec funkcjonalnej użyteczności. Dzięki temu tom ten jest rozległą deltą, w której spotkają się - na prawach symbolu - ościste wiry, stogi drzazg, rozstrojone sensy symulowanych prawd, widmowe stany oraz realistyczne postrzeżenia, oddającą w efekcie, niekiedy w bezpośrednim przybliżeniu, paradoksalnie bezgraniczność coraz bardziej namacalnej ontologicznej pustki. Dukty poszczególnych sekwencji w danych wierszach budują poprzez swą spiralną nielinearność krętą, a w efekcie zawiłą strukturę, powstającą w toku przetasowanej narracji, wyłaniającej przeto ich wielokierunkową złożoność. Plany i kontrplany, wykroczenia i przekroczenia. Natarcia i zerwania. Nieciągłość jako rosnąca krzywa wypowiedzi. Nieoznaczoność, która coraz bardziej znaczy.

(od wydawcy)

Książka Bogdana Prejsa nie pozwala się łatwo zdefiniować, uchwycić w ramy gatunkowe czy zwłaszcza rodzajowe. Nie dajmy się zwieść prozatorskiej konwencji zapisu. Spoza niej bowiem, obok prawowitego narratora tej opowieści, wygląda w stronę czytelnika nieustannie prowokujący słowne napięcia poeta. Niby dziennik, powstający przez rok, od września 2023 do września 2024, przeistacza się raz po raz w pamiętnik. Autobiografia balansująca na krawędzi rozrachunku i spowiedzi życia, oddaje często pole sylwicznym wypisom, intymne zapiski oraz wspomnienia przemieszane są z aluzjami literackimi, notatkami z lektur, cytatami z piosenek, listów, smsów czy facebooka, komentarze społeczne przechodzą w aforyzmy, anegdoty poszukują uniwersalnego przesłania i kulturowego tła, chcą być soczewkami dla czasu przeszłego, językowym kodem dostępu. Zresztą i sam autor poszukuje formuły dla własnego dzieła nazywając je autoironicznie „rubasznym szrotem” lub „rozgardiaszem wątków”, wpisując w poetykę „strumienia świadomości”, w którym zaczyna się „powtarzać, zasklepiać, cofać, rozgrzebywać truchła, gubić tropy”.
Wszystko rozgrywa się jednak w bardzo konkretnym i dotykalnym świecie. Miejsca akcji mają swoje nazwy (Makoszowy, Mikołów, Czułów, Lido di Ostia), a ludzie imiona, dziesiątki imion-kluczy do rodzinnej i towarzyskiej czasoprzestrzeni. W warstwie narracyjnej zapiski układają się w spowiedź dziecięcia swojego wieku, w której świetnie rozpoznają się urodzeni w latach sześćdziesiątych: we wspólnocie doświadczeń, lektur i popkulturowego backgroundu. Frazom z Boba Dylana, Angie Stonesów, towarzyszy Lady Pank, postpunkowy klimat Joy Division sąsiaduje z banałem videoklipów z lat osiemdziesiątych XX wieku i tytułami tych mniej oczywistych albumów Pink Floyd, z nawiązaniami do Leonarda Cohena. Wspomnienie telewizyjnych hitów serialowych, Pogody dla bogaczy czy Przystanku Alaska, miesza się z przeżyciem Absolwenta, Ostatniego brzegu, Hair i Lotu nad kukułczym gniazdem.
W polu odniesień literackich „szkolny” Baczyński spotyka się z JacPo i Eliotem, powieści Juliusza Verne`a z Ptaśkiem Whartona i Na Zachodzie bez zmian Remarque`a. Często nie są to proste aluzje, ale wręcz ich kontaminacje („sól ziemi bardziej słona od zmian na zachodzie”, „ptasiek na drucie”) czy metaforyzujące przetworzenia (Kevin sam w kościele). W tej mozaice na pewno łatwo rozpoznać się rówieśnikom Prejsa, także i po to, aby pytać, trochę w ślad za nim, „co się stało z naszą klasą”? Życie ściśle zintegrowane jest w tej opowieści z kulturą, ale na pewno życie nią nie jest „w zamian”, nie jest życiem zastępczym. Zanurzenie w świecie tekstów i obrazów pozwala się narratorowi-bohaterowi wypowiedzieć, wyrazić, a czytelnikom podstawia lustro ułatwiające samorozpoznanie i odnalezienie się w wykreowanym świecie książki.
W warstwie artystycznej o przebiegu lektury decyduje rytm akapitów, dłuższych i krótszych, ale zawsze zamkniętych koncepcyjnie, rytm wielu osobnych całości niczym wiersze w cyklu. Nad stylem panuje Prejs poeta, który terminował u Bursy i Wojaczka, nie stroniący zatem od turpizmu i estetyki szoku, ale który odrobił też nowofalową lekcję lingwizmu, był w swoim czasie „pre-brulionistą” i prekursorem kojarzonej z grupą Na Dziko „śląskiej szkoły poezji życia”. I w gruncie rzeczy pisze Prejs o poezji, o byciu poetą. Pod autobiograficznym wątkiem bywalca promocji w dyskontach, obiecującego sobie natrętnie abstynencję, rozwija się bowiem palimpsestowo opowieść o pisaniu. Autor pyta wprost „jak się pisze wiersze”, a pośrednio daje na to pytanie rozproszone i niespójne odpowiedzi, drążąc temat „narodzin wiersza”. Puentuje to najlepiej zawarta w tomie, kusząca niezmiennie poetów, zręczna, mocno teraźniejsza, parafraza legendarnej Pieśni Tadeusza Borowskiego: „Zostanie po nas ślad węglowy i martwy profil na facebooku”.

Dariusz Pawelec Posłowie

Piątkowe spotkanie wokół najnowszych tomów wierszy Wojciecha Brzoski "Fuertamuerte" i Jakuba Pszoniaka "Karnister" zdomi...
09/02/2025

Piątkowe spotkanie wokół najnowszych tomów wierszy Wojciecha Brzoski "Fuertamuerte" i Jakuba Pszoniaka "Karnister" zdominowała tematyka traumy wojny w Ukrainie i uwięzienia, gdyż oba tomy są przepełnione tymi właśnie bezpośrednimi i pośrednimi doświadczeniami. Tom Pszoniaka to głosy ludzi bezpośrednio uwikłanych w koszmar wojny - odrętwiałych Rosjan i przerażonych Ukraińców. W wierszach Brzoski ich bohater dzieli się swymi powidokami z czasu, kiedy bezpośrednio doświadczał pracy w więzieniu. Półtora godzinne spotkanie, przeplatane dywagacjami i wierszami, było, jak na tak masywne tematyki, zbyt krótkie, ażeby mogły w pełni one zostać wyeksplikowane. Dziękujemy Autorom oraz licznej publiczności. Zdjęcia, nieoceniony Bogdan Prejs .

06/02/2025
Ujawniamy - cz. 2
05/02/2025

Ujawniamy - cz. 2

The Calligraphy of Days tour kicks off on Feb. 21 in Venice, CA. Please join us at Beyond Baroque.
Instytut Książki
Seagull Books

Zapraszamy serdecznie na spotkanie autorskie związane z prezentacją najnowszych tomów poetyckich: Wojciech Brzoska "Fuer...
03/02/2025

Zapraszamy serdecznie na spotkanie autorskie związane z prezentacją najnowszych tomów poetyckich: Wojciech Brzoska "Fuertemuerte" (wyd. SPP Dom Literatury w Łodzi, 2024) i Jakub Pszoniak "Karnister" (wyd. Biuro Literackie, 2024). Prowadzenie: Maciej Melecki i Krzysztof Siwczyk

7. 02. - godz. 18

O tomach:

Butcher i Brzoska, stojąc po przeciwległych stronach więziennego muru, ukazują w swoich wierszach przenikliwe spojrzenia na rzeczywistość zza krat. Ich twórczość dopełnia się, tworząc kompleksowy obraz przeżyć ,od emocji i frustracji po silne pragnienie wolności.W Fuertemuerte wyrażnie wyczuwalny jest niepokój, wynikający z konieczności podporządkowania się sztywnym regułom zawodowym(...) Czy można się zatem dziwić, że po przejściu na zasłużoną emeryturę major Brzoska zrzuca z siebie balast lat spędzonych w środowisku, które wiązało się nie tylko z fizyczną izolacją, ale także z psychologiczną presją? Zdecydowanie nie.
(Fragment recenzji z "Odry" nr 12/2024")

Autor "Fuertemuerte" bada znaki wyryte na czerwonych cegłach, w ich poszukiwaniu zdrapuje tynk, zagląda pod porastający je bluszcz. (...)Usytuowanie w klaustrofobicznej przestrzeni (...) zmusza podmiot Fuertemuerte nie tylko do przeciskania się między nagrobkami i zaglądania pod całuny, ale też raz po raz zamyka go za kratami."

(Weronika Górska- fragment recenzji, która ukaże się w miesięczniku "Śląsk").

1.
W nowej poetyckiej książce Jakub Pszoniak najwyraźniej jak to możliwe akcentuje rzeczywisty czas trwania swoich poetyckich akcji. Jest interwencyjny, bieżący, zapośredniczony w emocjach momentalnych. Zrobił książkę z powrotu historii w jej wcieleniu wojennym. Postanowił się postawić, oddać wszelkie zasoby języka poetyckiego i autorskiej inwencji na potrzeby tych gruzów, które od prawie trzech lat oglądamy na ekranach telewizorów. Zdobył się na zbudowanie sceny, z której gadają do nas zwaśnione strony konfliktu. Odwaga tego gestu wydaje mi się niepodważalna.
2.
Długa, traumatyczna tradycja stoi za tymi wierszami. Nie bez kozery pojawia się w Karnistrze Tadeusz Różewicz, koryfeusz rozpadu, podstawowa figura świadka i literackiego świadczenia NICZEMU. Pszoniak aktualizuje NIC, w poszczególnych wierszach daje przekonujące dowody wiecznej aktualności Różewiczowskich diagnoz, postawionych tyleż światu, co człowiekowi. Zresztą autor Chyba na pewno, ryzykując apokaliptyczną tromtadrację, potrafi użyć słów takich jak „życie” w sposób wiarygodny, poruszający zdeformowane wirtualnością sumienie współczesnych. A przynajmniej ma taką nadzieję.
3.
Podzielona na cztery części książka oddaje się w posiadanie głosów oprawców, ofiar, uciekinierów, najczęściej jednak ludzi, których wojna zastała in flagranti egzystencji, wrzucając ich w dramat ról, których nie potrafili sobie nawet wyobrazić. Stąd maksymalny namysł Pszoniaka nad mechanizmami działania rozlicznych propagand: od religii po terror państwa. Dawno nie czytałem wierszy do cna wyzyskujących puste języki tych żargonów – resztkowych zaklęć – i budujących na tej reszcie zdekomponowane archiwum przemocy zadawanej jednostce przez każdą instytucję reglamentacji SENSU.



Krzysztof Siwczyk „Jutro jak zawsze”
(fragment, Biuro Literackie)

Zainaugurowaliśmy wczorajszym spotkaniem Rok Witolda Wirpszy i Rafała Wojaczka w Instytucie Mikołowskim. W tym roku bowi...
01/02/2025

Zainaugurowaliśmy wczorajszym spotkaniem Rok Witolda Wirpszy i Rafała Wojaczka w Instytucie Mikołowskim. W tym roku bowiem przypada 40 rocznica śmierci Witolda Wirpszy i 80 rocznica urodzin naszego patrona. Spotkanie poświęcone było dwóm nowym książkom: Witold Wirpsza "Morderca i inne opowiadania (IM, 2024) i Dariusz Pawelec "Wirpsza po słowie" (UŚ, 2025). Jego przebieg obfitował w dalekosiężne ujawnienia podług zakresu interpretacyjnych kwestii zawartych w dziele nie tylko prozatorskim Wirpszy, lecz również eksponował szeroką gamę wątków i tropów dotyczących jego poszczególnych tomów, analizowanych i rozlegle omawianych przez Dariusza Pawelca w swej książce - zarazem redaktora prezentowanego wyboru opowiadań. Dziękujemy za współudział w spotkaniu Piotrowi Bogaleckiem, nieocenionemu badaczowi twórczości Wirpszy.

Ujawniamy!
29/01/2025

Ujawniamy!

Look who's coming to Seattle for a reading at University of Washington! Join us, if you can on Feb. 24, and if you can't, Krzysztof and I will also be appearing in Venice, CA (Feb. 21), Chicago (Feb. 26), and NYC (Feb. 27-28). Stay tuned.
Instytut Książki
Instytut Kultury Polskiej
Seagull Books

Zapraszamy serdecznie na spotkanie wokół nowych książek: Witold Wirpsza "Morderca i inne opowiadania" (wyd. IM, 2024) i ...
27/01/2025

Zapraszamy serdecznie na spotkanie wokół nowych książek: Witold Wirpsza "Morderca i inne opowiadania" (wyd. IM, 2024) i Dariusz Pawelec "Wirpsza po słowie" (wyd. UŚ, 2025). Udział wezmą: Dariusz Pawelec i Piotr Bogalecki. Prowadzenie: Maciej Melecki i Krzysztof Siwczyk

31. 01. 2025 - godz. 18

Witold Wirpsza "Morderca i inne opowiadania" (Instytut Mikołowski, 2024)

O książce:

Z bogatej i wielowymiarowej twórczości Witolda Wirpszy najsłabiej pamiętamy dziś chyba jego opowiadania – niesłusznie, gdyż są to teksty dorównujące poziomem jego powieściom, a w niektórych wypadkach nawet je przewyższające. Przed podjęciem ostatecznej decyzji o emigracji zdołał Wirpsza opublikować w kraju dwa tomy krótkich form narracyjnych: zbiór Stary tramwaj i inne opowiadania (1955) oraz książkę Morderca (1966). Zwłaszcza prozy z tego drugiego zbioru cechują się wysokimi walorami artystycznymi i inwencyjnym potraktowaniem pozornie konwencjonalnej, ponadczasowej tematyki, co czyni je atrakcyjnymi także dla współczesnego czytelnika. Wskazałbym tu zwłaszcza na otwierające tę publikację doskonałe Dziecko, które jawi się dziś jako tekst fascynujący i zdecydowanie wyprzedzający czas swego powstania. Niektóre opowiadania Wirpszy – w tym groteskowy, uniwersalny w swej wymowie Pojedynek – nie były do tej pory przedrukowywane ani wznawiane; rozproszone po numerach czasopism wydawanych w Paryżu („Kultura”), Londynie („Wiadomości”) czy Berlinie („Archipelag”) pozostają szerzej nieznane. Do innych, jakiś czas temu przypomnianych – myślę tu o apokryficznym Na piasku i satyrycznym Grzybie – z całą pewnością wciąż warto wracać. Z kolei z nowelą Pierwszy krok na parterze i z obecnymi dotąd jedynie w literaturoznawczym obiegu autobiograficznymi Zapiskami datowanymi, bez porządku w nowym wydawnictwie można zetknąć się po raz pierwszy.
Jakie są opowiadania Witolda Wirpszy? Zorganizowane i zaskakujące. Logiczne i ludyczne. Konsekwentne i kuriozalne. Ich pierwsze zdania szybko wciągają nas wewnątrz przedstawionego w nich świata, kusząc anegdotą i obiecując potoczystość: „Dom, gdzie pojawił się grzyb, stał u potoka” (Grzyb), „Kiedy Henryk zamknął drzwi, opuściła go cała dotychczasowa suchowata pewność siebie” (Pierwszy krok na parterze), „Dobrze, że mi się udało przemycić ten przyrządzik” (Morderca). Szybko jednak okaże się, że historii prostych i czystych, niczym niezakłóconych i nieskomplikowanych, powinniśmy byli szukać gdzie indziej. Całą suchowatą pewność siebie zostawmy więc za drzwiami lektury – Wirpsza przyrządził dla nas coś znacznie ciekawszego. Opowiada o „sytuacji trudnej i skomplikowanej, nadto i nieco bezsensownej” (Zapasy), której bohaterowie padną sobie jednak w objęcia. Przedstawia „dziecko tak urządzone, że choć dźwięki doń docierały, ono nie wydawało żadnych” (Dziecko) – do czasu aż wreszcie przemówi, wprawiając świat w osłupienie. Wyznaje: „Wiele opowiadano mi o tym, co wówczas napisał na piasku, a także i sam przy tym byłem, ale wiem tyle tylko, że napis nagle się pokazał i równie nagle potem zniknął” (Na piasku) – by następnie wypisać zdumiewający erotyczny poemat na kobiecych plecach.
Dobrze, że – nim zniknął – również w gatunku opowiadania odcisnął Wirpsza ślad, że i w krótkich prozach uruchomił swą grę znaczeń, że udało mu się przemycić w nie poezję.

Piotr Bogalecki

Dariusz Pawelec "Wirpsza po słowie" (wyd. UŚ, Katowice, 2025)

Opis

Książka opisuje, jak proces twórczy w nieoczekiwany sposób trwa i przebiega już po śmierci pisarza, rzecz jasna, przy współudziale edytora; jak dzieło sztuki, zapomniane lub dotąd nieobecne, rodzi się w nowym układzie nadawczo-odbiorczym. Dzieje się tak zarówno dzięki wydobyciu z archiwum gotowego tekstu, przewidzianego w danej postaci do druku przez pisarza, jak i w procesie scalania rozproszonych fragmentów, dzięki rozmaitym gestom rekonstruującym domniemaną całość, a nawet w wyniku komponowania jakiejś nowej struktury i nadawania jej rangi dzieła przez edytora zastępującego autora w części tych czynności. Powstają wskutek tego nieznane wcześniej sytuacje komunikacyjne, interwencje w teraźniejszość, wywoływane okolicznościami wprowadzania danego utworu do obiegu. Witold Wirpsza przez dekady, wskutek działań cenzury, był wykluczony z krajowego obiegu wydawniczego i czytelniczego. Z uwagi na eksperymentalny, hermetyczny charakter swojej twórczości, nieposzukującej wprost zaangażowania politycznego, nie był przy tym dość dobrze, jak na swój potencjał, obecny również w obiegu emigracyjnym. W związku z problemami ze znalezieniem wydawcy oraz czytelników pisarz pozostawił po sobie ogromny korpus utwórów, czekających na odkrycie w archiwach. Dopiero dzisiaj, po ponad dwóch dekadach pośmiertnej ekspansji wydawniczej pisarza zmarłego w roku 1985, można zademonstrować nowy kształt jego dzieła, utworów na nowo zebranych i zobaczyć fenomen tej kolekcji posthumus. Archiwalne kwerendy, odkrywanie i konstruowanie nowych tekstowych całości w edytorskim wysiłku stają się próbą zmieniania aktualnej rzeczywistości literackiej. Doświadczenie wprowadzania do obiegu czytelniczego edycji nieznanych dotąd utwór Wirpszy, reedycji jego dzieł z różnych racji niedostępnych na rynku, „ źle obecnych” lub zapomnianych, pozwala pokazać, w jaki sposób edytorstwo może stać się działaniem z zakresu krytyki literackiej.

Przedstawiamy opis i zapis rzymskiego spotkania wokół wyboru wierszy w języku włoskim Rafała Wojaczka, jakie miało miejs...
23/01/2025

Przedstawiamy opis i zapis rzymskiego spotkania wokół wyboru wierszy w języku włoskim Rafała Wojaczka, jakie miało miejsce w dniu 79 urodzin poety. Wzięli w nim udział tłumacze, córka poety, a także autorzy opatrujących ten wybór tekstów poświęconych twórczości i życiu Wojaczka: Maciej Melecki i Krzysztof Siwczyk.

Il 6 dicembre 2024, presso il Wishlist Club di Roma, abbiamo inaugurato ufficialmente la nostra casa editrice Delufa Press con il lancio del libro Il Poeta A...

Czas na Słuckiego! Serdecznie polecamy dwa tomy "Poezji zebranych" Arnolda Słuckiego, które ukazały się w naszym wydawni...
20/01/2025

Czas na Słuckiego! Serdecznie polecamy dwa tomy "Poezji zebranych" Arnolda Słuckiego, które ukazały się w naszym wydawnictwie pod koniec zeszłego roku. Sprawcą bezpośrednim tego monumentalnego przedsięwzięcia jest Marian Kisiel, który jest redaktorem obu tomów, a także autorem rozległego Wstępu o poezji Słuckiego, pomieszczonego w tomie I. Oba tomy można zamawiać drogą mailową na nasz adres: [email protected]. Cena jednego egz.: 40 zł. Wydanie tomów Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, 2024. A poniżej wielce absorbujący fragment początkowy Wstępu:

Arnold Słucki urodził się 15 kwietnia 1920 roku w Tyszowcach nad rzeką Huczwą, w ortodoksyjnej rodzinie żydowskiej. Pierwotnie nazywał się Aron Kreiner (Krajner), jego rodzicami byli Salomon, urzędnik w gminie żydowskiej i Zlata Katarzyna z domu Eng. Pierwszym językiem chłopca był jidysz, polski znał słabo, lepiej posługiwał się rosyjskim. Rodzice chcieli, aby został rabinem, dlatego Aron został zapisany w 1934 roku do warszawskiego Państwowego Seminarium dla Nauczycieli Religii Mojżeszowej. Językami wykładowymi były tutaj hebrajski i polski. W czasach szkolnych przyszły poeta „najgorzej mu znanego języka” (jak napisał o nim Jacek Bocheński) zaczął na łamach prasy żydowskiej ogłaszać wiersze w jidysz, związał się też z młodzieżowym ruchem komunistycznym. To sprawiło, że nie został dopuszczony do matury. Po wybuchy wojny znalazł się na Wołyniu, zagarniętym po 17 września 1939 przez ZSRR. Pracował jako nauczyciel w szkole ukraińskiej, studiował w Łucku literaturę rosyjską i ukraińską, a po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej w 1941 roku ewakuował się do Uzbekistanu, gdzie uczył języków rosyjskiego i niemieckiego. Został członkiem Komsomołu, ochotniczo wstąpił do Armii Czerwonej, a w 1943 roku wcielony został jako oficer polityczny do nowotworzonego w ZSRR Wojska Polskiego. Był redaktorem „Do boju!”, gazety 4. Dywizji Piechoty, tutaj też ogłosił (jako Arnold Słucki) swój pierwszy wiersz w języku polskim. Brał udział w walkach o Warszawę. Po wojnie pracował najpierw w dzienniku „Życie Warszawy”, przekształconym z gazety „Do boju!, później był redaktorem naczelnym „Poradnika Oświatowego”, a wreszcie członkiem zespołu „Przeglądu Kulturalnego”, współpracownikiem „Twórczości”. Oficjalnie zmienił nazwisko na Arnold Słucki w 1951 roku.
Pierwsze siedmiolecie powojenne to czas niezwykłej aktywności twórczej poety, publikował regularnie, a nawet w nadmiarze w prasie codziennej i literackiej. W latach 1944-1951 ogłosił blisko 100 wierszy, wydał dwa tomiki Ziemia jaśnieje (1950) i Słońce nasz towarzysz (1951). W kolejnym pięcioleciu był jeszcze bardziej aktywny: w latach 1952-1956 wydrukował w prasie około 200 wierszy, wydał zbiory Spotkania (1952), Poranek (1953) i Życie w pieśni (1955), a swój socrealistyczny okres zamknął autoantologią Wiersze wybrane (1956). To niezwykły bilans dwunastolecia: niemalże 300 wierszy, 5 tomików poetyckich i — wreszcie — summa poetica. Ryszard Matuszewski w Roczniku Literackim 1956 tak podsumował pierwszy okres twórczości Słuckiego, zamknięty tym właśnie wyborem: „Jego miniatury liryczne […] wskazują na niewątpliwy proces stopniowego doskonalenia się formalnego poety, który coraz częściej osiąga w swych utworach czystość tonu oraz świeżość i precyzję obrazowania, warunkującą wzruszenie liryczne. […] poeta często jeszcze łudzi się, że wystarczy zanotować coś, co go wzruszyło w życiu, aby wywołać również wzruszenie u odbiorcy. […] Zawodzą z reguły wiersze o akcentach politycznych, nie tylko dlatego, że są trudne do ujęcia w formie lirycznej miniatury, ale także dlatego, że zdradzają naiwno-sentymentalne spojrzenie poety na sprawy wymagające o wiele większego krytycyzmu”.
W Wierszach wybranych zabrakło najbardziej dogmatycznych i propagandowych utworów wcześniejszych. Czy Słucki wyparł się w ten sposób swojego związku z ideologią stalinowską? Ryszard Matuszewski pisał o nim: „należał do tych, którzy wierzyli najżarliwiej”. Jacek Bocheński: „Wydawał się trochę szaleńcem. W środowisku literackim przezwano go niemal od razu prorokiem. Był samą żarliwością i chodzącym natchnieniem. Ze swoimi współwyznawcami ideologicznymi, zarówno z wielkimi magami doktryny, jak z ich uczniami, toczył nieustannie jakieś straszne spory. Był właściwie fanatykiem, ale głosił herezje, które jednak wypowiadał metaforami, jak w ogóle wszystko, co mówił. Toteż nikt nigdy nie rozumiał jego poglądów całkiem dokładnie”.
Po roku 1956 poeta nie przestał drukować w prasie i publikować swoich tomów wierszy. Czynił to regularnie, można powiedzieć, że pracował w cyklu dwuletnim, a opublikowane utwory składał w kolejne zbiory właściwie bez żadnej ingerencji. Tematyki politycznej już nie podejmował, a jeśli ją przywoływał to aluzyjnie, nie wprost. Promienie czasu (1959) jeszcze są przykładem mocowań się Słuckiego z nową formą liryczną, ale wnet to minęło i tomy Mity na wiosnę (1962), Dolina dziwów (1964), Eklogi i psalmodie (1966) powstały według wcześniej zaobserwowanego rytmu pisarskiego Słuckiego. Dwudziestolecie swojej pracy literackiej zamknął poeta tomem Faktura światła. Wiersze z lat 1944-1964 (1965).
Wiersze z lat 1955-1966 (a nawet do 1968) to zupełnie inne rejony poetyckiej wyobraźni. „Powiedziałbym — pisał Bogdan Ostromęcki ¬— że «góra wspomnień» jako bezpośredni opis zaczyna coraz bardziej ustępować na rzecz «góry wyobraźni»”. Michał Sprusiński natomiast definiował Słuckiego jako synkretyka: „Tradycja wiodąca jest w wypadku synkretyka niezbyt «wyraźna», bardziej zamaskowana, nie daje się sprowadzić do określonego «izmu»”. Synkretyzm to było modne słowo zwłaszcza po przełomie 1956 roku. Próbowano nim określać zmącenie stylu literackiego, a jednocześnie łączenie różnych „izmów” w organiczną całość. Zwolennikiem tego terminu był Kazimierz Wyka, upatrujący w nowej poezji po stalinizmie odradzania się wcześniejszych tradycji poetyckich, dawnych poetyk, stylów i światopoglądów. O tym traktowała jego Rzecz wyobraźni.
Czy synkretyk jest jednak (zawsze) poetą wybitnym? Ekscentryczność stylu niekoniecznie udaje się wytłumaczyć językową ekspresją twórcy, czy też poszukiwaniem odpowiedniego sposobu wyrazu. Weszliśmy w krąg zaciemnienia. Ale co to znaczy wejść w ten krąg? Współcześnie słowo „zaciemnić” (dk, „zaciemniać” ndk) definiowane jest czworako: 1. ‘zasłonić źródło światła’, 2. ‘osłonić jakieś miejsce przed światłem’, 3. ‘uczynić coś ciemniejszym lub niewidocznym’, 4. ‘utrudnić zrozumienie czegoś’. Poetyckie „zaciemnienia” można opisywać każdym z tych znaczeń. To, co formalnie ciemne, ale rozjaśniane przez krytyka, który nie tylko umie czytać, ale też dzieli się swoimi odkryciami z tym, kto odczytać znaczeń nie potrafił, każdorazowo odsłania się na indywidualną wyobraźnię. Nie mamy do niej dostępu, to prawda, ale możemy o nią pytać, choć bez gwarancji dobrej odpowiedzi. Dlatego trącamy o tego, który broni nam dostępu do znaczenia, który „zaciemnia” poetycki obraz. Dlaczego to robi? Jaki ma w tym cel? I wiemy, oczywiście, że nie odkryjemy zamysłu, powodu poetyckiego zaciemniania znaczeń. Łudzić się, że odkryjemy, nie ma potrzeby. Jeżeli więc nie dowiemy się na pewno, dlaczego poeta ‘zasłania źródło światła’, ‘utrudnia zrozumienie czegoś’, to przynajmniej spróbujmy poznać mechanizm ‘uczynienia czegoś ciemniejszym lub niewidocznym’. Jeżeli poeta ‘osłania jakieś miejsce przed światłem’, to zapytajmy w jakim „cieniu” się ukrywa, wiedząc, że „cień” to także ciemność, mrok i duch zmarłego.
Sławomir Jacek Żurek „zaciemnienia” w poezji Arnolda Słuckiego starał się wytłumaczyć głębokim związkiem z kulturą żydowską. Przypomnijmy jednak, że poezja, która wypowiada się w określonym języku i chce — dodatkowo — ten język wzbogacić o nowe sensy, nie może czytelnika czynić kimś, kto nie rozumie, nie jest w stanie zrozumieć i nie będzie mógł zrozumieć jej znaczeń. Jeśli więc coś jest zaszyfrowane, to dlaczego? „Po prostu: — słusznie podpowiadał Wiesław Paweł Szymański — ambicją twórczą Słuckiego jest taka poezja, w której zawarty byłby «wszechświat otwarty», w której człowiek byłby współwłaścicielem wszystkich kultur, czyli, można powiedzieć, jednej kultury (odnosi się to do kręgu kultury śródziemnomorskiej). Zamiar trudny — stąd zapewne w poezji Słuckiego częste odwołanie się do snu. Sen (marzenie senne) niweluje bariery czasowe i uprawomocnia wewnątrz poezji alogiczną motywację”.
Ta „alogiczność” ujawni się w stopniu najwyższym w wierszach pisanych po roku 1966. Nawet jeśli przyjąć, że Biografia anioła, zbierająca utwory z lat 1966-1968, mająca się ukazać w Polsce, lecz po exodusie roku 1968 objawiona światu dopiero kilkanaście lat później, otwierała się na to, co niejasne, ciemne, to w kolejnych zbiorach, planowanych przez poetę już na emigracji — Requiem dla osła, W buszu oraz W epicentrum — to, co ciemne, ukryte stało się regułą poetyki Słuckiego.

Witold Wirpsza przypomniał rozmowę z poetą o Kazaniu na górze, a właściwie o ośmiu błogosławieństwach, konkretniej: o pierwszym z nich. Słucki „znał hebrajski i aramejski” i twierdził, że „tekst aramejski jest dwuznaczny”, a tym samym niemożliwa jest jednoznaczna interpretacja sformułowania „żebracy ducha”. „A więc dopuszczalne jest, żeby to wykładać: żebrzący o ducha; ale i dopuszczalne jest zarazem, żeby to wykładać: ubodzy duchem”. Wirpsza mówił o Słuckim: „I tak wiódł rzecz ku temu, abym się z nim zgodził, że miejsca ciemne dobrze jest ciemnymi pozostawić, może dlatego, żeby budziły niepokój”. A w innym miejscu (ale w tym samym duchu): „w poezji można dać wyraz sprawiedliwości, choćby nawet przedmiot był ciemny”.
Ciemny przedmiot najłatwiej odnajduje się w ciemnej metaforze. Słucki bardzo chętnie sięgał do opozycji tenebrae — lux, przy czym nie zawsze ciemności przeciwstawiał jasność i na odwrót. Koncentrował się natomiast na symbolach ciemności (cień, czerń, ciemność) i jasności (jasność, słońce). Początkowo symbol cienia dominował wyobraźnię poety, pojawiając się w niepokojącym następstwie skojarzeń:

Urwany sen zadrżał rankiem
cieniem matczynym na lodzie…
Sen, I **

poeta —
prezes central Światła i Cienia
Człowiek, I **

Na wysokiej górze
stoją trzej Niemcy,
wszyscy trzej wysocy,
niby cienie w nocy.
Szagalewo, I **

Żydowskim cmentarzem nie chodź, moja miła, nocą,
Kiedy się cienie z cieniami na ziemskiej kuli szamocą.
[…]
Bo jeszcze tam anioł żydowski z wątłego urwie się cienia
I zaciśnie na szyi pętlę ludzkiego sumienia…
Cmentarz żydowski w Tyszowcach, I **

Męczą, męczą mnie otwockie sosny,
gnębią mnie, gnębią trzy Jeruzalemy,
filmy na bożniczne kładą się ołtarze
i na cienie żywych patrzy Bóg zazdrosny,
że jeszcze żyjemy

Sunie chodnikami miast nasz ptasi profil,
gdzie nas trzech się zejdzie, dłoni naszych dotyk
z sześciu cieni
wznosi czasu czarny gotyk,
wysoki jak katedra w Kolonii.
Poemat heroglificzny, I **

Światło i cień: dwaj szabliści —
nie mogą skryć skaczącej na końcach stóp nienawiści,
nie czują, jak ziemia się porusza,
jak zmieniają się miejscami, istotą,
nie widzą fotokomórki
czuwającej.
Światło i cień, I **

Cień pod piórem poety jest „cieniem matczynym”, wysokim (nocnym) cieniem trzech Niemców, cieniem cmentarnym, „cieniem żywych”, „dotykiem z sześciu”. Pojawiające się w połączeniach liczby 3 i 6 znaczą numerologicznie: trzech Niemców na wysokiej górze — niczym Bóg — straszą nocą; sześć dotyków otacza troską trzech szczęśliwych mężczyzn, którzy „gdzieś się zeszli”. Cień u Słuckiego otwiera się zatem dwuznacznie, niepokoi i daje poczucie spokoju; jak „szablista” jest oponentem światła, jedną z dwu „central”, której „prezesem” jest poeta. Autor Promieni czasu poświęcił cieniowi także odę, która ma formę katolickiej litanii:

Cieniu,
który mnie zabijasz,
cieniu na śniegach,
cieniu uśmiechnięty, cieniu srogi,
biczu skręcony ze słońca morowego powietrza!

Cieniu skromny,
cieniu zapięty na jedną betlejemską gwiazdę,
cieniu zasupłany w sztandarach,
cieniu-szczebiocie zbrodni, obietnico! dekalogu!
cieniu Dwunastu Tablic,
Laokoonie, wężu,
cieniu, powielana wyobraźni, cieniu-gipsowa góro,
cieniu-formo okrutna,
cieniu kochający ścisłość, aluminiowa miaro krajobrazów,
mały cieniu z koroną żelbetonową na czaszce!

Cieniu-szubienico, cieniu-Bezprawie,
cieniu, któryś sam niegdyś był Tyrteuszem,
Sztyletem i Platonem.
Oda do cienia, I **

To gatunkowe „zmącenie” formy wierszowej odsyła nas do „zmącenia” kultur. Cień, który zabija poetę, ma wiele rodowodów: jest biblijny, Jezusowy, kulturowy, prawny (rzymski), modernistyczny. Jest cieniem europejskim, który tylko przez repetycję przywołuje żydowskie dzieciństwo i prawo (cień uśmiechnięty, cień srogi). Tak oto wkraczamy może w najważniejszą przestrzeń „zaciemnienia” — wspólnotę i/lub rozłączność kultur. W tej ciemności będzie nam się trudno rozeznać, ponieważ poeta wpuszcza nas tam nieufnie. Jakby chciał zatrzymać prawdę własnej kultury (kultur własnych) wyłącznie dla siebie samego.

Marian Kisiel

Słowo wstępne (fragment):

Arnold Słucki Poezje zebrane tom I 1956 -1966

Adres

Mikołow

Godziny Otwarcia

Poniedziałek 10:00 - 17:00
Wtorek 10:00 - 17:00
Środa 10:00 - 17:00
Czwartek 10:00 - 17:00
Piątek 10:00 - 17:00

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Instytut Mikołowski im. Rafała Wojaczka umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Firmę

Wyślij wiadomość do Instytut Mikołowski im. Rafała Wojaczka:

Udostępnij

Kategoria