Terminus - Wydawnictwo Fantastyczne oraz Kosmiczna Galanteria

Terminus - Wydawnictwo Fantastyczne oraz Kosmiczna Galanteria Hej, miłośnicy dobrej fantastyki! TERMINUS wydał "Las ożywionego mitu" autorstwa Roberta Holdstocka.

Żeby uczciwie zacytować Masłowskiego, należałoby przekleić całość jego tekstu. Jest bowiem misterny i piękny jak rozpięt...
22/05/2025

Żeby uczciwie zacytować Masłowskiego, należałoby przekleić całość jego tekstu. Jest bowiem misterny i piękny jak rozpięta między gałązkami pajęczyna. O poranku. Zroszona rosą.

Głodne umysły i wrażliwe serca znajdą całą recenzję na koncie Marcina, na którym takich pereł jest zresztą bez liku. Ja tylko przemycę tu fragment, strzaskane szkiełko z kalejdoskopu, kolorową odrobinkę.

➡️“To, czego doświadczycie, obcując z powieściami Roberta Holdstocka – a piszę to szczerze – bliskie jest jakiemuś podskórnemu swędzeniu, drażniącej wysypce wywołanej kontaktem z czymś nieznanym, upojeniu magicznym wywarem, odurzeniu zapachem mokrego mchu i woni igliwia. Dawno żadna książka nie wywołała u mnie konkretnie takiego właśnie, trudno opisywanego, niezidentyfikowanego niepokoju, poczucia, że prócz mnie, tekstu i bohaterów jest jeszcze coś innego, czego autor nie chce ujawniać, a o czym doskonale wie, i trzyma nas w ciągłym napięciu. To jak stanie w lesie, gdy poprzez liściaste korony dębowych starców, pamiętających czasy przedwieczne, raz spływa na nas ciepły, niosący ulgę blask słońca, by po chwili zasnuć soczystą trawę chłodem i cieniem, zapowiedzią nieuniknionego końca.”

Dziękuję Ci Marcinie za ten głos z leśnej otchłani! 💚 Ach, jeszcze tylko to:

➡️“To nie jest łatwa książka, fantastyka o stworkach hasających po zielonych polach i słonecznym lesie. Przeczołga, może zmęczyć, ale gwarantuje wyjątkowe doznania. Kawałek świetnej literatury, wyjątkowej w sposób absolutny.”

Mieć odwagę odejść w kraj nieznany, w Krainę Ptasich Duchów, gdzie tlą się ludzkie kości

I po raz drugi poprzez spotkanie z Robertem Holdstockiem „Nawiedziło mnie poczucie rozpoznania…”, podobne do tego, które towarzyszyło mi podczas czytania „Lasu ożywionego mitu”.
Pomiędzy tymi dwiema książkami nie ma bezpośredniego związku, można je zatem czytać w kolejności dowolnej (choć proponuję zacząć od Lasu). To, czego doświadczycie, obcując z powieściami Holdstocka – a piszę to szczerze – bliskie jest jakiemuś podskórnemu swędzeniu, drażniącej wysypce wywołanej kontaktem z czymś nieznanym, upojeniu magicznym wywarem, odurzeniu zapachem mokrego mchu i woni igliwia. Dawno żadna książka nie wywołała u mnie konkretnie takiego właśnie, trudno opisywanego, niezidentyfikowanego niepokoju, poczucia, że prócz mnie, tekstu i bohaterów jest jeszcze coś innego, czego autor nie chce ujawniać, a o czym doskonale wie, i trzyma nas w ciągłym napięciu. To jak stanie w lesie, gdy poprzez liściaste korony dębowych starców, pamiętających czasy przedwieczne, raz spływa na nas ciepły, niosący ulgę blask słońca, by po chwili zasnuć soczystą trawę chłodem i cieniem, zapowiedzią nieuniknionego końca.
Holdstock po mistrzowsku potrafi tworzyć niepowtarzalny nastrój, który z jednej strony jest nieco przerażający, a z drugiej to niemal rzeczywiste dotykanie grozy pochłania nas i tak, chcemy tego więcej. „Lavondyss” jest jak tytułowy tajemniczy las – książka wciąga równie intensywnie w nieodkrytą, widzianą jedynie kątem oka otchłań kniei.

Wraz z młodą bohaterką, która na własnej skórze doświadcza potęgi puszczy, wybieramy się w podróż, której celem jest odnalezienie dawno zaginionego członka rodziny. Wszelkie „dziwaczności” które do tej pory spotkały Tallis są niczym w porównaniu z tym, co spotka ją po przekroczeniu niewidzialnej, magicznej granicy lasu. Za nią inaczej płynie czas i pory roku. Przeszłość jest teraźniejszością, a przeszłość minioną epoką, zaś postaci, które można tam spotkać, są obrazem jakiejś imaginacji, duchami wyobraźni, powidokiem – lecz nie autora książki, ale jej bohaterki. Szybko zapominamy, które z tej dwójki opowiada nam tę historię.
Nie zamierzam, zdradzać fabuły – blurb powie Wam wszystko. Bo paradoksalnie ona jest tylko pretekstem, by doznać niespotykanego. Jakże zgrabnie Holdstock wiąże celtyckie, arturiańskie mity (i wiele, wiele innych), wywleka je na zewnątrz, zmienia, doprawia całkiem potężną chochlą horroru i krwawej łaźni, nie boi zadawać śmierci. Podrzuca kąski stanowiące rozwiązanie tajemnicy i jednocześnie coraz mocniej osadza nas wśród już nie pojedynczych mitotworów, ale całych plemion, wojen i legend. To jest wyprawa bez końca (a prawdę mówiąc i bez początku, taki literacki przekładaniec), „zabawa” w wymyślanie i przekształcanie archetypicznych postaw i postaci, przewlekanie przez nie własnych doświadczeń, pamięci i poznanych legend, lepienie rzeczywistości z ulotnych mgnień po to, by stworzyć spójny, rządzący się własnymi prawami świat.

Poszukiwanie wymaga nieustannego krążenia i bycia w ruchu (nie możemy spocząć, las nie pozwali nam nabrać tchu). Tak właśnie działa puszcza, zdradziecko wysysając z nas soki życia, ale w zamian dodając duchowości graniczącej z magią. Zatem nawet jeśli jest to wyprawa toczącą się w kółko, to jest zaskakująco upajająca. Wędrujemy przez puszczę, przepływamy jeziora, spotykamy Stare Zakazane Miejsce, podróżujemy tunelami z pogranicza magii i snu, doświadczamy epickich bitew i tych, które toczą się w rozpadających się chatynkach. Cienie rzucają zaklęcia na konnych wojowników i wioskę, w której mieszka ktoś, który nie powinien się tam znajdować. Na dokładkę dostajemy chłopca, który do dziś śni mi się jako najstraszliwsza z nocnych zmór, genialne dziecko Holdstocka. Obłąkaniec, dzikus i największy z magów. Stwórca i ten, który odbiera życia. Demon.

I właśnie chyba w tym ciągłym wywoływaniu w czytelnikach niepokoju Holdstock wygrywa w walce o naszą uwagę i zaangażowanie. Udowadnia, jak ważna jest o p o w i e ś ć jako taka, jak wielka siła kryje się w pamiętaniu i przekazywaniu pamięci, tworzeniu nowych labiryntów znaczeń, zbudowanych z cegiełek tajemnicy, szczypty prawdy i iluzji, ledwie zapamiętanego obrazu.
Zaszczepia w nas myśl, wywołuje drżenie, jakąś niezrozumiałą obawę, że to, co czytaliśmy tylko m o ż e być fikcją. Pisze o lesie tak, jakby w nim był i w nim żył, jakby znał jego podszepty i sekrety.

To nie jest łatwa książka, fantastyka o stworkach hasających po zielonych polach i słonecznym lesie. Przeczołga, może zmęczyć, ale gwarantuje wyjątkowe doznania. Kawałek świetnej literatury, wyjątkowej w sposób absolutny.

Terminus - Wydawnictwo Fantastyczne oraz Kosmiczna Galanteria

16/02/2025

No hej! Byliście kiedyś w takim DUŻYM POKOJU, w którym dzieje się więcej niż w kuchni i sypialni zarazem?! No to zapraszam! 😃

Duży pokój ma charakter gawędziarsko-literaturolubny i zrobiło mi się tak totalnie… „cozy”, kiedy usłyszałem, jak Paweł Marszałek opowiada Małgorzata Ptaszyńska o Lavondyss Roberta Holdstocka. Bo Duży Pokój jest właśnie „cozy”, miły i przytulny”... 😊💚 W odróżnieniu od uzbrojonego w sękate zęby lasu Ryhope! 😅

Bardzo (bardzo!) Wam dziękuję! Mam nadzieję, że trzecia publikacja (chwilowo bardziej postulowana, niż realna) również do Was trafi... ❤️

No i właśnie... Pobawiłem się trochę w stenotypistę i spróbowałem spisać ze słuchu kilka fragmentów wypowiedzi Pana Pawła. Jako że język mówiony różni się mocno od pisanego, uznajmy efekt mojej pracy bardziej za parafrazę niźli cytat. 😉

➡️[Lavondyss] Kolejna opowieść, która nas prowadzi do tego dziwnego lasu Ryhope, gdzie dziwne rzeczy się dzieją i mity, jak sama nazwa wskazuje, ożywają. Nie tyle jest to kontynuacja tej opowieści [Las Ożywionego Mitu], którą Holdstock w pierwszym tomie nam przedstawił, co kontynuacja miejsca, jakby settingu. Bo to nie bohaterowie łączą te powieści z cyklu o Ryhope, tylko właśnie miejsce, ten Las, w którym każdy odnajduje siebie na swój sposób, w którym każdy natrafia na to, co tak naprawdę ze sobą zabrał, a troszkę na to, czego się nie spodziewał […].

➡️Bohaterowie [Lavondyss] są aż nieznośni z naszego punktu widzenia, tacy troszkę wsteczni, „dziadersowaci” do potęgi, czasem to wszystko jest takie szorstkie, jakbyśmy powiedzieli. To nie jest tak, jak teraz: mamy popularne „cozy fantasy”, taki gatunek, który gdzieś nam tam rozkwita i sobie czytają nastolatki czy osoby starsze jak to jest miło w jakimś świecie fantasy […].

➡️To tak się nie da, nie u Holdstocka, nie w Lavondyss,. Tu jest stawka inna, zupełnie inny świat i takie przyspieszone dojrzewanie. Ten quest głównej bohaterki, to jest tak, jak w najlepszych powieściach Guya Gavriela Kaya, jak w Mozaice Sarantyńskiej, jak w Fionavarskim Gobelinie. U tych klasyków fantasy, którzy od pewnego momentu do fantasy dają nam troszkę horroru, ale takiego bardziej „mystery”, niż horroru à la Stehpen King.

➡️Świetnie napisana książka, wciągająca i taka niepokojąca. Zapominamy o tym, żyjąc zwłaszcza w mieście, że niektóre rzeczy wyglądają w nim śmiesznie, ale jeśli jest się koło wielkiego lasu, gdzie nie ma tej cywilizacji, gdzie nie ma tych świateł, gdzie momentami jest cisza i tylko drzewa skrzypią (a niektóre skrzypią dość dziwnie..)… Tak się zaczyna magia!

O tym jest ta książka, Lavondyss, Robert Holdstock, wydawnictwo TERMINUS. Druga część cyklu, ale jak powiedziałem, pierwszej nie trzeba czytać, bo ona się łączy tylko klimatem i miejscem, nie bohaterami.

I jeszcze na deser:

➡️Teraz wydawnictwo Terminus, za co mu chwała [och, dzięki! ❤️ - W.], je odświeża, własnym sumptem niemalże to robiąc i wolnym rytmem, ale dwie części już mamy, może będą kolejne, jak to deklaruje wydawca na portalach społecznościowych: jeżeli tylko odpowiednie ilości się sprzedadzą, to pójdzie na trzecią itd., itd. Można powiedzieć: praca u podstaw i praca organiczna razem wzięte, jeśli chodzi o działalność wydawniczą.

Dzisiejszy odcinek sponsoruje literka H. Odcinek fenomenalnego cyklu redaktora Marka Żelkowskiego, prowadzonego z kultow...
02/02/2025

Dzisiejszy odcinek sponsoruje literka H. Odcinek fenomenalnego cyklu redaktora Marka Żelkowskiego, prowadzonego z kultowym wydawcą fantastyki na najwyższym poziomie, Wojtkiem Sedeńką. 😁

Literka owa symbolizuje temat rozmowy, a mianowicie autorów fantastyki, których nazwiska zaczynają się na H. To tylko jeden z odcinków o „Herosach” science fiction i fantasy – mamy tu i Roberta E. Howarda, i Robin Hobb - ale… No właśnie, jest i spokojny (jak być powinno) i wyważony pean na cześć Roberta Holdstocka. A przynajmniej życzliwy uśmiech. 🥰

Ta rozmowa, tych konkretnie dwóch dżentelmenów, jest dla mnie szalenie ważna. Bo to, że Holdstock (i moja praca nad wydaniem jego pięknych powieści, a jakże!) jest jednak zauważana, dolewa mnóstwa paliwa do baku pojazdu zwanego Terminus. Bardzo Wam, Panowie, dziękuję w imieniu autora. I swoim własnym. Mam nadzieję, że nie będziecie mieli mi za złe, jeśli zacytuję dwa wyimki z Waszej rozmowy! 😊

Redaktor Żelkowski:

"To jest – z jednej strony – czysto czytelniczo kapitalna lektura i nieprawdopodobne, naprawdę nieprawdopodobne źródło do przemyśleń. Chociażby o tym, jak bardzo opowieści o naturze mitycznej rządza naszym życiem. Po prostu spróbujcie Państwo, bo tego się tak do końca słowami wyrazić nie da. To trzeba przeczytać, wciągnąć w siebie i zrozumieć. To wtedy będzie najlepsze. Las Ożywionego Mitu to jest naprawdę przygoda, której nie będziecie Państwo żałowali, jeśli jeszcze jej nie przeżyliście."

Wojtek Sedeńko:

"[Las Ożywionego Mitu] to jest powieść naprawdę nieprawdopodobna. Ja gorąco polecam, bo wciąż jeszcze można Holdstocka kupić. […] Druga powieść , Lavondyss (drugi tom) [...] również jest nietuzinkowa. To jest taka powieść przygodowa, „dyss” czyli otchłań, i ona wcale nie jest taka sielankowa. Nie ma w tej powieści gwarancji szczęśliwego zakończenia, jak w wielu powieściach fantasy. Tam jest motyw masek, symboli masek, idei a także zadań jakie pełniły w czasach prehistorycznych. I to jest też bardzo ciekawy wątek w tej książce."

A teraz - Drodzy Klubowicze 😅 - z wywiadu dowiedziałem się, że mój znacznie bardziej doświadczony wydawniczo imiennik, Pan Wojtek, ma w ofercie targowo-konwentowej również "mojego" Holdstocka. I że go poleca bardzo! No i że ludzie są szczęśliwi, bo to dobra polecajka! 😃 Także migusiem do Stalker Books, ponieważ - jeśli nie Terminus - to Stalker jest teraz pierwszym wyborem! ❤️

Wojtek Sedeńko dziennikarz, publicysta, redaktor i wydawca fantastyki, historyk fantastyki, animator kultury. Założyciel wydawnictw Solaris i Stalker Books, ...

„LAVONDYSS. Podróż do nieznanej krainy” Roberta Holdstocka to literacka perełka, która z każdą stroną odsłania przed czy...
24/01/2025

„LAVONDYSS. Podróż do nieznanej krainy” Roberta Holdstocka to literacka perełka, która z każdą stroną odsłania przed czytelnikiem coraz głębsze warstwy znaczeń i emocji. Powieść balansuje na granicy gatunków, łącząc elementy przygody, fantasy oraz symboliki, której bogactwo zadowoli nawet najbardziej wymagających czytelników. To dzieło, które wymaga zaangażowania, refleksji i otwartości na to, co nieznane. Jednak ci, którzy podejmą to wyzwanie, zostaną nagrodzeni niezapomnianą podróżą.”

Chyba wiele odwagi potrzeba, żeby podjąć takie wyzwanie, wszak tych leśnych piechurów nie ma zbyt wielu. Widocznie las Ryhope zbyt wiele ma wystających korzeni i drapiących gałęzi. 😅

Na szczęście z bazy Sztukater wyruszyła dzielna Weronika (na Insta: ), która dalej pisz o tak:

„LAVONDYSS to powieść, która zachwyca swoją złożonością, głębią i nieprzewidywalnością. To książka, która wymaga od czytelnika nie tylko zaangażowania, ale także odwagi, by zmierzyć się z tym, co nieznane. Holdstock stworzył dzieło, które można interpretować na wiele sposobów – jako przygodową powieść fantasy, jako psychologiczną podróż w głąb siebie, czy jako filozoficzną refleksję nad istotą człowieczeństwa. Dla miłośników literatury, która zmusza do myślenia i pozostawia trwały ślad w pamięci, Lavondyss będzie prawdziwą ucztą. To książka, która nie daje łatwych odpowiedzi, ale właśnie dlatego jest tak wartościowa. Gorąco polecam wszystkim, którzy szukają w literaturze czegoś więcej niż tylko rozrywki.”

Chyba szukają, Weronika… Ale bardzo (baaaaaardzo!) Ci dziękuję za te piękne słowa. W imieniu swoim, choć może bardziej w imieniu samego Roberta Holdstocka. 😊💚

✨ RECENZJA ✨

Hipnotyzująca wyprawa w głąb tajemniczej krainy, gdzie rzeczywistość miesza się z mitem, a maski odkrywają prawdę o nas samych...

◾️ „Lavondyss"
◾️ Robert Holdstock
◾️ Przekład - Michał Jakuszewski
◾️ Terminus - Wydawnictwo Fantastyczne oraz Kosmiczna Galanteria

✂ Fragment recenzji:

📕 „„LAVONDYSS. Podróż do nieznanej krainy” to powieść, która zachwyca swoją złożonością, głębią i nieprzewidywalnością. To książka, która wymaga od czytelnika nie tylko zaangażowania, ale także odwagi, by zmierzyć się z tym, co nieznane. Holdstock stworzył dzieło, które można interpretować na wiele sposobów – jako przygodową powieść fantasy, jako psychologiczną podróż w głąb siebie, czy jako filozoficzną refleksję nad istotą człowieczeństwa. Dla miłośników literatury, która zmusza do myślenia i pozostawia trwały ślad w pamięci, Lavondyss będzie prawdziwą ucztą. To książka, która nie daje łatwych odpowiedzi, ale właśnie dlatego jest tak wartościowa. Gorąco polecam wszystkim, którzy szukają w literaturze czegoś więcej niż tylko rozrywki." 📕

☕Jak widać to trzeba przeczytać, a Sztukater poleca z całego serca
Całość tej recenzji:
https://sztukater.pl/ksiazki/lavondyss.html

"Wydawnictwo Terminus nie boi się wyzwań i dwa lata po niesamowitym „Lesie ożywionego mitu” wydaje „Lavondyss” – powieść...
27/12/2024

"Wydawnictwo Terminus nie boi się wyzwań i dwa lata po niesamowitym „Lesie ożywionego mitu” wydaje „Lavondyss” – powieść nie będącą bezpośrednią kontynuacją „Lasu…”, lecz podejmującą poruszone tam wątki." 💚

Terminus co prawda boi się wyzwań, ale "strach jest zabójcą umysłu, strach jest małą śmiercią, która przynosi całkowite zatarcie". Dlatego ta trudna podróż przez leśne knieje Ryhope wciąż trwa. A ja tak bardzo potrzebuję pomocy Leśnych Duchów!

Marcin pisze tak:

➡️„Las ożywionego mitu” ustanowił pewne zasady uniwersum wymyślonego przez Roberta Holdstocka, a każda kolejna powieść dokłada nowe i modyfikuje stare reguły.

➡️Stephen Huxley i Harry Keeton zapuścili się głęboko w starożytny, magiczny Las Ryhope w brytyjskim Herefordshire i już go nie opuszczą. Kieszonkowy wszechświat lasu, rozrastający się i starzejący w miarę podążania w stronę jego środka, do tajemniczej, mitycznej krainy Lavondyss, znanej czasem jako Tír na n-Oc lub Avalon, pełen jest „mitotworów” („mythagos” w oryginale), urzeczywistnionych mitów, obrazów istniejących w jungowskiej zbiorowej nieświadomości ludzkiego gatunku.

➡️Zamek Camelot, Robin Hood, Jack in the Green i wszystkie inne celtyckie, starobrytyjskie (tak, pozostajemy w kręgu wierzeń i mitologii tego właśnie zakątka Europy) mity i legendy manifestują się nie tylko w swoich najbardziej rozpoznawalnych (bo popkulturowych) formach, lecz poprzez niezliczone iteracje, wciąż starsze i starsze, pamiętające czasy pierwszych ludzkich zorganizowanych społeczności epoki lodowcowej. Znane nam legendy powstały przecież ze swoich prototypów, pra-legend, opowieści szeptanych przy ognisku, a potem ich nadinterpretacji i niedopowiedzeń. Wyhodowane zostały za pomocą nieustannej, nieuniknionej i jedynej możliwej metodzie tłumaczenia i wyjaśniania zasad zastanej rzeczywistości w czasach przedhistorycznych. Metodzie nie opartej o żaden naukowy paradygmat, lecz impresje, symbole i irracjonalne wyobrażenia."

To ledwie garstka przemyśleń na temat Lavondyss, pęk słów opisujących zapadanie się Holdstocka w otchłań Tír na n-Oc. Odwiedźcie Marcina na jego blogu, żeby tak, jak Robert Holdstock, za wszelką cenę dotrzeć do początków mitu.

Dziękuję Ci z całego serca! 😁❤️

Wszystko jest starsze, niż nam się wydaje Wydawnictwo Terminus nie boi się wyzwań i dwa lata po niesamowitym „Lesie ożywionego mitu” wydaj...

12/12/2024

Nie wiem, czy to potęga pozytywnego nastawienia do świata, czy po prostu adhd, ale chciałbym mieć przynajmniej połowę tej energii, którą dysponuje uncelek 😅

Dziś mam jej ledwie promil, bo mi ciąży "korona", ale dałeś mi dużo (od groma!) radochy tym filmikiem, Paweł! I jeśli Lavondyss Ci siądzie, to kiedyś pouśmiecham się może o... patronat dla kolejnego Holdstocka? 😜

Jest dla kogo wydawać, daje to nadzieję. Nie łamię się! 😊

+

01/12/2024

Jak wyglądał proces wydawniczy LAVONDYSS Roberta Holdstocka? Odpowiedź może Cię zaskoczyć! XD

Same FAKTY!!! I trochę mitów… W sensie - dużo mitów. 🤓

Tak to jest, kiedy dwóch mitomanów (ok, mitomaniaków) zasiada na jednej kanapie na trzecim piętrze Miejskiej Biblioteki Publicznej w Opolu (taaak, tu pracuje Terminus)😁

Oprócz mruczącego głosu Witka z Radio Opole i mojego poplątanego międlenia o Holdstocku, możecie usłyszeć również gwar ludzkich głosów, dzwoniące telefony i mielenie kawy w bibliotecznej kawiarence Kafka 🐦‍⬛

Będzie mi barrrdzo miło, kochani , jeśli dacie się podtopić tej naszej rozmowie… 😅

15 lat temu zmarł Robert Holdstock. Przewodnik po jednym z najpiękniejszych światów, jakie dane mi było poznać. Świecie ...
29/11/2024

15 lat temu zmarł Robert Holdstock. Przewodnik po jednym z najpiękniejszych światów, jakie dane mi było poznać. Świecie zmyślonym, ale jednak bliższym prawdy, niż wszystko, co dane mi było spotkać. ❤️

Ileż podróży mógłby jeszcze odbyć, ile rozrysować map nieskończonych przestrzeni lasu Ryhope?

W pięknym pożegnaniu przyjaciela, sam zmarły w tym roku Christopher Priest, przytoczył słowa Holdstocka. To fragment jakiegoś wywiadu, ciężko mi go znaleźć w całości. Myślę, że Panowie nie będą mieli mi za złe, jeśli udostępnię tych kilka słów we własnym, nieidealnym tłumaczeniu.

"Przeznaczenie wszystkiego, co znamy, jest śmierć. Za wyjątkiem lasu i Ziemi. Ziemia jest tym, co ostatecznie przetrwa, a homo sapiens nie stanowi części jej bezrozumnego i nieuchronnego planu. Nadejdzie wiele lasów. Pojawią się przebłyski inteligencji. Ostatnią rzeczą, która spłonie, nie będzie człowiek, lecz liść. Więc jedz pizzę i pij piwo. I rozchmurz się. Wkrótce nastąpi koniec."

[Everything we know now is destined to die except for the forest and the earth. Earth is the eternal survivor, and homo sapiens is not part of its mindless and inexorable plan. There are many forests to come. There will be flashes of intelligence. The last thing to burn will not be a man, but a leaf. So eat pizza and drink beer. And cheer up. It’ll soon be over.]

Bookstagramosfera składa się ze zdjęć książek, tekstów ocierających się czasem o recenzję, kolorowej, dość plastycznej m...
12/11/2024

Bookstagramosfera składa się ze zdjęć książek, tekstów ocierających się czasem o recenzję, kolorowej, dość plastycznej masy bookstagramerskiej oraz Uncelka. UNCELKA! 🤯

Moi drodzy! Pawła, tego rekina tygrysiego pędzącego przez oceany literatury wszelakiej i pożerającego co smaczniejsze kąski, przedstawiać nie trzeba. Dziś mamy jednak cholerne ŚWIĘTO LASU!

uncelek bowiem, w ramach recenzenckiego bushcraftu, przeszedł cały las Ryhope. Dwa razy. I wrócił z koszykiem grzybów, mitotworem pod pachą i całą masą niezwykłych wrażeń, które wywarła na nim lektura dzieła Holdstocka. 🥰

➡️“Istotne jest to, że ta powieść to pieprzony brylant.”

➡️”Obłęd. To słowo przychodzi mi na myśl jako pierwsze. Jako drugie przychodzi mi na myśl maestria. Jako trzecie szaleństwo. Jako czwarte mistycyzm. Jeśli chcecie popaść w obłęd, jeśli chcecie oddać się szaleństwu - zapraszam. Efekt gwarantowany. Las Ryhope stoi przed Wami otworem. Las Ryhope weźmie Was w swoje objęcia. Las.”

Las Ożywionego Mitu + UNCELEK = P-e-t-a-r-d-a ‼️‼️

RECENZJA "LAS OŻYWIONEGO MITU"
Robert Holdstock
Terminus - Wydawnictwo Fantastyczne

Terminus - Wydawnictwo Fantastyczne oraz Kosmiczna Galanteria

No i proszę. Nie ma to tamto. Jest druga recenzja dzisiaj. W końcu mamy święto.

➡️Dobra. Długo to trwało. Dlatego teraz będzie krótko. Bardzo krótko. Możecie mi uwierzyć, możecie odrzucić to co napisałem. Wasza sprawa. Znacie mnie już parę lat i wiecie, że nie pieprzę ot tak sobie. Zwykle pieprzę z sensem.
➡️Poznałem gościa, który wydał te książkę. Był tak miły, że obdarował mnie egzemplarzem. Pewnie dlatego, że znam Krzyśka Korsarza 🙈 Nie jest to istotne. Istotne jest to, że ta powieść to pieprzony brylant.
➡️Obłęd. To słowo przychodzi mi na myśl jako pierwsze. Jako drugie przychodzi mi na myśl maestria. Jako trzecie szaleństwo. Jako czwarte mistycyzm. Jeśli chcecie popaść w obłęd, jeśli chcecie oddać się szaleństwu - zapraszam. Efekt gwarantowany. Las Ryhope stoi przed Wami otworem. Las Ryhope weźmie Was w swoje objęcia. Las.
➡️Czy mity, które skrywa są prawdą? Czy Huxley jest w stanie zrozumieć ten nierzeczywisty, a jednak tak bardzo prawdziwy, równoległy świat? Czy jego wizje, jego widzenie może być prawdą?
➡️Absolutnie niesamowity klimat, mroczny i mistyczny, pochłaniający od samego początku. Skojarzenie z Wierzbami nasuwa się samoistnie. Szamanizm, groza, niesamowitość, coś, czego nigdy nie zapomnicie. Rzecz oryginalna i bezwzględnie konieczna do przeczytania przez każdego, kto mieni się fanem fantastyki, tudzież klasyki.
➡️Co zawsze doceniam w literaturze, to relacje międzyludzkie. Im bardziej skomplikowane, tym lepiej. Im dziwniejsze tym lepiej. O tak, nie będziecie narzekać na absolutnie niezwykłe stosunki, zależności, dziwności. Jeśli w to wejdziecie, to od początku do końca. Nie ma półśrodków. Nie ma "a może trochę, a potem odpuszczę". To Was pochłonie. To Was przemieli. To Was pchnie w otchłań.
➡️Jest tu miłość. Są duchy przeszłości. W sumie, jak się tak zastanowię jest tu sporo romansu. Czy mi to przeszkadza? Ani trochę! Takie romanse, w takim klimacie to ja mogę zawsze.
➡️I teraz co mnie nieco zdeprymowało. Otóż jest to nierówne tempo tej opowieści. Musicie mieć świadomość, że czasem poczujecie się wybici z rytmu. Poczujecie pewien dysonans. Ale bez obaw. To są tylko fragmenty, które szybko miną, a Wasza fascynacja powróci.
➡️To jedna z najciekawszych lektur, jakie ostatnio czytałem. Absolutnie nie dla wszystkich. Ale mam nadzieję, że dla Was. Sam miałem poważne obawy. Tyle się nasłuchałem. I na plus i na minus. Ja Wam mówię - warto. Zdecydowanie warto. Nie jest łatwo. Nie jest to lektura prosta. Nie wiem czego oczekujecie. Ja oczekiwałem czegoś mocno dziwnego, szalonego i innego i to dostałem. Moja ocena 7/10. Co będzie dalej? Ja absolutnie nie odpuszczę sobie kolejnej części.

Fenomenalna! Fenomenalna recenzja, którą określiłbym raczej jako esej, gdybym potrafił się tym pojęciem prawidłowo posłu...
02/11/2024

Fenomenalna! Fenomenalna recenzja, którą określiłbym raczej jako esej, gdybym potrafił się tym pojęciem prawidłowo posługiwać. Coś niesamowitego! 🤯

Gdybyście mieli spożyć dziś tylko jedną ucztę intelektualną, niech to będzie ten tekst, który przygotował Marek Kolenda - strona autorska !

Po raz kolejny nie wiem, jak zaserwować tak pyszne danie. Marek, człowiek z gruntu subtelny i wrażliwy (przeczytajcie choćby jego opowiadanie "Drugi Człowiek" z sierpniowego numeru Nowa Fantastyka!), ma jednak bezlitośnie precyzyjne narzędzia analizy dzieł literackich. Tnie je zatem tymi intelektualnymi skalpelami, rozsmarowuje na szalkach, skanuje szkiełkiem i okiem.

Jednocześnie, niczym pełen serca przyrodnik, nie zapomina o naturalnym środowisku, w którym owe dzieła żyją. Widzi więc ogólnoliteracki kontekst, rozumie konwencje, dostrzega podobieństwa i paralele, zwłaszcza te podkreślające przepastne różnice.

Marek mówi, że piszę obrazowo. Dość więc tych zachwytów. Macie tu taki mój, zupełnie prywatny, obraz Marka. Zamiast głębokiej analizy jego analizy "Lasu..." Holdstocka. Ach, bardzo chętnie przeczytałbym jakąś jego powieść sf. Pisz! ❤️

Maleńki wycinek recenzji, tak zachętę!

➡️"Zaryzykuję stwierdzenie, że powieść, a w zasadzie cały cykl Holdstocka, wpisując się powierzchownie w te i inne klasyczne dla literatury fantasy schematy i motywy, jest również czymś więcej niż wszystkie wymienione wcześniej, w większości znakomite, powieści. I chociaż czysto literacko być może części z nich nieco ustępuje, to jednak posiada wartość, której reszta może tylko pozazdrościć. Można bowiem pisać fantasy dla pisania fantasy, dla samej przygody, epickich starć Dobra ze Złem, rozbuchanego światotwórstwa, wymyślnego systemu magii itp., ale można też napisać powieść, która wpisuje się w tę konwencję, niejako przy okazji rozbebeszając jej wnętrzności, rozmontowując na części i przyglądając się jej źródłom i inspiracjom. Wszak nie tylko Andrzej Sapkowski doszukiwał się korzeni literatury fantasy w legendach i mitach. Konwencja ta wręcz bezpośrednio czerpie z mitologii, baśni czy podań, sięgając po znane od wieków archetypy, bestiariusze i settingi, czy wręcz trawestując mity i legendy we współczesnych retellingach bądź generycznych lub postmodernistycznych wariacjach. Jednak Holdstock podniósł ten proces do sześcianu."


Mity to pramyśl ludzkości [Hans-Georg Gadamer]

Jak napisać coś w miarę ciekawego i nowego recenzując działo uznane, dyskutowane i wielokrotnie już recenzowane? Na co zwrócić uwagę, by kolejny raz nie wspominać o niezwykłej atmosferze, fascynującej opowieści, historii przesiąkniętej nostalgią i tajemnicą, które to określenia przewijają się najczęściej w opiniach na temat omawianej powieści?

Można na przykład skupić się na tym, jak nietypowa to powieść na tle całej masy utworów utrzymanych w podobnej konwencji. Nietypowa w zastosowaniu owej konwencji, ale zarazem ogrywająca wiele klasycznych dla niej motywów. Tyle że ogrywająca na użytek wyższego celu. Dla uzyskania wartości naddanej i zgoła niespodziewanej.

Mam nieodparte wrażenie, że dopiero drugie polskie wydanie „Lasu ożywionego mitu” Roberta Holdstocka, mimo że ukazało się nakładem malutkiego wydawnictwa Terminus - Wydawnictwo Fantastyczne oraz Kosmiczna Galanteria, właściwie jako owoc pasji jednego człowieka (jest nim Wojtek Mieczysławski), odbiło się szerszym echem wśród czytelników i recenzentów, a także spotkało z odzewem, na jaki zasługuje. Być może to wrażenie wynika jednak z faktu, że w czasach pierwszego polskiego wydania (Zysk i S-ka 1996) internet znajdował się w powijakach, a socjal media, bookstagramerzy i fantastyczne portale były jedynie fantazją nie mniejszą niż opisany w powieści Ryhope Wood.

Trzeba natomiast podkreślić, echem zasłużonym i uzasadnionym przynajmniej z kilku powodów. Mówimy tutaj o pozycji ważnej dla całej konwencji i nagradzanej (BSFA Award i World Fantasy Award), nietuzinkowej i zapuszczającej się na zupełnie nowe terytoria w sensie dosłownym i przenośnym, na które zaglądali przedtem tylko nieliczni autorzy fantasy. Bo podobnie jak np. filolog klasyczny i literaturoznawca J. R. R. Tolkien, wychodząc od badań nad dawnymi językami, spróbował stworzyć mitologię dla Anglii, popełniając przy okazji arcydzieło literatury fantasy, tak Holdstock pisząc cykl Mythago Wood i czerpiąc z równie poważnych dziedzin nauki, m.in. etnografii, antropologii i kulturoznawstwa, a także wybranych elementów psychologii jungowskiej, stworzył „metafantasy” wykraczające poza ramy tej konwencji na kilku płaszczyznach.

Bohaterowie tej historii to przede wszystkim przedstawiciele rodziny Huxeleyów - senior rodu, George Huxley, człowiek ogarnięty obsesją na punkcie Ryhope Wood oraz dwóch jego synów Christian i Steven, główny protagonista powieści. Poznajmy również obiekt westchnień całej trójki - Guiwenneth, o której nie powiem nic więcej, oraz Harry’ego Keetona, towarzysza naszego bohatera w podróży przez niezwykły las Ryhope. Jednak czytając „Las ożywionego mitu” tylko pozornie mamy do czynienia z kolejną opowieścią o przejściu bohatera z naszego świata, do świata magicznego, gdzie okazuje się on wyczekiwanym herosem, który ma pokonać Złego.

Takich śmiałków czytelnicy fantastyki (i nie tylko) znają na pęczki - należeli do nich m.in. Holger Carlsen z powieści „Trzy serca i trzy lwy” Poula Andersona, Simon Tregarth ze „Świata Czarownic” Andre Norton czy Thomas Covenant z cyklu Stephena Donaldsona. I na pierwszy rzut oka również bohaterowie powieści Holdstocka, weteran wojenny oraz jego kompan, pilot RAF-u, są jak postacie z serii Arthura Conan Doyle’a zapoczątkowanej powieścią „Zaginiony świat” lub protagoniści kilku cykli Edgara R. Burroughsa, zapuszczający się w obce, często prehistoryczne światy z rewolwerem w kieszeni i bez mapy. Jednakże Holdstock idzie w kreacji swoich postaci trzy kroki dalej. Uświadamia je na przykład, że są nie tylko sprawcami opowiadanej historii i (s)twórcami kolejnych wcieleń mitotworów, ale także postaciami wpisanymi w jedną z realizacji jakiegoś odwiecznego archetypu czy mitu (chociażby campbellowskiego monomitu) oraz aktywnymi uczestnikami kolejnej jego odsłony. Jest to zatem swoiste burzenie czwartej ściany, tyle że skierowane niejako do wewnątrz, w głąb snutej opowieści, do jej mitologicznych korzeni, a co za tym idzie do korzeni konwencji fantasy, opowieści o archetypach i toposach, których realizacją okazuje się sama powieść Holdstocka.

Tyle o bohaterach tej historii. A cóż nadzwyczajnego znajdujemy w świecie przedstawionym powieści? Gdzieś na granicy Anglii i Walii, w całkiem realnym Herefordshire znajduje się fikcyjna posiadłość Oak Lodge położona na skraju niezwykłego, prastarego lasu zwanego Ryhope Wood. Las nie jest duży, ale niczym Bagaż ze Świata Dysku Terry’ego Pratchetta posiada wielowymiarowe wnętrze i mieści w sobie znacznie więcej, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Czas płynie w tym lesie inaczej, przestrzeń płata figle, a w samym sercu tej przestrzeni znajduje się Lavondyss, kraina poza czasem i przestrzenią, niczym Tír na nÓg, Avalon, Kraina Faerie lub nawet Eden, do której dotrzemy dopiero w drugim tomie cyklu.

„Las ożywionego mitu” nie jest jednak kolejną z wielu historii o magicznej krainie, która rozciąga się gdzieś obok naszego świata, jak Narnia z cyklu C.S. Lewisa, Kraina Czarów za murem z „Gwiezdnego pyłu” Neila Gaimana czy inne Cienie i jedyny prawdziwy Amber z cyklu Rogera Zelaznego. I chociaż sporo mieliśmy w fantastyce niezwykłych posiadłości na granicy światów, np. dom z „Domu na granicy światów” Williama H. Hodgsona czy nawet Edgewood z „Małe, Duże” Johna Crowleya, a podobne miejsca napotykamy m.in. w esefowych „Stacji tranzytowej” i „Wielkim frontowym podwórzu” Clifforda D. Simka (o magicznych borach i lasach nie wspominając, np. las z „Miejsca początku” Ursuli K. Le Guin), to żadne z nich nie egzystuje na zasadach podobnych do Ryhope Wood.

Także na tej płaszczyźnie Holdstock idzie bowiem dalej, posyłając bohaterów w głąb krainy, która jest nie tylko pierwotnym, magicznym i mitycznym miejscem obok lub poza, bądź jakąś alternatywną rzeczywistością czy krainą Faerie, lecz obszarem, w którym dzieją się procesy, nazwijmy je historyczno-kulturowymi, od zarania dziejów wpływające na naszą rzeczywistość, w którym ożywają mityczne postacie i stwory oraz odgrywają się odwieczne schematy wydarzeń, miejscem poza czasem i przestrzenią umiejscowionym całkiem świadomie w symbolicznym pradawnym borze, i które rozciąga się zarazem w pamięci naszego gatunku, rezonując ze zbiorową nieświadomością rodzaju ludzkiego (kłania się Jung). Krainę ukrytą w Mythago Wood zaludniają zatem idee, potencjały, ucieleśnione albo czekające na ucieleśnienie za sprawą mocy ukrytych myśli i pragnień jednostki, lub całej społeczności. A żeby było jeszcze ciekawiej, żyją w niej także zagubione w tym nieczasie i magicznej przestrzeni ludy z różnych epok, które snują własne wersje odwiecznych opowieści i również tworzą/przywołują mitotwory, choć być może same są jedynie takimi mitotworami.

Jeśli dobrze odczytuje intencje autora, to właśnie w efekcie wspomnianego wcześniej rezonansu rodzą się od czasów prehistorycznych (a przynajmniej przedneolitycznych) uniwersalne dla ludzkich zbiorowości i niezbędne dla ich przetrwania mity oraz archetypy. Oswajające z przerażającymi i niezrozumiałymi zjawiskami, tłumaczące pochodzenie bóstw. Przywoływane w potrzebie w kolejnych wersjach i odsłonach, układach zdarzeń i uczynków, relacji między człowiekiem i naturą, człowiekiem i bogami, w interakcjach międzyludzkich, a także w postaciach he**in i herosów ludów podbijanych i podbijających (w tym przypadku Anglię), walczących z niespiesznie ustępującą zimą (zlodowaceniem), z niedostępną i bezwzględną przyrodą, z kolejnymi najeźdźcami, plemionami brązu, żelaza, Celtami, Rzymianami czy Normanami, a potem ze złym panem lub królem wyzyskującym ciemiężony lud, albo przywołujących dzielnego wojaka z okopów wojny, który pomoże znaleźć drogę do domu. W powrotach bohaterów o tysiącu twarzy toczących boje nie na realnym polu walki, tylko w szeptanych pokątnie plotkach, opowieściach snutych przy ognisku, pieśniach szamanów i bardów, mitach tworzących całe mitologie, w bajkach opowiadanych dzieciom, mówionych i spisanych podaniach, baśniach i legendach, także miejskich. A współcześnie również w popkulturze (np. superbohaterskiej), w tym powieściach fantasy.

Zaryzykuję stwierdzenie, że powieść, a w zasadzie cały cykl Holdstocka, wpisując się powierzchownie w te i inne klasyczne dla literatury fantasy schematy i motywy, jest również czymś więcej niż wszystkie wymienione wcześniej, w większości znakomite, powieści. I chociaż czysto literacko być może części z nich nieco ustępuje, to jednak posiada wartość, której reszta może tylko pozazdrościć. Można bowiem pisać fantasy dla pisania fantasy, dla samej przygody, epickich starć Dobra ze Złem, rozbuchanego światotwórstwa, wymyślnego systemu magii itp., ale można też napisać powieść, która wpisuje się w tę konwencję, niejako przy okazji rozbebeszając jej wnętrzności, rozmontowując na części i przyglądając się jej źródłom i inspiracjom. Wszak nie tylko Andrzej Sapkowski doszukiwał się korzeni literatury fantasy w legendach i mitach. Konwencja ta wręcz bezpośrednio czerpie z mitologii, baśni czy podań, sięgając po znane od wieków archetypy, bestiariusze i settingi, czy wręcz trawestując mity i legendy we współczesnych retellingach bądź generycznych lub postmodernistycznych wariacjach. Jednak Holdstock podniósł ten proces do sześcianu.

W wielu opracowaniach dotyczących „Lasu ożywionego mitu” pojawiają się porównania z powieścią „Solaris” Stanisława Lema, głównie za sprawą dwóch motywów - zarówno Ryhope Wood u Holdstocka, jak i ocean Solaris u Lema mają moc urzeczywistniania naszych świadomych i nieświadomych wizji oraz przywoływania do życia postaci ze wspomnień lub pragnień. Drugim jest oczywiście stworzona taką mocą kobieta: kreowana wciąż na nowo Guiwenneth - miłość i obsesja dwóch pokoleń rodu Huxleyów oraz odradzająca się Harey ze wspomnień Krisa Kelvina. Na upartego znalazłbym pewne podobieństwa np. między Holdstockiem a Stevenem Eriksonem, antropologiem z wykształcenia, który w swoim cyklu o Malazańskim Imperium porusza się swobodnie na osi dziejów, sięgając czasów pierwotnych dla swojego świata, do jego pradawnych ras, kultur i ludów oraz sprowadza mitycznych bogów i nadludzkich herosów między ludzi lub ascenduje ludzi w owych herosów i bóstwa. Osobiście darowałbym sobie jednak te powierzchowne podobieństwa, a poszukał raczej dzieł fantastycznych, których pokrewieństwo z powieścią Holdstocka wynika z pewnych wartości naddanych. I szczerze mówiąc, nie znajduję takich dzieł zbyt wiele. Być może pasowałaby tutaj przelewająca się do naszej rzeczywistości „Niekończąca się historia” Michaela Endego? Powieść o znaczeniu wyobraźni i fantazji, będąca fantazją o fantazji, spełniająca potrzebę fantazjowania? A może wspomniane już „Małe, Duże” Crowleya, które świadomie i umyślnie sprowadza baśń pomiędzy literaturę dla dorosłych a europejskie mity i archetypy do Ameryki? Mam jednak wrażenie, że żadna z nich nie sięga tak głęboko i na wskroś materii samej opowieści i fantazji jak dzieło Holdstocka.

Jeśli dotarliście aż do tego miejsca, być może zadajecie sobie pytanie - czy naprawdę to wszystko można znaleźć w tak niepozornej z pozoru powieści autora kilkunastu horrorów klasy C? Odpowiedź brzmi: TAK. Znajdziecie tam to wszystko i pewnie jeszcze więcej. Na pierwszym poziomie, czytelnikowi spragnionemu po prostu dobrej historii, Holdstock zaoferuje mroczną fantasy w stylu klasycznych opowieści z nutką grozy. Natomiast na odbiorcę bardziej wymagającego i (być może) świadomego czeka przygoda sięgająca do korzeni ludzkiej kultury, nie tylko angielskiej, intrygująca wyprawa do źródeł wszelkiej opowieści, do wnętrza kultury, wstecz dziejów i w głąb nas samych. Podróż przez pramyśli ludzkości nie tylko w warstwie fabularnej, ale też w koncepcji, strukturze i symbolice samej lektury.

A to dopiero początek tej podróży.

Ps. Z tego wrażenia, jakie przy powtórnej lekturze zrobiła na mnie przemyślana i erudycyjna fantasy Holdstocka zerknąłem do biografii autora. Okazało się, że wcale nie był z wykształcenia antropologiem czy etnografem tylko zoologiem, który na pewnym etapie życia zajął się na poważnie pisarstwem. I tak się pechowo składa, że znamy w Polsce dorobek literacki Roberta Holdstocka dosyć dobrze, ale akurat nie ten, który chcielibyśmy poznać. Z siedmiu tomów wybornego cyklu Mythago Wood dostaliśmy jak dotąd zaledwie dwa, a ceniona i nagradzana w Europie trylogia Merlin Codex, jest u nas zupełnie nieznana. Podobnie jak zbiór opowiadań „Merlins Wood”. Bo właśnie w dziełach nawiązujących do brytyjskich legend czy celtyckiej mitologii, autor czuł się najlepiej i wzbijał na pisarskie wyżyny.

Tymczasem zamiast tego polski czytelnik dostał sporą część marnych i pisanych zapewne dla zarobku (i pod licznymi pseudonimami) horrorów klasy C i lichej fantasy klasy D, w tym sześciotomowy cykl Nocny Łowca podpisany przez Roberta Faulcona oraz trylogię fantasy Berserker napisaną pod pseudonimem Chris Carlsen. Obie serie wydał Rebis na początku lat 90. w miękkich, absolutnie koszmarnych okładkach przystających poziomem do treści. Wcześniej tenże Rebis wydał powieść „Sataniści” napisaną przez Holdstocka pod pseudonimem Robert Black, a następnie z rozpędu pod tym samym nazwiskiem powieść „Sukub” niejakiego Johna Stockholma. Nigdzie nie natrafiłem na wiarygodną informację, czy Stockholm to kolejny pseudonim R.H. czy może ktoś zupełnie inny.

Robert Holdstock „Las ożywionego mitu”; Teminus - Wydawnictwo Fantastyczne i Kosmiczna Galanteria 2022.

Adres

Opole

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Terminus - Wydawnictwo Fantastyczne oraz Kosmiczna Galanteria umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Firmę

Wyślij wiadomość do Terminus - Wydawnictwo Fantastyczne oraz Kosmiczna Galanteria:

Udostępnij

Kategoria