Dorota Bonzel - z miłości do pisania

Dorota Bonzel - z miłości do pisania Któż to wie, co jest literacką fikcją, a co nie...
Co mogę dla Ciebie napisać?

23/05/2025
Z miłości do pisania i... fotografowania. :)
23/05/2025

Z miłości do pisania i... fotografowania. :)

To niesamowite jak zapachy i smaki mogą przywoływać wspomnienia...Szukała tego przepisu bardzo długo. Nie potrafiła odtw...
17/03/2025

To niesamowite jak zapachy i smaki mogą przywoływać wspomnienia...

Szukała tego przepisu bardzo długo. Nie potrafiła odtworzyć go z pamięci. Wiedziała, że potrzebny był pieprz marynowany, że dodawało się musztardę... I to niestety wszystko co podpowiadała dziurawa pamięć. Ale nic dziwnego, od momentu, gdy jadła to danie, minęło już siedem lat...

Recepturę odnalazła niedawno, przez przypadek, w książce z przepisami, którą podarowała znajomemu z okazji urodzin. Od razu zrobiła zdjęcie instrukcji przygotowania dania i nie mogła się doczekać weekendu, kiedy będzie mogła znów poczuć smak sosu z pieprzu marynowanego.

O tym, że w ogóle istnieje coś takiego jak pieprz marynowany, czyli ziarenka pieprzu w zalewie, zamknięte w słoiku, dowiedziała się już w pierwszym dniu, gdy po przyjeździe razem z kucharzem pojechała na zakupy. Przyglądała się z ciekawością małemu słoiczkowi i zastanawiała się co z tym można zrobić. Dowiedziała się kilka dni później.

Nie sądziła, że w Pile też coś takiego dostanie. Miała to szczęście, że przypadkiem w jednym z marketów zobaczyła na półce słoiczek z kuleczkami pieprzu. Jeszcze nie pamiętała przepisu, ale na wszelki wypadek włożyła produkt do koszyka. Teraz jak znalazł! Wystarczyło otworzyć lodówkę, a wszystkie składniki były w jednym miejscu.

Pierwotny przepis nieco zmodyfikowała. Wtedy sosem z pieprzem marynowanym polewała niesamowicie pyszny stek. Teraz musiał wystarczyć filet z piersi kurczaka. Ale tylko dlatego, że wiedziała, że nie jest w stanie tak genialnie przyrządzić stek, jak robił to kucharz.

Mięso z kurczaka odpowiednio wcześniej zamarynowała w czosnku, soli i papryce. Ale przed usmażeniem wytarła kawałki fileta z marynaty, żeby przyprawy nie zmieniły smaku sosu.

Na patelni obsmażyła mięso, po kilka minut z każdej strony, żeby nie było przesuszone. Autor przepisu pisał, żeby na patelnię wlać olej, ale doskonale pamiętała, że kucharz używał masła. Tak też zrobiła. Na maśle zeszkliła cebulę i dodała trzy łyżeczki pieprzu marynowanego i dwie łyżeczki musztardy. Podsmażyła wszystko pół minuty.

Zapach musztardy rozszedł się po całej kuchni, a jej myśli pofrunęły prawie 1000 kilometrów. Znów była w tej kuchni, z głośnika leciała Ella Fitzgerald. A może album Męskie Granie 2017 Dogrywka, na którym Kortez swoim cudownym głosem wyśpiewywał smutno: "Uleciało".

Uśmiechnęła się na to wspomnienie i szybko wróciła myślami do swojej kuchni. Na patelnię dolała 100 mililitrów białego wina i odczekała kilka minut, żeby trochę to wino odparowało.

W domu pachniało jeszcze intensywniej, a myśli znów wybiegły daleko. Niemal czuła jak zapach przygotowywanego sosu: cebuli, musztardy i wina miesza się z czystym i rześkim alpejskim powietrzem. Przymknęła oczy i zamiast lotniska za oknem zobaczyła jak szczyty góry Schinder układają się w kształt serca. Słyszała jak język polski z kuchni miesza się z niemieckim, a raczej z bawarskim, dobiegającym z "Gastraumu". I miała wrażenie, że gdzieś w oddali słyszy dzwonki, jakie pasące się krowy miały założone na szyi.

Ostatnim etapem przygotowywania sosu było dodanie śmietany. Oczywiście kremówki, dla lepszego smaku i bez ryzyka, że śmietana zwarzy się na patelni. Do całości dodała usmażone wcześniej mięso, nakryła patelnię pokrywką i zostawiła na trzydzieści minut.

Smakowało wybornie! Mimo, że w zupełnie innym miejscu i bez tej ekipy. Ale smak i zapach sosu sprawiły, że choć na chwilę przeniosła się w tamto miejsce. I było to tak intensywne, jakby mózg dał się oszukać i naprawdę myślał, że znów przeżywa fascynującą alpejską przygodę.

Co ważne, bez tych "przypraw" w postaci sentymentu i wspomnień, danie też pysznie smakuje. Polecam!

To było takie proste... Dwa kliknięcia palcem po ekranie telefonu i kilkanaście miesięcy życia poszłoby w zapomnienie w ...
16/03/2025

To było takie proste... Dwa kliknięcia palcem po ekranie telefonu i kilkanaście miesięcy życia poszłoby w zapomnienie w ułamku sekundy. I właśnie dlatego, że było to takie proste, bała się to zrobić. Mimo, że zbierała się do tego kilkukrotnie.

To był impuls, że akurat tego dnia chwyciła za telefon, otworzyła aplikację, dotknęła zapis rozmów z Nim i kliknęła w ikonę kosza. Aplikacja zapytała jeszcze czy na pewno chce usunąć ten czat. Wtedy zatrzymała się na chwilę, ale czuła, że już najwyższy czas. Potrzebowała na to prawie trzynastu miesięcy.

Teraz przyszedł ten moment, żeby otworzyć się na nowe...

Co ciekawe, ani przez chwilę nie żałowała tego, że usunęła przeszłość z pamięci telefonu. Mało tego, była zła, gdy odkryła, że nie usunęły się filmy i zdjęcia, które przekopiowały się kiedyś, gdy zmieniała model telefonu. Spojrzała na nie, ale nie towarzyszyły już temu żadne emocje. Pomyślała tylko, że nie ma co żałować, że to się skończyło, lecz trzeba być wdzięczną za to, że się w ogóle wydarzyło.

Nie planowała tego spaceru, ale zatelefonowała znajoma i zaproponowała wyjście z domu. Siedziała akurat nad papierami i ...
09/03/2025

Nie planowała tego spaceru, ale zatelefonowała znajoma i zaproponowała wyjście z domu. Siedziała akurat nad papierami i stwierdziła, że przyda jej się przewietrzyć głowę przed nowym tygodniem. Tym bardziej, że poprzedni był ciężki, a kolejny też zapowiadał się pełen wyzwań. Wprawdzie ta gonitwa zadań i obowiązków mega ją nakręcała, ale żeby móc pracować w pełnym skupieniu, potrzebna jej była spokojna głowa. Spacer wzdłuż jeziora, w świetle zachodzącego słońca był tym, co mogło dać wewnętrzny spokój.

Kiedy koleżanka opowiadała o czymś z zaangażowaniem, jej myśli na chwilę uciekły. Przypomniała sobie jak bardzo on uwielbiał Płotki. Wiosną i latem wykorzystywał każdą wolną chwilę, wsiadał na rower i przyjeżdżał tutaj. Spacerował wokół jeziora, a w upalne dni chłodził się w wodzie.

Dzisiaj na Płotkach nie pozostało po nim już nic. Ślady stóp na piasku już dawno zostały zadeptane. Zapach perfum i ciepło ciała ulotniły się. Ale czuć było, że już nawet myślami tutaj nie wracał. Choć jeszcze niedawno mówił: "Moje Płotki... Tak bardzo za nimi tęsknię. Tutaj, gdzie jestem, nie jest tak pięknie".

Uśmiechnęła się, dała tym myślom swobodnie przepłynąć, nie przywiązywała się do nich. Szybko wróciła do słuchania opowieści koleżanki. To było zdecydowanie ciekawsze.

- "Samotność w sieci" czytałam jako nastolatka. Dziś mam prawie czterdzieści lat i nadal czekam na tego Jakuba!- No nieź...
05/03/2025

- "Samotność w sieci" czytałam jako nastolatka. Dziś mam prawie czterdzieści lat i nadal czekam na tego Jakuba!

- No nieźle mnie pani podsumowała - odpowiedział mi dzisiaj Janusz Leon Wiśniewski, wybuchając przy tym śmiechem.

W sumie i tak lepiej, niż ostatnio. Gdy w 2016 roku podpisywał mi się na pierwszej stronie "Samotności w sieci" i zobaczył, że jest to pierwsze wydanie tej książki, z 2001 roku popatrzył na mnie i stwierdził: "Ale pani była zbyt młoda, żeby to wtedy czytać!".

Już drugi raz miałam możliwość spotkać się na żywo, słuchać i zamienić kilka słów z tą ważną dla mnie postacią. Mimo, że dziś już z aż tak zapartym tchem nie pochłaniam jego książek, jak to bywało wtedy, gdy byłam młodsza, to nadal bardzo go cenię. Jest dla mnie autorytetem. Szczególnie jeśli wziąć pod uwagę to, że pisanie jest moją miłością i jestem wrażliwa na słowo pisane.

Chciałabym umieć tak pięknie pisać o emocjach. Potrafić dostrzegać w nich wszystkie, najbardziej subtelne aspekty. Dotykać ich głębi. U Janusza Leona Wiśniewskiego jest to jeszcze opatrzone solidną dawką nauki, bo emocje to przecież nic innego jak zachodzące w mózgu procesy chemiczne. A przebieg tych reakcji chemicznych opisany jest w taki sposób, że jest to... piękne!

To bohaterowie Jego książek kształtowali moje wyobrażenie o miłości, związkach, doświadczaniu siebie nawzajem. Byłam jedną z tych, które uwierzyły, że Jakub (główny bohater "Samotności w sieci") gdzieś istnieje. Stał się ideałem mężczyzny, przez którego przez cały czas wychodzę z założenia, że to mózg jest najbardziej seksownym organem. Bo Jakub był przede wszystkim bardzo mądry, ponadprzeciętnie inteligentny, w tym także jeśli chodzi o inteligencję emocjonalną.

Janusz Leon Wiśniewski nie tylko nauczył mnie - nastolatkę - emocji, ale przede wszystkim pokazał właśnie to, że warto być mądrym. Słuchanie go to wielka uczta dla mózgu. Sposób w jaki opowiada, rzeczy, o których opowiada, miejsca, w których był, wiedza i umiejętności, które posiada, inteligencja emocjonalna - to wszystko bardzo mi imponuje. I motywuje do stawania się lepszą wersją siebie. A także... Podsyca ten głos, który z tyłu głowy szepcze do ucha: "No weźże się w końcu za to pisanie i napisz tę książkę. Przecież to Twoje marzenie!".

O zachodach słońca...Dzień był ciepły, mimo, że to dopiero zaczął się marzec. Ale w powietrzu czuć już było wiosnę. Post...
04/03/2025

O zachodach słońca...

Dzień był ciepły, mimo, że to dopiero zaczął się marzec. Ale w powietrzu czuć już było wiosnę. Postanowiła, że tego dnia zrobi trening na powietrzu. Małe wybieganie ulubioną trasą wzdłuż lotniska.

Przyroda wynagrodziła jej wysiłek. Zachodzące słońce było autorem pięknego spektaklu. Niebo najpierw się zaróżowiło, a potem zapłonęło. Wyglądało to magicznie. Biegła i nie mogła oderwać oczu od widoku, który malował się między drzewami.

Uwielbiała obserwować zachody słońca. Nie wiedziała czy to starość czy wewnętrzna wrażliwość, ale zachodzące słońce potrafiło ją wzruszyć.

Chyba dlatego właśnie kiedyś, w pewien marcowy wieczór poprosiła, żeby pojechali nad Zalew. Auto zaparkował tak, że przez przednią szybę widzieli wodę i światła osiedla po drugiej stronie. I mimo, że wtedy słońce nie zachodziło w tak imponujący sposób, to też było pięknie. Pamięta, że na moment w aucie zapadła cisza. Chcieli w w milczeniu nacieszyć oczy tańcem światła z nadchodzącym mrokiem.

Kiedy w jej oczach odbijały się ostatnie, gasnące już promienie słońca, szepnął jej coś do ucha. Jej odpowiedzią było delikatne skinienie głową.

W drodze powrotnej opowiadała mu jak pięknie czasami zachodzi słońce nad lotniskiem. I mimo, że później wiele razy mieli możliwość, by to razem oglądać, nigdy z nią nie zobaczył zachodu słońca. Bo gdy był, to ona stawała się słońcem, a wszystko dookoła przestawało się liczyć. To był zawsze jej czas...

14/02/2025

💙 14.02.2024

Dzień, w którym okazało się, że naprawdę może być pięknie, gdy się kończy świat.

Ale gdy zamknęły się drzwi, pięknie już nie było. Nic już nie było. Mimo, że nawet wiele się po drodze wydarzyło.

Wszystko jednak dzieje się po coś. Gdyby nie było 14.02.2024, prawdopodobnie nie byłoby też 4.11.2024. Dlatego "Gib niemals auf!", "Nie poddawamy się".

Adres

Piła
64-920

Telefon

+48665332708

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Dorota Bonzel - z miłości do pisania umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Firmę

Wyślij wiadomość do Dorota Bonzel - z miłości do pisania:

Udostępnij