Razem w Polsce

Razem w Polsce Допомагаємо українцям які прибули до Польщі��

Ci, którzy wracają, i ci, którzy zostają tylko w pamięciRano dostałam wiadomość, której nie potrafiłam od razu przeczyta...
29/11/2025

Ci, którzy wracają, i ci, którzy zostają tylko w pamięci

Rano dostałam wiadomość, której nie potrafiłam od razu przeczytać do końca.
„Witam, Dima Czernow zginął 18 listopada pod Pokrowskiem. Jutro pogrzeb.”

Dima był naszym przyjacielem z dzieciństwa — jednym z tej czwórki, która dorastała razem w Charkowie: Petro, Mariczka, on i ja. Jeździliśmy po mieście starym samochodem marki „Pobiedą”, który Dima sam odrestaurował. Zjeździliśmy wszystkie okolice Charkowskiej Nowej Bawarii z puszką lemoniady w ręku i poczuciem, że świat dopiero na nas czeka. Latem ruszaliśmy w góry Krymu. Przeszliśmy szlak od Bachczysaraju aż po Jałtę — przez Manguł-Kale, Wielki Kanion i płaskowyż Aj-Petri. To były dni, które miały trwać wiecznie.

Miał dziewiętnaście lat, gdy powiedział mi, że chce się ożenić. Mówił to poważnie, ale z tą nieśmiałością chłopaka, który nie wie jeszcze nic o życiu, a jednocześnie przeczuwa zbyt wiele. Miałam siedemnaście. Śmiałam się wtedy, powiedziałam, że się nie śpieszę, że jeszcze mam przed sobą cały świat. Nie wiedziałam, że świat tak szybko się zmienia.

Kiedy napisałam o jego śmierci znajomemu walczącemu pod Zaporożem, odpisał krótkimi zdaniami, jakby każde kosztowało go wysiłek:
„Współczuję. Ale my tu już nie mamy w sobie żadnej empatii. Człowiek, z którym trzy lata siedziałeś w jednym okopie, dziś wraca w czarnym worku. A czasem nie wraca wcale.”

Pisał o gniewie. O wściekłości na tych, którzy w tyle, na terenach nie objętych bezpośrednimi działaniami wojennymi, robią nagrania o Komisjach poborowych i udają, że wojna ich nie dotyczy.
„Jak wrócimy — oni wszyscy poczują nasz gniew” — dodał.
Czy on naprawdę tak myśli? Czy tylko próbuje ochronić się przed bólem, który inaczej by go złamał?

Siedziałam z telefonem w dłoni i nie wiedziałam, co odpisać. Nie dlatego, że brakowało mi empatii. Przeciwnie — nagle zrozumiałam, jak ogromna jest przepaść między nami. Oni żyją w świecie, w którym śmierć jest codziennością; my — w świecie, który mimo wojny wciąż próbuje udawać normalność.

W psychologii mówi się o moral injury — ranie moralnej. To nie szok, nie strach, ale moment, kiedy człowiek przestaje wierzyć, że świat ma sens. Żołnierze z frontu często wracają inni: emocjonalnie odcięci, zamknięci, gniewni. Nie dlatego, że tacy chcą być, lecz dlatego, że inaczej nie przetrwaliby każdego kolejnego dnia.

Historia zna ten mechanizm aż zbyt dobrze.
Po I wojnie światowej nazwano ich straconym pokoleniem.
Po II — mówiono o ludziach, którzy wrócili, ale tak naprawdę nie wrócili nigdy.
Po Wietnamie — o żołnierzach, których własne społeczeństwo witało niezrozumieniem i współczuciem pomieszanym z odrzuceniem.
Po Bałkanach — o społeczeństwach, które nie potrafiły zmieścić w sobie tego, co widzieli ci, którzy walczyli.

My jesteśmy dokładnie w takiej chwili historii.
Żołnierze staną kiedyś w progu swoich mieszkań, a bliscy będą patrzeć na nich jak na tych samych ludzi — choć oni będą już inni.
Trauma nie zostanie na froncie. Ona wróci razem z nimi.

I jest jeszcze jedna, cicha linia pęknięcia: za Ukrainę walczą dziś również obcokrajowcy — ochotnicy, którzy świadomie weszli w cudzą wojnę. Kiedy oni wrócą do siebie, zmierzą się nie tylko z własną traumą, ale i z chłodnym zdaniem, które już dziś krąży po internecie:
„Nikt ci nie kazał walczyć za obcy kraj”.
Ich rany mogą być jeszcze głębsze, bo u nich w domach nie będzie ani bohaterstwa, ani wdzięczności — tylko niezrozumienie.

W słowach mojego przyjaciela z frontu słyszę nie tyle groźbę, ile rozpacz.
On chce, żeby jego ból został zauważony.
Żeby śmierć Dimy — i tysięcy jemu podobnych — miała wagę.
Żeby ktoś po drugiej stronie tej przepaści powiedział: „widzę cię”.

Dzisiaj myślę o Dimie tak, jakby wrócił na chwilę tamtą naszą drogą przez Krym, jakby znów wsiadał do „Pobiedy”, którą tak pieczołowicie naprawiał. On został w tamtym czasie, w swoim śmiechu, w życiu, którego nie zdążył przeżyć.

Może któregoś dnia uda nam się zszyć społeczeństwo na nowo — połączyć tych, którzy widzieli wojnę z bliska, i tych, którzy widzieli ją tylko przez ekran. Ale żeby to się stało, musimy zrobić coś trudnego, a zarazem podstawowego: nie odwracać się od bólu, nawet jeśli nie jest naszym bólem.

Bo wojna łamie ludzi — ale tylko inni ludzie mogą ich później poskładać.

Piękno w czasie wojny: rytuał przetrwaniaDługo nie miałam odwagi o tym napisać.Nie dlatego, że to temat błahy — wręcz pr...
04/11/2025

Piękno w czasie wojny: rytuał przetrwania

Długo nie miałam odwagi o tym napisać.
Nie dlatego, że to temat błahy — wręcz przeciwnie, zbyt osobisty.
Zawsze, gdy przyjeżdżam do Kijowa i schodzę do metra — ostatni raz byłam tam jakieś pół roku temu — widzę kobiety z idealnie ułożonymi włosami, z makijażem dopracowanym w każdym detalu. I za każdym razem myślę: to nie jest próżność. To sposób na przetrwanie.
Wtedy, w wagonie, usłyszałam rozmowę dwóch kobiet. Jedna z nich, mniej więcej pięćdziesięcioletnia, mówiła:
— Nigdy nie robiłam depilacji, a ładną bieliznę kupiłam sobie ostatni raz, gdy miałam dziewiętnaście lat. A teraz, jak pomyślę, że coś znów spadnie, że mnie wydobędą spod gruzów w starej koszuli i z brudnymi włosami... To teraz co wieczór zakładam ładną piżamę. Drogą, włoską, żeby nie było mi wstyd.
Pół roku później — Poznań, salon kosmetyczny.
Obok mnie siedziała Ukrainka, może pięćdziesięciodwuletnia. Czekała na kosmetyczkę i rozmawiała przez telefon — głośno, bez skrępowania. Opowiadała przyjaciółce, że przed wojną nigdy nie potrzebowała ani sztucznych rzęs, ani manikiuru, a teraz nie wyobraża sobie bez tego życia. „Przyzwyczaiłam się — mówiła — dwa lata w Ukrainie, zawsze gotowa, zawsze uczesana. Tak na wszelki wypadek.”
Wydaje mi się, że to nie tylko kwestia wyglądu.
Piękno nie jest bronią. A może raczej — nie tylko bronią.
Przesadne dbanie o siebie może być, jak twierdzą psychologowie, jednym z objawów traumy. Kiedy świat się rozpada, próbujemy ocalić cokolwiek, nad czym jeszcze mamy kontrolę. Nie możemy zatrzymać rakiet, ale możemy umyć włosy, pomalować usta. Na pierwszy rzut oka to drobiazg, a jednak właśnie takie drobiazgi przywracają poczucie normalności.
Czytałam kiedyś, że troska o ciało to próba przywrócenia sobie bezpieczeństwa.
Na mój gust — to coś bardzo ludzkiego. Kobieta, która robi makijaż przy dźwięku syren, nie ucieka od rzeczywistości. Ona jej się stawia.
To mały, cichy gest sprzeciwu wobec chaosu.
Są też liczby, które potwierdzają tę intuicję.
Według Diia.Business, w 2023 roku liczba nowych salonów fryzjerskich i kosmetycznych w obwodach kijowskim, charkowskim oraz w samym Kijowie wzrosła o prawie 30% w porównaniu z 2022.
Branża beauty nie tylko przetrwała — ale się dostosowała. Zmienił się też cel: coraz częściej chodzi nie o „upiększanie”, lecz o regenerację. Zabiegi wellness, masaże, pielęgnacja dopasowana do indywidualnych potrzeb. Ciało również potrzebuje rehabilitacji.
Podczas II wojny światowej w Wielkiej Brytanii i USA kosmetyki reklamowano hasłem „Beauty is your duty” — „Piękno to twój obowiązek”. Pomadka była symbolem odwagi, nie kobiecości. Może dziś, nieświadomie, powtarzamy tamtą intuicję: zachować człowieczeństwo poprzez formę, poprzez codzienny rytuał, który mówi „jeszcze żyję”.

W Polsce widać to jeszcze wyraźniej.
Polacy mówią z uśmiechem: jeśli rano spotkasz na ulicy kobietę w makijażu, ubraną jak na święto — to pewnie Ukrainka. Nie dlatego, że Polki o siebie nie dbają. Po prostu mają inne, spokojniejsze, „pokojowe” podejście do kosmetyków.
Dla Polki makijaż to element stylu. Dla Ukrainki — część zbroi.
Myślę też, że salony piękności stały się dla wielu kobiet miejscem wsparcia. Tam nie tylko farbuje się włosy. Tam się rozmawia, milczy razem, słucha. To coś na kształt wspólnej terapii — kobiecego sposobu na przywrócenie porządku światu.
Piękno w czasie wojny to nie ucieczka, lecz forma trwania.
Malujemy usta, żeby się nie rozpaść. Robimy manikiur, by pamiętać, kim byłyśmy „przedtem”. Kupujemy ładną piżamę, bo świat może zniknąć w każdej chwili — a my chcemy zostać sobą, nawet w ciemności.
To nasz cichy protest przeciwko chaosowi.
I może, kiedy wojna się skończy, ten zwyczaj zostanie. Ale będzie znaczyć coś innego: nie strach, lecz troskę. Nie potrzebę kontroli, lecz potrzebę życia.
Bo każda kobieta, która w najciemniejszym dniu sięga po szminkę, mówi światu jedno:
wciąż tu jestem.






🇵🇱 Polsko-ukraińskie spotkanie biznesowe w Poznaniu — już po raz drugi!Wczoraj, 30 października, w gościnnej przestrzeni...
31/10/2025

🇵🇱 Polsko-ukraińskie spotkanie biznesowe w Poznaniu — już po raz drugi!
Wczoraj, 30 października, w gościnnej przestrzeni Fundacji Lepszy Świat odbyło się kolejne spotkanie przedsiębiorców z Polski i Ukrainy, zorganizowane przez Fundację RWP wspólnie z Polsko-Ukraińską Izbą Gospodarczą.
Tym razem przy wspólnym stole spotkali się przedstawiciele wielu branż: prawnicy, elektrycy, specjaliści rynku nieruchomości, restauratorzy, nauczyciele, muzycy, a także osoby prowadzące działalność w sektorze usług i drobnego biznesu. To właśnie ta różnorodność sprawia, że nasze spotkania stają się tak inspirujące i pełne pozytywnej energii.
Na początku wydarzenia miała miejsce wyjątkowa chwila — kierownictwo Fundacji RWP zostało uhonorowane podziękowaniami i dyplomami od Towarzystwa Polonia, które wspiera Polaków mieszkających na Ukrainie. To piękny gest doceniający międzynarodową współpracę i codzienną pomoc realizowaną przez nasz zespół.
Naszym gościem specjalnym był Władysław Iwanow, wiceprezes Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej, który podzielił się praktycznymi wskazówkami na temat:
💡 jak budować relacje z klientami,
🔍 jak weryfikować partnerów biznesowych,
🤝 oraz jakie możliwości współpracy oferuje Izba.
Nie zabrakło też aromatycznej kawy i słodkości od niezawodnej Złotej Kawy ☕ — serdecznie dziękujemy za wsparcie i pyszny poczęstunek!
Spotkanie odbyło się dzięki wsparciu finansowemu PISOP, za co również serdecznie dziękujemy 🙏
Całe wydarzenie trwało ponad dwie i pół godziny — z czego część oficjalna zajęła około godziny, a reszta upłynęła na swobodnych rozmowach i wymianie doświadczeń. To właśnie ten moment, gdy formalność ustępuje miejsca otwartości i prawdziwemu dialogowi, tworzy wyjątkową atmosferę naszych spotkań.
✨ Dziękujemy wszystkim za obecność, otwartość i pozytywną energię!
Już teraz zapraszamy na kolejne spotkanie naszej polsko-ukraińskiej społeczności biznesowej w Poznaniu — do zobaczenia wkrótce!


🇺🇦 Польсько-українська бізнес-зустріч у Познані — вдруге!
Учора, 30 жовтня, у гостинному просторі Fundacji Lepszy Świat відбулася чергова зустріч польських та українських підприємців, організована Фундацією RWP спільно з Польсько-Українською Господарчою Палатою.
Цього разу зібралися представники найрізноманітніших сфер: юристи, електрики, спеціалісти з нерухомості, ресторатори, викладачі, музиканти, підприємці з малого та мікробізнесу. Саме ця різноманітність створює натхненну атмосферу і показує, як багато нас об’єднує.
На початку зустрічі сталася приємна несподіванка — керівництво Фундації RWP отримало подяки та грамоти від Towarzystwa Polonia, яке підтримує поляків, що проживають в Україні. Це важливе визнання нашої міжнародної співпраці та щоденної роботи команди.
Спеціальним гостем події став Владислав Іванов, віцепрезидент Польсько-Української Господарчої Палати, який поділився практичними порадами щодо:
💡 пошуку надійних клієнтів,
🔍 перевірки партнерів перед співпрацею,
🤝 можливостей, які відкриває діяльність Палати.
Дякуємо за запашну каву та солодощі Złotej Kawie ☕ — і за фінансову підтримку заходу — PISOP 🙏
Зустріч тривала понад дві з половиною години: перша година — офіційна частина, а далі — жива, відкрита розмова, яка об’єднала людей, що кілька хвилин тому ще були незнайомі. Саме такі моменти створюють справжню спільноту.
✨ Щиро дякуємо всім за участь, відкритість і добру енергію.
До нової зустрічі вже зовсім скоро!
#бізнес #Познань #польськоукраїнськасотрудня

Polsko-ukraińskie spotkanie biznesowe w Poznaniu – już 30 października!Po sukcesie pierwszego wydarzenia networkingowego...
23/10/2025

Polsko-ukraińskie spotkanie biznesowe w Poznaniu – już 30 października!

Po sukcesie pierwszego wydarzenia networkingowego, które połączyło polskich i ukraińskich przedsiębiorców, zapraszamy na kolejne inspirujące spotkanie biznesowe w Poznaniu!

📅 Kiedy: 30 października (piątek), godz. 17:00
📍 Gdzie: Fundacja Lepszy Świat, ul. Nowowiejskiego 15/15A, Poznań

Wydarzenie organizują:
👉 Fundacja RWP we współpracy z Polsko-Ukraińską Izbą Gospodarczą.

Tym razem naszym gościem specjalnym będzie Władysław Iwanow, wiceprezes Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej, który opowie m.in. o:
💡 tym, jak i gdzie szukać rzetelnych klientów,
🔍 tym, jak sprawdzać partnerów biznesowych, by uniknąć ryzyka,
🤝 działalności Izby i możliwościach współpracy,
📈 specyfice prowadzenia biznesu w Polsce.

To spotkanie to nie tylko wiedza, ale też nieformalna atmosfera, networking i prawdziwe relacje między przedsiębiorcami z obu krajów.

☕ Aromatyczna kawa, ciekawi ludzie i inspirująca przestrzeń — gwarantowane!

👉 Liczba miejsc ograniczona – zarejestruj się już dziś i dołącz do społeczności, która rozwija polsko-ukraiński biznes w Poznaniu! https://forms.gle/8sdx6Ko7yfmtQphC7

🇺🇦 Польсько-українська бізнес-зустріч у Познані – вже 30 жовтня!

Після успіху першого нетворкінгу, який об’єднав українських і польських підприємців, запрошуємо вас на наступну зустріч бізнес-спільноти у Познані!

📅 Коли: 30 жовтня (п’ятниця), 17:00
📍 Де: Fundacja Lepszy Świat, ul. Nowowiejskiego 15/15A, Познань

Організатори події:
👉 Фундація RWP спільно з Українсько-Польською Господарчою Палатою.

Наш гість – Владислав Іванов, віцепрезидент Українсько-Польської Господарчої Палати, який розповість про:
💡 як і де шукати надійних клієнтів,
🔍 як перевіряти партнерів, щоб уникнути неприємних ситуацій,
🤝 діяльність Палати та можливості співпраці,
📈 особливості ведення бізнесу в Польщі.

Зустріч проходитиме у теплій, відкритій атмосфері — саме такій, що допомагає будувати справжні зв’язки між підприємцями з Польщі та України.

☕ Запашна кава, цікаві знайомства та нові можливості – гарантовано!

👉 Кількість місць обмежена — реєструйтесь зараз і станьте частиною бізнес-спільноти, яка розвиває польсько-українське партнерство у Познані! https://forms.gle/8sdx6Ko7yfmtQphC7

Fundacja RWP zaprasza na spotkanie biznesowe, które odbędzie się w formie networkingowej 30 października o godz. 17.00 pod adresem ul. Nowowiejskiego 15/15A Poznań.Gościem specjalnym będze Władyslaw Iwanow, wiceprezes Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarcej. Prosimy o wypełnienie krótkiego fo...

Od serca do serca: wsparcie dla Marii Sadowskiej-PawlakNie znam osobiście Pani Marii. Jednak moja rodzina dobrze wie, cz...
20/10/2025

Od serca do serca: wsparcie dla Marii Sadowskiej-Pawlak

Nie znam osobiście Pani Marii. Jednak moja rodzina dobrze wie, czym jest rak. Wiem też, że niestety ta choroba często dotyka najbardziej życzliwych i dobrych ludzi. Dlatego w tę sobotę postanowiliśmy z rodziną odwiedzić kiermasz charytatywny „Od serca do serca” w Poznaniu, aby wesprzeć Marię Sadowską-Pawlak, wicedyrektorkę fundacji Barka, która przez wiele lat pomagała Ukraińcom przyjeżdżającym do Polski oraz osobom znajdującym się w trudnej sytuacji życiowej.

Wydarzenie odbyło się 28 września 2025 roku w siedzibie fundacji Barka, na jednym piętrze, w dwóch salach połączonych korytarzem. W jednej odbywały się koncerty i warsztaty, w drugiej — można było spróbować ukraińskiej kuchni i słodkości. Były muzyka i taniec, kreatywne warsztaty dla dzieci i dorosłych, loteria oraz stoiska z rękodziełem i wyrobami kulinarnymi.

Szczególnie imponujące było, jak zjednoczyła się ukraińska społeczność w Poznaniu. W wydarzeniu wzięły udział liczne fundacje i organizacje ukraińskie, m.in. Nejmovirna PL, Artcluster, Ukraińska Wiosna, Wolni Ludzie, Ok&Sana Fundacja Integracji, Edukacji i Kultury, a także wolontariuszki fundacji Barka. Wszyscy połączyli siły, aby wspierać Marię i jej rodzinę. To nie była tylko akcja charytatywna — to prawdziwa współpraca dla jednej wspólnej sprawy.

Na wydarzeniu obecne były sama Maria i jej mama. Po ich oczach było widać, że osoby, które całe życie poświęciły innym, teraz same potrzebują wsparcia. Były wzruszone i wdzięczne za liczne uściski, ciepłe słowa i otwarte serca przybyłych Ukraińców.

Łącznie zebrano 10 126,30 zł, w tym wpłaty online i datki w gotówce. Ale najważniejsza nie była kwota, lecz atmosfera: poczucie wspólnoty, wdzięczności i wzajemnego wsparcia.

Wiem jedno: rak przychodzi bez zaproszenia i zabiera wiele. Ale gdy wokół pojawiają się ludzie — z muzyką, ciepłem, śmiechem i otwartymi sercami — choroba nie ma ostatniego słowa. Być może ten kiermasz nie był tylko o leczeniu. Być może był o wierze, że dobro wraca, o wdzięczności i wsparciu, które można odczuwać nawet na odległość.

Chcę serdecznie podziękować organizatorom — Оля Чопей , Oksana Kovalivska i całemu zespołowi ukraińskich asystentek fundacji Barka, a także wszystkim fundacjom ukraińskim, wolontariuszom, muzykom, artystom i kucharzom, którzy sprawili, że ten dzień był ciepły i wyjątkowy.

Mario, Waszej rodzinie i bliskim życzę siły i wiary. Nie jesteście sami — jesteśmy z Wami, od serca do serca. 🫶

Bipolarny świat wojny– Przestałam czytać wiadomości z Ukrainy i wypisałam się ze wszystkich kanałów w Telegramie. Już ni...
10/10/2025

Bipolarny świat wojny
– Przestałam czytać wiadomości z Ukrainy i wypisałam się ze wszystkich kanałów w Telegramie. Już nie mogę – mówi znajoma fryzjerka. – Pod koniec pierwszego roku pełnoskalowej wojny zrozumiałam, że więcej nie dam rady. Wpadłam w taką depresję i ataki paniki, że ledwo z tego wyszłam.

– Jana, znowu mam tę moją bipolarną rzeczywistość – pisze znajoma. – Dziś festiwal kultury ukraińskiej, ludzie będą się cieszyć, śpiewać, tańczyć... a tam znów bombardowania. Zbieramy na drony, bo to jedyne, czym możemy pomóc.

W Kijowie – mówią – agencje eventowe zarabiają dziś więcej niż kiedykolwiek. Ludzie świętują każdy dzień tak, jakby miał być ostatni.

– Moi chłopcy, którzy wracają z przepustek z Kijowa, są nie do poznania – opowiada dowódca jednej z brygad. – Jedni są źli na cały świat, inni nie chcą już walczyć, a niektórzy wpadają w taką depresję, że nie wiemy, co z nimi robić. Bo z błota i śmierci frontu trafiają do miasta, które świeci światłami, luksusowymi autami, restauracjami… i nie wytrzymują.

Żyjemy w świecie bipolarnym.
Między dźwiękiem alarmów a dźwiękiem koncertowych kolumn, między datkami na drony a kieliszkiem szampana na przyjęciu, między „trzymajmy się” a „nie dam już rady”.
Dokąd nas to zaprowadzi?

Po takich rozmowach często wracam myślami do słów Mychajła Kociubińskiego:

„Wiecie, raz czytałem, jak powiesili was aż dwunastu… Aż dwunastu… i ziewnąłem. A drugi raz wieść o szeregu białych worków popiłem dojrzałą śliwką. Tak wziąłem ją, wiecie, w palce – cudowną, soczystą – i poczułem w ustach przyjemny, słodki smak...”

Te słowa z „Intermezzo” są o człowieku, który tak bardzo zmęczył się ludzkim cierpieniem, że przestał na nie reagować.
Nie z obojętności, lecz z wyczerpania.
Jego ziewnięcie nie jest lekceważeniem, lecz ostatnim sposobem, by nie pęknąć.

Wszyscy trochę jesteśmy na jego miejscu.
Czujemy winę za spokój i zmęczenie nieustannym bólem.
Zajadamy śmierć śliwkami, zdjęciami, pracą, datkami – czymkolwiek, co pozwala na chwilę nie myśleć o śmierci.
I może właśnie to też jest formą przetrwania.

Z czasem zaczęłam zauważać, że nie pomaga ani siła woli, ani motywacyjne cytaty. Pomagają rzeczy proste, prawie banalne.
Kiedy udaje się odłożyć telefon, odłączyć od wiadomości – dać głowie chwilę ciszy.
Kiedy trzymasz się małych rytuałów: poranna kawa, spacer, znajoma droga, głos mamy w słuchawce.
Kiedy pozwalasz sobie po prostu być zmęczoną – bez tłumaczeń, bez poczucia winy.
A kiedy pojawia się radość – nawet maleńka – nie gasisz jej, nie uciekasz, nie mówisz: „nie pora”. Bo może właśnie te okruchy życia ratują nas przed ostatecznym utonięciem.

Psychologowie mówią, że nie da się długo żyć „na wojnie” w sobie. Trzeba czasem wrócić do życia. Każdy szuka swojego sposobu: ktoś milknie, ktoś pomaga, ktoś maluje, ktoś po prostu przytula.

Jeśli mam być szczera – ja też często nie wytrzymuję. Moje życie od ponad trzech lat jest podzielone na pół: poranki zaczynają się od wiadomości i telefonów do bliskich. A tu, w Poznaniu – praca, wolontariat, rodzina, dziecko.
I z własnego doświadczenia powiem: trzymają mnie nie wielkie słowa i nie heroizm, ale rzeczy drobne.

Pomaga ograniczenie szumu informacyjnego.
Pomagają małe punkty oparcia – rytuały, znajome smaki, głos kogoś, komu ufasz.
Pomaga świadomość, że nie jesteś sama.
I pomaga pozwolenie sobie na życie – nawet wtedy, gdy wokół tyle śmierci.

Każdy z nas szuka swojego intermezzo – tej krótkiej pauzy między rozpaczą a oddechem.
Może właśnie w tych pauzach rodzi się nasza odporność.

A jak wy sobie radzicie?

Integracja bez języka czy język bez integracjiMoja przyjaciółka Nastia — inteligentna, wykształcona i, jak się mówi, prz...
06/10/2025

Integracja bez języka czy język bez integracji

Moja przyjaciółka Nastia — inteligentna, wykształcona i, jak się mówi, przebojowa. Poznałyśmy się w szkole policealnej Cosinus, do której trafiłyśmy prawie nie znając polskiego, ale z jasnym przekonaniem: skoro życie rzuciło nas do obcego kraju, trzeba nauczyć się języka i zdobyć wykształcenie. Bo inaczej spędzimy całe życie na magazynie albo z mopem w ręku.

Usiadłyśmy w jednej ławce, podczas przerwy zaczęłyśmy rozmawiać — i od tamtej pory nie przestajemy ze sobą gadać i śmiać się razem. Nasze dzieci czytają i mówią po polsku, kończą szkoły, mają przyjaciół. A my… My też skończyłyśmy szkołę policealną, ale pracy, którą można by nazwać „normalną”, i tak nie znalazłyśmy.
Ja poszłam w wolontariat. Tam znalazłam sens, rozmowy i język. A Nastia pozostała w tym samym domowym kręgu — dom, dzieci, drobne prace dorywcze. Polski zna, rozmawia, gdy trzeba, ale dalej niż „pójść do sklepu czy zamówić kawę” nie posuwa się.

— Powiedz mi — powiedziała niedawno — po co mi ten polski, skoro mam dwa wyższe wykształcenia z Ukrainy, ukończoną szkołę policealną Cosinus i jeszcze mnóstwo kursów, a normalnej pracy i tak nie mogę znaleźć?

— Rozsyłasz CV?
— Dziesiątkami dziennie! I co?
— I co?
— Kilka razy zadzwonili, usłyszeli akcent — i koniec. Nawet na rozmowę nie zaprosili.
— Powiedz mi, czy my jesteśmy jak trędowate?

Milczałyśmy. Bo co tu odpowiedzieć.

Jej słowa bolą, bo nie dotyczą tylko pracy. Mówią o poczuciu niewidzialności. O tym, że żyjesz w nowym miejscu, ale nikt cię naprawdę nie dostrzega. Uczysz się, starasz się, wkładasz wysiłek — a w zamian dostajesz obojętny wzrok i ciszę po rozmowie kwalifikacyjnej. Jeśli w ogóle się ona odbywa. I wtedy język przestaje być drogą do integracji. Staje się przypomnieniem o drzwiach, które się nie otwierają.

Z tego, co wiem, w Polsce jest teraz ponad milion obywateli Ukrainy, większość to kobiety. Około 60% ma wyższe wykształcenie. A jednak przeważająca część pracuje poniżej swoich kwalifikacji — w usługach, logistyce, sprzątaniu, na magazynach. To, moim zdaniem, nie tylko
kwestia ekonomii, ale też poczucia własnej wartości. Bo kiedy codziennie wykonujesz pracę, w której nikt nie oczekuje twojego zdania — zaczynasz wątpić w swoją wartość. I wtedy naturalnie pojawia się pytanie: po co w ogóle uczyć się języka, jeśli i tak nie pomaga?

Uważam, że niechęć do nauki polskiego to nie lenistwo, lecz forma zmęczenia. Zmęczenia tym, że wysiłki nie przynoszą rezultatów, że integracja mierzona jest nie człowieczeństwem, a poprawnością wymowy. Człowiek przestaje widzieć sens, gdy język nie otwiera drzwi, lecz tylko podkreśla granice, za którymi go trzymają.

Moim zdaniem prawdziwa integracja nie zaczyna się od gramatyki. Zaczyna się w momencie, gdy ktoś uznaje cię za równą — nawet z błędami, nawet z akcentem. Kiedy zamiast „proszę mówić po polsku” słyszysz „rozumiem, jak trudno ci jest się starać, ale dziękuję, że próbujesz”. Czasem to wystarczy, by chcieć powiedzieć coś więcej niż tylko „dzień dobry”.

Nastia mówi: „Jak znajdę normalną pracę, wtedy się nauczę”. Ale może to błędne koło trzeba przerwać nie podręcznikiem, a człowieczeństwem? Wsparciem, prostym „jesteś tu”? Bo motywacja rodzi się nie z użyteczności, lecz z kontaktu.

Moim zdaniem wielu z nas zacznie uczyć się języka dopiero wtedy, gdy poczuje, że ma tu przestrzeń dla własnego głosu. Gdy będzie mogła mówić nie tylko poprawnie, ale też sensownie. I przede wszystkim — być wysłuchanym. Bo język bez akceptacji to tylko dźwięk, a akceptacja bez języka — cisza.

I myślę sobie: może prawdziwa integracja to nie znać wszystkie przypadki, ale mieć z kim i gdzie rozmawiać o czymś więcej niż praca czy zamówienie w sklepie?

Ukraińska Wiosna ma już 18 lat. Dorosłość w rytmie technoWczoraj dziecko o imieniu Ukraińska Wiosna świętowało swoje 18....
04/10/2025

Ukraińska Wiosna ma już 18 lat. Dorosłość w rytmie techno
Wczoraj dziecko o imieniu Ukraińska Wiosna świętowało swoje 18. urodziny. Stało się pełnoletnie, dojrzałe i po raz pierwszy wybrało się na urodzinową imprezę do klubu. Wychowane w znakomitej ukraińskiej rodzinie, w najlepszych tradycjach muzyki klasycznej i literatury, tym razem obrało nietypowe miejsce – klub w Teatr Polski w Poznaniu . Gościom jubilatka podarowała niezwykły performance Hybrid Cartographies. Graphics and Sound – wspólne dzieło ukraińskiej artystki Sony Isupovej, mieszkającej w Szwajcarii i tworzącej z użyciem wideo cyfrowego oraz praktyk generatywnych, oraz berlińskiego duetu dijakritika, znanego z eksperymentalnego podejścia do techno i łączenia kultury klubowej z awangardą.

Na urodziny przybyło wielu gości. I choć charakter wydarzenia był młodzieżowy, wśród obecnych znaleźli się także starsi przyjaciele i znajomi “rodziców-założycieli” festiwalu. Atmosfera przypominała wielką, rodzinną uroczystość. Był tort przygotowany przez kawiarnię ZŁOTA Kawa, a bar działał nie tylko dla przyjemności – dochód z napojów przeznaczono na cele charytatywne, w tym na wsparcie ukraińskich artystów walczących dziś na froncie.
Po występie udało mi się porozmawiać z Sonią Isupovą. Wyjaśniła, że w tym projekcie to muzyka odgrywa główną rolę – to ona kształtuje ideę i nadaje ton, a obraz jedynie ją podkreśla i wzmacnia. “Około 80% materiału przygotowuję i dobieram z wyprzedzeniem, a 20% zostawiam na improwizację i twórczą fantazję” – powiedziała. Jej wizualizacje najczęściej rodzą się z motywów morza, fal, natury i podróży. Następnie przepuszcza je przez specjalne programy komputerowe, które przekształcają obrazy w swoiste kartografie, a artystka w czasie rzeczywistym nadaje im nową formę, łącząc je z muzyką.
Sonia z wdzięcznością mówiła o festiwalu i o swoim pobycie w Poznaniu. “Byłam zaskoczona, jak wielu tutaj Ukraińców i ile ukraińskiego języka. Spotkałam wspaniałych ludzi, także Polaków, którzy – wbrew temu, co czasem piszą media – są niezwykle życzliwie nastawieni do Ukraińców.”
Co właściwie zobaczyliśmy na ekranie? Dla jednych były to abstrakcje albo obrazy natury, dla innych – rytmiczna wizualna oprawa muzyki. Ja jednak dostrzegałam w nich kadry z termowizorów, noktowizorów, ciemne ulice ukraińskich miast i sylwetki ludzi widziane przez “oko” techniki. Kiedy podzieliłam się tym wrażeniem z Sonią, potwierdziła: “Tak, dziś technologia na wojnie ma ogromne znaczenie.”
Ten performance nie był więc tylko muzyką i obrazem. Był eksperymentem na styku ludzkiej intuicji i algorytmu, w którym sam proces staje się dziełem sztuki. Nieprzewidywalność, ryzyko, rodząca się wrażliwość na świat – to właśnie przeżyliśmy razem z artystami.
Na koniec chcę jeszcze raz pogratulować "Ukraińskiej Wiośnie" pełnoletności. Życzę festiwalowi, by nadal odważnie odkrywał nowe ścieżki w kulturze, sięgał po świeże formy artystycznej ekspresji, a jednocześnie pielęgnował swoje klasyczne, mocne korzenie. To właśnie połączenie tradycji i poszukiwania sprawia, że “Wiosna” jest tak wyjątkowa.

Ukraińskie dzieci w polskiej szkole: wyzwanie czy szansa?W zeszłym roku do klasy trzeciej, do której chodzi moja córka, ...
02/10/2025

Ukraińskie dzieci w polskiej szkole: wyzwanie czy szansa?

W zeszłym roku do klasy trzeciej, do której chodzi moja córka, dołączyła nowa uczennica — Lena z Chersonia. Jej ojciec jest na wojnie, mama została na Ukrainie, a dziewczynka została wysłana do babci w Poznaniu — bo babcia mieszka i pracuje tu od kilku lat. Pamiętam naszą pierwszą rozmowę: Lena powiedziała, że wstała o piątej rano, żeby zdążyć zrobić zadania domowe, bo równolegle uczęszcza też do szkoły ukraińskiej online.

Ciągle powtarzała, że przyjechała tylko „w odwiedziny do babci”. Polska szkoła była jej w zasadzie niepotrzebna, ale „babcia powiedziała, że trzeba” — więc chodziła. Uczyła się w dwóch szkołach jednocześnie, często zostawała sama w domu (babcia pracuje). Tak naprawdę jej życie toczyło się nie tutaj, a w internecie, wśród rówieśników i znajomych z Ukrainy. Trzymała się na uboczu, rozmawiała wyłącznie z ukraińskimi dziećmi. Dopiero teraz, powoli, zaczyna rozumieć, że do Chersonia raczej nie wróci. Ma dziesięć lat. Jest dzieckiem — i jednocześnie przypomina rozgniewanego wilczka, który oddzielił się od stada. Złości się na cały świat, bo nie ma przy sobie ani mamy, ani taty.

Czy to wina nauczycieli? Czy problem leży w polskiej szkole? Takich złamanych, pokaleczonych historii w Poznaniu jest, według moich obserwacji, około dziesięciu tysięcy — choć liczba ta wymaga jeszcze weryfikacji. To właśnie o takich dzieciach chciałam usłyszeć podczas debat w CK Zamek w ramach festiwalu Ukraińska Wiosna . Temat brzmiał obiecująco: „Ukraińskie dzieci w polskiej szkole”.

Przedstawiciele wydziału edukacji miasta Poznań oraz pozostali uczestnicy dyskutowali o szkołach: ile ukraińskich dzieci uczy się w szkołach podstawowych i średnich, ilu asystentów pomaga w placówkach, jak trudna jest praca nauczycieli w wielonarodowych klasach. Pani Julia Karczewska z Migrant Info Point zwróciła uwagę na jeszcze jeden istotny aspekt: nastroje społeczne w Polsce odbijają się na dzieciach w szkołach, a niektóre ukraińskie rodziny wyjeżdżają stąd, bo czują nienawiść wobec siebie i swoich dzieci.

Jednak ta myśl dość szybko została zastąpiona inną: ukraińskie dzieci to szansa dla polskiego systemu edukacji — dodatkowe finansowanie z UE i częściowe złagodzenie kryzysu demograficznego w kraju, gdzie rodzi się coraz mniej dzieci. Dyskusja poszła dalej: nauczyciele potrzebują „marchewki”, by oprócz nauczania własnego przedmiotu zajmować się także dziećmi migrantów; wspomniano, że w całej Polsce są tylko trzy szkoły, gdzie język ukraiński jest drugim językiem obcym; i że ukraińskie dzieci nie powinny zapominać swojego języka ojczystego.

Ogólne wrażenie pozostało takie samo: podczas debat poświęconych ukraińskim dzieciom — tych dzieci praktycznie nie było. W sali było wielu międzykulturowych asystentów — byłych ukraińskich nauczycieli, którzy codziennie pracują z dziećmi w polskich szkołach i na co dzień współpracują zarówno z rodzicami, jak i nauczycielami. To ich perspektywa i ich doświadczenie najbardziej chciałabym usłyszeć. To oni widzą milczenie i ból w oczach dzieci; spotykają na co dzień tych, których oficjalna statystyka nie zauważa.

Być może liczby i systemowe rozwiązania są ważne. Ale dopóki nie nauczymy się dostrzegać konkretnej Leny — dziesięcioletniej dziewczynki, która równocześnie uczęszcza do dwóch szkół i ukrywa swoją samotność za złością — żadna reforma nie odpowie na najważniejsze pytanie: jak te dzieci mają żyć dalej? Dopóki ich nie wysłuchamy, ryzykujemy przekształcenie „szansy dla systemu” w system, który nie widzi dzieci.

Adres

Poznan

Telefon

+48501833037

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Razem w Polsce umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Firmę

Wyślij wiadomość do Razem w Polsce:

Udostępnij