To jest ważne

To jest ważne Dane kontaktowe, mapa i wskazówki, formularz kontaktowy, godziny otwarcia, usługi, oceny, zdjęcia, filmy i ogłoszenia od To jest ważne, Firma nadająca i produkująca programy telewizyjne, Poznan.

— Kasia, po co ci dwa kotlety? — usłyszałam, zanim zdążyłam nawet wziąć widelec do ręki. Stałam przy kuchennym stole, a ...
24/08/2025

— Kasia, po co ci dwa kotlety? — usłyszałam, zanim zdążyłam nawet wziąć widelec do ręki. Stałam przy kuchennym stole, a dzieci już rozsiadły się na swoich miejscach. Tomek bawił się łyżką, Zosia próbowała wyciągnąć z miski ogórka, a najmłodszy Staś kręcił się niespokojnie na krześle. Mój mąż, Paweł, patrzył na mnie z tym swoim chłodnym uśmiechem, który od miesięcy coraz częściej wywoływał u mnie dreszcze. Zabrał mi z talerza dwa kotlety i położył je na swój talerz. — Powinnaś schudnąć — dodał cicho, ale wystarczająco głośno, by dzieci usłyszały.

W jednej chwili poczułam się jak dziecko przyłapane na czymś złym. Zrobiło mi się gorąco ze wstydu i złości. Przez sekundę miałam ochotę rzucić wszystkim i wybiec z kuchni. Ale przecież nie mogłam — ktoś musiał dopilnować, żeby dzieci zjadły obiad, żeby nie rozlały zupy, żeby nie pokłóciły się o kawałek chleba. Ktoś musiał być dorosły.

— Może nie powinnaś tak mówić przy dzieciach — powiedziałam cicho, próbując zachować spokój. Paweł wzruszył ramionami.

— Lepiej, żeby od razu wiedziały, że trzeba dbać o siebie — odpowiedział. Tomek spojrzał na mnie pytająco.

— Mamo, jesteś gruba? — zapytał bez cienia złośliwości, po prostu ciekawie. Zosia zaczęła się śmiać.

— Mama jest najładniejsza! — krzyknęła i przytuliła się do mojej ręki.

Chciałam się uśmiechnąć, ale w środku czułam tylko pustkę. Ostatni raz patrzyłam na siebie w lustrze bez krytyki chyba jeszcze przed ślubem. Od kiedy urodziłam Tomka, moje ciało zmieniało się z każdym rokiem. Najpierw rozstępy po pierwszej ciąży, potem brzuch po drugiej, a po trzeciej już nawet nie próbowałam wracać do dawnych ubrań. Każdego dnia patrzyłam na siebie z coraz większym rozczarowaniem.

Wieczorem, kiedy dzieci już spały, usiadłam na kanapie z kubkiem herbaty. Paweł oglądał wiadomości. Przez chwilę milczeliśmy. W końcu zebrałam się na odwagę.

👇 Kontynuacja w pierwszym komentarzu 👇

– Iwona, nie rozumiesz? To jest nasza szansa! – krzyczał mój brat Tomek, trzaskając pięścią w stół. Mama siedziała obok,...
24/08/2025

– Iwona, nie rozumiesz? To jest nasza szansa! – krzyczał mój brat Tomek, trzaskając pięścią w stół. Mama siedziała obok, z dłońmi zaciśniętymi na fartuchu, a tata patrzył przez okno na pola, które uprawiał przez czterdzieści lat. W powietrzu wisiało napięcie tak gęste, że można by je kroić nożem.

Wszystko zaczęło się wczesną wiosną, kiedy na wieś przyjechał elegancki pan w ciemnym garniturze. Przedstawił się jako przedstawiciel dużej firmy deweloperskiej z Warszawy. "Chcemy tu postawić osiedle domków jednorodzinnych. Państwa ziemia jest kluczowa. Oferujemy milion złotych." Milion. Słowo, które rozbiło naszą rodzinę na kawałki.

– Tato, przecież nie będziemy tu wiecznie orać! – Tomek nie odpuszczał. – Za te pieniądze możesz mieć wszystko, co chcesz. Ja otworzę warsztat, Iwona pojedzie do Krakowa na studia, a ty z mamą pojedziecie na wakacje życia!

Tata milczał. Wiedziałam, że w jego głowie toczy się walka. Dla niego ta ziemia to nie tylko hektary – to wspomnienia po dziadku, zapach świeżo skoszonego siana, pierwsze kroki mojego brata między grządkami ziemniaków. Dla mnie to dom, choć czasem przeklinałam błoto po kolana i wieczne narzekania sąsiadów.

Mama próbowała łagodzić sytuację:

– Może powinniśmy się zastanowić... To dużo pieniędzy. Ale co potem? Gdzie pójdziemy?

– Do miasta! – Tomek był już w myślach daleko stąd. – Tam jest życie! Tu tylko kurz i bieda.

A ja? Czułam się rozdarta. Z jednej strony marzyłam o studiach i własnym życiu, z drugiej – bałam się zostawić rodziców samych z tym wszystkim. Wiedziałam też, że jeśli sprzedamy ziemię, już nigdy nie wrócimy do tego, co było.

Druga część w pierwszym komentarzu 👇

— Jagoda, nie zapomnij zamknąć drzwi na dwa zamki! — głos mamy rozbrzmiewał w mojej głowie nawet teraz, gdy stałam już s...
24/08/2025

— Jagoda, nie zapomnij zamknąć drzwi na dwa zamki! — głos mamy rozbrzmiewał w mojej głowie nawet teraz, gdy stałam już sama w pustym przedpokoju mojego nowego mieszkania. Własnego. Dwupokojowego. W Łodzi. Przez chwilę stałam bez ruchu, z kluczami w dłoni, czując jak serce bije mi szybciej niż zwykle. To nie był już pokój w komunale, gdzie ściany były cienkie jak papier, a Halina Kryspinowa z mieszkania obok krzyczała przez ścianę, żebym „myła się ciszej” po jedenastej. To nie był już kąt u zrzędliwej gospodyni, która liczyła każdy mój krok i patrzyła na mnie spod byka, jakbym była intruzem w jej świecie. Teraz miałam własny próg. I własne oddechy.

Usiadłam na podłodze w salonie, bo jeszcze nie miałam kanapy. Wokół mnie piętrzyły się kartony z książkami, ubraniami i starym czajnikiem po babci. Przez okno wpadało blade światło popołudnia, a ja czułam się... dziwnie pusta. Przecież powinnam śpiewać z radości! Tak długo o tym marzyłam — o własnej przestrzeni, o niezależności, o tym, że nikt nie będzie mi mówił, jak mam żyć. Ale zamiast tego czułam ciężar w piersi i łzy cisnęły mi się do oczu.

Telefon zadzwonił nagle, wyrywając mnie z zamyślenia. Na wyświetlaczu pojawiło się imię: "Mama". Przez chwilę wahałam się, czy odebrać. W końcu przesunęłam palcem po ekranie.

— No i jak tam? — zapytała od razu, bez przywitania.

— Dobrze, mamo. Właśnie rozpakowuję rzeczy — skłamałam.

— A sąsiedzi? Sprawdziłaś, kto mieszka za ścianą? — jej głos był napięty, jakby zaraz miało się wydarzyć coś złego.

— Mamo, daj mi chwilę odetchnąć. Proszę — powiedziałam cicho.

Ciąg dalszy historii w komentarzu 👇

— Mamo, dziś przyprowadzę moją dziewczynę. Chcę, żebyście się poznali. Długo na to czekałem, ale nie było okazji. Jej có...
23/08/2025

— Mamo, dziś przyprowadzę moją dziewczynę. Chcę, żebyście się poznali. Długo na to czekałem, ale nie było okazji. Jej córka jest teraz u babci, więc dziś jest idealny dzień — powiedział Krzysiek, wchodząc do kuchni z tym swoim nieco nieśmiałym uśmiechem, który zawsze rozbrajał moje serce. Ale tym razem poczułam coś innego. Coś ścisnęło mnie w środku, jakby ktoś nagle zabrał mi powietrze.

Nie odpowiedziałam od razu. Stałam przy kuchence, mieszając zupę, i nagle poczułam, że ręka mi drży. Przez chwilę miałam ochotę powiedzieć: „Nie dzisiaj, Krzysiu, proszę”, ale przecież to jego życie. On już nie jest moim małym chłopcem, choć dla mnie zawsze taki pozostanie.

— Oczywiście, synku — wydusiłam z siebie w końcu, starając się uśmiechnąć. — Cieszę się, że chcesz mi ją przedstawić.

Krzysiek wyszedł z kuchni, a ja zostałam sama z własnymi myślami. Przez okno patrzyłam na ogród, który pielęgnowałam przez lata. Każdy krzew, każda rabatka była częścią mojego życia. A teraz? Czy wszystko miało się zmienić?

Pół dnia spędziłam na sprzątaniu i gotowaniu. Chciałam, żeby wszystko było idealne, choć w środku czułam narastający niepokój. W końcu usłyszałam dźwięk domofonu. Krzysiek wszedł pierwszy, za nim kobieta — wysoka, szczupła brunetka o łagodnych oczach — i dziewczynka, może siedmioletnia, trzymająca ją kurczowo za rękę.

— Mamo, poznaj Magdę i jej córkę Zosię — powiedział Krzysiek z dumą w głosie.

Magda uśmiechnęła się do mnie niepewnie. — Dzień dobry, pani Ireno. Bardzo mi miło.

Zakończenie w pierwszym komentarzu 👇

– Gdzie jest Zuzka?! – krzyknęłam, wbiegając do kuchni, gdzie mama stała z telefonem przy uchu, blada jak ściana. Tata s...
23/08/2025

– Gdzie jest Zuzka?! – krzyknęłam, wbiegając do kuchni, gdzie mama stała z telefonem przy uchu, blada jak ściana. Tata siedział przy stole, zgarbiony, z twarzą ukrytą w dłoniach. W powietrzu wisiała cisza, która bolała bardziej niż jakiekolwiek słowa.

– Marta, proszę cię… – wyszeptała mama, ale jej głos się załamał. – Policja już wie. Szukają jej.

To był 12 listopada, dzień po imieninach Zuzki. Miała wtedy siedemnaście lat. Wyszła wieczorem do koleżanki na osiedlu, obiecała wrócić przed dziesiątą. Nie wróciła. Telefon milczał. Jej kurtka wisiała w przedpokoju, a ja czułam, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi.

Nie spałam całą noc. Siedziałam na łóżku Zuzki, wdychając zapach jej perfum, patrząc na rozrzucone zeszyty i zdjęcia przyklejone do ściany. „Wróć” – powtarzałam w myślach jak mantrę. Ale minęły godziny, potem dni, a po Zuzce nie było śladu.

Policja przyszła rano. Przesłuchiwali nas długo. Pytali o wszystko: czy miała chłopaka, czy się z kimś pokłóciła, czy ostatnio była smutna. Mama płakała, tata milczał. Ja byłam wściekła – na nich, na siebie, na cały świat.

– Może uciekła? – rzucił jeden z policjantów. – W tym wieku to się zdarza.

– Zuzka nigdy by tego nie zrobiła! – wybuchłam. – Nie znacie jej!

Ale oni tylko wymienili spojrzenia i zapisali coś w notesach.

Przez kolejne tygodnie żyliśmy jak w zawieszeniu. Ludzie z osiedla zaczęli szeptać za naszymi plecami. „Może się zakochała”, „Może coś brała”, „Może rodzina miała problemy”. Każde takie słowo wbijało się we mnie jak szpilka.

👇 Ciąg dalszy w pierwszym komentarzu 👇

– Mamo, nie mamy już gdzie pójść. Proszę cię, pozwól nam zamieszkać u ciebie – głos Ewy drżał, a ja czułam, jak serce śc...
23/08/2025

– Mamo, nie mamy już gdzie pójść. Proszę cię, pozwól nam zamieszkać u ciebie – głos Ewy drżał, a ja czułam, jak serce ściska mi się w piersi. Stała w progu z Arianką na rękach, a za nią Krzysztof – mój zięć, którego obecność od miesięcy była dla mnie źródłem niepokoju i frustracji.

Wpatrywałam się w nich przez chwilę, czując narastający w środku chaos. Kocham Ewę. Kocham moją wnuczkę. Ale Krzysztof… Od kiedy pojawił się w naszym życiu, wszystko się zmieniło. Zawsze był głośny, apodyktyczny, miał swoje zdanie na każdy temat i nie znosił sprzeciwu. W moim domu czułam się przy nim jak intruz. Ostatni raz, gdy u nas mieszkali, skończyło się awanturą o to, że „za bardzo się wtrącam” i „nie szanuję ich prywatności”.

Ale teraz Ewa patrzyła na mnie z nadzieją i rozpaczą. Arianka tuliła się do niej, a Krzysztof stał z boku, zaciśnięte pięści, wzrok wbity w podłogę.

– Mamo, proszę… – powtórzyła Ewa cicho.

Zacisnęłam usta. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: jak Ewa płakała przez Krzysztofa po kolejnej kłótni, jak wnuczka chowała się za mną, gdy podnosił głos. Ile razy próbowałam rozmawiać z Ewą, przekonywać ją, żeby pomyślała o sobie i dziecku? Zawsze wracała do niego. Ale teraz…

– Ewa – powiedziałam powoli – ty i Arianka możecie zostać tak długo, jak będziecie potrzebować. Ale Krzysztof… Przepraszam, nie mogę go tu przyjąć.

Zapadła cisza. Krzysztof podniósł głowę, spojrzał na mnie z wściekłością.

– No pięknie – syknął. – Zawsze byłem tu niechciany! Zawsze! To przez ciebie mamy problemy!

Ciąg dalszy w pierwszym komentarzu 👇

– „Kasia, musimy porozmawiać.”Jego głos był cichy, jakby bał się, że ktoś nas podsłucha. Siedziałam na kanapie w naszym ...
23/08/2025

– „Kasia, musimy porozmawiać.”

Jego głos był cichy, jakby bał się, że ktoś nas podsłucha. Siedziałam na kanapie w naszym wynajmowanym mieszkaniu na warszawskim Mokotowie, z kubkiem herbaty w dłoniach. Przez okno widziałam, jak śnieg powoli przykrywał chodnik. Byłam w piątym miesiącu ciąży i czułam, że coś jest nie tak. Adam od kilku tygodni był nieobecny – wracał późno, unikał rozmów, a jego telefon coraz częściej milczał.

– „O czym?” – zapytałam, choć przeczuwałam odpowiedź.

Adam spojrzał na mnie z bólem, ale i ulgą. – „To nie jest twoja wina. Po prostu… zakochałem się w kimś innym.”

Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie pięścią w brzuch. Przez chwilę nie mogłam oddychać. – „W kim?”

– „W Magdzie. Poznałem ją w pracy. Przepraszam, Kasia. Naprawdę chciałem być dobrym ojcem, ale nie potrafię udawać.”

Wstał i podszedł do drzwi. Za oknem stała młoda kobieta – widziałam ją już wcześniej, czekała na niego kilka razy pod blokiem. Teraz wiedziałam, kim jest.

– „Zostawiasz mnie? Teraz? Kiedy noszę twoje dziecko?”

🤔 Ciąg dalszy w pierwszym komentarzu 👇👇

– Naprawdę myślisz, że nie wiem, co robisz za moimi plecami? – głos Magdy drżał od złości, kiedy zadzwoniła do mnie w śr...
23/08/2025

– Naprawdę myślisz, że nie wiem, co robisz za moimi plecami? – głos Magdy drżał od złości, kiedy zadzwoniła do mnie w środku zwykłego, szarego popołudnia. Stałam wtedy przy kuchennym blacie, obierając ziemniaki na obiad dla Pawła, mojego syna, który miał wpaść po pracy. Telefon zadzwonił nagle, a jej słowa uderzyły mnie jak zimny prysznic.

– Magda, o czym ty mówisz? – zapytałam, starając się zachować spokój, choć serce waliło mi jak młot. – Niczego nie robię za twoimi plecami.

– Nie udawaj! – przerwała mi ostro. – Wiem, że próbujesz nastawić Pawła przeciwko mnie. Myślisz, że nie słyszałam, jak mówił ci o naszych problemach? Jak mu doradzasz, żeby się mną nie przejmował? Że lepiej by było, gdyby wrócił do ciebie?

Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Przecież nigdy nie powiedziałam czegoś takiego! Owszem, Paweł czasem zwierzał mi się z kłopotów w małżeństwie, ale zawsze starałam się być neutralna. Nigdy nie chciałam rozbijać ich związku. Ale Magda nie dawała mi dojść do słowa.

– Wiesz co? – syknęła. – Przestań się wtrącać w nasze życie! To moje małżeństwo, a nie twoje! Jeśli jeszcze raz usłyszę, że próbujesz go przekonać do czegokolwiek za moimi plecami, przysięgam…

Rozłączyła się. Stałam przez dłuższą chwilę z telefonem przy uchu, czując jak łzy napływają mi do oczu. Zawsze starałam się być dobrą matką i teściową. Nigdy nie chciałam być tą „złą”, o której opowiadają dowcipy. Ale Magda od początku naszej znajomości dawała mi do zrozumienia, że jestem tu tylko dodatkiem – kimś zbędnym, kimś, kto przeszkadza.

Pamiętam dzień ich ślubu. Paweł był taki szczęśliwy, a ja czułam dumę i wzruszenie. Magda wydawała się wtedy inna – uśmiechnięta, otwarta. Ale już podczas wesela zauważyłam pierwsze sygnały: chłodne spojrzenia, wymuszone uśmiechy w moją stronę. Z czasem było tylko gorzej.

Każda wizyta u nich kończyła się spięciem. Magda zawsze znajdowała powód do pretensji: a to źle poukładałam naczynia w zmywarce, a to za długo rozmawiałam z Pawłem o jego pracy. Czułam się jak intruz we własnej rodzinie.

👇 Kontynuacja w pierwszym komentarzu 👇

— Mamo, po co ci to? — zapytała moja córka Ania, patrząc na mnie z niepokojem, gdy pakowałam się do pociągu do Poznania....
23/08/2025

— Mamo, po co ci to? — zapytała moja córka Ania, patrząc na mnie z niepokojem, gdy pakowałam się do pociągu do Poznania. — Przecież masz wszystko: dom, wnuki, tatę... Po co rozdrapywać stare rany?

Zatrzymałam się na chwilę, ściskając w dłoni pożółkłe zdjęcie sprzed czterdziestu lat. Na nim byłam ja i Marek — moja pierwsza miłość. Miałam wtedy osiemnaście lat, on dwadzieścia dwa. Wydawało mi się, że świat należy do nas. Potem życie potoczyło się inaczej: studia w Warszawie, szybki ślub z Andrzejem, narodziny dzieci. Marek zniknął z mojego życia tak nagle, jak się pojawił. Przez lata nie miałam odwagi nawet o nim myśleć.

Ale teraz, kiedy skończyłam sześćdziesiąt lat i dzieci były już dorosłe, coś we mnie pękło. Zaczęłam się zastanawiać: kim bym była, gdyby wtedy wszystko potoczyło się inaczej? Czy naprawdę jestem szczęśliwa? Czy Andrzej był moim przeznaczeniem, czy tylko bezpiecznym wyborem?

Pociąg sunął przez szare pola Wielkopolski, a ja czułam narastający niepokój. W głowie słyszałam głos matki: „Nie grzeb w przeszłości, bo możesz znaleźć coś, czego nie chcesz wiedzieć”. Ale ja musiałam to zrobić.

Adres Marka znalazłam przypadkiem — w internecie, na liście członków stowarzyszenia miłośników historii Poznania. Przez tydzień zbierałam się na odwagę, aż w końcu napisałam krótkiego maila: „Czy to Pan Marek Nowak z ulicy Słowiańskiej? Jeśli tak — proszę o kontakt. Z poważaniem, Maria z Warszawy”.

Odpowiedź przyszła po dwóch dniach: „Tak, to ja. Zapraszam na kawę. Marek”.

Teraz stałam przed jego domem — starym bliźniakiem z czerwonej cegły. Serce waliło mi jak młotem. Zadzwoniłam dzwonkiem.

Drzwi otworzyła kobieta w moim wieku. Miała siwe włosy spięte w kok i oczy... moje oczy. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu.

Druga część w pierwszym komentarzu 👇

— Danuta, czy naprawdę musisz znowu robić tę zupę? — usłyszałam głos Marka zza drzwi kuchni. Był środek listopada, a ja ...
23/08/2025

— Danuta, czy naprawdę musisz znowu robić tę zupę? — usłyszałam głos Marka zza drzwi kuchni. Był środek listopada, a ja stałam przy kuchence, mieszając rosół, który miał być naszym wspólnym obiadem. W oknie odbijała się moja twarz — zmęczona, z siwymi pasmami włosów opadającymi na czoło. Miałam 62 lata i od kilku miesięcy mieszkałam z Markiem, który był ode mnie trzynaście lat młodszy. Kiedyś wydawało mi się to ekscytujące. Teraz czułam się jak własna matka, która całe życie gotowała i prała dla innych.

Marek pojawił się w moim życiu nagle. Po rozwodzie z pierwszym mężem przez długie lata nie potrafiłam nikomu zaufać. Tamten człowiek był jak wampir — wysysał ze mnie siły, pieniądze i chęć do życia. Zostawił mnie z długami i poczuciem winy, że nie byłam wystarczająco dobrą żoną. Przez lata leczyłam rany samotnie, aż w końcu zaczęłam wierzyć, że już nigdy nie będę szczęśliwa.

Poznałam Marka na spotkaniu klubu książki w bibliotece miejskiej. Był czarujący, dowcipny, a jego błękitne oczy patrzyły na mnie z uwagą, której tak bardzo mi brakowało. "Danusiu, jesteś wyjątkowa" — powtarzał. Poczułam się młodsza o dwadzieścia lat. Znów zaczęłam się malować, kupiłam nową sukienkę. Moje dorosłe dzieci patrzyły na mnie z niedowierzaniem, a córka Marta ostrzegała: "Mamo, uważaj. On może chcieć tylko wygodnego życia". Zbywałam jej słowa śmiechem. Przecież Marek był inny.

Na początku wszystko było jak w bajce. Chodziliśmy na spacery po Plantach, piliśmy wino przy świecach, rozmawialiśmy do późna w nocy. Marek mówił: "Z tobą czuję się naprawdę sobą". Wprowadził się do mnie po trzech miesiącach znajomości. Mówił, że jego mieszkanie jest za ciasne i zimne. Cieszyłam się — wreszcie ktoś chciał być ze mną na stałe.

Szybko jednak bajka zaczęła się rozpadać. Marek coraz częściej zostawał w domu, tłumacząc się zmęczeniem po pracy. Ja gotowałam obiady, prałam jego koszule, sprzątałam po nim łazienkę. On siedział przed telewizorem albo przeglądał telefon. Gdy prosiłam o pomoc, wzdychał ciężko: "Danusiu, przecież ty to robisz najlepiej". Z czasem przestał nawet udawać zainteresowanie moimi sprawami.

Pewnego wieczoru wróciłam do domu później niż zwykle — byłam u koleżanki na imieninach. Marek siedział w kuchni z butelką piwa i spojrzał na mnie z wyrzutem:

— Gdzie byłaś tak długo? Nie zrobiłaś mi kolacji.

Ciąg dalszy historii w komentarzu 👇

— Mamo, czy możesz dziś zostać z Olkiem i Zosią? Mam ważne spotkanie w pracy, nie dam rady ich zabrać — mój głos drżał, ...
22/08/2025

— Mamo, czy możesz dziś zostać z Olkiem i Zosią? Mam ważne spotkanie w pracy, nie dam rady ich zabrać — mój głos drżał, choć starałam się brzmieć spokojnie. Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza. Słyszałam tylko cichy szum telewizora i oddech mojej matki. — Wiesz, Aniu, dziś nie mogę. Mam randkę z Markiem. To dla mnie ważne… — odpowiedziała po chwili, a ja poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody.

To nie był pierwszy raz. Odkąd tata odszedł do innej kobiety, mama jakby wykreśliła mnie i moje dzieci ze swojego życia. Zamiast być babcią, którą dzieci mogłyby wspominać z czułością, stała się kobietą na nowo szukającą szczęścia. Tylko że to szczęście miało miejsce gdzieś poza naszym domem, poza mną i moimi dziećmi.

Olek miał cztery lata, Zosia dwa. Każdego dnia walczyłam o to, by nie zwariować. Praca na pół etatu w księgowości, wieczne bieganie między przedszkolem a domem, zakupy, gotowanie, pranie. Wieczorami padałam na łóżko razem z dziećmi, czasem nawet nie mając siły zdjąć butów. A kiedy patrzyłam na zdjęcia koleżanek w mediach społecznościowych — one na kawie z mamą, one na spacerze z babcią swoich dzieci — czułam ukłucie zazdrości i żalu.

Najgorsze były weekendy. Mama dzwoniła czasem w sobotę rano: — Aniu, nie będę dziś dostępna, jadę z Markiem do Kazimierza. Wiesz, on tak lubi sztukę…

A ja? Ja zostawałam sama z dwójką rozbrykanych maluchów, którzy domagali się uwagi, zabawy, czułości. Czasem miałam ochotę wykrzyczeć przez telefon: „A ja lubię spać! Lubię mieć chwilę dla siebie! Lubię czuć się kochana!” Ale milczałam. Bo przecież nie wypada żądać od własnej matki poświęcenia. Przecież ona też ma prawo do szczęścia…

Tylko dlaczego jej szczęście zawsze oznaczało moją samotność?

Pamiętam jeden szczególny wieczór. Olek miał gorączkę, Zosia płakała bez przerwy od dwóch godzin. Byłam u kresu sił. Zadzwoniłam do mamy — może tym razem…

Zakończenie w pierwszym komentarzu 👇

– Jak mogłaś mi to zrobić, Aniu? – mój głos drżał, a dłonie ściskały kubek z herbatą tak mocno, że aż bolały mnie palce....
22/08/2025

– Jak mogłaś mi to zrobić, Aniu? – mój głos drżał, a dłonie ściskały kubek z herbatą tak mocno, że aż bolały mnie palce. Siedziałyśmy naprzeciwko siebie w mojej kuchni, tej samej, w której przez lata dzieliłyśmy się plotkami i śmiechem. Teraz jednak między nami wisiała cisza cięższa niż ołów.

Anna spuściła wzrok. – Marto, ja… nie chciałam… To wszystko tak się potoczyło…

Nie chciała? Czy można nie chcieć zdradzić czyjegoś zaufania i jednak to zrobić? Przez głowę przelatywały mi obrazy: nasze wspólne grille na podwórku, dzieci bawiące się razem na trzepaku, jej pomoc, gdy zachorowała moja mama. A teraz? Wszystko runęło w jednej chwili.

Zaczęło się niewinnie. Kiedy w styczniu wróciłam z pracy do domu na ulicy Słowiańskiej, zauważyłam, że coś jest nie tak. Drzwi do piwnicy były uchylone. Zignorowałam to – przecież czasem sama zapominałam je domknąć. Ale potem zaczęły znikać drobne rzeczy: słoiki z ogórkami, rower syna, nawet stara kurtka mojego męża. Podejrzenia padły na obcych – przecież nasza okolica była spokojna, wszyscy się znali.

Pewnego wieczoru usłyszałam szmer za ścianą. Wyszłam na klatkę i zobaczyłam Annę z kluczami do mojej piwnicy. Zamarłam.

– Co ty robisz? – zapytałam cicho.

Ona uśmiechnęła się nerwowo. – Myślałam, że to twoje rzeczy… chciałam tylko pożyczyć słoik na ogórki.

Wtedy jeszcze jej uwierzyłam. Ale kilka dni później sąsiadka z naprzeciwka, pani Halina, powiedziała mi coś, co zmroziło mi krew w żyłach:

– Widziałam Annę z twoim rowerem. Oddała go jakiemuś mężczyźnie pod sklepem.

👇 Ciąg dalszy w pierwszym komentarzu 👇

Adres

Poznan

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy To jest ważne umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Udostępnij