09/12/2025
Od kiedy kilka dni temu oddaliśmy do sprzedaży książkę 'Opowieść o pochodzeniu Świętego Rzymskiego Cesarstwa Myszy' dostajemy dużo wiadomości i czytamy komentarze. Od zachwytu po zmieszanie a nawet oburzenie: Jak można wydawać książkę, w której Mszę święta odprawiają myszy? Czy to nie mieszanie dzieciom w głowach? Dzieci mogą pomyśleć, że Pan Bóg zbawia zwierzęta! W odpowiedzi na te zarzuty oddajemy głos autorowi:
Celem "Opowieści o pochodzeniu Świętego Rzymskiego Cesarstwa Myszy" jest zanurzenie młodego czytelnika w świat bogactwa cywilizacji chrześcijańskiej, tradycyjnych obyczajów, klasycznej liturgii rzymskiej, etosu rycerskiego. Jest nim też rozbudzenie chrześcijańskiej wyobraźni przez obcowanie z elementami chrześcijańskiego mitu, a także przez osadzenie historii myszy na osi konfliktów filozoficznych, czy antropologicznych, obecnych w chrześcijańskiej narracji od wieków.
Niekoniecznie jest nim jednak nauczenie młodego czytelnika czym jest Msza Święta, czym dziedzictwo Christianitas, lub jak się z nimi obchodzić.
Od La Fontaine'a alegoria i dydaktyczność królują w narracji, przeznaczonej dla dzieci. Jednak wydaje się, że dydaktyczność nie jest najwyższym powołaniem opowieści. To pierwsza odpowiedzialność rodzica, a nie książeczki.
Wśród współczesnych historii, dedykowanych dzieciom, pełno jest treści, nastawionych np. na moralizowanie o pojednaniu i przyjacielstwie. Bajka jednak nigdy nie nauczy dziecka godzić się i pozyskiwać przyjaciół. Nauczy go za to chodzenie do szkoły i kontakt z rówieśnikami. Proste wyjście na podwórko powinno więc uczynić taką bajkę bezużyteczną.
Z zasady opowieści nie mają w perspektywie utylitarnej jakiejś nieodzownej wartości. Jest wiele skuteczniejszych sposobów, aby czegoś kogoś nauczyć lub w czymś poinstruować, niż ubieranie tych treści w język niejasnych obrazów, metafor i symboli. Z jakiegoś powodu jednak po zapomnianych przez dzieje kulturach pozostają nam zazwyczaj właśnie ich opowieści.
Swoją książkę dedykuję starszym dzieciom, które można, mam wrażenie, pozostawić z treściami, których nie pojmą w pierwszym czytaniu, które pozostaną przed nimi zakryte, lub będą powodowały jakiś konflikt. W tym trybie opowiadania nie jestem jednak zupełnie osamotniony, bo jeśli sięgnąć po legendy, mity i klasyczne opowieści, choćby braci Grimm, znajdziemy w nich pełno treści niezrozumiałych, zagmatwanych, tajemniczych, nawet wątpliwych z punktu widzenia moralnego czy obyczajowego, pomijając już treści drastyczne i poruszające do sprzeciwu. Treści te przedstawiano dzieciom przez pokolenia, z ufnością w proces powolnego rozeznawania, mierzenia się z tym, co budzi niepokój i wewnętrznego dojrzewania razem z opowieścią. Przywiązanie zaś do przekazu bezpośredniego, jawnego, dostosowanego idealnie do tego, co jestem w stanie pojąć w całości w danym momencie, wydaje się być cechą współczesnej mentalności i gustów.
Wśród opowieści biblijnych wiele jest nowotestamentalnych parabol, w których morał jest dość czytelny. Pełno jednak i starotestamentalnych historii, w których brakuje wyraźnej oceny moralnej czynów, a ich wartość da się wydedukować zaledwie przez ich konsekwencje. To jednak nie ubliża im jako opowieściom i opowiadamy je równie często. Opowieść zanurza w swoją rzeczywistość, zbudowaną z archetypów, schematów i zależności. Dobra opowieść czerpie te schematy i archetypy z rzeczywistości, przez co wiąże czytelnika bliżej ze światem prawdziwym. Nie jest mowa jednak o rzeczywistości, jako o czymś odartym z sensu. Dobra opowieść pozwala spojrzeć na świat przez swój pryzmat, żeby odkryć, że życie i świat dookoła, są tak naprawdę same opowieścią. Tym lepszą jest zaś opowieść, jeśli w wyniku zanurzenia, odkrywa się coraz głębiej sens tej rzeczywistej opowieści w tym, że jest to wielka narracja, rozpoczynająca się od Genesis, kończąca na Apokalipsie, oraz że jej podmiotem lirycznym jest Chrystus.
***
Jak pogodzić myszy i rytuał katolicki? Czy mysz może być częścią ludu odkupionego w Chrystusie? Czemu mysz odprawia Mszę Świętą? Aby odpowiedzieć na te pytania należy zgłębić to, czym jest Lud Mysi.
Postacie opowieści NIE SĄ antropomorficznymi alegoriami, których forma zwierzęca ma na celu wzbudzać sympatię, uwypuklać lub przedstawiać humorystycznie cechy ludzkie, jak w bajkach La Fontaine’a lub Beatrix Potter.
Przedstawienie postaci jest rozwinięciem idei ikony św. Krzysztofa jako cynocephala — człowieka z głową psa. Są to więc ludzie, potomkowie Adama, reprezentujący mieszkańców krańca świata. „Myszogłowi” to perfekcyjni obcy, ludzie tak niemieszczący się w kategoriach cywilizowanego świata chrześcijańskiego, tak dzicy, że aż przypominający zwierzęta. Są obrazem tych, do których wysłany jest każdy chrześcijanin w nawoływaniu do niesienia Ewangelii wszystkim ludom i aż po krańce ziemi.
Myszogłowi to najbrzydsze z dzieci Ewy, urodzonych po wygnaniu z Edenu. Najbrzydsze, czyli podobne bestiom. Jest to nawiązanie do klasycznych, mitologicznych opowieści, wyjaśniających pochodzenie inteligentnych, fantastycznych stworzeń, takich jak elfy, czy trolle, obecnych w mitach średniowiecznej Europy.
Myszogłowi są mali, ponieważ, zgrzeszywszy, muszą ukorzyć się przed Bogiem. Są ludem pokutującym.
Mają ogony, bo ogon to w klasycznym ujęciu to, co odstaje - tak jak frędzle u brzegu żydowskiego płaszcza. Ogon przypomina o tym, że są ludem z krańca świata, odszczepieńczym, który poszukuje nadal powrotu do domu.
Można sobie wyobrazić, z czym musieli mierzyć się odkrywcy Ameryki, widząc ludy dzikie, ledwie podobne znanemu im człowiekowi, a tym bardziej, które według wszelkich tamtejszych danych, nigdy wcześniej nie miały kontaktu z resztą rasy ludzkiej. Jak należało pogodzić ich istnienie z wywodem wszystkich ludzi od Adama, z Edenu, umiejscawianego na mapie gdzieś pomiędzy Tygrysem i Eufratem? Co wyobrażali sobie ludzie średniowiecza, zainspirowani ewangelicznym wezwaniem do zanoszenia Dobrej Nowiny wszystkim ludom i aż po krańce ziemi, kiedy te wszystkie ludy składały się z najróżniejszych dziwnych, a rozumnych istot - akephaloi, cynocephali i skiapodów?