
22/04/2025
NOWOŚĆ WYDAWNICZA
"W sieciach bezprawia" Kazimierz Chmura
Wspomnienia Kazimierza Chmury, żołnierza AK i Sybiraka, z jednej strony stanowią kronikarski zapis jego losów, zaś z drugiej są świadectwem tęsknoty za rodziną, ojczyzną, domem. Urodził się w Sarzynie, gdzie jego ojciec był kierownikiem szkoły. W 1932 r. rodzina przeniosła się do Drohobycza (woj. lwowskie). Na początku II wojny światowej Sowieci aresztowali jego ojca Maksymiliana, w 1944 r. brata Zygmunta, a w 1945 r. jego. Zesłano go do obozu w Workucie za kołem podbiegunowym. W 1947 r. podjął ucieczkę. Aresztowany ponownie w Drohobyczu i przewieziony z więzienia do Workuty. Po tzw. odwilży w ZSRR, poślubił Jadwigę Lipnicką, Polkę, również zesłaną do Workuty. Tam przyszło na świat dwóch ich synów. Wskutek starań brata Tadeusza z Polski dostali pozwolenie na powrót do kraju po 10 latach zesłania. Zamieszkali w Leżajsku. Podjął pracę w Spółdzielni „Las”, a następnie w Leżajskiej Wytwórni Tytoniu Przemysłowego. Aktywnie działał m.in. w Stowarzyszeniu Łagierników Żołnierzy AK i Stowarzyszeniu Przyjaciół Ziemi Drohobyckiej.
W 2006 r. wyróżniony medalem „Pro Memoria” przez Kierownika Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych – „za wybitne zasługi w utrwalaniu pamięci o ludziach i ich czynach w walce o niepodległość Polski podczas II wojny światowej i po jej zakończeniu”. Otrzymał patent – prawo do zaszczytnego tytułu „Weterana Walk o Wolność i Niepodległość Ojczyzny”. W 2007 r. mianowany na podporucznika WP i odznaczony przez Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski za działalność na rzecz środowisk kombatanckich.
Zmarł w Leżajsku i spoczął na tutejszym cmentarzu.
„Myślę, że niewielu ludziom przypadł w udziale taki los, aby tuż obok rodzinnego domu musiał wejść do wagonu, których kilkanaście zapełniano ludźmi skazanymi na wywóz w nieznane. Do późna w nocy wpatrywałem się w okno domu, w którym błyszczało światło. Wiadomość rozeszła się błyskawicznie i ludzie początkowo bardzo ostrożnie zatrzymywali się i podchodzili bliżej. Zakończono już załadunek, podczas którego poganiano nas „bystro – bystro” i trącano kolbami. Do wagonu wtłoczono 50–60 ludzi i w ciemnościach z trudem odnaleźliśmy nary, na których tylko część ludzi mogła się ułożyć. Nie było nam do snu, głosy wołających do nas ludzi i przepędzających konwojentów stale nas interesowały. Dopiero późno w nocy wszystko ucichło. O świcie pojawiło się bardzo dużo ludzi, nawoływania w języku polskim i ukraińskim nasilały się. Konwojenci nadal odpędzali, ale jednostkom pozwalali się zbliżyć. W drodze „przetargu” pozwolono (nie za darmo) podejść bliżej i porozmawiać, a nawet podać przez małe okienko jakąś paczuszkę (...) Coś podeszło mi do gardła, gdy na poboczu torów kolejowych zobaczyłem postać Mamy. Udało się nam porozmawiać (…) Mamo (mówiłem), jestem zdrów i silny, wytrzymam, na pewno wrócę” – fragment książki.
www.edytorial.com