13/07/2025
„Religia — samo zło?"
„Sądząc po nieustających atakach medialnych na nauczanie dzieci religii i na ich angażowanie w praktyki religijne oraz na klauzulę sumienia lekarzy odmawiających aborcji, można odnieść wrażenie, że religia — z punktu widzenia sekularnego — to samo zło.
Nie minęły dwa miesiące, gdy zapowiedziałem, że przeciwnicy spowiadania dzieci przez katolickich księży nie poprzestaną na żądaniach zakazania tej praktyki religijnej, ale będą drążyć dalej — że następne w kolejności, z czym będą walczyć, to nauczanie religii w szkołach, a gdy już to osiągną, może nawet nauczanie religii w domach przez rodziców. Oparłem się na głośno wyrażanym przez te środowiska celu, którym jest „opóźnienie ekspozycji dzieci na treści religijne, świat religii, świat Kościoła”. Walka z nauczaniem dzieci religii będzie się odbywać pod hasłem „stop przemocy wobec dzieci”, co będzie padało na podatny grunt, bo kto nie chce chronić dzieci przed krzywdą. Wystarczy tylko ludzi przekonać, że nauczanie dzieci religii wywołuje w nich traumy i stresy, a wszystko, co je wywołuje, to jakaś forma „przemocy psychicznej”, a skoro przemocy, to trzeba tego zakazać. No i jeszcze, że pojedyncze przypadki takich zranień psychicznych starczą za dowód powszechności tego zjawiska.
Straszna lekcja religii
Liberalne media raz po raz załamują ręce nad przemocą psychiczną, jaka ma spotykać dzieci podczas szkolnej katechezy. A to chłopcu, któremu umarł tata, katechetka miała powiedzieć, że jeśli jego tata był grzeszny, to nie poszedł do nieba. Inna katechetka puściła dzieciom film o ukrzyżowaniu, inne obejrzały na lekcji religii Pasję Mela Gibsona, a jeszcze inne dziecko dowiedziało się, że grzesznicy nie idą do nieba. Jakiś ksiądz w każdym trzęsieniu ziemi czy wybuchu wulkanu widział zapowiadane znaki nadchodzącego końca świata. Inny mówił o diable, zwiedzeniach i opętaniu. Było też straszenie konsekwencjami świętowania Halloween i nieświętowania niedzieli, czytania Harry’ego Pottera i nieczytania świętych lektur.
Oczywiście zaraz znajdzie się jakiś uczony pedagog, który autorytatywnie zawyrokuje, że wszelkie treści przekazywane na lekcjach religii, które wzbudzają w dzieciach lęk, wstyd czy poczucie winy, mogą zakłócać ich dobrostan i właściwy rozwój psychiczny. Liberalna gazeta czy portal od razu zapyta swoich czytelników, albo jeszcze lepiej członków różnych facebookowych grup apostatów lub antyklerykałów, co niepokoi lub niepokoiło na lekcjach religii w szkołach ich dzieci. W odpowiedzi zostaną zasypani opowieściami tylko jednej treści — o dzieciach przeżywających po lekcjach religii czy wizycie w kościele traumy, smutnych, budzących się w nocy z krzykiem, moczących się, i że niektórym pomogła dopiero terapia pod okiem psychiatry czy psychologa.
Oczywiście nie ma co bronić braku taktu w konkretnych sytuacjach u niektórych katechetów czy braku wyczucia, co — w zależności od wieku dzieci — można już im mówić i jak, a z czym powinno się jeszcze poczekać. Jednak biorąc pod uwagę skalę krytyki i ciężar zarzutów, można odnieść wrażenie, że winni są nie konkretni katecheci, ale nauczanie religii w ogóle. Lub jeszcze krócej: winna jest religia jako taka. Reszta w domyśle — wycofać, zakazać, nie uczyć.
Tymczasem nauka religii tej czy innej to przecież nie tylko nauka o samych miłych rzeczach. Grzech i jego rozległe konsekwencje w każdym przejawie życia na ziemi, włącznie z chorobami i śmiercią, nie są niczym miłym. Nie wszystko, co nas złego spotyka, musi być przez nas bezpośrednio zawinione, ale też nikt nie jest prędzej czy później bez grzechu. Grzech pociąga za sobą często tragiczne konsekwencje już w tym życiu, ale potrafią one sięgać dalej, odbierając szansę na życie wieczne u boku Boga. Żeby wyzwolić się z tej mocy grzechu potrzeba nam Boskiego Zbawiciela. I On się już pojawił. Jezus Chrystus żył bez grzechu i oddał za pokutujących grzeszników swoje życie w zastępstwie, żeby nie musieli ponosić wiecznych konsekwencji grzechu. I była to dwa tysiące lat temu najstraszliwsza śmierć — ukrzyżowanie. I to nie było nic miłego. Chrześcijaństwo nie tylko uczy o rzeczach dobrych i świętych, ale też złych i grzesznych. I nie da się uczyć chrześcijaństwa bez mówienia dzieciom o obu tych sferach i ich konsekwencjach. To nauka o życiu i śmierci — najpierw Jezusa Chrystusa, ale też naszym życiu i naszej śmierci, w aspekcie doczesnym i wiecznym. I tym, od czego zależy jedno i drugie. I nie da się, mówiąc o zbawieniu, nie mówić o sądzie i odpowiedzialności za swoje czyny. Wszystko to musi być oczywiście nauczane w formie dostosowanej do wieku dzieci — ale ma być nauczane. Jezus pozostawił nam taki testament: „Idźcie tedy i czyńcie uczniami wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, ucząc je przestrzegać wszystkiego, co wam przykazałem”1."
Zainteresował Cię artykuł? Przeczytaj go w całości klikając w poniższy link ⬇
Sądząc po nieustających atakach medialnych na nauczanie dzieci religii i na ich angażowanie w praktyki religijne oraz na klauzulę sumienia lekarzy odmawiających aborcji, można odnieść wrażenie, że religia — z punktu widzenia sekularnego — to samo zło. Nie minęły dwa miesiąc...