20/09/2025
Wrzesień 1939: Żandarmi w Szlachcinie – odebranie broni i codzienność okupacji.
We wspomnieniach Tertuliana Stablewskiego, ostatniego dziedzica dworu ziemiańskiego w Szlachcinie, zapisał się dzień, który dla jego rodziny miał wyjątkowo gorzki smak.
„Nazajutrz przyjechał ich komendant, Hauptmann Diederichs, który jednak nocował gdzieś w sąsiedztwie. Zdaje mi się, że on dokonał u nas operacji – a może to był ów major z pięcioma oficerami – dość przykrej raczej dla mego sparaliżowanego ojca, ale który właśnie dzięki swojej chorobie tej przykrości już tak nie odczuł, mianowicie odebrania nam broni.”
Dla Stanisława Stablewskiego, ojca Tertuliana, była to ogromna strata. Był bowiem zapalonym myśliwym, a jego kolekcja uchodziła za wyjątkową – „piękna broń, nie tylko kilka sztucerów (kalibru 9,3 mm i 6,0 mm) i kilka dubeltówek, ale i kilka flint historycznych o muzealnej wartości oraz sześć par pistoletów pojedynkowych.” Niemcy zabrali wszystko, zostawiając kwit wystawiony na maszynie i zapewniając, że „po wojnie będzie na wszystko oddane”. Oczywiście nigdy tak się nie stało.
Jedyną sztuką, która pozostała w Szlachcinie, był malutki belgijski rewolwer, ukryty przez wiernego służącego Feliksa – „choć mu tego odradzałem, co później gorzko odpokutował. Gdy bowiem w roku 1945 zajęła Szlachcin Armia Rosyjska, umiejąca lepiej szukać ukrytą broń niż niemiecka, znaleziono go u niego i powędrował na kilka miesięcy do więzienia.”
Choć ich obecność była ciężarem, żandarmi w Szlachcinie „zachowywali się spokojnie. Mieli kuchnię polową, więc odżywiali się sami. Mieli też radio, które stało w oknie oficyny i cały dzień grało na cały regulator, także ludzie pracujący w podwórzu stale je słyszeli. Oczywiście ryki Hitlera rozchodziły się najdonoślej, ale już tylko starsze pokolenie ludzi, wychowane w szkole niemieckiej przed rokiem 1918, rozumiało je.”
Radio stało się symbolem okupacyjnej codzienności – niemieckiej propagandy, której dźwięki towarzyszyły mieszkańcom folwarku od rana do wieczora.
Nie brakowało też momentów osobliwych, które dziś mogą wydawać się niemal groteskowe. „Raz przysłał stangret Andrzej chłopaka stajennego z zapytaniem, czy ma kaprala żandarmerii usłuchać, który zażądał, by zaprzągł i zawiózł go na spacer. Powiedziałem mu, żeby nie zastanawiał się ani chwili, bo opór taki mógłby mieć przykre konsekwencje i dla niego, i dla mnie. Więc żandarm przejechał się kariolką i końmi cugowymi na spacer. O ile pamiętam, był to nauczyciel z zawodu. Jakoś nie zabawiła go zbytnio ta zabawa bądź to w ‘pana’, bądź w ‘zwycięzcę’, bo przestał na jednym razie.”
Ten obraz – niemiecki żandarm udający „dziedzica” w karecie – stanowi paradoksalny kontrast do tragedii, jaka spotkała polskie rodziny ziemiańskie. Za pozorną normalnością kryło się bowiem upokorzenie i przemoc, której skutki miały odcisnąć piętno na lata.
📖 Publikując fragmenty „Dzienników z wojny 1939–1945” Tertuliana Stablewskiego staram się zachować autentyczność czasu – wspomnienia pojawiają się zgodnie z datami, które autor zanotował przed ponad 85 laty.
👉 Zaznaczam, że są to jedynie krótkie cytaty i niewielkie fragmenty pamiętnika, tak aby przybliżyć klimat tamtych dni. Prawa autorskie do całości dzieła znajdują się w wydaniu książkowym.
📚 Jeśli ktoś chciałby bardziej zagłębić się w historię i przeczytać pełne zapiski Tertuliana Stablewskiego, zachęcamy do poszukiwania wydanej drukiem książki (opracowanej przez PAN – Bibliotekę Kórnicką), aby poznać tę niezwykłą relację w pełnym kształcie. W przypadku problemu ze znalezieniem książki służę pomocą w wypożyczeniu.
Następne wspomnienie dotyczyć będzie dalszych okupacyjnych wydarzeń we dworze.
✨ Na zakończenie ✨
Dajcie znać w komentarzach, co myślicie o tej scenie kolejnego spotkania Niemców w dworze w Szlachcinie.
Pamiętajcie, że każde polubienie 👍, komentarz 💬 czy udostępnienie 🔁 sprawia, że pamięć o dawnych czasach i losach dworu w Szlachcinie trafia do kolejnych osób i nie ginie.
Dzięki Wam ta historia wciąż żyje.