Wydawnictwo Port Arthur

Wydawnictwo Port Arthur Wydawnictwo Port Arthur

“… Trzeci wysłuchują awantur... i tak zdawałoby się bez końca. Razem. Ludzie są blisko siebie. Rywalizują, współpracują,...
19/09/2025

“… Trzeci wysłuchują awantur... i tak zdawałoby się bez końca. Razem. Ludzie są blisko siebie. Rywalizują, współpracują, biesiadują, leją się po mordach. Dzieci bawią się hałaśliwie i gromadnie. Cieszą się każdym dniem. Świętują nie do końca pomyślne życie. Wspinam się mozolnie przejściami na zboczu góry. Przeciskam przez tekturowe ogrodzenia i blaszane szczeliny między murowanymi ścianami domostw, plątaniny kabli, spontaniczne śmietniska. Przeskakuję nad strumyczkami ścieków, śpiącymi razem kotami i psami. Słucham melodii. Nie, nie tych dobiegających z koślawych okienek i rachitycznych tarasików. Słucham utworu w mojej głowie, który najbardziej przypomina mi porzucony kraj. Przecież zaglądam w to miejsce tylko przy nawrotach tęsknoty…”.

W oczekiwaniu na czwartą powieść.Odludek. Solitary SoldierGołębie bez nóg. Opowieść o niepokojuRobert Kulik. Intuicyjnie...
11/09/2025

W oczekiwaniu na czwartą powieść.
Odludek. Solitary Soldier
Gołębie bez nóg. Opowieść o niepokoju
Robert Kulik. Intuicyjnie
Wydawnictwo Port Arthur

„…Mężczyzna, który jeszcze nie podejrzewał, że w dalekich Włoszech czeka już na niego łódź podwodna, przeszukał calutki ...
18/08/2025

„…Mężczyzna, który jeszcze nie podejrzewał, że w dalekich Włoszech czeka już na niego łódź podwodna, przeszukał calutki dom. W każdy, nawet najbardziej niedorzeczny, zakamarek zajrzał kilkakrotnie. Nigdzie go nie znalazł. To jeszcze raz, od nowa. Szafa, pralka, pod łóżkiem, między książkami na półkach i stosikach obok biurka i kanapy. Do samochodu nawet zajrzał. Myślał, że zostawił w bagażniku albo na tylnym siedzeniu? Nie ma. Nie ma!... No nigdzie go nie ma.
Od dwóch godzin szukam laptopa z programem do pisania. Chodzę po domu, stoję w przedpokoju, leżę w salonie i rozmyślam, gdzie też jeszcze nie sprawdziłem? Znowu poszukuję. Od jednej ściany do drugiego kąta z pajęczyną. — Widziałeś go?
Ale władca zakurzonej sieci nie odpowiedział. Przyczaił się i tylko czekał na sygnał do ucieczki w ciemny zakamarek. Może to władczyni i się obraziła. Zagadnień dymorfizmu płciowego niestety nie rozwikłał. A laptop wykorzystał zamieć pomarańczowych liści. Początek listopada urokliwie przesłaniał nimi horyzont. Pospieszne pakowanie się gości. Wskoczył omyłkowo w czyjeś dłonie…”.
Wydawnictwo Port Arthur

14/08/2025
01/02/2025

„… Zapadał wieczór. Zatrzymali się przed wejściem do warszaw- skiego gmachu o piaskowym kolorze ścian, zbudowanego tu w la- tach pięćdziesiątych. Autorem projektu budynku był dobiegający wówczas siedemdziesiątki architekt z wciąż bujną brodą i gęstymi, przyciętymi do kącików ust wąsami oraz wadą wzroku, korygowaną okularami w rogowych okrągłych oprawkach, absolwent
Akademii Sztuk Pięknych w Petersburgu, Lew Władimirowicz Rudniew. Pierwotna nazwa jego dzieła brzmiała „Pałac Kultury i Nauki im. Józefa Stalina”. Po śmierci patrona w 1956 roku z tajemniczych powodów okrojono ją o jego nazwisko.
— Jesteś gotów?
— Pewnie.
— To działamy.
— Działajcie.
„Wind” w obszernym skafandrze z nienaturalnym wybrzuszeniem na plecach wsiadł do windy, która na czwartej kondygnacji minęła salę imienia Rudniewa. Architekt miał ogromny udział w akcji specjalnej szturmowców — przewidział i zaprojektował na trzydziestym piętrze taras widokowy. „Wind” dostał tym sposobem kluczowe 114 metrów wysokości dla realizowanego pomysłu na ubarwienie sobie życia.

Rozdz. 57 SIŁY SPECJALNE / GOD BLESS OUR TROOPS... ESPECIALLY OUR SNIPERS, s. 394-395
Odludek. Solitary Soldier
Wydawnictwo Port Arthur

28/01/2025

„… Zza linii lasu wyłoniła się milcząca, bura masa. Jak rzesza bezskrzydłych, przylepionych do siebie much. Słychać było stłu- mione stąpanie tysięcy kosmatych nóg. Bosych, obutych i opa-tulonych szmatami. Gdy chwiejna plama zbliżyła się do polany, dostrzec można było pojedyncze osobniki. I choć jedni byli wyżsi od innych, drudzy bardziej pomarszczeni i przygięci do ziemi, to wszyscy, nawet ci najmniejsi, świecili już z oddali rozpalonymi gorączką oczami. Głowy mieli bez wyjątku ogolone i powleczone napiętą, pergaminową skórą. Strój najnędzniejszy z możliwych. Nawet w najodleglejszym, najbiedniejszym kręgu zamku nikt tak uszykowany nie pokazałby się ludziom. Kawaler wydawał się najbardziej poruszony tym widokiem. Zbliżył się nawet do przepływającej drogą ludzkiej brei. Nie dostrzegali go. Zdawało się, że cała ich uwaga i liche siły są nakierowane na utrzymanie się w chwiejnym rytmie. Zataczających się inni starali się podpierać.

Wokół krążyła grupa zacniejszych uczestników marszu. Poruszali się żwawiej i czasem wykrzykiwali. Każdy w dłoniach trzymał wyślizganą, poręczną, drewnianą pałkę. Kobieta-mucha padła nagle w rów przy drodze. Zacny dopadł do niej momentalnie i ku niepojętemu przerażeniu Kawalera zaczął ją okładać po ple- cach, głowie i nogach z dwoma gałgankami na stopach. Chwilami krzyczała, potem milkła. Głucho dudniące razy i coraz cichsze jęki nie ustawały. Drewniana pałka umazała się jak w malino- wym syropie. Doradca nie zdążył powstrzymać Kawalera, który wydobył długi miecz z obosieczną głownią i bez pardonu natarł na oprawcę. Ten, nie spodziewając się ataku, coraz bardziej zasapany i złorzeczący, nie ustawał w biciu kobiety.

Kawaler z szerokiego zamachu, z całej siły ciął go przez głowę... Ale ta nie rozpadła się na dwoje. Zamiast tego na twarzy pojawiła się krwawa pręga. Kawaler powtórzył zamach, sądząc, że jakimś cudem nie trafił zbira, ale efekt był taki sam. Jeden z rycerzy starał się odciągnąć dowódcę składającego się do trzeciego cięcia.
— To zjawy, duchy! Nasza broń im niestraszna! — rycerz objaśniał rozpaczającemu z niemocy Kawalerowi.
Kobieta ucichła. Zacny wytarł drewnianą pałkę o jej pasiastą spódnicę. Rękawem starł malinowy syrop, który obryzgał mu twarz, i wrócił do pochodu.
— Odstąp! — wykrzyczał niebiosom Kawaler…”.

Cz. III Wieża ostatecznej obrony
Gołębie bez nóg. Opowieść o niepokoju
Wydawnictwo Port Arthur

20/01/2025

„… Wiele lat i wojen później mądrzy następcy najwybitniejszych retorów nazwą zachowanie Aeda Fitzpatricka „wynikiem urazu moralnego”. Subtelnej zmory obdarowującej swego wybranka żalem i smutkiem. Wgryzającej się boleśnie w sumienie. Mieszającej to, co dobre, z tym, co złe... a nuż złe fałszywym dobrem się okaże.
Błąd czyni każdy, kto daje wiarę opowieściom żołnierzy. Czy mówią o swej chwale, czy o hańbie, nie zdradzą prawdy.

Nie pouczą: — Nie zajmuj się rozumieniem psychiki człowieka na wojnie, jeśli nie znasz dreszczu ekscytacji na plecach od huku haubicy 155 milimetrów, jeśli nie czułeś gorączki w całym ciele od pospiesznego zbierania namiarów celu do uderzenia lotniczego. Jeśli nie otwierałeś oczu i ust z zachwytu widokiem sięgającej bielutkich obłoków wieży z kłębiących się grubych cielsk węży dymu i kurzu, wznieconych detonacją amunicji. Jeśli nie degustowałeś wytrawnych resztek niedopalonego prochu z nabojów wystrzelo- nych w długiej serii z karabinu maszynowego, który rytmicznym drżeniem kolby wymasował twój policzek, ramię i barki. Jeśli nie czułeś, będąc w defensywie, spokoju za workami z piaskiem, czujnie nasłuchując zbliżającego się przeciwnika, albo lęku, gdy sam, niewyobrażalnie uzbrojony, skradałeś się z wyszczerzonymi zębami pod czyjeś śpiące drzwi. Z kopiącą w twój hełm myślą, czy przeżyjesz. Czy zdążysz zabić, zanim to utytłane coś zrani ciebie? Jeśli w twoje serce nie wlała się słodycz po celnym trafieniu w ciało wroga, którego nazwanie człowiekiem, z takim samym sercem jak twoje, nie przyszłoby ci do głowy... Jeśli nie, to nie zajmuj się rozumieniem ludzi z paznokciami połamanymi od ładowania naboi, z rozpalonymi, zwierzęcymi źrenicami, przytulonych do poduszek z zapalników granatów, ze strupami wypoconej soli na ciele, opitych dymem, obrzyganych upodlającym wysiłkiem. Spędzonych na arenę walki o własne życie. Tresowanych, by usiło- wać przetrwać za wszelką cenę. Bez względu na smycze, jakie im pozakładano, potrafią z każdej z nich się zerwać i zamiast pouczać, niewyszukanym językiem poprosić: „Odpierdol się”…”.

Gołębie bez nóg. Opowieść o niepokoju
Cz. I Mleczny Pałac, rozdz. 5 Aed Fitzpatrick, s. 136-137
Wydawnictwo Port Arthur

09/01/2025

Provided to YouTube by MTJMam ledwie bliznę · Tadeusz WozniakŚwiat wg Nohawicy℗ MTJReleased on: 2008-12-31Composer: Jaromír NohavicaLyricist: Jaromír Nohavic...

09/01/2025

„Smak i zapach pomarańczy” to utwór pochodzący z solowej płyty Tadeusza Woźniaka wydanej w 1972 roku.Posłuchaj w serwisach cyfrowych: https://PolskieNagrania...

05/01/2025

Fragment koncertu "Nastroje, nas troje". Opole 1977.

03/01/2025

„ — Pociąg wjedzie na tor trzeci przy peronie drugim. Pasażerów prosimy o zachowanie ostrożności i odsunięcie się od torów.
Soli poprawił czapkę z daszkiem, orzełkiem i oliwkowym otokiem, przypisanym wojskom lądowym. Próbował rozluźnić mięśnie pleców. Sztywny, zielony wojskowy płaszcz zawsze mu to robił — wymuszał nienaturalne napięcie mięśni w okolicach lewego barku, co po 27 minutach skutkowało bólem. I żadnego sposobu na to Soli jeszcze nie znalazł, ale wciąż poszukiwał. Stał na peronie dworca Warszawa Centralna…”.

ODLUDEK. SoliTARY SOLDIER
Rozdz. 34 Pancerna / Bukareszt, s. 218
Wydawnictwo Port Arthur
Fot. Archiwum

Adres

Wał Miedzeszyński 233/7
Warsaw
04-866

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Wydawnictwo Port Arthur umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Firmę

Wyślij wiadomość do Wydawnictwo Port Arthur:

Udostępnij

Kategoria