03/12/2024
Gruzja, jaką pamiętam, była raptem parę lat po rosyjskiej inwazji, dopiero otwierała się na turystów. Jako biedny student załapałem się z moimi przyjaciółkami ze studiów na jeden z pierwszych tanich lotów do Kutaisi. Pora nie była najlepsza na zwiedzanie. Chyba musiałbym wreszcie wybrać się do Egiptu, by ponownie zobaczyć palmy pod śniegiem ;)
Tak mnie to jednak wszystko urzekło, krajobrazy, ludzie, zabytki, że już pół roku później wróciłem do Gruzji. Tym razem na nieco dłużej, na naukowe stypendium w Tbilisi. Poza godzinami spędzonymi na wykładach i suprach, miałem też pierwszy kontakt z jezydami, który zaważył na kilku latach mojego życia. Od tej podróży zaczęła się też na dobre moja dziwna i absolutnie zbędna gonitwa po świecie, która zaprowadziła mnie w różne dziwne strony globu. Tak się niestety złożyło, że nigdy więcej nie wróciłem do Gruzji, choć okazje były, a ta w międzyczasie została wręcz zadeptana przez Polaków. Minął czas, okazuje się że "niedawno" to już ponad dekada...
Gruzińskie powitanie, gamardżoba, jeśli mnie pamięć po latach nie zawodzi, literalnie znaczy "zwyciężaj". To krótkie, sentymentalne wspomnienie dedykuję temu hardemu narodowi, który znowu musi walczyć o swoje.