
20/09/2025
– Naprawdę nie widzisz w tym nic dziwnego? – zapytałam, patrząc na mamę, która nerwowo poprawiała obrus na moim stole.
– Marto, nie rób sceny. To tylko jedno popołudnie. Przecież to twoja siostra – odpowiedziała cicho, unikając mojego wzroku.
W mojej głowie kłębiły się tysiące myśli. Czułam, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Jeszcze kilka dni temu dowiedziałam się, że nie zostałam zaproszona na ślub mojej młodszej siostry, Kasi. „To będzie kameralna uroczystość” – tłumaczyła przez telefon mama. „Tylko najbliżsi.” Najbliżsi? Czyli kto, jeśli nie ja?
A teraz stali w moim mieszkaniu – mama, tata i Kasia z narzeczonym – i prosili, żebym udostępniła im swój salon na weselną kolację. Bo u nich za mało miejsca, bo u mnie ładniej, bo „przecież i tak nie masz planów na ten dzień”.
Poczułam się jak powietrze. Jak mebel, który można przestawić tam, gdzie akurat wygodniej. Próbowałam zrozumieć, co się stało. Kiedy przestałam być częścią tej rodziny? Czy to przez to, że wyprowadziłam się do Warszawy? Że nie zgadzałam się z rodzicami w każdej sprawie? Że nie byłam taka jak Kasia – zawsze grzeczna, zawsze uśmiechnięta?
– Mamo, czy ty naprawdę nie widzisz, jak to wygląda? – powtórzyłam drżącym głosem.
– Przestań dramatyzować – wtrącił tata. – To tylko mieszkanie. Nie musisz nawet być obecna.
Zatkało mnie. Nie muszę być obecna na własnej kanapie podczas rodzinnej uroczystości? Własna rodzina woli mnie nie widzieć w dniu ślubu mojej siostry?
Kasia stała z boku i patrzyła w podłogę. Przez chwilę miałam ochotę podejść do niej i zapytać: „Dlaczego?” Ale wiedziałam, że nie odpowie. Zawsze była mistrzynią unikania trudnych rozmów.
Wróciły wspomnienia z dzieciństwa – jak razem budowałyśmy domki z koców, jak płakała, kiedy zgubiła ulubioną lalkę i tylko ja potrafiłam ją pocieszyć. Gdzie się podziała tamta bliskość?
– Marto, proszę cię… – zaczęła mama.
– Nie! – przerwałam jej gwałtownie. – Nie rozumiecie? To boli. Bardzo boli.
W pokoju zapadła cisza. Tata westchnął ciężko i wyszedł na balkon zapalić papierosa. Mama usiadła na krześle i zaczęła nerwowo bawić się pierścionkiem. Kasia podniosła na mnie wzrok – pierwszy raz tego dnia.
– Przepraszam – wyszeptała.
Te dwa słowa rozdarły mnie na pół. Chciałam ją przytulić i jednocześnie krzyczeć z bezsilności.
– Dlaczego mnie nie zaprosiłaś? – spytałam cicho.
Kasia spuściła głowę.
– Bałam się… że popsujesz atmosferę. Że będziesz zadawać trudne pytania przy stole. Wiesz, jak rodzice reagują na twoje poglądy…
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Czy naprawdę bycie sobą jest aż tak niewygodne dla własnej rodziny?
– Czyli lepiej udawać, że mnie nie ma? Lepiej korzystać z mojego mieszkania niż ze mnie samej?
Mama próbowała złagodzić sytuację:
– Marto, przecież to tylko jeden dzień…
– Jeden dzień dla was, a dla mnie całe życie bycia obcą we własnym domu! – wykrzyknęłam.
Wyszłam do łazienki i zamknęłam drzwi. Oparłam się o zimne kafelki i pozwoliłam łzom płynąć. W głowie słyszałam głosy: „Nie przesadzaj”, „Rodzina jest najważniejsza”, „Trzeba wybaczać”. Ale czy naprawdę muszę zawsze być tą, która wybacza? Czy moje uczucia są mniej ważne?
Po kilku minutach wróciłam do salonu. Rodzice już wychodzili. Kasia stała przy drzwiach.
– Marto…
Spojrzałam na nią bez słowa.
👇 Ciąg dalszy jest w pierwszym komentarzu👇