20/10/2025
Mężczyźni potrafią umrzeć, zanim pójdą do lekarza.
Bo przecież „to samo przejdzie”, „to tylko stres”, „po treningu przejdzie”, „a może to ta nowa kreatyna”.
Nie, stary. To nie kreatyna. To kortyzol, podwyższone ciśnienie, brak snu i tłumione emocje, które walą w ciało jak młot pneumatyczny.
Statystyki są brutalne: mężczyźni żyją średnio o 7 lat krócej niż kobiety.
Nie dlatego, że geny ich nienawidzą, tylko dlatego, że ignorują własne ciało.
Według WHO, 80% męskich zgonów można by było uniknąć, gdyby panowie regularnie się badali.
Ale nie — „po co badać, skoro czuję się dobrze?”
Tak samo mówił typ, który myślał, że dusi go zupa, a to był zawał.
Facet potrafi rozebrać silnik, ale nie potrafi odczytać wyników morfologii.
Wie, że auto trzeba oddać na przegląd, ale sam do lekarza pójdzie dopiero wtedy, gdy mu odpada kończyna.
I to jeszcze zapyta: „czy da się to przykleić na superglue?”.
Mężczyźni są wychowani do tłumienia bólu.
Nie tylko emocjonalnego — fizycznego też.
Bo „nie ma co panikować”, „nie ma czasu”, „nie będę marudził jak baba”.
I właśnie dlatego połowa z nich kończy w szpitalu z diagnozą, której można było uniknąć rok wcześniej.
A najgorsze, że wielu nawet nie boi się choroby.
Boją się tego, że ktoś im powie, że coś jest z nimi nie tak.
Że nie są niezniszczalni. Że mają ograniczenia.
A to dla faceta brzmi gorzej niż „masz raka”.
Więc zamiast udawać, że wszystko jest okej — zrób badania, ogarnij dietę, prześpij się, naucz się odpuszczać.
Bo męskość to nie ignorowanie bólu.
Męskość to umiejętność przetrwania z głową na karku i sercem, które jeszcze bije.
Kup e-book „Jak nie wkładać sobie patyka w szprychy”
i dołącz do męskich wypraw, gdzie zaczynasz dbać o siebie zanim będzie za późno.
👉