
09/07/2025
To właśnie ten moment, kiedy cała narracja o „silnych, niezależnych kobietach” nagle magicznie znika, a na jej miejsce wjeżdża roszczeniowe: „Ale przecież ja też muszę z czegoś żyć”.
Alimenty to nie jest nagroda za rozwód, ani subskrypcja na twoje nowe torebki i brunch z koleżankami. To kasa na dziecko. Punkt.
Ale wiecie, jak to działa — jak wszystko idzie dobrze, to „ja sama, ja niezależna, ja boss bitch”. Jak przychodzi do realnych konsekwencji — „ale ja sobie sama nie poradzę, potrzebuję wsparcia”.
Facet, który płaci alimenty, ma wspierać dziecko, a nie sponsorować ci spa, nowe paznokcie i wieczorne prosecco. Największy absurd? Społeczeństwo patrzy na to jakby to było normalne. Takie ukryte „nagrody pocieszenia” za rozbicie rodziny.
A potem płacz, że faceci nie chcą się żenić i boją się zaangażowania. No k***a, ciekawe dlaczego.