18/06/2025
Izraelski atak na Iran – rozpoczęty w trakcie trwania ludobójstwa na narodzie palestyńskim – podąża za ponurym, znajomym scenariuszem - pisze Eskandar Sadeghi-Boroujerdi w tekście "Kulminacja" opublikowanym na Sidecar. Całość poniżej:
Podobnie jak w przypadku poprzednich kampanii w Libanie i Strefie Gazy, Izrael realizuje strategię „dekapitacji”, mającą na celu wyeliminowanie kluczowych postaci z kręgu polityki i bezpieczeństwa kraju, a jednocześnie terroryzowanie jego ludności cywilnej. Choć ujęta w zwodniczy język „prewencji” lub „nierozprzestrzeniania”, izraelska eskalacja sygnalizuje o wiele bardziej rozległy i ambitny projekt: nie tylko zatrzymanie irańskiego programu nuklearnego, ale także rozmontowanie Iranu jako suwerennego podmiotu regionalnego zdolnego do przeciwstawienia się dominacji USA i Izraela. Ta agenda zmiany reżimu nie powinna być zaskoczeniem dla nikogo, kto zna niedawną historię regionu. Pozostawiła po sobie ślady zniszczeń w Iraku, Libii, Syrii, Palestynie i Libanie.
W ciągu jednej nocy Izraelowi udało się zamordować Hosseina Salamiego, naczelnego dowódcę Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej (KSRI); Mohammada Bagheri, szefa sztabu irańskich sił zbrojnych; Amira Ali Hajizadeh, dowódca Sił Powietrznych KSRI; Fereydouna Abbasi, byłego szefa Organizacji Energii Atomowej Iranu i Mohammada Mehdiego Tehranchi, prezydenta Islamic Azad University. Ali Shamkhani, były sekretarz irańskiej Najwyższej Rady Bezpieczeństwa Narodowego i starszy doradca Najwyższego Przywódcy, który odegrał kluczową rolę w ostatnich negocjacjach ze Stanami Zjednoczonymi, początkowo został uznany za zmarłego, ale obecnie uważa się, że cudem przeżył zamach na swoje życie. Oprócz ataków na obiekty nuklearne i instalacje wojskowe, Izrael zrzucił bomby na budynki mieszkalne na gęsto zaludnionych obszarach, zabijając 224 osoby i raniąc około 1200 w ciągu pierwszych trzech dni. Fakt, że tak wysoko postawiona operacja mogła przebiegać niezauważona, świadczy o poważnej porażce wywiadowczej irańskich służb bezpieczeństwa – i prawdopodobnie sygnalizuje głęboką penetrację przez Mossad, a także wywiad USA.
Ataki nastąpiły po wznowieniu negocjacji nuklearnych między Teheranem a Waszyngtonem, które rozpoczęły się w połowie kwietnia. Minęło prawie dokładnie dziesięć lat, odkąd administracja Rouhaniego w Iranie podpisała Wspólny Kompleksowy Plan Działań (JCPOA), zgadzając się na ograniczenie wzbogacania uranu w zamian za złagodzenie sankcji: umowa, która obowiązywała do 2018 r., kiedy Trump jednostronnie się z niej wycofał i przeszedł na tak zwaną strategię „maksymalnej presji”, nakładając sankcje mające na celu zubożenie irańskiej ludności i podsycanie niepokojów wewnętrznych. Przez cały ten okres Iran nadal miał nadzieję na dyplomatyczne odchylenie, które pozwoliłoby mu zachować prawo do wzbogacania zasobów cywilnych w ramach międzynarodowego systemu monitorowania. Stanął w obliczu znacznej presji – zarówno ze strony elit, jak i szerszej populacji – aby przywrócić jakąś formę negocjowanego porozumienia. Więc kiedy Trump wrócił w tym roku do Białego Domu i zasygnalizował, że nowe porozumienie może być w zasięgu ręki, obecny rząd Pezeshkiana zgodził się, być może naiwnie, na dalsze rozmowy. Teraz jest zupełnie jasne, że ta dyplomacja nigdy nie była poważna. Celem USA nie było osiągnięcie porozumienia, ale wymuszenie kapitulacji.
Pod wypowiedziami Trumpa o „zawarciu umowy” kryło się żądanie maksymalistyczne: nie tylko, aby Iran porzucił swój cywilny program nuklearny, ale również, aby zdemontował swój arsenał rakietowy i sojusze regionalne. To jest to, co Netanjahu wielokrotnie nazywał „opcją libijską”. Nie odprężenie ani normalizacja, ale całkowita kapitulacja, taka, której Teheran nigdy nie zaakceptuje. W świetle tego, teatralność rzekomego „poróżnienia się” Trumpa z Netanjahu wygląda teraz jak manewr strategiczny, a nie prawdziwa rozbieżność polityczna: sposób na zdezorientowanie Irańczyków, podczas gdy trwają przygotowania do wojny. Izraelskie ataki powietrzne, zabójstwa i akty sabotażu – mające na celu nie tylko osłabienie zdolności obronnych wroga, ale także sianie strachu i zamieszania wśród jego obywateli – zaskoczyły Iran. Jego przywódcy zareagowali powoli, ale stopniowo dostosowali się do nowej rzeczywistości.
Długoterminowa strategia opracowana w Waszyngtonie i Tel Awiwie polegała na użyciu wojny hybrydowej jako środka de-rozwoju: wydrążeniu państwa i społeczeństwa irańskiego, odizolowaniu go dyplomatycznie i uczynieniu podatnym na militarne najazdy, aby Republika Islamska mogła ostatecznie zostać obalona. Izrael stosował również różne metody miękkiej siły, takie jak przygotowywanie wygnanego syna byłego szacha – postaci o niewielkim znaczeniu politycznym w Iranie, która jednak jest przydatna dla zagranicznej propagandy, często pojawiającej się w zachodnich mediach, aby ogłosić, że Irańczycy są na skraju powstania, aby obalić „reżim” i zastąpić go reżimem powiązanym z Zachodem.
Ta fantazja nosi niezaprzeczalne piętno neokonserwatyzmu z początku XXI wieku. Jest to odgrzewana wersja tych samych urojeń, które leżały u podstaw amerykańskiej inwazji na Irak: że rozbite, pofragmentowane państwo mogłoby, za zgodą lub nawet wsparciem swojej ludności, zostać odtworzone jako uległa placówka dla zachodniego kapitału, otwarta na prywatyzację, wyprzedaż aktywów i geostrategiczne projekcje siły. Również powraca do mody taktyka wykorzystywania dezinformacji do wytwarzania zgody na wojnę, jak w przypadku twierdzeń Netanjahu, że Iran jest o krok od zdobycia broni jądrowej i zamierza ją dostarczyć jemeńskiej Ansarallah. Wkraczamy na terytorium tak fantastyczne, że „podejrzane dossier” (potoczne określenie rządowego dokumentu przygotowanego przez brytyjski rząd Tony’ego Blaira w 2003 roku, który miał uzasadniać udział Wielkiej Brytanii w inwazji na Irak – przyp. tłum.) i „45-minutowa broń masowego rażenia” (Określenie odnosi się do głośnego twierdzenia zawartego w rządowym raporcie Wielkiej Brytanii z 2002 roku na temat Iraku. W dokumencie tym stwierdzono, że Saddam Husajn może uruchomić użycie broni chemicznej lub biologicznej w ciągu 45 minut od wydania rozkazu – przyp. tłum.), wydają się w porównaniu z nimi niemal dziwaczne.
Jednak Netanjahu i Trump najwyraźniej nie docenili odporności irańskiego nacjonalizmu w jego różnorodnych formach. Ich ataki już wywołały znaczący efekt zjednoczenia wokół flagi. Nawet wśród tych głęboko rozczarowanych Republiką Islamską, w tym byłych więźniów politycznych, apele o jedność narodową i obronę kraju znalazły swój oddźwięk. Coraz powszechniejsza jest świadomość, że nie jest to tylko wojna z Republiką Islamską, ale z samym Iranem: próba przekształcenia go w mozaikę enklaw etnicznych, wewnętrznie podzielonych i zbyt słabych, by cieszyć się suwerennym rozwojem, nie mówiąc już o tym, by stanowiła wyzwanie regionalne. Saddam Hussein kiedyś żywił podobne ambicje, ale nic z nich nie wyszło. Izrael, jak się wydaje, ma nadzieję odnieść sukces tam, gdzie inni ponieśli porażkę.
W miarę jak liczba ofiar śmiertelnych wśród cywilów rośnie, zdjęcia zabitych są szeroko rozpowszechniane: młody chłopiec w stroju do taekwondo, baletnica w czerwonej sukience, 16-letnia łyżwiarka figurowa, grafik związany z uznanym czasopismem, młoda poetka. Żal i oburzenie rozprzestrzeniły się po całym kraju, ponieważ Izrael rozszerzył swoją kampanię na cywilną infrastrukturę Iranu, w tym na składy paliw i lotniska, a także przeprowadził atak na irańską telewizję nadającą na żywo. Rząd odpowiedział na agresję, rozpoczynając ataki na Tel Awiw i Hajfę, sygnalizując swoją zdolność do zadawania strat, które wcześniej były nie do pomyślenia dla Izraela. Ale asymetria pozostaje głęboka. Iran nie ma parasola nuklearnego, stałych sojuszników, NATO; Izrael jest bezwarunkowo wspierany przez USA, z zaawansowaną obroną powietrzną, wymianą informacji wywiadowczych w czasie rzeczywistym i niemal całkowitą bezkarnością dyplomatyczną. Iran walczy o możliwość odstraszania; Izrael o niekontrolowaną dominację.
Przez dziesięciolecia eksperci ostrzegali, że traktowanie dyplomacji jako pułapki, a negocjacji jako przykrywki dla przymusu zmusi Iran do wyboru odstraszania nuklearnego. Zbliżamy się teraz do tego progu. W chwili pisania tego tekstu wciąż nie ma żadnych przesłanek, że Iran zdecydował się na posiadanie broni jądrowej i nadal współpracuje, choć pod coraz większym obciążeniem, z tym, co wielu uważa za politycznie skompromitowaną Międzynarodową Agencję Energii Atomowej. Niemniej jednak coraz liczniejszy chór irańskich głosów – zarówno elit politycznych, jak i szerszej opinii publicznej – twierdzi, że gdyby Iran podjął ten krok dawno temu, nie znalazłby się obecnie w tak niepewnej sytuacji. Korea Północna, jak zauważają, lepiej zrozumiała logikę amerykańskiej potęgi i zadziałała odpowiednio. Przeważającym poglądem w tych kręgach jest to, że jeśli Iran nadal posiada techniczne możliwości, to teraz jest właściwy czas, aby ich użyć.
Tymczasem centralnym pytaniem jest, czy Iran będzie w stanie utrzymać obecną kampanię odwetową. Jeśli nie spowoduje wystarczająco wysokich kosztów na Izrael, ryzykuje ośmieleniem wroga i zwiększeniem intensywności kolejnych ataków. Irańscy planiści prawdopodobnie oceniają, czy mogą postawić swoją istniejącą bazę przemysłową na wojenne tryby, postępując zgodnie z rosyjskim podręcznikiem. To trudne zadanie dla państwa od dawna osłabionego korupcją i endemicznym złym zarządzaniem, ale konieczność może okazać się matką wynalazku. Dziesięciolecia sankcji zmusiły Iran do pielęgnowania rodzącego się krajowego kompleksu militarno-przemysłowego – takiego, który jest daleki od doskonałości, ale nadal zdolny do asymetrycznego odstraszania za cenę wielkich ludzkich kosztów.
Istnieje również znaczna niepewność co do tego, czy izraelska strategia dekapitacji doprowadzi do fragmentacji i paraliżu po stronie irańskiej, czy też zapoczątkuje młodsze pokolenie Gwardii Rewolucyjnej – mniej ostrożnych i bardziej przygotowanych do eskalacji. Chociaż mało prawdopodobne jest, aby pełna zmiana reżimu się powiodła, wojna tej skali niemal na pewno przekształci Republikę Islamską. Może pogłębić militaryzację państwa i społeczeństwa oraz jeszcze bardziej umocnić Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej w centrum jej życia politycznego i gospodarczego. Jak słusznie zauważył Charles Tilly, „wojna stworzyła państwo, a państwo stworzyło wojnę”. Pomysł, że krzepka siła demokratyczna lub postępowy ruch społeczny mogłyby rozkwitnąć w takich warunkach, wydaje się fantastyczny. Jeśli w ogóle, ten obrót wydarzeń najprawdopodobniej cofnie walkę o prawa obywatelskie i bardziej demokratyczny system o całe dekady.
Iran ma również ostateczną opcję obrony: zamknięcie Cieśniny Ormuz – strategicznego punktu krytycznego, przez który przepływa około 21 milionów baryłek ropy dziennie, co stanowi prawie 20% światowego zużycia płynów ropopochodnych, a także około 20% światowego skroplonego gazu ziemnego. Rynki już są zaniepokojone perspektywą takiego ruchu. Chociaż stanowiłoby to skrajną eskalację, Iran może uznać to za konieczne, jeśli Stany Zjednoczone zdecydują się na interwencję militarną w imieniu Izraela. W tym momencie wkroczylibyśmy na niespotykany dotąd i niebezpieczny teren.
Izraelskie państwo garnizonowe jasno dało do zrozumienia, że nie zadowala się miażdżącą regionalną przewagą militarną; dąży również do trwałej niezdolności swoich sąsiadów. Izrael i jego patron nie będą tolerować suwerennego, niezależnego Iranu, który jest w stanie ograniczyć, choćby w niewielkim stopniu, ich swobodę działania. To nie jest porażka dyplomatyczna. To celowe wykluczenie dyplomacji. Nie jest to odstępstwo od standardowej polityki, ale logiczny finał trwającego od dziesięcioleci konsensusu w Waszyngtonie i Tel Awiwie: żadne niezależne mocarstwo na Bliskim Wschodzie nie powinno być w stanie uwolnić się od architektury podporządkowania.
Eskandar Sadeghi-Boroujerdi - Starszy wykładowca historii Bliskiego Wschodu na University of York
Sidecar. blog New Left Review, 17 czerwca 2025.
https://newleftreview.org/sidecar/posts/culmination
za: Kampania Solidarności z Palestyną
Israel attacks Iran.