14/12/2025
Spływają pierwsze recenzje filmu na podstawie książki Ariany Harwicz „Zgiń, kochanie”!
DZIKOŚĆ SERCA, CZYLI WRAŻENIA PO SEANSIE „ZGIŃ KOCHANIE”
Lynne Ramsay, reżyserka „Musimy porozmawiać o Kevinie” przygotowała dla nas kino, które można określić jedynie jako jeden wielki chaos i bałagan, tyle że w najlepszym możliwym tych słów znaczeniu. Bo i nie może być inaczej gdy próbujemy wgryź się w napędzaną surrealizmem perspektywę kobiety przeżywającej depresję poporodową, przytłoczonej macierzyństwem i przeżartej rutyną codzienności, w której z każdym kolejnym dniem czuje się jakby traciła znaczenie. Kobiety wyniszczanej samotnością i brakiem zainteresowania partnera, która niczym zwierz uwięziony w klatce bez drzwi albo ucieka się do fantazji o wolności i namiętnej przygodzie, albo próbuje wydrapać sobie wolność łamiąc paznokcie na łazienkowej boazerii.
To kino oparte na znakomitej reżyserii i kontrastach między subtelną symboliką, oniryzmem i metaforą, a intensywną i fizyczną grą aktorską oraz dzikością i odwagą inscenizacyjną. Czasem zbliża się o krok, o cal, ale nigdy nie popada w karykaturę, co przy szaleństwach jakich jesteśmy świadkami należy uznać za niewątpliwy sukces reżyserki.
„Zgiń kochanie” nie mogłoby jednak powstać gdyby nie niesamowita, zwierzęca, niezwykle fizyczna i nieokiełznana kreacja Jennifer Lawrence, przy której - i tak wciąż niezły - Robert Pattinson wypada zaledwie jak przyuczający się do zawodu świeżo upieczony absolwent filmówki. Niesamowita rola, zdecydowanie najlepsza w jej karierze.
Jako mężczyzna nie odważyłbym się pokusić o stwierdzenie, że w pełni zrozumiałem głębię i naturę emocji i uczuć o których opowiada film, bo i jak mógłbym. Wystarczy mi, że z kina z pewnością wychodzę nieco mądrzejszy niż wchodziłem. Ale wiem też, że to kino, które z pewnością spolaryzuje. Spolaryzuje chaosem, bałaganem formalnym, nielinearnoscią oraz faktem, że swój sukces opiera na tym na ile widz odnajdzie w sobie zrozumienia i empatii dla jego bohaterów. I tak jak ja chwilę potrzebowałem, aby dać się pochłonąć i pozwolić Lawrence porwać mnie w ten dziki, nieokiełznany taniec, tak jestem pewny, że sporo ludzi nie wytrzyma nawet do refrenu. I ja się im cholera nawet nie będę zbytnio dziwił…