18/10/2025
Halenie nawet przez myśl nie przeszło, żeby zaproponować Sergiuszowi wspólne zamieszkanie. Spotykać się to jedno, a żyć razem to zupełnie co innego. W sobotę Halena czekała na Sergiusza na kolejny spacer. Gdy otworzyła drzwi, oniemiała – stał przed nią z dwiema ogromnymi walizkami.
Halena siedziała w fotelu i przeglądała zdjęcia w telefonie. Oto oni z Sergiuszem w parku karmią kaczki, oto spacerują alejkami, a tu ich wspólna wyprawa na grzyby. Pół roku znajomości minęło jak z bicza strzelił.
Poznali się na portalu randkowym. Ona miała sześćdziesiąt jeden lat, on sześćdziesiąt trzy. Oboje po rozwodach, dzieci dorosłe, mieszkali osobno.
Sergiusz od razu jej się spodobał – inteligentny, oczytany, z poczuciem humoru. Nie szukał matki dla swoich dzieci ani gospodyni do domu. Po prostu chciał towarzystwa ciekawej osoby.
Spotykali się dwa, trzy razy w tygodniu. Chodzili do teatru, na wystawy. Kawiarnie, spacery po mieście, wyjazdy na działkę do jej przyjaciółki. Halenie podobało się takie niespieszne obcowanie, bez zobowiązań, ale z bliskością.
— Haleno, opowiedz, jak ci się żyje — spytał Sergiusz pewnego razu na początku znajomości.
— Dobrze, spokojnie. Mieszkam sama od pięciu lat, przywykłam.
— I nie jest ci smutno?
— Czasem. Ale mam przyjaciółki, córki mnie odwiedzają. A teraz jesteś i ty.
— Miło to słyszeć.
Sergiusz po rozwodzie wynajmował kawalerkę w starej kamienicy. Narzekał, że właścicielka kaprysi, nie robi remontów, a czynsz podnosi regularnie.
— Ale cóż zrobisz — mówił. — Własnego mieszkania nie mam. Po rozwodzie wszystko zostało byłej żonie. Rodzice kupili jej mieszkanie, a że ja tam remonty robiłem za własne pieniądze, nikt mi tego nie udowodni.
— A nie myślałeś o kupnie czegoś dla siebie?
— Skąd wezmę tyle pieniędzy?
Halena rozumiała. Miała trzypokojowe mieszkanie w dobrej dzielnicy – całe życie na nie pracowała. Córki od dawna mieszkały osobno, więc miejsca było pod dostatkiem.
Ale nawet nie przyszło jej do głowy, by zaprosić Sergiusza do siebie. Spotykać się to jedno, a dzielić dach nad głową to zupełnie co innego.
W sobotę Halena czekała na Sergiusza na spacer. Gdy otworzyła drzwi, oniemiała – stał przed nią z dwiema walizkami.
— Sergiuszu, co się stało? — spytała.
— Haleno, mogę wejść? Wszystko wyjaśnię.
Przeszli do pokoju. Sergiusz zostawił walizki w przedpokoju i usiadł na kanapie.
— Rozumiesz, właścicielka postanowiła sprzedać mieszkanie. Kazała mi się wyprowadzić w ciągu tygodnia.
— I co teraz?
— Teraz nie mam gdzie mieszkać. Nowego lokum od ręki nie znajdę, a pieniędzy brak.
Halena zaczęła rozumieć, do czego zmierza.
— Haleno, pomyślałem – jesteśmy ze sobą od pół roku, znamy się dobrze. Może spróbujemy żyć razem?
— Razem? — powtórzyła.
— No tak. Masz trzypokojowe, miejsca dużo. Nie będę ciężarem – jeszcze pracuję, na jedzenie i rachunki się złożę.
— Sergiuszu, ale my nigdy o tym nie rozmawialiśmy.
— Po co było mówić wcześniej? Życie samo podpowiedziało.
Halena poczuła dezorientację. Nie była gotowa na taki obrót spraw.
— Sergiuszu, muszę to przemyśleć.
— Co tu myśleć? Przecież się kochamy.
— Kochać się a mieszkać razem to dwie różne rzeczy.
— Dlaczego różne? W naszym wieku czas się określić.
— Określić w czym?
— W relacjach. Skoro się spotykamy, to znaczy, że powinniśmy być razem.
Halena spojrzała na walizki w przedpokoju. Wychodziło na to, że Sergiusz już wszystko za nią zdecydował – przywiózł rzeczy i stawiał ją przed faktem dokonanym.
— A jeśli się nie zgadzam?
— Na co? Na szczęście?
— Na to, że ktoś przyjeżdża do mnie z walizkami, nawet nie pytając o zgodę.
— Haleno, nie gniewaj się. Nie chciałem źle. Po prostu okoliczności tak się złożyły.
— Okoliczności się nie składają. Ludzie je tworzą.
— Co przez to rozumiesz?
— Że najpierw trzeba było ze mną porozmawiać, a potem przywozić walizki.
Sergiusz zamilkł, ważąc słowa.
— Dobrze. Więc porozmawiajmy teraz. Proponuję, żebyśmy zamieszkali razem.
— A ja odmawiam.
— Dlaczego?
— Bo lubię żyć sama. Lubię nasze spotkania, ale nie chcę dzielić mieszkania.
— Ale dlaczego? Przecież do siebie pasujemy.
— Pasujemy na randki, spacery, wspólny czas. Ale nie na codzienność.
— A jaka jest różnica?
— W tym, że codzienność to każdego dnia. To nawyki, porządek, kompromisy.
— No i co z tego? Można się przystosować.
— Właśnie o to chodzi – nie chcę się przystosowywać. Jest mi dobrze, jak jest.
Sergiusz wyglądał na przygnębionego.
— Haleno, a jeśli zaproponuję ślub?
— Po co?
— Jak to po co? Żeby było normalnie, po ludzku.
— Sergiuszu, ślub nic nie zmieni. Nadal nie chcę mieszkać razem.
— To jaki w takim razie sens mają nasze relacje?
— Ten sam co zawsze. Spotykamy się, rozmawiamy, spędzamy czas.
— A co dalej?
— Dalej będziemy się spotykać.
— Ale to niepoważne!
— Dla mnie w sam …
📢 Zobacz dalszy ciąg w komentarzach 👀