
31/10/2024
"Witos. Najważniejsza jest Polska" dziś o 23:05 w TVP 1. Długa witosowa odyseja dobiegła końca.
Zacznę najpierw o czym jest film. Życiorys Wincentego Witosa jest tak rozległy, tak barwny jak cała nasza historia I połowy XX wieku. 1895-1945 - równo pół wieku w polityce. Trzeba było postawić w filmie pewną tezę, by ułożyć historię w pewien uporządkowany sposób. Otóż teza mojego filmu brzmi: Witos był człowiekiem ukształtowanym przez swoje miejsce urodzenia i politycznego dorastania. Urodził się w niesamowitej biedzie, ale w państwie prawa. Ludzie niezwykle pracowici i przedsiębiorczy mogli zmienić swoje położenie. Anachroniczny system kurialny miał swoje wady, ale i zalety i chłopi mogli się w nim odnaleźć. Kraj w którym mieszkało 18 nacji o bardzo wysokim zróżnicowaniu społecznym wymagał nieustannych targów, negocjacji, układania się. Jednocześnie jakikolwiek występek przeciw prawu i porządkowi publicznemu był potępiany. Na wsi panował porządek postfeudalny, który galicyjski kościół i konserwatywna szlachta za wszelką cenę chciałaby zachować. Młody Witos buntuje się przeciw układom, a potem skwapliwie korzysta z szans jakie oferuje system. Jego "galicyjskość" będzie źródlem jego sukcesów i klęsk w późniejszym życiu politycznym.
Realizacja rozpoczęła się gdzieś w covidzie, kiedy powstawały dokumenty o twórcach naszej niepodległości. Zadzwoniłem do Piotra Legutki, ówczesnego szefa i odnowiciela TVP Historia z pomysłem zrobienia filmu o Wojciechu Korfantym, ale ktoś mnie wyprzedził. "Korfantego mam, jest nowy, nieśmigany" - usłyszałem od Piotra. - "Ale pomyśl o Witosie, nie ma o nim filmu". Zajrzałem w czeluść internetu i rzeczywiście: najpoważniejszym filmem była ekranizacja paszkwilu o wielkim przywódcy ludowców - "Bigda idzie". Usiadłem do pisania. Scenariuszem zainteresowała się wówczas FINA, która sfinansowała prace. To było dość fajne to jeżdżenie pod Tarnów i innych miejsc w dawnej Galicji, bo wówczas panował jeszcze reżim covidowy. Można się było wyrwać z domu:) Oprócz Piotra orędownikiem projektu był Tomek Piechal, wówczas szef dokumentu w TVP. Ze względu na wagę projekt toczył się wolno i nie ma sensu egzegeza jego długiej papierowej drogi. Dobrym duchem projektu była zawsze Agnieszka Balicka z Agencji Kreacji Publicystyki i Dokumentu, dzielnie popychali nasza syzyfową kulę producent Ireneusz Niewolski i młoda adeptka sztuki produkcyjnej Sara Bytnar - o tej pracowitej i ambitnej osobie jeszcze usłyszymy. 🙂 Ze strony FiNA prace prowadziły niezawodne specjalistki - panie Marta Pawłowicz i Marzena Adamczyk. Wydawało się, że w pewnym momencie projekt stanął, ale otrzymałem wezwanie na spotkanie do TVP. Przychodzę do wskazanego pokoju, a tam spotykam Marka Zająca, znajomego filmowca (polecam jego serię o szpiegach PRL), teraz w roli wiceszefa Biura Programowego TVP. "Czytałem scenariusz Witosa. Nie ze wszystkim się zgadzam, ale trzeba robić". To był kwiecień tego roku. Kręciliśmy już wcześniej - w Wierzchosławicach, na Morawach i Śląsku Cieszyńskim. Nie startowaliśmy od zera. Podstawową trudnością było zrobienie scen fabularnych i tu w sukurs przyszedł mi Boguś Słupczyński, wybitny twórca teatralny z cieszyńskiego Studia Sztuki. W zeszłym roku zrobiliśmy film o Konstantym Kalinowskim, przywódcy powstania styczniowego na Litwie i Białorusi i wtedy Cieszyn zagrał Wilno, a Bielsko Petersburg. Sceny aktorskie udały się znakomicie. No i lecimy dalej, powiedzieliśmy sobie. Do "Witosa" również aktorów wybrał Bogusław. I zrobil to doskonale, co potwierdziły opinie na kolaudacji w TVP. Sam Bogusław zagrał Naczelnika Piłsudskiego - kiedy Magda Malejko-Gryziak, nasza charakteryzatorka skończyła swoją pracę, to zatrzymaliśmy się w zdumieniu jaki efekt podobieństwa udało się uzyskać.
Reżyserowaliśmy na planie wspólnie, ale większość scen wymyślił Boguś, ja niektóre korygowałem ze względu na konieczność zachowania realiów epoki. Wydawałoby się, że owo "ucieranie" scen to przepis na klęskę, ale pracowało się nam bardzo dobrze. Sceny mówione - dialog Witosa z Lieberamannem i z córką Julianną napisałem na podstawie wspomnień Witosa, nie są one wymyślone zupełnie, co warto podkreślić. Sam przyznaję się najchętniej do ostatniej sceny, kiedy pan Jerzy Głybin ("stary" Witos) idzie polem; chciałem uzyskać tzw. "efekt Boryny". Spytałem potem pana Jerzego co mówił pod nosem kiedy zdejmował kapelusz. "Kłaniam się chłopu, robotnikowi i Ludowemu Wojsku Polskiemu" - odparł ze śmiechem nestor sceny Teatru Śląskiego. Oprócz niego i Michała Piotrowskiego (razem panowie grali ostatnio w przedstawieniu Jana Klaty) w filmie wystąpili aktorzy z Teatru Polskiego w Bielsku-Białej oraz byli, obecni i przyszli bywalcy scen cieszyńskich. Nie wypada mi nikogo wyróżniać, bo wszyscy zagrali na 100 procent. Bezbłędnie wypadli także rekonstruktorzy - żołnierz i oficer WP oraz kierowca oldtimera, który przyjechał po naszego Witosa na wieś pod Cieszynem. W przypadku zawodowych rekonstruktorów sprawdza się powiedzenie, że ilość przechodzi w jakość. jak ktoś się tym zajmuje długo i wytrwale to sam wie i co ma robić. Oni też nas chronili przed wpadkami merytorycznymi dotyczącymi umundurowania i innych detali z epoki. Ekipie realizacyjnej poświęcę za jakiś czas osobny post, bo zrobili dużo i dobrze. Mój wieloletni współpracownik - Grzesio Iwanicki - operator i montażysta - miał małą depresję przed zdjęciami fabularnymi. Bo co film to wchodzimy w coraz trudniejszą materię realizacyjną... "Twoja depresja przy mojej, jest doprawdy śmieszna" = odpowiedziałem wtedy słowami z rysunku Andrzeja Mleczki. Humor ratował nas wiele razy podczas realizacji tego projektu. Nie bez znaczenia była także życzliwość prawnuka Witosa - Marka Steindla i jego syna Marcina, wybitnego architekta. Szefowie dwóch muzeów - dr Janusz Gmitruk Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego i dr Janusz Skicki z Muzeum Witosa we Wierzchosławicach od początku z niezwykłą życzliwością odnieśli się do projektu i wspierali mnie radą oraz materiałami. Wróćmy jednak do Cieszyna, bo tu się wszystko kończy i zaczyna 🙂 Muzeum Śląska Cieszyńskiego to gotowy plan filmowy i po raz kolejny jego podwoje otworzyła przed nami dyrektor Irena French. Tesinskie Divadlo pozwoliło nam za darmo wykorzystać stroje (w Teatrze działa scena polska na bardzo wysokim poziomie, którą polecam). Dawne kasyno zagrało Urząd Rady Ministrów, a jedna z willi na ulicy Błogockiej zagrała kamienicę na Górnośląskiej, gdzie mieszkała wdowa po Władysławie Reymoncie. Z kolei po czeskiej stronie Bogusław znalazł piwiarnię, która pasowała do epoki lat 30., bo nikt jej chyba od tamtej pory nie remontował 🙂 Mógłbym jeszcze długo mówić o produkcji np. o tym jk Krzysiek Cis odnalazł w Goleszowie stare ławki szkolne, pomalował je i zawiózł je do skansenu w Ślemieniu. Gdybyśmu mieli nakręcić making off, to trwałby dłużej niż godzinny "Witos" i byłby równie emocjonujący 🙂 Dziękuje wszystkim zaangażowanym w projekt. Efekty naszej pracy dziś późnym wieczorem.