18/12/2025
Krzysiek siedział na wózku inwalidzkim i wpatrywał się przez zakurzone okno w podwórko szpitalne. Nie miał szczęścia – z okna jego sali roztaczał się widok na wewnętrzny dziedziniec z zacisznym skwerkiem, kioskiem i klombami, ale prawie nigdy nie było tam ludzi.
Do tego była zima, więc pacjenci rzadko wychodzili na spacery. Krzysiek leżał sam. Tydzień temu jego współlokatora, Janka Kowalskiego, wypisano do domu, i od tamtej pory chłopak czuł się jeszcze bardziej samotny.
Janek był towarzyski, pełen życia i znał milion historii, które opowiadał z przejęciem, jak prawdziwy aktor. Bo i był aktorem – studiował na trzecim roku szkoły teatralnej. W jego towarzystwie nie można się było nudzić. Do tego codziennie przychodziła do niego mama, przynosząc pyszne ciasta, owoce i słodycze, którymi chętnie dzielił się z Krzyśkiem.
Razem z Jankiem z sali zniknęła jakaś domowa atmosfera, a teraz Krzysiek czuł się bardziej samotny niż kiedykolwiek.
Jego przygnębienie przerwała wchodząca pielęgniarka. Gdy na nią spojrzał, zrobiło mu się jeszcze smutniej – zamiast sympatycznej młodej Asi przyszła wiecznie pochmurna i niezadowolona Zofia Stanisławówna.
Przez dwa miesiące w szpitalu nigdy nie widział, żeby się uśmiechała. Miała też głos pasujący do jej wyrazu twarzy – ostry, szorstki i nieprzyjemny.
– No co się rozsiadłeś? Marsz na łóżko! – warknęła, trzymając w ręce strzykawkę z lekami.
Krzysiek westchnął, posłusznie zawrócił wózek i podjechał do łóżka. Zofia Stanisławówna sprawnym ruchem pomogła mu się położyć i szybko przewróciła go na brzuch.
– Spodnie zdejmij – rozkazała, a Krzysiek posłusznie się podporządkował… i nic nie poczuł. Zofia Stanisławówna robiła zastrzyki mistrzowsko, za co chłopak zawsze w duchu jej dziękował.
"Ciekawe, ile ona ma lat?" – myślał, patrząc na pielęgniarkę, która teraz skupiona macała żyłę na jego wychudzonej ręce. "Pewnie już emerytka. Mała emerytura, musi pracować, dlatego taka zła."
Tymczasem Zofia Stanisławówna wbiła cienką igłę w bladoniebieską żyłę Krzyśka, zmuszając go tylko do lekkiego grymasu.
– No, koniec. Lekarz był dzisiaj? – zapytała nagle, już przygotowując się do wyjścia.
– Nie, jeszcze nie – pokręcił głową Krzysiek – może później wpadnie…
– No to czekaj. I przy oknie nie siedź – przewieje, już i tak wyglądasz jak szczapa – powiedziała i wyszła z sali.
Krzysiek chciał się obrazić, ale nie mógł – w jej słowach, mimo szorstkości, wyczuwał troskę. Nawet taką, bo nie znał innej…
Krzysiek był sierotą. Rodzice zginęli, gdy miał cztery lata. W ich wiejskim domu wybuchł pożar, a on jako jedyny przeżył. Przypominała mu o tym blizna na ramieniu i nadgarstku – matka, ratując go, wyrzuciła przez rozbite okno na zaspę śnieżną tuż przed zawaleniem się palącego się dachu.
Tak trafił do domu dziecka. Miał krewnych, ale nikt nie kwapił się go przygarnąć.
Po matce odziedziczył łagodny charakter, marzycielskość i zielone oczy, a po ojcu – wysoki wzrost i talent do matematyki.
Pamiętał rodziców słabo, tylko urywki: matkę na wiejskim festynie, ojca, który nosił go na barana, i rudego kota o imieniu Mruczek albo Puszek… Poza tym nie miał nic – nawet rodzinnych zdjęć, bo spłonęły w pożarze.
W szpitalu nikt go nie odwiedzał – nie miał komu. Gdy skończył osiemnaście lat, dostał od państwa pokój w akademiku na czwartym piętrze.
Samotność mu nie przeszkadzała, choć czasem ogarniała go taka tęsknota, że chciało mu się płakać. Z czasem się przyzwyczaił, a nawet polubił ciszę. Ale widok dzieci z rodzicami na placu zabaw czy w sklepie zawsze budził w nim gorycz.
Po szkole chciał iść na studia, ale nie zdał – poszedł do technikum. Tam mu się spodobało, ale z kolegami z grupy się nie zżył. Cichy i zamknięty, wolał książki od hałaśliwych imprez.
Z dziewczętami też nie miał szczęścia – jego skromność nie pociągała, gdy obok byli bardziej pewni siebie chłopcy. Do tego w wieku osiemnastu lat wyglądał na szesnastolatka.
Dwa miesiące temu, spóźniając się na zajęcia, poślizgnął się w przejściu podziemnym i złamał obie nogi. Złamania były poważne, goiły się długo, ale ostatnio było już lepiej.
Martwił się tylko, jak sobie poradzi w akademiku…
📜 Kolejna część czeka na Ciebie w komentarzach ⬇️🗯️