03/08/2025
Na skraju szeleszczących łanów zbóż i mrocznej ściany drzew błąkał się mały, rudy kotek. Miał na imię Ifryt – imię zrodzone z cichego uporu i żaru, który wciąż tlił się pod wynędzniałą, drżącą sierścią.
Ifryt od wielu dni przemierzał pola i lasy. Sierść miał posklejaną deszczem, żebra wystawały spod futerka, a łapy drżały z osłabienia, bo nikt nigdy nie pokazał mu, jak upolować mysz ani gdzie schronić się przed wiatrem. A jednak w maleńkim sercu nosił niezachwianą pewność: jeśli podaruje komuś miłość, miłość wróci do niego.
W chłodny zmierzch dostrzegł na skraju lasu niewielki dom. Ifryt podreptał pod drzwi, cichutko zamiauczał i położył się na progu. Kiedy drzwi się otworzyły, zobaczył rodzinę — i pomyślał: „To ich obdaruję moją miłością”. Pierwszy przytulas i pierwszy mruczek wystarczyły, by zapadła decyzja: zostaje tu na dobre.
Ludzie okazali się troskliwi. Leczenie, czyszczenie uszu czy czesanie futerka nie należały do przyjemności, ale w zamian były przytulaski, buziaki, pachnące jedzenie i ciepły kocyk.
W domu mieszkała też czarna jak noc starsza siostra — fukała dla zasady, lecz pozwalała spać w swoim legowisku i bawić się swoimi zabawkami — oraz większy starszy brat, który czasem podjadał z jego miski, ale dbał o lśniące futerko i lubił zasypiać tuż obok.
Ifryt szybko odkrył nowe pasje. Z zapałem oglądał i czytał „Solo Leveling”, dzięki czemu otrzymał domowy tytuł Kotka Rangi E. Podczas rodzinnych sesji „Oathsworna” wyobrażał sobie, że jest jednym, z dzielnych Zaprzysiężonych, którzy walczą ze złem w lesie. Bo on przecież też był dzielny w lesie.
Ifryt był również zwierzęcym towarzyszem podczas przygód w krainie Avel oraz jednym z detektywów, którzy próbowali złapać Liska Urwiska. Ifrytek lubił jak na niego czasem mówili Ifan Ben Mezd, bo słyszał, że był niezwykle silnym i zręcznym bohaterem, który też miał w życiu trudno. Ifryt może trochę nie rozumiał tej całej karcianki "Flesh and Blood", ale podobało mu się, że na niektórych kartach były kotki. Ifryt lubił też słuchać o Maomao z "Zapisków Zielarki", bo miał nadzieję, że może tam odnajdzie przyczynę swojej choroby.
Mijały tygodnie. Choroba wciąż odbierała mu siły, lecz Ifryt nie tracił pogody ducha. Mruczał najgłośniej, jak potrafił, i grzał kolana każdego, kto akurat usiadł.
Aż pewnego dnia Ifryt poczuł, że nadszedł czas wyruszyć ku kolejnemu kociemu życiu — może do innego domu, a może w zupełnie nowe miejsce, gdzie znów podzieli się miłością. Może gdzieś już mruczy na nowych kolanach, oddając czułość równie bezwarunkowo, jak wtedy, gdy po raz pierwszy stuknął łapką w drzwi domu na skraju lasu.