08/07/2025
Jest to naprawdę mocny, choć niekrzykliwy tekst:
Populizm stał się jednym z dyżurnych terminów w dzisiejszej debacie publicznej. O bycie populistami, składanie populistycznych obietnic czy populistyczne zagrywki oskarżają się w zasadzie wszystkie strony sceny politycznej. Przeciwko populistom organizuje się wyborcze kordony sanitarne. Zagrożeniem ze strony populistów uzasadnia się zarówno konieczność porzucenia własnych przekonań i głosowanie na „mniejsze zło”, które zatrzyma „zło większe”, jak i strategie polegające na przejmowaniu postulatów populistów po to, by odbić część ich elektoratu. Ta spektakularna kariera pojęcia populizmu ma jednak swoją cenę. Mawiamy czasem, że słowo, które używane jest na prawo i lewo, luźno, niedbale i pochopnie, doznaje inflacji. Przestaje cokolwiek znaczyć i staje się raczej retoryczną pałką do bicia niż precyzyjnym i poznawczo płodnym konceptem. Niesie to ze sobą określone skutki, wykraczające dalece poza przełożenie na jakość i uporządkowanie dyskusji specjalistycznych. [...] Maria Pia Lara w tekście poświęconym pojęciowej analizie terminu populizm stwierdza dobitnie: jeżeli zostawimy na boku abstrakcyjne rozważania o tym, co jest, a co nie jest populizmem, a zamiast tego przyjrzymy się, kto jest nazywany populistą we współczesnym kontekście, to okaże się jasne, że populistą jest ten, kto postrzegany jest jako adwersarz neoliberalizmu. Nie chodzi o to, że wszyscy, którzy nazywani są populistami, w swojej polityce faktycznie zrywają z neoliberalizmem. Prezenty podatkowe dla najbogatszych, prywatyzacje i deregulacje sektora publicznego czy traktowanie świata pracy i przyrody w kategoriach półdarmowych zasobów, charakteryzują przecież znaczną część twarzy obozu populistycznego, a oznaką ślepoty byłoby temu zaprzeczać. Rzecz w tym jednak, że głównonurtowych neoliberałów nigdy nie nazywa się populistami. Nawet jeśli forma ich polityki jest robiona pod publiczkę, cynicznie i z masą przekłamań, i nawet jeśli treść tej polityki zaczyna być kopiowana z programów populistów – jak dzieje się przecież coraz częściej – populizm zawsze jest przywarą „tamtych”, „tych złych”. [...] Belgijska filozofka Chantal Mouffe, w ostatnich latach wielokrotnie powtarzała, że przez to, iż populizm jest traktowany jak gangrena demokracji, której to gangreny należy się pilnie pozbyć, a nie jako jej konieczny żywioł, polityka osuwa się w dwie formy antydemokratyczne: technokrację i sanację. Obie są motywowane wyższą koniecznością zatrzymania populistów: technokracja jako deklaratywnie apolityczne i „obiektywnie racjonalnie” zarządzanie, z dala od ideologii, emocji i populistycznych obietnic, jest tak naprawdę wyrazem ideologii neoliberalnej, która naturalizuje wolny rynek i konsekruje figurę „niezależnego eksperta”. Sanacja tymczasem, wyrażana w terminach moralnych i estetycznych, zakłada zjednoczoną mobilizację „dobrej” i „zdrowej” części społeczeństwa przeciwko części „złej” i „zepsutej”. [...] Rzeczą uderzającą jest to, jak bardzo krucjaty antypopulistyczne przeciwko populistom przyjmują kształt zadziwiająco podobny do tego wszystkiego, przed czym mają nas obronić. Skonfrontujmy pokrótce zbawców demokracji z barometrem populizmu, którym tak lubią mierzyć swoich antagonistów. Grubociosany podział „my/oni”, rozpisany po liniach „dobro/zło”, „norma/patologia”, „prawda/kłamstwa”, „rozum/emocje”, „obywatele/demagodzy”? Wyśmiewanie drugiej strony jako zindoktrynowanych i przekupionych ciemniaków? Konstruowanie biologizującego wizerunku pisiora, rednecka, przegranego globalizacji, podatnego na bakcyla populizmu? Wyjaśnianie sukcesów wyborczych drugiej strony teoriami spiskowymi: propagandą telewizyjną, fake kontami w social mediach i trollami z zagranicy? Strach przed utratą statusu w wyniku wprowadzenia świadczeń socjalnych i zakwestionowania domyślnej pozycji prawomyślnych autorytetów? Udział w wiecach politycznych zorganizowanych wokół urojonych lub nadmuchanych ponad miarę zagrożeń (jak Polexit, n-ty pogrzeb demokracji czy udział w „ostatnich wolnych wyborach”) czy jednoczenie się wokół pustych haseł pozbawionych konkretów? Potrzeba sporo jednostronności, by populistyczne skłonności przypisać wyłącznie jednej stronie. A jednak mimo to składanie obietnic wyborczych bez pokrycia i nierealizowanie ich, kontynuowanie kursu po poprzednikach-populistach czy posługiwanie się zideologizowanymi manipulacjami w rodzaju „deregulacja rynku pracy poprawi jakość życia” – wszystko to uchodzi obozowi liberalnemu na sucho. Populistyczni są zawsze związkowcy, nigdy pracodawcy; zawsze ruchy społeczne, nigdy „niezależni eksperci”; zawsze reprezentanci klas ludowych, nigdy inteligenci.
Na nasze łamy wrócił po długiej przerwie Łukasz Moll i napisał ten tekst o populizmie. Tekst na... 20 stron. Ale długo nie oznacza nudnie. Autor nie bierze jeńców i nie kłania się narracji liberalnych elit. Cały tekst w nr 97 naszego pisma.
Numer 97 Nowego Obywatela poświęciliśmy w całości populizmowi. 140 stron o tym zjawisku. Numer w całej Polsce w Empikach w wersji papierowej. Wersja elektroniczna dostępna u nas wysyłkowo. Niedrogo, a w prenumeracie jeszcze taniej. Zapraszamy na zakupy i do lektury: https://nowyobywatel.pl/sklep/