Filmowa Góra

Filmowa Góra Festiwal Filmowy Kino Poza Kinem Filmowa Góra, stanowiący część Europejskich Ogrodów Sztuki je

25/05/2025

Pierwsze czytanie scenariusza było "najbardziej przerażającym momentem" w karierze Meryl Streep. Aktorka nie tylko uczyła się swoich kwestii po polsku, ale również postanowiła poznać historię naszego kraju. Wcześniej do tej roli przymierzała się Krystyna Janda, której zabroniono udziału w produkcji.
Link w komentarzu 👇

05/05/2025

"To właśnie Anglia", albo obserwacja rodzącej się nienawiści i obraz odrzucania jamajskich wpływów w ruchu skinheadów. Można film czytać dosłownie jako historię o dorastaniu (na głównym planie) oraz podgląd na rozrastający się nowotwór w społecznej tkance. I chyba tak będę podchodzić do tego zimnego, surowego i nakręconego w brudnej stylistyce filmu Shane'a Meadowsa z imponującą rolą Stephena Grahama.

Przede wszystkim towarzyszymy 12-letniemu Shaunowi. Młody chłopak chłonie jak gąbka, wiadomo. Dorasta, a znajomość i nawet przyjaźń z paczką skinheadów jest dla niego wydarzeniem formującym. Ale ci skinheadzi, to w rzeczy samej równe chłopaki. Próbują jakoś egzystować na tle jałowego krajobrazu. To lata 80., bezrobocie wkracza na każdy teren, a przedstawiona grupa skinheadów wciąż jeszcze kultywuje "tradycje" z czasów powstania subkultury. Wpływy jamajskie są znaczące, w ich szeregach jest przecież czarnoskóry Milky, do rany przyszło jegomość. Tutaj panuje pełna akceptacja. To mała rodzina. Charakterystyczny styl, ubranie, pewna maniera, ogolone głowy. Jasne, to wszystko jest, ale reżyser chciał na przykładzie swojego coming-of -age pokazać zachodzące zmiany nie tylko w życiu i dorastaniu małego Shauna, ale również zmiany zachodzące w opisywanej subkulturze.

Kłopoty w raju.

Tak, "raj" to duże słowo, ale musiało się pojawić by przedstawić różnicę, zmianę, zmącony spokój w paczce z chwilą przybycia Combo. Combo wyszedł z więzienia i próbuje w grupie dominować. Nie ma z tym problemu, jest silny, jest twardy i zasiewa nowe ideały na poletku u starych znajomych. Grupa się podzieliła, bo nie wszystkim idą w smak głoszone przez Combo nacjonalistyczne poglądy. Wdziera się tu polityka, Anglia dla Anglików, pojawiają się oznaki jawnej nienawiści wycelowane w obcokrajowców. Grupa skinheadów rzeczywiście się dzieli, niestety Shaun zostaje z Combo.

Chłopak jest podatny na wszystko, jego tata zginął w wojnie o Falklandy (to ważne tło dla filmu), Combo staje się jakimś substytutem ojca. Tutaj zaczyna wdzierać się groza, a Shane Meadows zdaje sobie sprawę, że nie może być taryfy ulgowej. Jego film robi takie ogromne wrażenie, bo jest brutalnie szczery.

Ta historia nie jest przełomowa, w zasadzie od początku wiemy w którą stronę pójdzie. "To właśnie Anglia" nie może się dobrze skończyć. Ostatnie 20 minut to jeden z najbardziej dojmujących filmowych finiszów, przerażający spektakl nienawiści, apogeum przemocy i dramatyczny wizerunek tego, do czego prowadzi ksenofobia. Byłem tak samo przerażony jak wszyscy biorący udział w finale, a Stephen Graham autentycznie przeraża. Nacjonalizm i rasizm to zło, każdy przejaw powinien być piętnowany.

Shane Meadows (dwa lata wcześniej Meadows nakręcił "Buty nieboszczyka", jeden z lepszych filmów XXI wieku) wygrał, bo nakręcił swój film tak jak robił to choćby Harmony Korine filmując niezapomniany "Gummo". To ten sam rodzaj wrażliwości i ten sam poziom autentyzmu. Nie jest to więc film łatwy w odbiorze. Istotą seansu jest tu ból, który dotyka społeczeństwa, w momencie gdy ludzie w związku z uprzedzeniami zaczynają sobą pogardzać.

"To właśnie Anglia" jest pod tym względem doskonały. Aktorzy dali z siebie wiele, o Grahamie nie sposób wypowiadać się inaczej jak w samych superlatywach. Anglia jest brudna, nieprzyjemna, ale dałoby się w niej żyć gdyby nie taki Combo, który po prawdzie jest zwykłym sfrustrowanym facetem w głębokiej depresji. I niestety wyszedł z więzienia.

________
Tekst przeczytasz również na blogu. Link w komentarzu. Zapraszam.

22/04/2025

📖 Poznaj prosty sposób na zrozumienie ustawień aparatu i zacznij robić zdjęcia, o jakich marzyłeś! Pobierz nasz e-book!

18/03/2025
Warto przeczytać...
08/03/2025

Warto przeczytać...

Pan Ryszard Kotys rzadko udzielał wywiadów, a może też niewielu o wywiad zabiegało. Po obejrzeniu "Erratum" Marka Lechkiego, bardzo zapragnąłem osobiście poznać aktora. To było wzruszające spotkanie. I dobra rozowa. Tak wiele opowiedział wtedy o sobie, o kolegach z roku - Cybulskim, Kobieli, Jędrusik, pierwszym powojennym pokoleniu aktorskim.

Cały wywiad tutaj: https://e-teatr.pl/nie-tylko-pazdzioch-a120219

(...)
Według bazy „Filmu Polskiego” – zagrał Pan prawie w dwustu polskich filmach i serialach. Jest Pan jednym z absolutnych rekordzistów w tej dziedzinie. Czy nie jest Panu trochę przykro, że większość widzów identyfikuje Pana przede wszystkich z rolą Paździocha w „Świecie według Kiepskich”?

Nie, bo większość filmów, o których pan wspomina, to były drugo- albo trzecioplanowe role. Zapamiętywano moją twarz, ale niewiele więcej. A Paździoch to jednak rola główna, która na trwałe wpisała się w pamięci widzów. Kiedyś drażniło mnie, że idąc ulicą, wciąż słyszałem komentarze w rodzaju: „Zobacz, Paździoch idzie”. Ale z czasem się przyzwyczaiłem. Czuję, że jestem przez ludzi akceptowany. Oczywiście, jest mi bardzo miło, kiedy podczas spotkań z publicznością, widzowie pamiętają mnie nie tylko z roli Paździocha.

Cenię Pana wspaniałe, chociaż drugoplanowe kreacje w filmach Andrzeja Barańskiego, Edwarda Żebrowskiego czy Wiesława Saniewskiego.

Saniewski obsadzał mnie wbrew stereotypowi. Zagrałem u niego poważnego konsula w „Sezonie na bażanty”, albo dyrektora Lamusa w „Wolnym strzelcu”. Mówił, że tak właśnie mnie widzi.

Ale to były wyjątki, bo zazwyczaj był Pan obsadzany według określonego klucza osobowego: grając chłopów, milicjantów (policjantów), robotników.

Takie mam warunki fizyczne. Nie ma sensu z tym walczyć. Kilka lat temu udzielałem wywiadu łódzkiemu radiu. Mówiłem o ulubionych książkach, muzyce, o kinie. Po audycji zadzwonił do mnie znany reżyser. Powiedział: „Nie znałem pana od tej strony. Zrobił pan na mnie wspaniałe wrażenie. Mam dla pana idealną rolę. Jeszcze kogoś takiego pan nie zagrał. To będzie odkrycie”. Po jakimś czasie, rozemocjonowany, przyjechałem na plan. Spotkałem się z produkcją filmu, otrzymałem scenariusz. Zadowolony, zapytałem: „No to kogo gram tym razem”. „Jak kto kogo? Oczywiście, pułkownika policji” – usłyszałem. Roześmiałem się, po rozpoczęciu zdjęć ośmieliłem się zagadnąć tego reżysera: „Miał pan rację, tym razem gram coś niewiarygodnie oryginalnego”…

Na przestrzeni kilkudziesięciu lat Pana zawodowej drogi, spotkał się Pan z większością polskich reżyserów.

Szczególnie miło wspominam pracę z Agnieszką Holland, Sylwestrem Chęcińskim czy z Januszem Majewskim, ale trudno wyróżniać kogokolwiek.

W 1953 roku skończył Pan szkołę aktorską w Krakowie. To był chyba najlepszy rocznik w historii tej uczelni. Razem z Panem studiowali m.in. Bogumił Kobiela, Kalina Jędrusik, Zbigniew Cybulski czy Leszek Herdegen.

Wszyscy byliśmy młodzi, ale mieliśmy za sobą ponure doświadczenia wojenne. Różnił nas wiek, wspomnienia, łączyła pasja życia i nadzieje. Należałem do grona najmłodszych studentów. Kiedy dostałem się do szkoły, miałem zaledwie siedemnaście lat, pozostali koledzy byli starsi ode mnie o pięć, sześć lat. Niektórzy wcześniej studiowali, inni kończyli jakieś kursy. A ja byłem tak zwanym prawdziwkiem. Patrzyłem na świat i Kraków szeroko otwartymi oczami.

To był dopiero drugi rocznik w historii tej uczelni?

Tak, na pierwszym, studiowali późniejsi wybitni reżyserzy – Janusz Warmiński i Jerzy Jarocki. Mieliśmy duży udział w budowaniu profilu szkoły. Kształtowaliśmy jej działalność od strony programowej, kontaktowaliśmy się ze studentami wydziałów aktorskich w innych ośrodkach w kraju. W tym czasie w Warszawie rozpoczynali studia m.in. Ignacy Gogolewski, Lucyna Winnicka i Romek Kłosowski. W Łodzi uczyli się Mieczysław Stoor, Bogusław Sochnacki i twórca „Nocy i dni” – Jerzy Antczak. Halina Gryglaszewska prowadziła w Krakowie wspaniały teatr dla młodzieży, Jerzy Jarocki przysyłał nam z Moskwy tłumaczenia Stanisławskiego i Michaiła Czechowa. W naszym kole naukowym pojawił się charyzmatyczny Jerzy Grotowski…

To było mocne, pokoleniowe wejście. Wspólnie tworzyliście nowy typ aktorstwa filmowego i teatralnego w Polsce.

W jednym miejscu spotkała się grupa różnych indywidualności. Wzajemnie się uzupełnialiśmy. Cały czas przebywaliśmy razem. Jeździliśmy na obozy młodzieżowe, chodziliśmy na prywatki. W tym czasie, po raz pierwszy, przepracowaliśmy słynną metodę Stanisławskiego. Wdrożenie jej w życie było inicjatywą koła naukowego studentów ówczesnej PWSA.

Jak wtedy zachowywały się późniejsze legendy polskiego kina: czy Jędrusik od razu była skandalistką, a Kobiela – dowcipnisiem?

Skądże. Bobek Kobiela był po prostu radosny, a Kalina była sympatyczną, skromną dziewczyną. Żadnych skandali. Oczywiście, od początku Kalina miała niewątpliwy s*x appeal, ale nie robiła z tego użytku. Przede wszystkim pięknie śpiewała. Zafascynowany jej interpretacjami Dejmek już po pierwszym roku chciał ją zaangażować na etat.

A Cybulski?

Sportsmen i działacz. Aktywnie uczestniczył w działalności AZS. Kiedy jeden z naszych kolegów miał szansę zdobyć medal na ogólnopolskim turnieju, Zbyszek codziennie kupował mu z własnych oszczędności bułki i mleko.

To chyba niewielki wydatek?

Musi pan pamiętać, jakie to były czasy. Myśmy wtedy po prostu biedowali. Mieliśmy koszmarne wspomnienia wojenne. Często brakowało na jedzenie. Ze wszystkich roczników szkoły teatralnej tylko Bobek Kobiela miał zegarek, z kolei kolega z niższego roku dysponował jedyną marynarką. Kiedy szliśmy na egzamin, pożyczaliśmy od niego żakiet, a ponieważ był raczej mikrej postury, wyglądaliśmy w tej marynareczce dosyć komicznie. Zegarek pożyczaliśmy natomiast od Kobieli na randki, żeby zaszpanować przed dziewczynami.

Właściwie dlaczego został Pan aktorem?

To jest pytanie, na które nie potrafię odpowiedzieć. Nie było wtedy telewizji, nie jeździło się do teatru, a ja byłem chłopcem ze wsi. W szkole średniej występowałem w przedstawieniach, recytowałem wiersze. Pomyślałem – dlaczego by nie spróbować? Pojechałem na egzaminy i zdałem za pierwszym razem. Nie ma w tym żadnej filozofii.

Rodzice nie byli na Pana źli, że wybrał Pan tak ekscentryczną profesję?

Nie. Myślę że oni nie mieli pojęcia, co to znaczy. Ale jako ludzie z natury mądrzy i uczciwi przeczuwali, że ich syn znajdzie się w ciekawym miejscu, wśród interesujących ludzi. I mieli rację.
Skąd Pan pochodzi?

Z Mniowa, niewielkiej wsi pod Kielcami.

Do Kielc powrócił Pan zaraz po szkole, występując w tamtejszym teatrze.

Nie mogłem trafić lepiej. Teatrem kieleckim kierowało wówczas zasłużone dla polskiego teatru małżeństwo Byrskich. W bardzo smutnych czasach socrealizmu wydawali się ludźmi z innego świata. Kulturalni, wykształceni, inteligentni. Ale cały mój rocznik nie mógł długo usiedzieć w jednym miejscu. Co tydzień mieliśmy nowe pomysły. Wspólnie m.in. ze Zbyszkiem Cybulskim wymyśliliśmy, że będziemy robili teatr na prowincji – chodziło o Sosnowiec. W końcu jednak Kobiela, Jędrusik i Cybulski trafili na Wybrzeże, tworząc cudowny Teatrzyk Bim‑Bom, natomiast ja znalazłem się w Nowej Hucie, będąc częścią zespołu nowo powstałego Teatru Ludowego.

Pracował Pan tam m.in. z Franciszkiem Pieczką i Witoldem Pyrkoszem.

W Ludowym powstały wtedy wybitne przedstawienia. Pod wodzą Krystyny Skuszanki i Jerzego Krasowskiego teatr stał się jedną z najmodniejszych scen w kraju.

W wieku 22 lat, w 1954 roku, zagrał Pan główną rolę Jacka w „Pokoleniu”, fabularnym debiucie Andrzeja Wajdy.

Warto przypomnieć odtwórców pozostałych ról w tym filmie, bo taka obsada już się nie powtórzy. Zgodnie z tytułem, to był wspólny, „pokoleniowy” debiut: Andrzeja Wajdy jako reżysera oraz Tadeusza Janczara, Romana Polańskiego, Tadeusza Łomnickiego, Urszuli Modrzyńskiej, Zbigniewa Cybulskiego i mój – w rolach aktorskich. Już wtedy było wiadomo, że ten młody reżyser będzie kimś wyjątkowym. Wajda był uważny i myślący. Uważnie wsłuchiwał się w to, co mieliśmy do powiedzenia.

A Polański?

Nieznośny facet. Uroczy, ale nadaktywny. Wszędzie było go pełno. Jeżeli nie zagadywał nas na planie, śpiewał piosenki, tańczył albo opowiadał dowcipy. Stale miał nowe pomysły, którymi natychmiast dzielił się ze wszystkimi. Taki chochlik. Razem z Tadziem Łomnickim wymyśliliśmy specjalny sposób na namolność Romka. Dyskutowaliśmy o fabułach nieistniejących filmów, a wtedy Polański dostawał białej gorączki, ponieważ – jako koneser kina, który oglądał chyba wszystkie filmy – nie wiedział, o jakim tytule rozmawiamy. Ale to były niewinne żarty. Tak naprawdę Polańskiego trudno było nie lubić. To był talent samorodny, jedyny w swoim rodzaju. Wszystkie uwagi, które na planie dawał Wajdzie, były celne. Na naszych oczach rodził się reżyser.

Czas zatoczył pętlę. Pięćdziesiąt siedem lat po nakręceniu „Pokolenia” i zagraniu w blisko dwustu filmach i serialach, niedawno, dopiero po raz drugi w życiu, dostał Pan szansę zagrania głównej roli. Rola ojca Michała (Tomasz Kot) w „Erratum” Marka Lechkiego to, moim zdaniem, wspaniała kreacja.

Bardzo dziękuję. Wspominam pracę nad tym filmem ze szczególną tkliwością. Zachwycił mnie scenariusz, w którym wiele było niedopowiedzeń. Kiedy poznałem reżysera, wydawało się, że wrażliwość i pewna nieśmiałość pana Marka Lechkiego mogą być przeszkodą w realizacji filmu. Stało się inaczej. Prawie nie mieliśmy pieniędzy, cały film powstał jedynie z dotacji Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Zrezygnowaliśmy z wyśrubowanych honorariów, robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, żeby film wyszedł jak najlepiej.

Tytuł filmu Lechkiego oznacza erratę, czyli wykaz (życiowych) błędów. Czy myślał Pan kiedyś o zrobieniu na własny użytek podobnego bilansu zysków i strat?

Nie, to czcze i niepotrzebne. Nie jestem święty, nigdy nie byłem. Jestem zwykłym, skromnym człowiekiem; z reguły grałem zwyczajnych – a zatem grzesznych – ludzi. Miałem dobre życie. A najważniejsze, że wszystko może się jeszcze zdarzyć.

16/12/2024

Krzysztof Zanussi opowiada o Warszawie. Zapraszamy.

05/10/2024

Czy w ogóle jest szansa nadać śmierci sens? Można próbować. W końcu życie jest od kostuchy potężniejsze. Tak mówią… Jan P. Matuszyński stworzył jeden z najpiękniejszych portretów pożegnania w polskim kinie.

14/03/2024

Dawnych filmów czar...

28/02/2024

🧡💛💚❤️ CHAPLIN LIVE – WANIA/ PRUCHNICKI/ JAROSZ 🧡💛💚❤️

MFF ZOOM-ZBLIŻENIA i Osiedlowy Dom Kultury zapraszają na prapremierowe wydarzenie:

Gala festiwalowa z pokazem filmu niemego „Dzisiejsze czasy” Charliego Chaplina i muzyką na żywo w wykonaniu zespołu ELEKTRIO

📹 09 marca 2024 godz. 19:00, Filharmonia Dolnośląska w Jeleniej Górze

Zespół ELEKTRIO, to trzech muzyków bardzo dobrze znanych jeleniogórskiej publiczności:
🎹 Dominik Wania – pianista jazzowy, pedagog. Niezwykle wzięty muzyk sesyjny. Grał z czołówką polskiej i zagranicznej sceny jazzowej (m.in. Tomaszem Stańko, Marcusem Millerem);
🎷 Tomasz Pruchnicki – saksofonista, kompozytor, eksperymentator. Absolwent i wykładowca Akademii Muzycznej im. K. Lipińskiego we Wrocławiu.
🥁 Przemysław Jarosz – perkusista jazzowy i pedagog. Absolwent Akademii Muzycznej im. Karola Lipińskiego we Wrocławiu. Wraz z Tomaszem Pruchnickim i Kajetanem Galasem (organy Hammonda) tworzy zespół Yarosh Organ Trio.

💚 „Dzisiejsze czasy” (1936) to film Chaplina, w którym po raz ostatni wykorzystuje on charakterystyczny wizerunek trampa – w meloniku, z nieodłączną laseczką – który przez lata przyniósł mu ogromną popularność. Produkcja ta również zamyka niemy okres twórczości wielkiego komika, stanowiąc jej piękne podsumowanie. Film ten jest satyryczną polemiką z przemianami dokonującymi się w otaczającej go rzeczywistości. Reżyser, wrzucając niewinnego bohatera w samo jej epicentrum, z właściwym sobie poczuciem humoru, ale jednocześnie bardzo krytycznie, odnosi się do wszechobecnego procesu technicyzacji. Chaplin sugeruje, zresztą nie bez racji, że mechanizacja, industrializm, na jaki zapanowała moda, nieodłącznie są związane z dehumanizacją zwykłej jednostki. „Dzisiejsze czasy” to jedna z najbardziej przejmujących wizji nakreślonych przez amerykańskiego twórcę.

📍 Pokaz filmu niemego odbędzie się po Gali Festiwalowej
🎫 bilety - 90 pln

🧡 01.02.2024, o godz. 14:00 – rusza sprzedaż biletów na Galę Festiwalową (online i stacjonarnie w Sekretariacie ODK)

Miasto Jelenia Góra Filharmonia Dolnośląska w Jeleniej Górze Filmowe Centrum Festiwalowe FILMFORUM.PL Karkonoska Informacja Turystyczna Yarosh Organ Trio

17/02/2024

Wizja przyszłości?

Adres

Zielona Góra

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Filmowa Góra umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Firmę

Wyślij wiadomość do Filmowa Góra:

Udostępnij