133 lata nieprzerwanej pracy piekarni parowej „Rynek” w Żywcu
Założycielem piekarni był Antoni Moliński (1857-1922). Zlikwidował on nie przynoszący zysku warsztat tkacki i zdecydował się zostać piekarzem. Był wówczas rok 1879, okres zaboru austriackiego. Od zarania rozwijała się ona bardzo dobrze - nowy zawód okazał się trafnie wybrany. Po dwudziestu latach pomieszczenie piekarni i dom okazały
się zbyt ciasne tak, że pradziad zdecydował się na kupno nowego, większego budynku, stojącego wówczas przy Rynku 137 (obecnie Rynek 9). Duża na owe czasy kamienica, należała wcześniej do dr Jana Szczudło (1848-1891), lekarza miejskiego, później pierwszego dyrektora szpitala. Pradziad nabył dom w 1897 roku za sporą na owe czasy kwotę 8500 złotych reńskich. Piekarnię ulokowano początkowo w obszernych piwnicach budynku - pamiętać przy tym należy, że poziom płyty rynku podniósł się od tamtych czasów o ponad metr. Obecne piwnice miały wtedy spore okna, były przestronne i widne. Do dzisiaj znajduje się tam czynna nadal studnia z doskonałą niegdyś wodą. Niewielki piec piekarniczy opalany był drewnem, spalanym wprost na płycie, na którą po wygarnięciu gorącego popiołu kładziono bochny chlebowe. Dwa koryta, we wnętrzu których dojrzewało ciasto, nakryte wiekami, pełniły równocześnie rolę stołów do wyrabiania ciasta i formowania chleba. Piekarze nosili wtedy długie do ziemi fartuchy, niezbędne przy ręcznym wyrabianiu ciasta, i ułatwiające przenoszenie go z koryta na stoły. Chleb sprzedawano nie tylko w Żywcu, ale także wożono go na Orawę, od Čadcy po Liptovsky Mikulas. Bywało, że jadąc na Orawę przed jarmarkiem św. Marcina, na biwaku przypadającym zwykle w okolicy przełęczy Glinne, zostawali zasypani śniegiem "na chłopa" głębokim i zmuszeni odczekać aż droga nada się do dalszej podróży. Chleb wtedy musiał być dobry na tyle, że ta zwłoka nie psuła jego jakości i towar zawsze dowożono do celu, z zyskiem go sprzedając. W cechu Antoni był przełożonym Towarzystwa Piekarzy i występował obok tak zacnych i znanych mistrzów jak: Franciszek Zyzak, Ludwik Dubowski, Józef Kleczyński, Antoni Hyliński czy Kajetan Ozaist. W 1898 roku pradziad przekazał zarząd Cechu Piekarzy, Stanisławowi Masnemu. Andrzej (1880-1958) przejął po ojcu piekarnię w 1904 roku i podjął dalsze prace nad jej unowocześnianiem i dostosowaniem do wymogów rynku. W 1908 roku buduje w podwórcu nowy budynek piekarni jeszcze z piecem opalanym drewnem, by tu w nowocześniejszych już warunkach ulokować piekarnię. Ciasto nadal wyrabiano rękami. Mąkę przywożono w workach jutowych o wadze 100 kg (chyba ludzie mieli wówczas więcej sił). Kontrola jakości mąki polegała na ściśnięciu mąki w garści, aby przekonać się czy nie jest zbyt wilgotna i na rozcieraniu między palcami. Na podstawie takiego badania ustalano i to na ogół trafnie, czy ciasto będzie dobrze rosło i na ile wypieki będą udane. Pierwotnie mąkę dostarczano z najbliższego młyna, potem (1920) pojawiło się w Żywcu i w Bielsku kilku hurtowników-Żydów, cieszących się na ogół opinią dobrych kupców. Dalsza modernizacja to budowa "pieca parowego2", według typowego projektu. Był on jednak duży i nie mieścił się w dotychczasowym budynku. Postawiono więc nowy, szerszy, a w nim oprócz pieca parowego opalanego węglem, wstawiono cudo ówczesnej techniki - elektryczną mieszarkę do ciasta. Ostatecznej przebudowy dokonano w 1924 roku, kiedy to oba budynki, ten od strony rynku i ten od ul. Szewskiej, połączono, dodając piętro z łazienkami, przebieralnią i sypialnią dla piekarzy (większość piekarzy spędzała tu cały tydzień, na niedzielę tylko wyjeżdżając do domów). Stołowali się u babki Ludwiki, jedząc w kuchni według starszeństwa: najpierw czeladnicy, na końcu uczniowie. Firma przyjęła nazwę "Piekarnia Parowa A.Molińskiego w Żywcu". Niewątpliwym sukcesem piekarni w tym okresie było zdobycie złotych medali na wystawach piekarniczych w Wiedniu i we Lwowie. Do przedsiębiorstwa dołączono dwie filie: w Żywcu przy ul. Kościuszki i w Węgierskiej Górce. Stworzono sieć stałych odbiorców w okolicznych wsiach, którym dostarczano pieczywo nawet kilka razy dziennie konnym furgonem, później dwoma samochodami. Nastał rok 1918, początek niepodległości Polski. W niedługim czasie dziadek został mistrzem piekarskim, prezesem Związku Cechów Rzemieślniczych i członkiem zarządu Izby Rzemieślniczej w Krakowie. Prowadzona przez niego i babkę Ludwikę piekarnia, rozwijała się znakomicie. Andrzej był radnym, założycielem Kasy Oszczędnościowej m. Żywca, założycielem gazowni itd. W uznaniu jego zasług dla rozwoju rzemiosła, Prezydium Rady Ministrów przyznało Andrzejowi, mistrzowi piekarskiemu i cukierniczemu Złoty Krzyż Zasługi (1931), zaś Minister Przemysłu i Handlu, odznakę za wybitne zasługi w pracy w rzemiośle (1935). W 1933 roku piekarnia przeszła w ręce syna Antoniego. Antoni (1907-1982), absolwent Państwowej Szkoły Ekonomiczno-Handlowej we Lwowie (1925) i słuchacz Wyższej Szkoły Handlowej w Warszawie (1928), po zdobyciu dyplomu mistrza piekarskiego, przejął w 1933 roku prowadzenie piekarni i jak się wkrótce miało okazać, był ostatnim piekarzem w rodzinie. Jesienią 1934 roku, gdy we dworze państwa Kępińskich w Moszczanicy zamieszkał Marszałek Józef Piłsudski, z kilku doskonałych piekarni żywieckich, zaopatrzeniowcy komendanta wybrali naszą. Odtąd każdego ranka kapitan Ziemiański, adiutant komendanta, podjeżdżał olbrzymią limuzyną, by kupić wybrane gatunki pieczywa. Najchętniej kupowane przez gości z Moszczanicy bułki, nazwano nieoficjalnie "piłsudkami". Pakowane w specjalne torebki z woskowanego papieru, zachowywały dłużej świeżość. Później próbowano je także wysyłać do Belwederu, ale po kilku spedycjach, ze względu na prawie dwunastogodzinną podróż, zaniechano tego przedsięwzięcia. II wojna światowa spowodowała konfiskatę piekarni. Przy Adolf-Hitlerplac, jak wówczas nazwano Rynek, na pustym dotąd balkonie zawisł na pięć lat, szyld "Bäckerei und Konditorei3. - George Weiss4". Piekarnia prowadzona jest przez mistrza Tadeusza Waluś wraz z rodzina która wiernie kontynuje tradycje technologiczne i wypiekowe niezmienne od lat.